Profil użytkownika

"Pisarz, któremu wydaje się, że jest namiastką Boga, jest na prostej drodze do paranoi".
D. V. Swain


komentarze: 103, w dziale opowiadań: 90, opowiadania: 52

Ostatnie sto komentarzy

Drabble z rodzaju tych, które budzą niepokój, bo przecież maszyny zyskują świadomość. Mnie jednak miniaturka zainspirowała, aby ocenić poruszany przez Ciebie problem, zmieniając perspektywę.

 

Czy lęk przed AI to jest już rasizm?

 

Masz zdolność wkręcania czytelnika w przeżycia bohatera. Szorowałem po jego emocjach jak stępka po żwirze w płytkiej rzece. Za to brawa oraz klik.

 

Dziwna jest ta wiedźma. Właściwie to kim ona jest? Z jednej strony świat przyszłości, z drugiej prastary las z chatką na smoczej nóżce. To satyra nowoczesności? Fajnie, jednak, trochę wali po oczach brak uzasadnienia istnienia wiedźmy-anomalii w świecie przyszłości.

 

Marta trochę jest jak Neo. Zrozumiała, że najważniejsza jest kotwica i dlatego jako pierwsza sforsowała obronę żywicieli. Czy jako Wybraniec poprowadzi kosmitów do zwycięstwa, by i oni, w końcu, mogli coś poczuć?

Czy zacznie się hodowla ludzi?

 

Finkla,

 

Moce złych – fakt, ale, mimo wszystko – nadal żyjemy! I, jak stonka ziemniaczana – przetrwamy. I to jest pocieszająca myśl!

Masz rację!

 

Jednak ośmielę się zapytać, bo mnie to od dawna nurtuje. Skoro „drożejące ceny” utarły się w języku polskim jako zwrot przenoszący konkretną informację, to:

 

  1. Czy nie przemawia to za legalizacją znaczenia zwrotu: „drożejących cen”, nawet jeśli sam zwrot mówi, że „traktor często jest częstopsujny? Czyli często psuje się często.”?
  2. W zw. z pkt 1, czy nie należy takich zwrotów traktować, coś jak idiomów?

Jabłoń-manipulatorka ludźmi… Świetny pomysł! A opowiadanie rewelacyjnie napisane. Ale i tak mam niedosyt, bo cięłaś po wątkach, a chciałbym, aby było dokładnie na odwrót. Abyś je rozbudowywała. Dlatego zalecam powieść. Im dłuższą, tym lepiej będzie się ją czytało.

 

I co z tymi mszycami? Jako szkodniki zapowiadają punkt zwrotny w opowiadaniu, a tu nic… Chyba to jest niedomknięty wątek?

Raz piszesz pułkownik, raz porucznik. Jeśli było ich dwóch, to ok. Jeśli szukasz synonimu, to może pułkownika zamienić na oficera?

 

Po przeczytaniu Królowej Renet dopadła mnie refleksja. Przecież postęp ma prowadzić ludzkość ku świetlanej przyszłości. Międzygwiezdne podróże, terraformowanie planet, itp. Dlaczego więc przyszłość w opowiadaniach SF jest zawsze taka straszna? Czyżby żaden autor SF nie wierzył w świetlaną przyszłość? Skoro tak, to może będzie lepiej dla ludzkości, jeśli zatrzyma ten cholerny postęp, aby uchronić ją przed Apokalipsą?

 

Nie jest źle, ale, w mojej ocenie, nie wyszedłeś poza Draft 1. Tak po prawdzie, to jesteś na jego początku. A potrzebny jest jeszcze drugi i trzeci. Co najmniej.

Babcia to już coś! I trochę wyjaśnia to jej altruizm. Bo chyba trochę trzeba go wyjaśnić, bo to altruizm jest właśnie wspólnym mianownikiem Marty i Janiny. 

Bomba! I to ta najgorsza, której nie da się rozbroić, bo emocjonalna. Pstryk jest również krytyką wyborów twardych serc. Bo ponad bezinteresowność, przedkładają materializm. Ale, aby tak czynić, świadomie, najpierw musiały uodpornić się na miłość. U Marty jest odwrotnie. Gdy zrozumiała, że jest człowiekiem, zaczęła mieć w głębokim poważaniu cały świat. Silny super-bohater!

Dobra wiedźma? Czy wiedźmy w ogóle mogą być dobre? To ciekawa sprzeczność, więc szkoda, że Autor nie wyjaśnił kim tak naprawdę jest Janina?

Wspaniałe opowiadanie. Ma głębię i duszę. Gratuluję! Szkoda porzucać temat.

Chyba nic nie może mieć większego napięcia niż dyskusja z sumieniem, a już gadka z nim w pętli, jest jak przesyłka. Otwierasz ją, a w środku trotyl o sile megatony. Bum! No, taka to niespodzianka od smerfa Anonima…

Dobrze napisany tekst, zdania wyostrzone jak sztylet do zabójstwa znienawidzonej żony. Fabuła, jak skryba. Co się ceni, za dużo nie gada. Wypadki się po prostu toczą, a nie wyjaśniasz, że to robią. Pierwsze zdanie wciąga w historię.

Od razu wpadłem, że Sumienie jest w zmowie z Salomeą. Że z diabłem, to już nie. A obiektywnie rzecz ujmując, to Krzywousty nie miał szans. Bo z diabłem można, ale z babą i diabłem, to już nikt nie wygrał! I powstał we mnie bunt. Bo co to za sprawiedliwość bez możliwości wyboru? No i jaka to głupota, skoro książę musiał działać pod butem determinizmu?!

 

Zupełnie przyzwoity tekst, aczkolwiek nie mogę pojąć pewnej sprawy. Dlaczego naukowcy nie połączyli kropek i nie wyciągnęli wniosków. Kwiaty i szkielety. Powinni od razu się domyślić, że istnieje związek pomiędzy tymi dwoma sprawami. Niby naukowcy, a eksplorując obcą planetę, zachowywali się, jak chłopacy z podstawówki na wycieczce, podczas zwiedzania Galerii Sztuki.

Opowiadanie ciekawe oraz sprawnie napisane. Chociaż mam wrażenie, że akcja stała w miejscu. Poza tym bohater o olbrzymich gabarytach, ale o bardzo małym rozumku, w opowiadaniu wzbudza sympatię. W powieści, takiej na sześćset stron, mógłby trochę irytować.

Naprawdę nie ma za co, świetnie się czytało. Masz wiedzę, dziękuję, że się nią dzielisz. Gratuluję tekstu! 

Wartościowy tekst, z którego dowiedziałem się mnóstwa ciekawych rzeczy. Nie miałem pojęcia, że tyle przedmiotów codziennego użytku jest dziełem córek Ananki. Dodatkowo Leonardy – windą do nieba, zwróciło moją uwagę na fakt, że cywilizacja, którą tak lubię, to w pewnym sensie jest suma wynalazków. Niby to jest oczywiste, jednak zwróciłem na to uwagę dopiero po przeczytaniu Twojego opowiadania.

Samolubny ten biały bóg. Przyszedł po serce, zabrał je i odszedł. I nic. Lagę położył na Armagedon, a nawet na swojego wyznawcę. W sumie to był takim samym draniem, jak ludzie, którym wytykał, że nie poświęcą się za kapłana. Zmiana zaś dotyczyła tylko głównego bohatera. Napatrzył się na obojętność swojego boga i przestał go czcić. Ale tak, chyba, postąpiłby każdy z nas, więc przesłanie traci na mocy.

Ciekawa historia, ale jakoś tak rozpuściła się w oczywistościach.

Dziękuję za wyjaśnienie. Wszystko jasne, ale teraz zastanawiam się nad czymś innym. I nie chodzi mi o Twój tekst, ale w ogóle o każdy inny. Czy opowiadanie powinno udzielać odpowiedzi dotyczących ekspozycji świata? A może pojechać po bandzie, zignorować fizykę alternatywnego uniwersum, nic nie tłumaczyć jak on działa, i skupić się tylko na przekazie?

 

Oczywiście, że nigdy nie sprawdzam przesyłki, jaką przekazuje mi kurier. Ale to jest mniej istotne, niż pytanie, jakie mi się nasunęło po przeczytaniu szorta. I nie chodzi o to, dlaczego kot i pies noszą to samo imię. Ambroży. Ciekawe jak brzmią ich nazwiska… Kleks? Nurtuje mnie jednak coś innego. Dlaczego kurierem jest duch? I zamiast wchodzić przez drzwi, używa do tego celu pralki? I jak przez pralkę można wnieść materialną przesyłkę? Pytanie goni pytanie, zagadka, zagadkę…

Słowa pisane ku pamięci. Dlatego nie przeszkadza brak ekspozycji. Bo tutaj najważniejsze jest przesłanie: Wbrew wszystkiemu nie daj się pokonać rozpaczy! W mojej ocenie, ten tekst jest również napisany ku pokrzepieniu serc. Najbardziej dla tych, które dały sobie wmówić, że pokonał je wewnętrzny krytyk.

Finklo,

 

Bardzo udane opowiadanie, które czytałem z zapartym tchem. Atak na święty gaj Florei trochę mi przypominał Pomnik Cesarzowej Achai Andrzeja Ziemiańskiego. Jak jego, tak i Twoja historia mnie wciągnęła, mimo tego, że z umiarkowaną rezerwą podchodzę do ekologii. Chociażby dlatego, że obrońcy przyrody biją na alarm używając osiągnięć cywilizacji. Dlaczego nie zamienią smartfonów na znaki dymne?

Guerro przegrał, ale dla przeciętnego zjadacza chleba lepiej by było, gdyby wygrał?

 

– Venito, zawsze pamiętaj, że zwrócenie się o pomoc do bogów to ostateczność. Oni są ogromni i tak potężni, że w ogóle nie dostrzegają pojedynczych ludzi, jak wichura nie przejmuje się liściem wierzby, a rzeka mrówką, którą zaleją wezbrane wody. Wierz mi, lepiej samej dbać o siebie i świat niż budzić takie siły.

Mmm… Piękna nauka. Ale czy, w pewnym sensie, nie potwierdza ona, że dla ludzkości postęp jest lepszy? Bo jak inaczej nie prosić Bogów o pomoc? Ekologia, to życie w zgodzie z naturą, czyli akceptacja ich porządku. Żeby żyć po swojemu, ludzkość musi zbudować swoją wieżę Babel. Tylko postęp na to pozwoli.

 

Wartka akcja, co sprawia, że dobrze się czytało. Tekst nawet sprawnie napisany. Aczkolwiek opowieść oparta na znanych schematach; fabuła jest przewidywalna. Co więcej, miałem wrażenie, że nie czytam opowiadania, a ogląda film na Netflixie. Kręcony na podstawie tego samego scenariusza, ale w wariacjach, rozpisywanych na utwory dla setek fortepianów. Tu różnica jest taka, że Kang (dla niepoznaki zwany Zdzichem) gra pierwsze skrzypce.

Majstersztyk!

I to pod każdym względem. Najbardziej podobały mi się dwie rzeczy. Niekończąca się opowieść, zawinięta w pętlę oraz to, jak prowadzisz bohatera. Z tym ostatnim związana jest kreacja świata. Przemycasz opisy, jako obserwacje inkwizytora, jednak nie są one przeładowane treścią, przegadane. A to, że opisy są subiektywne (z punktu widzenia bohatera) i pisane w konwencji horroru, tylko potęguje napięcie. No i powstał samograj. Samoczytaj?

Gratuluję!

Ładnie, choć muszę przyznać, że Twój utwór ma dla mnie za wysoki poziom abstrakcji. Ewidentnie COŚ kryje się za słowami białego wiersza, jednak, czytając go, jestem w sytuacji Jowisza. Zabrakło masy krytycznej, abym stał się Słońcem.

Cóż, po przeczytaniu Kiełbasy AI, uświadomiłem sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, że jednak istnieje granica czarnego humoru; po drugie, pojąłem, dlaczego literatura jest lepsza, jak jest piękna.  

Kawałek solidnej SF. Zręcznie napisane opowiadanie, z wciągającą fabułą oraz ciekawymi dialogami. Zastanawiałem się, czy nie za bardzo pędzisz z akcją. Od czasu do czasu bowiem, miałem wrażenie, że przyspieszenia tworzą skróty myślowe. Ale może to i lepiej, ponieważ stawia to przed czytelnikiem wyznawanie. Wymaga, by rozruszał mózgownicę. Pomogła mi w tym zapodana muza.

Niezłe i szalone! Jak wycieczka z przewodnikiem po wnętrzu obrazów Giorgio de Chirico. I to za darmo! Nutka przemocy dodaje tylko smaku. Jest intensywny, jak wykręcanie rąk. Miło!

Pan Oko pożera oczy. Z czasem, nieprawdopodobne zdarzenia, uzasadnia fabuła. I całość się spina. Akcja nie dzieje się w przypadkowym świecie, a jego mechanika trzyma się kupy. Aczkolwiek, wszystko kręci się w pętli. Pętli absurdu.

Koniec trochę mało wiarygodny i chyba nie mówi się „Ja osobiście (…).

Dzisiaj myje zęby po ciemku…

Klik!

Sprawnie i malowniczo napisana wprawka. To, czego nie odnalazłem, to elementu fantastycznego oraz jakiegoś głębszego przesłania. Wielki rwetes dziś u Basi, to bardziej reportaż niż opowiadanie. Tak czy inaczej, dobrze się czytało.

Ten Bóg nie jest wszechwiedzący, skoro nie przewidział, co się stanie, gdy obdaruje rodzeństwo (nad)wrażliwością. Skoro tutaj poległ, to jak mógł stworzyć Wszechświat?

 

Ok, czytało się nieźle, ale w opowiadani trochę mało fantastyki.

 

Powinieneś trochę wyraziściej zarysować pointę.

Opisując piękne obrazy, które wyświetlają nam się w głowie, to za mało, aby stworzyć opowiadanie. Nawet, jak się sprawnie pisze. Piszesz sprawnie, ale zechciej rozważyć, z jakich elementów składa się opowiadanie. 

Sprawnie napisana scenka. Ale to tylko scenka. Bez fabuły, brak ekspozycji, nie wskazałeś stawki. Wprawka. Daj coś dłuższego.

Ten łotr, Szewczyk Dratewka, dla niepoznaki nazywany Anzelmem, był w zmowie ze smokiem Aeragią! Hucpa! No proszę, jak to się te bajki pozmieniały…

Czytało się miło, jednak masz lekcje do odrobienia. Ich temat, to warsztat pisarza. Dodatkowo, po oczach aż bije, naiwność Parwala. Domyślam się, że błędnym rycerz jest błędny, ale błędny nie oznacza obłąkany. Jego naiwność spłyciła opowieść.

I zmieniłbym imię. Parwal, jakoś tak… zlewa się z tekstem. 

Jak zawsze to samo. Brak bohatera + Wszechwiedzący. Ale akurat Wszechwiedzący tu pasuje. Jak Mojżesz do kamiennych tablic.

Zanais,

 

Stworzyłeś Superbohatera. Ta żaba… tfu! Ten Ropuch, Dżast Lowin, jest niesamowity. Sprytny, przebiegły, inteligentny. Profesjonalista. Bohater z ludzką twarzą, ponieważ posiada również wady. Te same, co zwykły, równy chłop. No i… detektyw zna Kung-fu! Napięcie, akcja, fabuła – wszystko to zagina się wokół Lowina. I o to chodzi!

 

Świetnie wykreowany świat.

 

Gdyby nie mistrzowsko napisane dialogi, powiedziałbym, że są za długie, przez co akcja staje. Ale nic podobnego! Rozmowy tryskają humorem, ironią, ciętymi ripostami. Mistrzostwo! W pewnym sensie są one zdublowane przez narrację prowadzoną w pierwszej osobie, bo ma ona w sobie dużo z monologu. Dialog + monolog.

 

Prośba ode mnie: – Nie porzucaj DL`a!

 

Nie musisz odpowiadać, ale zapytam z czystej ciekawości. Ile zajęło Ci napisanie „Z akt Detektywa Lowina: Orzeszki panny Chew”? Licząc od pomysłu po postawienie ostatniej kropki.

 

 

Lepszy niewielki aplauz niż żaden, choćby był z lekka pozbawiony zapału.

Kłapouchy

JolkaK,

 

Całkiem udany tekst, aczkolwiek, w mojej ocenie, jest kilka na tyle godnych spraw, aby zwrócić na nie uwagę. Fabuła nie do końca uzasadnia istnienie bohaterów. Najmniej wędrowców w kapturach. Skąd oni się wzięli? Deus ex machina. Albo jaką rolę odgrywa robot?

Człowiek o imieniu Sunson obudził się z silnym poczuciem straty, tęsknoty i zagubienia. – Od tego zdania bym rozpoczął opowiadanie. Początek bym wykreślił. Jest on bowiem powtórzony na końcu. Wyszła klamra, ale ciężko zrozumieć jaki jest jej sens.

Uroczy szorcik, ale ciągle mam wrażenie, że ucieka mi kolejna okazja, by zapoznać się z Twoim dłuższym utworem.

Świat jest dwubiegunowy, a ich pochodnymi są szarości. I nie jest to przypadek, bo poznanie ma związek z empirią. Ta zaś kataloguje wszystko pomiędzy plusem i minusem. W tym sensie, wszystko zostało już poznane. Nawet to, co dopiero odkryjemy.

Dlatego trudno będzie wymyślić trzecią drogę. A nawet jeśli się uda, to kto Cię zrozumie?

 

Jednak zrezygnowałbym z metafory. Przynajmniej w takiej formie, jaka jest w tekście. Owszem, ona jest potrzebna, ale w niebanalnej formie. Stosujesz kliszę, w miejscu, w którym chodzi o oryginalność. Zatem: Stwórz metaforę godną Mordoru!

Jeśli szukasz inspiracji, odsyłam Cię do Tolkiena i jego Silmarilliona. Tam, Eru Ilúvatar, stworzył Ainurów, istoty duchowe, które zaśpiewały Wielką Pieśń.

 

Masz historię w głowie. Może i nie jest taka zła, ale aby napisać opowiadanie, potrzebny jest warsztat. Też nad nim pracuję.

Tekst z klimatem. Nosi w sobie moralny niepokój; jest zwrot akcji, pojawia się refleksja, która jednak nie ma wpływu na bohatera. Choć domykasz fabułę, nie ma zmiany. A może tekst by zyskał, gdybyś przerobił zakończenie?

Historię widzisz oczami duszy. Ja muszę ją dostrzec poprzez czytanie wyrazów. Dlatego im doskonalszy warsztat, tym lepiej dla czytelnika. Przemyślałbym czy retrospekcję zastosować w scenie, a może w prequelu? Skupiłbym się bardziej na pokazywaniu faktów, a nie ich objaśnianiu. Proste objaśnianie nosi bowiem znamiona Infodumpa.

Od momentu, gdy do opowiadania wchodzi konflikt, budowany na dążeniu do przeciwstawnych celów przez Bielkę oraz Helstena, akcja ruszyła z kopyta, co spowodowało, że zacząłem czytać z zapartym tchem. Super!

 

Początek trąci patosem, ale, jak rozumiem, jest to celowy zabieg, by domknąć wątki fabularne. I trochę wprowadzić w błąd czytelnika. Podczas stworzenia bogowie ustalają, że świat ma być piękny (cokolwiek to znaczy) oraz harmonijny (kryterium bardziej policzalne). Jest to sugestia, że ma być DOBRY. Nic bardziej mylnego. Co prawda harmonijny nie do końca oznacza „w równowadze”, no ale, co tam! Niech będzie. Skoro świat musi być harmonijny, to co trzeba stworzyć aby zrównoważyć dobro?

ZUOOO!

 

 Fajnie wyszło zawieszenie, gdy Baer sugeruje Matce Naturze, że mirtisowie mogą zaskoczyć datelvów. Jak mogą, to zaskoczą. Synowie i córki Stworzenia, witaj na planecie Ziemia! – w Apokalipsie?

 

 „– Nie bądź taki górnolotny! – zaśmiała się Matka Natura, promieniejąc uśmiechem piękniejszym od tysięcy wschodów i zachodów słońca razem wziętych.”

Hmm… Nie do końca rozumiem. Przecież oni są „Przed początkiem wszystkiego (…)”, wiec tworzenie jakichkolwiek porównań nie ma sensu, bo istnieje tyle, co NIC. W NIC nie ma słońca, tym bardziej jego wschodów i zachodów. Ale nie będę się upierał. Bo może to jest element fantastyczny, którego nie dostrzegam. W końcu istnienia nie takich rzeczy, już dawno temu, udowodnili naukowcy radzieccy.

 

ŚWIETNE OBRAZKI, gratuluję autorowi/ce.

 

Znakomita miniaturka. Wartościowa, inteligentna, wrażliwa. Świetnie napisana. Na przykładzie „Nirwany dla ubogich” bardziej zrozumiałem czym w opowiadaniu jest punkt kulminacyjny. Jest jak otwarcie drzwi, przez które dochodzi do transferu informacji. Do przekazanie czytelnikowi tego, co autor miał na myśli, pisząc tekst. Po lekturze „Nirwany dla ubogich”, pojąłem, że trzeba to robić jasno.

Jeżeli „przesycenie” było zamierzone, to gratuluję osiągnięcia celu. Aczkolwiek:

 

  1. Czasowniki oraz rzeczowniki nie wykluczają dobrego opisu. Wręcz przeciwnie.
  2. „Przesycenie”, choć tworzy klimat, to jednak może znudzić czytelnika.

Klimat faktycznie zbudowałeś. Pozdrawiam!

Czytając „Morze traw” miałem wrażenie, że wpadłem do czyjejś głowy. I utonąłem w koktajlu emocji. Niezłe doświadczenie, bo słabo pływam. Byłoby lepsze, gdyby tekst wycisnąć z przymiotników, jak wodę z prania. I oprzeć go o czasowniki oraz rzeczowniki.

Nadal jednak Mathair nie słyszała własnych kroków, własnego oddechu, czy nawet rytmu własnego serca. – tyle tu „własnych”, co kocich łbów w bruku.

(…) zapytał głos łąk niesiony wiatrem, „(…) zapytał step”, „(…) zaszumiała Trawa” – to w końcu kto pytał: wiatr, step, Trawa?

I szkoda, że nie wiem kim był Gramhar, że Mathair, nie zważając na zaschnięte gardło, ostatnie strużki potu na czole oraz skurcze, poszła za nim tak daleko i aż do końca?

Riposta tak cięta, że aż chce się postawić piwo!

 

Po przeczytaniu Rozważmy sferycznego smoka zastanawiałem się:

  1. Kim był POV?
  2. Wprowadzenie NW z jego „kawą na ławę”, czyż to nie było złamanie świętej zasady "show, don't tell"?

Opowiadanie jest bardzo dobre. Język to wzór. Ujął mnie również temat. Satyra. Nie na naukę, a na naukowców. Szkoda, że tylko na nich. Bo chyba całej reszcie też się należy…!

Zaproszenie przyjmuję, bo na pewno sam skoższystam.

Żart!

Też umim żartować, Holmesie!

Skorzystam.

smiley

Sytuacja – jest. Wszystko, co się wydarza w Rozważmy sferycznego smoka, toczy się wokół problemu, jakim jest smok.

Przeciwnik – jest. Co więcej, jest on spersonalizowany. To znaczy przeciwnikiem nie jest zło bezosobowe, a istota z krwi i kości, która ma jasny cel. Smok chce zniszczyć królestwo.

Katastrofa – jest. Z każdym zdaniem wzmaga się zagrożenie, które kończy się ostateczną tragedią.

Bohater – brak! To rodzi konsekwencje:

 

  1. Nie ma celu, który bohater miałby osiągnąć.
  2. Skoro nie ma bohatera ani celu, nie da się zbudować punktu kulminacyjnego, w którym doszłoby do ostatecznej konfrontacji bohatera z antybohaterem. Zatem, zamiast punktu kulminacyjnego, odpala się narrator wszechwiedzący, ze swoim komentarzem. Kładzie kawę na ławę.
  3. Nie ma bohatera, więc nie ma jego łuku przemiany.
  4. Mamy morał, ale tak naprawdę to komentarz narratora wszechwiedzącego, o którym mowa w pkt. 2.

 

Podsumowanie

 

Rozumiem, że to satyra, jednak bohater wprowadziłby do niej napięcie, akcję, konflikt.

Rozważmy sferycznego smoka to tekst potrzebny. I nie straciłby, gdyby satyrę zamienić na krytykę.

 

 

Zamiast pieniędzy ściąganych ze strefy płatności, facet robi zakupy inaczej, niż wszyscy. Przeciąga po kasie produkty za produktem i płaci za nie „po staremu”. Tak walczy z systemem. SOMO wykryło jego MYŚLOZBRODNIĘ! I zabrali na resocjalizację… Perswazja mundurowych się powiodła. Zamienili bunt na uległość. Wyrazem “nowej miłości” do systemu są ostatnie zakupy. Facet płaci za nie już „po nowemu”.

Orwell i Znak Bestii wisi w powietrzu…

Dobrze się czytało, choć, jak dla mnie, tekst jest zbyt rzęsisty. Ciężki od wyrazów, jak deszcz grubych kropel. Zwalnia to akcję, gasi konflikt.

To nie jest niemoc twórcza, a opis normalności. Na tej planecie jest ona pożądana, w literaturze wiałoby nudą. Więc warto wrócić do tego, gdzie wszystko dzieje się na opak. Dlatego książki są tak ciekawe.

Dawno nie czytałem tak dobrego opowiadania. Fabuła jest spójna, przekaz przejrzysty, świat wiarygodny. Jestem przekonany, że to Twoja tematyczna wiedza uwiarygodniła tekst. Pomysł, aby zmieszać długowieczność drzewa z ludzką świadomością, jest niesamowity. Sprawił, że wkręciłem się w historię. Gratuluję!

Wiedmin-ogrodnik…

Aby odczynić zaklęcie, musi przejść Próbę Traw, dla niepoznaki, w narracji, nazwanej Chrysanthemum Indicum-Hybr. Co ja opowiadam! Jaka tam Próba Traw, jaki Złocień Ogrodowy – Hybrydowy! We Wszechświecie największą moc ma prosta miłość.

Bardzo fajnie się czytało, gratuluję!

Koala75,

 

Dziękuję za cenną uwagę. Szkoda, że nie mówili o przecinkach podczas mojej technicznej edukacji laugh. Stąd, moje, przerażenie,  gdy, zastanawiam, się, gdzie, je, wstawiać,,,?

 

Dzięki za zachętę, będę pisał i jak skończę, to zaproszę Cię na betę. Będzie UCZTA!!! 

Tylko pozazdrościć warsztatu. Dla mnie największym plusem opowiadanie jest jego bohater. Inteligentny, elokwentny, odważny, który od początku ma w sobie wewnętrzny konflikt (nie chce przyjąć daru cesarzowej). Jest to postać charyzmatyczna, która nie tylko opowiadanie, ale i całą powieść mogłaby pociągnąć. Marók robi robotę. I to dobrą.

To co bym przemyślał, to warstwy opisów i dialogów. Nie w tym rzecz, że są złe, bo są dobre. Jednak za bardzo rozbudowane powodują, że z akcja stoisz w miejscu.

Ciekawa historia metamorfozy człowieka w potwora, za przyczyną żądzy tłumu. To ich chore pragnienia przemieniły Numer Jeden. Tak odczytuję Twoje opowiadanie. Jeśli prawidłowo, to pomysł godny jest trochę lepszej oprawy. Popracowałbym nad warsztatem, zwłaszcza rugowałbym przymiotniki.

Największym smaczkiem jest to, że pointa szorta jest tak jakby poza nim. Czytelnik musi ją odkryć samodzielnie. Wyszło, gratuluję. Dobrze się czytało.

Młody Pisarzu,

 

Jest mi niezmiernie miło, że widzisz progres pomiędzy Ścieżką, a Crucial point, a jeszcze bardziej, że czytało Ci się je całkiem przyjemnie i się nie znudziłeś. Być może trzecie, dłuższe opowiadanie, również przypadnie Ci do gustu. Pozdrawiam i życzę powodzenia na literackim szlaku, TT.

Cześć, SNDWLKR!

 

Miło Cię poznać. Uprzejmie dziękuję za poświęcony czas na przeczytanie CP i pozostawiony komentarz. Bardzo wartościowa uwaga, której sens wykorzystam do rozwoju warsztatu.

Zastanawiając się nad konstrukcją CP, doszedłem do wniosku, że jednak krótka forma wymusza zastosowanie uproszczeń. Siłą rzeczy spowoduje to powstanie niedopowiedzeń, których interpretacje zostały przerzucone na czytelnika. I być może właśnie to wywołuje ten dysonans, o którym napisałeś. Mówiąc innymi słowy, w CP ponad wszystko chodziło o domknięcie łuku przemiany bohatera. Jakimś cudem udało się to osiągnąć również z drugoplanowym aniołem.

Bardziejaskier,

 

Rzeczywiście, lot był. Tak to jest, gdy zamiast czerwonych, wybiera się NIEBIESKIE tabletki… Lot jest w ogóle elementem fabuły, z odniesieniami:

 

Do świata fantasy:

Tu Morfeusz uzasadnia swoją wizytę. Jako anioł stróż jest połączony z żywicielką, a jej depresja ma wpływ i na niego. Aby się ratować, interweniuje i zabiera Karolinę do swojego świata, by ta się zmieniła, co i jego uratuje.

 

Do naszego:

Może była to tylko wizja po lekach?

 

Jejku!

Dostałem piątkę! Dziękuję. Odwzajemnię się, może być cytat z barda Jaskra? „Pół wieku poezji”.

 

Wróci wiosna deszcz spłynie na drogi

Ciepłem słońca serca się ogrzeją

Tak być musi

Bo ciągle się tli w nas ogień

Wieczny ogień który jest nadzieją

 

 

 

BasementKey, Koala75 – dzięki za komentarze.

 

Sagitt, również dzięki za komentarz. A dlaczego nie? Ponoć tylko gwałtownicy zdobędą Królestwo Niebieskie. Poza tym droga Samu-raj to nie droga samuraja. Bo to inne światy. Różne, choć podobne, a podobne, bo równoległe.

Szkoda, że to drabble. Historia bowiem ma potencjał, a ograniczanie jej do tak krótkiej formy, jest tak bolesne, jak ostrzenie zębów pilnikiem o grubym ziarnie.

Implozja – energia poszła na miniaturyzację. No i jest trochę tak, jakby ślęczeć nad odkryciem trzeciej zasady dynamiki Newtona, zamiast od razu wydać światu Boską Cząstkę.

Masz opowieść, która trzyma się kupy. Świetnie, bo to oznacza, że jest fabuła. I nie tylko ona. Występują: opisy, akcja, napięcie. Nawet minimalny łuk przemiany bohatera. Obecność tego wszystkiego wkręca czytelnika w historię. I o to chodzi. Plus!

Mam jednak wrażenie, że purytanizm językowy ogranicza Twój styl. A oprócz niego historię – krótka forma. Rozkręciłem się z czytaniem, a już trzeba było skończyć. Purytanizm i krótka forma – to trochę tak, jakby mi na obiad podano sam szkielet obsypani sałatą.

– A gdzie moje mięso? – się pytam.

W mojej ocenie jest również za mało emocji bohatera w warstwie narracyjnej.

 

Łapanka:

 

Wstępna analiza składu gleby i atmosfery przyniosła zadowalające efekty. […]

Zastanawiam się, czy lepiej nie zmienić efektów na wyniki. Jakoś do wykonanej analizy bardziej mi pasują wyniki niż efekty.

 

– System klimatyzacyjny też przestał działać – powiedział, bardziej do siebie, Bill, poprawiając długie, kręcone włosy.

Przegadane…

 

Kapsuły pulsowały ze swoich wnętrz białym światłem.

Może lepiej: Wnętrza kapsuł pulsowały białym światłem? Albo, z nutą dramatyzmu i wykorzystując porównanie: Wnętrza kapsuł mrugały światłem, jak żarówki przy przeciążonej linii elektrycznej?

 

– Gery, najpierw ty – powiedział Bill.

(…)

– Gery, do kapsuły! – krzyknął Bill.

 

Oni są tam we dwóch więc wiem kto do kogo mówi. Zatem po co dwa razy powtarzać w sumie te same didaskalia? Wystarczyłoby za drugim razem samo: „– Gery, do kapsuły!”.

 

 

Serdecznie dziękuję za komentarze oraz w sumie niejangorsze przyjęcie. Pozdrawiam! 

W imieniu kolektywu? Zatem Niech żyje kolektyw! I… kolejka dla każdego!

 

AdamKB

 

– Dziękuję!

Po japońsku to jest tak:

- ありがとう!

A po islandzku tak:

- Þakka þér fyrir!

Magia…

 

 

Przejechałem “dupą po betonie” i w ten oto sposób, stojąc jeszcze w drzwiach, zarysowałem honor. Srom i zaraza! Bo zamiast puszczać tekst, się najpierw powinienem przedstawić, coś jak: “Dzień dobry.”. Zatem:

– Dzień dobry, jestem TaTojota…

Wchodzi w ucho, co nie?

Pojęcia nie mam co dalej robić, więc zakrzyknę:

– Niech żyją, żyją nam! Wiwat! Sto lat!

Nie wiem czy wypada, ale mam ochotę dokrzyknąć:

– Kolejka dla każdego! Najlepszego!! Na zdrowie!!!

 

To co, mogę wejść?

Kto otworzy?

 

Nowa Fantastyka