komentarze: 270, w dziale opowiadań: 254, opowiadania: 148
komentarze: 270, w dziale opowiadań: 254, opowiadania: 148
Narrator też wszystkiego nie wie. Ma jedynie, bazujące na doświadczeniu przypuszczenie (graniczące z pewnością) :)
No cóż, taka interpretacja nieco redukuje aurę niesamowitości, choć nie zmniejsza dramatyzmu, może nawet go zwiększa :D Ok, spróbujmy w ten sposób :)
Własne boisko to zawsze atut, ale trudno tu jeszcze mówić o jakimś poważnym starciu. Raczej przepłoszenie kompletnie zaskoczonej przeciwniczki. Być może pojawi się jakaś nowa, bardziej zdeterminowana albo Agnieszka ogarnie się i wróci już lepiej przygotowana. Wtedy albo baletnica będzie musiała sięgnąć po jakieś straszniejsze niesamowitości i zrobi się horror (a tego miało nie być), albo okaże się, że w arsenale ma tylko sos teriyaki i głuche telefony. A wtedy, obawiam się, porcelanowy łebek się baletnicy ukręci :)
Chłopa w tym wszystkim faktycznie szkoda, bo bez względu jakby się ta historia nie potoczyła, na końcu dowie się , że to wszystko jego wina ;)
Dziękuję za komentarz i klika.
Super, że tekst się spodobał. Będę uważał z horrorami, ale uczciwie przyznaję, że nad jednym się trudzę (tak dla treningu). Jeśli jednak zdecyduję się go pokazać, to na pewno wyraźnie oznaczę :)
Absurdalne i zabawne. Fajnie się czytało. Kilka drobiazgów szczególnie mnie ujęło, np. wizytówka Dzikiej Lidki. Chętnie bym zobaczył jest na niej napisane:)
To mi umknęło. Teraz wszystko jasne :)
Cześć,
Podobało mi się :)
Fajnie wyszedł kontrast między pierwszą częścią, przypominającą nieco bajkę, w której ożywione postaci wykrzykują swoje żale, co nawet jest zabawne, a drugą, gdzie robi się już naprawdę groźnie. Na początku zastanawiałem się dlaczego horror? Przecież te stworki są na swój sposób urocze. Aha…urocze ;)
Nie skleiło mi się tylko jedno: Czy te ożywione postaci zachowują swoją wielkość? Bo jak duży mógłby być King Kong na zdjęciu w gazecie? Jakoś nie widzę, żeby taka kilku-, kilkunastocentymetrowa małpka miałaby miażdżyć i rozrywać dorosłego faceta. Chyba, że urósł do rozmiarów “rzeczywistych” ale wtedy nie zmieściłby się w domu. Pewnie się czepiam, ale może warto by to jakoś wyjaśnić.
Bardzo się cieszę, że tekst się spodobał i dziękuję za komentarz.
Cześć,
nie wiem czy mrówki załatwił postęp, czy niezrozumienie koncepcji pieniądza :) Osy i szerszenie chyba nie mają na ten temat lepszej wiedzy, więc dominacja tych gatunków nam raczej nie grozi.
Ciekawy pomysł i ważne przesłanie, ale sama opowieść mnie nie porwała.
Cześć,
O, to, to właśnie. Nie horror! O to mi chodziło :) Dziękuję.
A ja się nie boję. Mój laptop nie ma projektora holograficznego :)
Fajny tekst. Jak zwykle lekko i żartobliwie, chociaż temat całkiem poważny.
Jeśli mnie pamięć nie myli, pisałeś już kiedyś o AI zastępującej autorów. Motyw powraca, więc może z czasem uzbiera się materiału na tom opowiadań o tej tematyce.
Cezść,
“Klika” mogę już dać tylko honorowego, ale jest on w pełni zasłużony.
Napisałaś barwną opowieść, z własnym klimatem, który utrzymujesz od początku do końca.
Trochę mnie zaskoczyło to, że Maryla poradziła sobie sama z wilszym, ale kupuję pomysł z wrotyczowym ogłupiaczem. To mogło zadziałać.
Gratuluję świetnego tekstu.
Zgadzam się, dla Ciebie, dla mnie i pewnie dla kilku miliardów ludzi na świecie jest to nie do ogarnięcia. Są jednak tacy, dla których zachowanie twarzy, realizacja własnych planów czy ckolowiek innego usprawiedliwi każdą niegodziwość.
Ja nie wiem co zyskała Louise Monnier, ale na pewno dla niej stanowiło to większą wartość własna córka.
Marszawa,
bardzo dziękuję za komentarz i klika :)
Masz rację, Tomasz po prostu jeszcze się nie zorientował, że ktoś go kocha i że nie odda go nikomu innemu, choćby miał konkurentkę utopić w sosie teriyaki. No mercy! :)
@Finkla,
ludzie działają racjonalnie, bieda w tym, że nie wszyscy tę racjonalność rozumieją tak samo.
Myślę że Louise Monnier, więżąc córkę coś zyskała. Coś, co tylko dla niej miało jakąś wartość i co tylko ona pojmowała swoim spaczonym umysłem.
Cześć Bruce,
Na początek jedna, zauważona literówka, żeby mi nie umknęło:
“…zaręczyli się w tajemnicy, przekonali, że teraz już nikt ani nic ich nie rozdzieli.”
Historia jest straszna ale to bardzo dobrze, że nie uciekasz od takich tematów. Najgorsze jest jednak to, że co jakiś czas się słyszy o takich Monnier, czy Fritzlach. Szkoda, że ziemska sprawiedliwość jest w takich przypadkach bardzo nierychliwa, a i nadprzyrodzona, jakoś się nie spieszyła, tyle, że była skuteczna:).
Tekst napisany jest prosto, ale może przez to właśnie nic nie rozprasza czytelnika i widać całe zło.
Kliknę, bo poruszyła mnie ta opowieść.
Cześć,
zgadzam się z Ambush. Bardzo źle się czyta taki blok tekstu, bez akapitów, bez zaznaczonych dialogów. Trzeba się bardzo skupiać, żeby nie przeskoczyć jakiejś linijki. Nazywanie bohatera raz Radomirem, raz Spławikiem (a jeszcze się Sambor pojawia) też nie pomaga.
Zmień to, a tekst od razu dużo zyska.
Pomysł jest bardzo ciekawy, a historia dobrze opowiedziana. Dla mnie może odrobinę za dużo makabry Po prostu, powyżej pewnego progu już nie robi wrażenia, wydaje mi się, że spowalnia akcję, bo niemalże każdy ruch musi być okraszony jakimś (nie zawsze potrzebnym) okropieństwem.
To taki subiektywny drobiazg, który nie zmienia faktu, że tekst mi się podoba, tylko forma nie :)
Cześć,
dzięki za komentarz.
Chodziło o to, żeby w tym określeniu zawrzeć i Tomasza i te dziewczyny i uczucia jakie między nimi były tak, żeby to wszystko ująć krótko. Jeśli więc jeśli one odchodzą bez żalu, to dotyczy to wszystkich. Takie epizody, w które nikt się ani specjalnie nie angażował, ani nie ucierpiał.
Taki był plan, a plany raz się sprawdzają, a raz nie :) Zastanowię się jeszcze nad tym.
ldziubek,
a wiesz, że tak na o nie popatrzyłem, a to bardzo dobry pomysł. Założyłem, że Tomasz jest zdenerwowany, bo pierwszy raz jest naprawdę zakochany i mu zależy. Jeżeli gdzieś widziałem pole do rozwinięcia fabuły, to raczej w tym, że Agnieszka nie podda się tak łatwo, ale faktycznie można by też się zająć wcześniejszymi doświadczeniami Tomasza.
Dzięki za wizytę i komentarz.
GalicyjskiZakapior,
Nie było moim zamiarem straszenie kogokolwiek. Skala straszności raczej taka, jak u Skaldów :)
Życie jest formą istnienia białka
Ale w kominie coś czasem załka
Dziękuję za uwagi. Zaraz się biorę za reedycję.
Cześć,
Bardzo dziękuję z wszystkie komentarze.
Bruce – rzeczywiście, trochę mi się napowtarzało, ale to tak już jest, że jak się za długo gapi na własny tekst, to przestaje się widzieć takie usterki (inne też). Dodatkowo, jakoś tak mnie rozpraszała natrętna myśl, czy ja tego łososia nie trzymam za długo w piekarniku. Mam nadzieję, że go nie przypaliłem :)
Zaraz się wezmę za poprawki i postaram poredukować te powtórzenia.
Bardzie – z premedytacją nie użyłem słowa na “H”, bo kojarzy mi się ono (słusznie, czy niesłusznie) z czymś bardziej mrocznym i krwawym, a tutaj jest raptem sukienka poplamiona sosem i oparzenie pierwszego stopnia :). Przyznaję jednak, że w tych dekoracjach można by zrobić już taki 100% horror. Tak jak już kiedyś wspominałem, bardziej do mnie przemawia określenie “(o)powieść grozy”, ale nie było takiej opcji do wyboru. Powoli sobie piszę obszerniejszy tekst, który nawet w mojej ocenie, będzie się kwalifikował do kategorii H, ale to jeszcze pewnie trochę potrwa.
Jeżeli chodzi o przebieżki Tomasza, to chciałem pokazać, że facet jest jednak spięty i trochę się miota. Metraż mieszkanie nie dawał zbyt wielkiego pola manewru, a poza tym wszystkie ataki na Agnieszkę miały się odbyć pod jego nieobecność.
Hesket – kontyunuując Twoją myśl, gdyby Agnieszka została, to zapewne tajemnicze zdarzenia zrobiłyby się bardziej intensywne i niebezpieczne. Nic straconego, dziewczyna może jeszcze sprawę przemyśleć i wrócić :)
Asterionella – przyznaję, fabułę zostawiłem taką otwartą. Tak jak pisałem we wstępie, chciałem spróbować zbudować nastrój pewnej niesamowitości i to był mój główny cel. Masz rację, wiele spraw pozostaje niewyjaśnionych. Mam nadzieję, że to nie przeszkadza za bardzo.
Dziękuję za wszystkie uwagi. Na pewno skorzystam i wprowadzę poprawki.
Cześć,
Bardzo udane i wciągające opowiadanie. Żywe i dynamiczne opisy bitew i całego tego “okołobitewnego” draństwa, bardzo dobre, nawiasem mówiąc, świetnie skontrastowałeś ze spokojną, ale jednak trzymającą w napięciu partią szachów.
Ja jestem tylko okazjonalnym szachistą, więc zapewne nie wychwyciłem wszystkich niuansów, ale i tak bardzo podobało mi się przeniesienie czynów sir Tristana na szachownicę i ich interpretacja poprzez opisy figur i strategii.
Naprawdę bardzo dobrze się czytało Twoje opowiadanie.
Drobne rzeczy, które mi nieco zgrzytnęły (choć zaznaczam, że to tylko moja subiektywna opinia):
– czy ptaki lecą metodycznie? Może raczej wytrwale.
– Czempion, wydarł – nieco burzą nastrój swoją współczesnością.
– Żołnierze bawili się z matką – to brzmi trochę jakby ona też się dobrze bawiła. Może zabawili się nią?
Jeszcze raz gratuluję udanego opowiadania i idą kliknąć do biblioteki :)
Cześć,
Dzięki za odwiedziny i komentarz.
Może rzeczywiście nie rozstrzygnąłem kwestii relacji między Tomaszem i Agnieszką, ale skupiłem się na tym jak zegar zareaguje na intruza, który wkroczył do małego, spokojnego uniwersum tego mieszkania.
Jeżeli chodzi o skrzynkę, nie chciałem powtarzać określenia stołowy, a szafkowy mi nie pasował, bo ten miałby drzwiczki z przodu. Ja ten zegar widziałem jako taki naprawdę stary, w którym do mechanizmu można się dostać , otwierając wieko na górze, jak w skrzyni. Przemyślę to jeszcze.
Brzmi sensownie :)
Cześć Bardzie,
“Syrena zapowiedziała przyjazd patologa” – A patolog to musi jechać na bombach? Stanie się coś jak będzie trochę później? :)
No dobra, a teraz już na poważnie. Jako wierny, choć niezbyt regularny, czytelnik twoich tekstów mogę powiedzieć tylko jedno: Za mało!
Bardzo dobry pomysł, świetnie wykorzystany motyw starcia organów ścigania z siłami nadprzyrodzonymi. Tylko, cholera, jakoś tak za prosto, za szybko zagadka rozwiązana. Makabreski w rodzaju żuwaczek wpijających się w gałki oczne nie robią na mnie wrażenia, ale mon Dieu! jakiż w tej opowieści jest potencjał grozy! Gdybyś tylko tak szybko nie odsłonił zasłony. Gdybyś zaczął od pierwszej ofiary i pokazał śledztwo, które biorąc pod uwagę okoliczności, musiałoby obfitować w niesamowite zdarzenia. No, to by mi jeżyło resztki włosów na głowie :)
Liczę, że jeszcze coś takiego nam zaserwujesz.
“Nie lubię donosicieli”… ale nie zaszkodzi wiedzieć o czym rozmawiają koleżanki, kiedy akurat nie wskakują na biurka :D
Miły i relaksujący szorcik. Bardzo w Twoim stylu. Brawo!
Sięgając pamięcią do wcześniejszych tekstów, stwierdzam, że portale do innych wymiarów konsekwentnie lokujesz w łazienkach. Coś w tym musi być! To nie może być przypadek :)
Aż gęsto od wulgaryzmów. Motyla noga! ;)
Pani Leśniewska to modelowa wręcz bohaterka horroru. Konsekwentnie ignoruje najbardziej oczywiste w tej sytuacji rozwiązanie, będące nota bene obowiązkiem w takim przypadku, i nie informuje o niczym policji. Zamiast tego podejmuje co najmniej dziwne akcje. Klasyka :)
W sumie, więcej zabawy niż strachu, więc lekturę uznaję za satysfakcjonującą :)
How to recognise ancient Romans fom quite a long way away – Terentius :D
O rany! To było 11 lat temu:) Miło słyszeć, że się spodobało. Dziękuję za komentarz.
Cześć,
Tekst bez wątpienia ma swój klimat i jest nieźle osadzony w realiach historycznych.
Przeczytałem z przyjemnością, chociaż wielkiego zaskoczenia nie było, bo nazwisko ekonoma od razu zasugerowało z kim mamy do czynienia i czego się można spodziewać. Jednak tak, jak wspomniałem, dla mnie to opowiadanie stoi klimatem i to mi rekompensuje brak niespodzianki na końcu :)
Przeczytałem swoimi oczami i uśmiałem się pełną gębą :D
Jeśli trochę go przyciąć, tak żeby w pełni wyglądał jak zapis w dzienniku pokładowym, to byłby dobry wstęp do dalszej historii. Jako tekst samodzielny, owszem ciekawy, ale to tylko opis. Brakuje jakiejś kulminacji, celu, do którego zmierza ta opowieść, że o bohaterze (bohaterach ) nie wspomnę.
Widać, że przyłożyłeś się do kwestii technicznych, co należy docenić. Drobne nieścisłości nie psują ogólnego wrażenia.
Nie jestem znawcą horrorów, ale na podstawie tych, które widziałem, wnioskuję, że zombie dostęp do żywych jak najbardziej mieć mogą, co nie stanowi jednak wielkiego problemu, o ile żywy ma pod ręką odpowiedni sprzęt do odcięcia / odstrzelenia głowy zombie. I czy krytyk bezlitosny jest smaczniejszy od takiego dobrotliwego? :)
Może jakiś ekspert wyjaśni jak to jest? :)
Niby zombie, niby strasznie, a i tak się uśmiecham :)
“nie miałem miejsca za lodówką”
“A za lodówką to najwyżej myszy XD”
Sugerowałem zostawienie mleka “poza” lodówką, nie musi być “za”. Przed lodówką mleko też skwaśnieje ;)Jeżeli są skrzaty rzecz jasna :D
Niedobór skrzatów jest wyraźnie zauważalny (w Kingsajzie siedzą, czy co?), ale dla pewności przeprowadziłbym jeszcze jedną próbę. Jeśli zostawić kubek mleka poza lodówką, i mleko skwaśnieje, to skrzaty są na pewno, bo mleko kwaśnieje bo krasnoludki do niego sikają. Tak przynajmniej starzy, mądrzy ludzie gadają :D
Tradycyjnie Twój tekst wprawił mnie w dobry nastrój.
Cześć,
Całkiem niezłe opowiadanie. Fabuła prosta, co zrozumiałe przy krótkiej formie, ale ciekawa. Czytało się dobrze.
Pod rozwagę daję tylko trzy rzeczy, które mi jakoś nie zagrały:
– “Od dawna miał podejrzenia” – chyba lepiej po prostu “podejrzewać” niż “mieć podejrzenia”
– “dostawał na dziedzińcu łomot” – za lekko, za nowocześnie, nie pasuje do dekoracji :)
– “Inni już dawno by polegli” – “polegli” to raczej w boju. Nie zauważyłem niczego takiego
Cześć,
Tytuł mnie zaintrygował. Początek (do pierwszej wzmianki o wielkim penisie) nawet trochę rozbawił, ale potem to już, prawdę powiedziawszy, było nudno. kurtyna opadła, już wiemy kto grasuje we wsi i możemy już tylko obserwować kolejne wyczyny “bohatera”. Szczęśliwie zdecydowałeś się na krótką formę, bo strach pomyśleć, że wielki penis mógłby jeszcze napić się piwa, fiknąć trzy koziołki, rozwalić ze dwie obory, zrobić karmnik dla ptaków itd., itd., aż w końcu umrzeć ze starości. Emocje byłyby te same.
Sam pomysł kupuję, ale realizacja jakoś do mnie nie trafia. Mam wrażenie, że ciągle czegoś brakuje. Nie jest to dość poważne, żeby traktować to poważnie, ani na tyle zabawne, żebym się śmiał, nie szokuje też tak mocno, żeby mną wstrząsnąć. Przeczytałem i tyle.
Podobało mi się. Może nie jestem obiektywny, bo podobnie jak Ty, o obu wspomnianych panach mam bardzo złe zdanie . Mam jednak a że mój brak obiektywizmu Ci nie przeszkadza :)
Fajnie napisany komentarz do aktualnej sytuacji, a do tego zgrabnie wpleciony w temat konkursu. Szczególnie ujęła mnie forma, zabawna, pomimo poruszonych poważnych tematów.
Cześć,
Ciekawy i (pomimo dwóch trupów) całkiem zabawny pomysł. Taka w sumie gangsterska historia w piekielnym anturażu:)
Zadanie jest konkretne: zabić stygmatyków, więc wysłanie “cyngla” jest jak najbardziej uzasadnione. Zastanawia mnie jednak postać Arschalosa. Do czego miałby się przydać specjalista – kusiciel, a do tego pedagog? Nie wiem, nie dałeś mu szansy wykazać się talentem :)
Czarodziejki, nie czarodziejki, kobiety mają jednak dużo bardziej praktyczne podejście do życia. Gdyby nie Ewa, męczyliby się w tym samochodzie i może jeszcze poprzeziębiali albo nabawili kontuzji. Szkoda gadać :)
Czytałem z uśmiechem :)
Cześć,
Przeczytałem Twoje opowiadanie z przyjemnością. Opowiedziałeś ciekawą historię, umieszczając ją w dobrze skonstruowanym świecie i uwikłałeś w nią wiarygodnie opisanych bohaterów. Nazwałeś to ważnym punktem w historii, ale to przecież był proces rozciągnięty w czasie i przestrzeni. Ty ująłeś to bardzo syntetycznie, więc zrozumiałe są dla mnie pewne uproszczenia, czy niedokładności (może raczej “przybliżenia”). Nawet pewien dydaktyzm pojawiający się tu i ówdzie nie zepsuł mi lektury :)
No, może tylko wierszyk o kościach nadgarstka sprowadził mnie gwałtownie do naszych czasów :), ale poza tym wszystko mi zagrało.
Brawo!
Cześć,
Przeczytałem Twoje opowiadanie z przyjemnością. Opowiedziałeś ciekawą historię, umieszczając ją w dobrze skonstruowanym świecie i uwikłałeś w nią wiarygodnie opisanych bohaterów. Nazwałeś to ważnym punktem w historii, ale to przecież był proces rozciągnięty w czasie i przestrzeni. Ty ująłeś to bardzo syntetycznie, więc zrozumiałe są dla mnie pewne uproszczenia, czy niedokładności (może raczej “przybliżenia”). Nawet pewien dydaktyzm pojawiający się tu i ówdzie nie zepsuł mi lektury :)
No, może tylko wierszyk o kościach nadgarstka sprowadził mnie gwałtownie do naszych czasów :), ale poza tym wszystko mi zagrało.
Brawo!
Cześć, Dzięki za odwiedziny. Fajnie, że szorcik rozweselił. Mój profil został użyty jako "publikujący", ale tekst ma dwóch autorów:) Za miłe słowa dziękujemy więc razem z Koalą75 :)
Witaj Bruce,
Diabeł ani jego sługi bezpośrednio się tu nie pojawiają, ale bez wątpienia Zły maczał w tym palce i wyraźnie czuć smród siarki:)
Za opowieści z historią w tle masz u mnie nieustającego plusa :) Widać, że czujesz temat i dobrze się w nim czujesz, a i czytelnik na tym korzysta:)
Tym razem przedstawiłaś dość odrażające “ciekawostki” historyczne, ale i o nich trzeba mówić, ku przestrodze.
Pomysł na przekraczającą barierę czasu zemstę skrzywdzonej kobiety jest ciekawy, a opowiadanie , pomimo historycznych odniesień przedstawia całkiem współczesny problem. To duży walor tego tekstu.
Cześć,
Dobrze opowiedziana historia. Jest akcja, są emocje i odwieczna walka dobra ze złem.
Dla mnie najciekawszy okazał się pokazany w niej problem, czy zło można karać innym, większym złem i jakie to ma konsekwencje? Iście szatańskie pytanie, które znakomicie wpisuje Twój tekst w tematykę konkursu :)
No, no… Koala pokazał pazur :) Słusznie, należało się skrzatowi :)
Cześć,
Dobry i mocny tekst. Mnie przekonuje, zwłaszcza, że natężenie zjawisk nadprzyrodzonych jest niewielkie. Dla mnie to atut.
Podoba mi się dosyć brutalny realizm całej historii, niepokojąco przywodzący na myśl historie, które wydarzyły się naprawdę i o których co jakiś czas donoszą media. Techniczny brutalizm sceny pobicia Benia, przekonuje mnie nieco mniej. Nie wiem, czy facet, któremu inny facet “skoczył obiema nogami na twarz” byłby w stanie cokolwiek powiedzieć, a już na pewno miałby kłopoty z wyraźną artykulacją głosek :)
Finał opowieści daje się przewidzieć, jak wspomniałem takie rzeczy niestety naprawdę się zdarzają (mam na myśli warstwę realną) , ale to niczego nie ujmuje tekstowi. Wciągnęło mnie i trzymało do końca.
To jeszcze tylko wyliczę zauważone drobiazgi techniczne i idę klikać :)
– “.. na górce, między drzewami, gdzie grali w gonić.”
– “Roberta przeczytał napisy…”
– “…jak siedzieli przed laty przybył samym stole.”
– ”“Myślałem, że to będziesz ty, Robercie”. To były ostatnie słowa, które usłyszał z jej ust.”
– “Wiesz, że mysieliśmy wyjechać,”
– “…otwarte oczy, patrzące wzdłużnego leżącego na biurku ramienia,”
– “Między nogami głuchy dźwięk” – tego nie zrozumiałem :)
– “prawe oko za szkłem nadal uciekało mu w stronę rogówki” – czyli gdzie? Rogówka to zewnętrzna warstwa gałki ocznej. Wiem, bo kiedyś dostałem iglastą gałęzią po oku i okulista powiedział, że sobie mocno poharatałem rogówkę :D
A więc w, odległej mam nadzieję przyszłości, będziemy budowali obdarzone sztuczną inteligencją maszyny, żeby nas zrywały z łóżek, karmiły i wysłały do roboty? To nie tak miało być ! :)
Mam nadzieję, że to tylko sen :)
“Masz mój głos.”
“I to jest pomysł, który powinien pogodzić wszystkie strony!”
Wygląda na to, że licząc z moim, byłyby już trzy głosy poparcia. Jeszcze tylko 99997 i można składać obywatelski projekt ustawy :)
W ciekawy sposób poruszyłeś kwestię, która dwa razy w roku wzbudza pewne emocje, podsycane doniesieniami o rychłym zarzuceniu zmiany czasu.
Dobry tekst. Czytałem z uśmiechem, a już “kobieta anty-grawitacyjnych obyczajów” ubawiła mnie serdecznie. Brawo za kreatywność :)
Korzystając z okazji pozwolę sobie przedstawić koncepcję, z którą od lat staram się przebić do szerokich mas społecznych. Otóż uważam, że czas powinno się zmieniać dwa razy na dobę. O północy przechodzić na czas zimowy i spać godzinę dłużej, a w południe wracać na czas letni i wychodzić z roboty godzinę wcześniej. Ja tu nie widzę słabych punktów :D
Dobra historia kryminalna. Bohater wydaje mi się taki trochę Chandlerowski (zwłaszcza w pierwszej części), chociaż kwadratowy wąsik i grzywka w lewo kojarzą mi się z kimś zupełnie innym :).
Ciekawie i spójnie zbudowany świat. Intryga zaciekawia i tylko na samym końcu, gdy już wiadomo przed jakim dylematem postawiono Dulemaina, w moim odczuciu zmalało napięcie. Wiem, że był limit, ale wolałbym, żeby wykorzystać go na pokazanie rozterek bohatera (nawet bez rozstrzygnięcia) niż na “prezentację oferty”.
W tekście nie było nic, co by mnie wybiło z rytmu. W paru miejscach może użyłbym innych sformułowań, ale to subiektywne odczucie. Zauważyłem tylko jeden drobiazg do poprawki:
“…nie ważne, w jak piękne frazesy postaramy się ją ubrać,”
Podsumowując, dobry tekst. Przeczytałem z przyjemnością.
Moje koty raczej znoszą do domu upolowane myszy, a pies się tylko temu przygląda. Ale to pewnie dlatego, że żadne z nich nie poszło na studia :)
Gratuluję kolejnego świetnego szorta. Czy ja już pisałem, że Twoje teksty świetnie robią na nastrój? :)
Witaj Bruce,
Czy snopem światła można wędrować tylko do góry? No nie wiem, Jaś Fasola ewidentnie spadał na bruk :D
Bardzo ciekawy pomysł i dobrze opowiedziana historia. Zazwyczaj trochę kręcę nosem, na łączenie fizyki z metafizyką i magią, ale zrobiłaś to tak lekko i z gracją, że łyknąłem to jak gęś kluski :). Gratuluję.
Zauważyłem tylko jedną literówkę: “ Profesor Ligęza jego jedyny oderwał się od tej grupy,”.
No i czy w cylindrze da się wsiąść za kierownicę ? Można – w kabriolecie :)
Cześć,
Całkiem niezłe opowiadanie z gatunku Magii i Miecza (tu z przewagą miecza :) ). Może nie ma w nim nic zaskakującego, ale też nie ma nudy. Kilka potknięć się zdarzyło, ale nic na tyle dużego, żeby mnie wybić z rytmu. Czytało się przyjemnie.
No, może tylko “…choć nie kuła w oczy” ukłuło mnie w oczy :).
“Sympatyczne opowiadanko” – Sympatyczny komentarz. Dziękujemy :)
Nasz bohater to rzeczywiście taki everyman, albo raczej everydevil hero :) Fajnie, że to widać.
Brawo, brawo! Gratulacje dla wszystkich uczestników!
Bardzo dziękuję za miłe słowa i świetną współpracę i zaświadczam, że Koala75 jest znakomitym kompanem we współpisaniu :)
Nadeszła chyba pora dekonspiracji, więc i my się przedstawimy. My, czyli Koala75 (spiritus movens całego przedsięwzięcia) i piszący te słowa czeke.
Możliwe, że Hefajstos planował budowę kompletnego egzoszkieletu, ale zorientował się co ten smarkacz nawywijał w jednym tylko sandale i poprzestał na butach :)
Ładne, a nawet bardzo ładne opowiadanie. Lekko i z humorem opowiedziany mit “spoza kanonu” :)
I tylko ostatnie zdanie boleśnie sprowadza na ziemię, ale że jest to niestety szczera prawda, to i pretensji do autorki mieć nie można :)
Bardzo dobrze się czytało. Ciekawa historia opowiedziana w dobrym tempie i w sposób, który zaciekawia czytelnika.
“Czas i miejsce” opisałaś znakomicie. Nikt nie może mieć wątpliwości, że chodzi o starożytny Rzym. Dlatego sądzę, że można zrezygnować z określenia “rzymski”, które pojawia się dwa razy na początku tekstu.
Druga rzecz, ale to już raczej jako żart, myślę że kury nie trzeba głodzić przez tydzień, żeby rzuciła się na ziarno :)
Sprzeczne ze światopoglądem materialistycznym i zabrakło wzmianki o przewodniej roli KPZR, ale co tam. Udał się się Wam ten tekst, Ambush :)
I tak się dała zaprowadzić pod drzwi czarownicy? Oj, rzeczywiście bezmyślna ta Jadzia :)
Zabawne opowiadanie. Zdecydowanie FUNtastyka :)
Anonimie, wygląda na to, że Twój bohater pospołu z imć Bobolą, takoż przez pana Paska wspomnianym, był pionierem polskiego lotnictwa :)
Przyjemny szort i całkiem zabawny. Podobało mi się.
Prosta historia z pewną dawką absurdu. Mnie rozbawiło :)
“...a niektórzy go nawet lubili, gdyż nie mieli z nim do czynienia na co dzień.” – genialna recepta na bardzo udane relacje :D
Bardzo udana kompilacja historii z jabłkiem w w roli co najmniej istotnej. Lekko napisana i lekko zabawna, ale do “fun” trochę brakuje. Uśmiech, ale nie śmiech :)
Najzabawniejsze wydało mi się powierzenie Misiowi nadzoru nad ogrzewaniem (właściwie to nad czymkolwiek). Spojler: niedźwiedzie zapadają w sen zimowy :)
Czytało się przyjemnie, z uśmiechem na twarzy chociaż do wybuchnięcia śmiechem nie doszło :)
Nie będę się rozwodził nad tym, co już wcześniej zostało powiedziane. Opowiadanie napisane jest źle i kropka.
Z dobrych wiadomości: Całkiem niezły pomysł na lekkie i (po dopracowaniu) zabawne opowiadanie, a błędy można poprawić :)
Lekkie i zabawne. Rasowa “fun-tastyka” :)
Ciekawy pomysł, ale wykonanie mi nie podeszło.
Nie przeczę podszedłeś do tematu ambitnie, tworząc bardzo szczegółowy opis sytuacji, ale mam wrażenie, że wśród tych szczegółów gdzieś się zgubił sens tej opowieści. Grozy też jakoś nie poczułem, ale za to, chyba wbrew twoim intencjom, momentami się ubawiłem.
Miałem wrażenie, że bohaterowie z taką samą powagą traktują deszcz meteoroidów, awarię systemu chłodzenia, jak i to, że zbyt głośny śmiech może uszkodzić stacjię. Psycholog – komik jako szwarccharakter, też jakoś nie przekonuje. Jeśli to rzeczywiście on stał za tym wszystkim, to ja naprawdę nie wiem o co mu chodziło. Przecież taki eksperyment mógł zrobić wszędzie i nie ryzykując życiem ludzi i zniszczeniem stacji kosmicznej. Szukałem jakiejś wskazówki w jego imieniu i nazwisku, ale udało mi się ułożyć tylko “wrona” i “lanca”. Nie pomogło :)
Naprawdę doceniam pomysł i włożoną pracę, ale zachwycić mi się nie udało.
Sympatyczne i zabawne. Tylko dlaczego, będąc w takiej komitywie, Kulawik z psem sobie dwoją? :)
Za wcześnie Koalo, za wcześnie. Takie teksty trzeba publikować w niedzielę, późnym wieczorem, żeby czytelnik mógł sobie w poniedziałek, z rana przeczytawszy, poprawić humor:)
Cześć,
Spodobał mi się Twój tekst. Miałem wrażenie, że ten epizod dzieje się poza czasem, albo w każdym momencie jednocześnie. Świetnie to pasuje do opisanej sytuacji i zostawia dużą przestrzeń dla domysłów dotyczących planowanego bardzo ważnego zadania. Ja mam pewne skojarzenie, ale to nic pewnego :)
Chodziło mi raczej o brzmienie bardziej pasujące do obszaru wpływów Konstantynopola, tak dla wczucia się w nastrój. Ale może rzeczywiście za bardzo kombinuję :)
Misja Search and Rescue w Matizie? To się nie mogło udać :)
Druga część Bórlingów nie zawodzi, a nawet imho jest lepsza od pierwszej.
Akcja jest bardziej dynamiczna i, pomimo rozdzielenia bohaterów, bardzo spójna. Na dodatek zmniejszyłeś zawartość horroru w horrorze, co mi bardzo odpowiada. Mogłaby to być zwykła historia kryminalna, gdyby nie te pajęczaki pod kurtką Andrzeja :) I to właśnie najbardziej mi się spodobało.
Odsunąć się! Będę klikał :)
Cześć Bruce,
Widzę, że cykl opowieści historycznych się rozwija. I bardzo dobrze! Podoba mi się, że sięgasz do tych wydarzeń, o których w szkole wspominają ledwo co, albo wcale. Sam się historią interesuję, więc mogę tylko przyklasnąć.
Opisałaś ciekawy moment w dziejach Rusi Kijowskiej i zgrabnie przypomniałaś o nordyckich korzeniach Rurykowiczów. Liczę na kontynuację.
Z drobiazgów, które zauważyłem:
kniaziówna? – raczej kniahini
regentka – w moim, subiektywnym odczuciu trochę zbyt łacińskie jak na ruskie stepy. Może coś z greki? :)
Tak mi to klimatem trochę przypomina “Sceny z życia smoków”, tylko że we wersji dla hm… nieco starszych dzieci :)
Dobrze się bawiłem, czytając.
Prezentowanie fragmentów to niełatwe zadanie. Ciężko jest uniknąć odwołań do reszty tekstu, a jednocześnie nie można wszystkiego dodatkowo tłumaczyć.
Tobie się ta sztuka udała. Bez problemu wyobrażam sobie ten fragment jak część większej opowieści, ale jako samodzielna miniatura też z powodzeniem się broni.
Może gdzieś na strychu tej karczmy zostało chociaż żelazko z duszą. To by się diabeł na darmo nie fatygował :)
Bardzo lekko i przyjemnie napisane. Po prostu samo się czyta, a uśmiech nie schodzi z twarzy :)
Szczególnie przypadł mi do gustu manewr ustawienia pościgu przed uciekającymi, genialny w swej prostocie :)
Cześć,
Udany tekst. Spodobało mi szczególnie zderzenie potencjalnie niesamowitego wydarzenia jakim bez wątpienia jest zawarcie paktu z diabłem, z szarą zwyczajnością życia codziennego. W efekcie mamy DIY rytuał przywołania według tutoriala rodem z YT :) Sam demon zdradza oznaki wypalenia zawodowego, a najbardziej szatańska sztuczka na jaką go stać to próba podrzucenia szynki wegetarianinowi :) Lubię takie klimaty. Niby strasznie, ale bardziej śmiesznie.
No, tym razem nie do końca mi siadło. Nie żebym miał autorce i tekstowi nie oddać honorów za to, za co im się słusznie należą, czyli ciekawy pomysł, galerię barwnych postaci i wydarzeń, która spodoba się nie tylko miłośnikom historii, a ponadto lekką i autentycznie zabawną formę, niepozbawioną jednak pewnej głębszej refleksji, dotyczącej ludzkości jako igraszki w rękach bóstw różnorakich. To wszystko mi się podobało.
Miałem jednak wrażenie, że opowiadanie rzeczywiście rozrosło się za bardzo i straciło spójność. Na dodatek nie mogę uchwycić logiki działania trójki bożków. Może to zamierzony element chaosu, ale “chaos” to jednak poważna instytucja, a tę trójkę odebrałem raczej jak taki po prostu bałagan. Nie wiem, może myślę zbyt linearne, ale nie mogę się do nich przekonać.
Świetnie opisana, wciągająca scena z dobrze zbudowanym klimatem (tak, tak, filmy Tarntino :) ).
Może i brak szerszego tła i rozbudowanych ciągów przyczynowo skutkowych, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. W tekście dużo się dzieje i jest sporo emocji, więc nawet taka pojedyncza scena daje radę.
“Intrygujące” – gdybym miał opisać Twoje opowiadanie jednym słowem, to chyba właśnie tym. Można przeczytać kilka razy (ja trzy :) ) i za każdym podejściem zinterpretować je inaczej. To sprawia, że lektura jest satysfakcjonująca.
Myślę, że to zasługa świetnego zbalansowania informacji realnych i fantastycznych, sprawiającego, że nie sposób rozstrzygnąć z całkowitą pewnością co się dzieje naprawdę, a co jest wytworem imaginacji Marka.
Gratuluję dobrego tekstu :)
Rzeczywiście, tekst emanuje świąteczną atmosferą :D
Jeśli to pierwszy horror, to bardzo udany debiut. Spodobał mi się klimat i wykreowany mikro świat wioski Baranek, choć muszę przyznać, że stopień opanowania jakim wykazali się mieszkańcy wsi obliczu gwałtownej śmierci czterech mężczyzn, a potem gdy Luta zaglądała im do okien, wydał mi się nieco nienaturalny. Ok, może kiedyś ludzi byli twardsi :). Postać Luty (Lutej?) jest świetnie opisana i mam wrażenie, że inspiracją były tu demony słowiańskie, co jest bardzo na miejscu w tych stronach :)
Dawka brutalności jak na horror może nie jest jakaś ogromna, ale w zupełności wystarczająca i ładnie pasuje do realiów epoki, gdy niejeden zagon tatarski, czy kupa grasantów podobną jatkę mógłby uczynić, choć metodami konwencjonalnymi :)
Brawo!
Cześć Bruce,
Uczciwie przyznaję, że zacząłem to czytać tak bez przekonania. Owszem, ciekawe ujęcie tematu, fajny pomysł z “czyśćcobusem”, ale na początku odniosłem wrażenie, że tekst jest zanadto dydaktyczny, grzechy nieco przerysowane, jakbyś chciała tanim kosztem zrobić wrażenie na czytelniku.
Jednak w miarę czytania zacząłem się coraz bardziej wciągać. Bardzo w tym pomógł spokojny rytm opowiadania, który sprawił, że skupiłem się na najistotniejszej kwestii jaką tu przedstawiasz, tzn., że zbawienie w jakimś stopniu zależy od człowieka, a nie wyłącznie od Boga. Popraw mnie jeśli się mylę, ale to chyba trochę heretyckie twierdzenie :). Tak czy siak, spodobało mi się.
Krótko mówiąc, zacząłem bez emocji, a skończyłem zachwycony.
No aż se chyba kliknę :)
“…a w trakcie zwyczajnych czynności dnia codziennego…” – Jak co dzień po południu zdzieliłem jakiegoś gościa po głowie łopatą i tak sobie w tym momencie pomyślałem: A gdyby ten facet właśnie uciekał z piwnicy opuszczonego domu na odludziu, gdzie mieszkają potworne pająki ludojady? To by była pyszna historia! :D
Przepraszam, tak mi się jakoś skojarzyło :)
Kolejny po “Będziesz tylko mój” tekst o tematyce lotniczej :D Ileż to może się wydarzyć w czasie tak krótkiego lotu. :)
Przedstawiłaś ciekawą i zabawną scenkę, ale niepozbawioną też pewnej refleksji. Ludzie mają swoje spory i wojny a anioły i demony niezły ubaw.
Jestem bardzo “na tak” :)
Przyznam, ze udało Ci się mnie zaskoczyć. Z opisanych objawów wynikało, że w tamtej okolicy zainstalował się klasyczny wampir, a tu taka niespodzianka – upiorna manufaktura (odnóżofaktura?) przędzalnicza :)
Świetny pomysł i sprawne wykonanie. Brawo!
P.S.
A ten śnieg na święta to już czysta fantazja :D
Cześć,
Wszystkie uwagi mile widziane. Zwłaszcza ta o “zadzieraniu do góry”:)
Przejrzę, przemyślę, poprawię.
Dzięki za komentarz.
Zabawna historia w przedświątecznym klimacie. Bohaterowie pomimo piekielnej proweniencji i paskudnych cech zakodowanych w DNA dają się lubić.
Przyjemnie się czytało. I tylko stażysty szkoda:)
Cześć,
Dzięki za uwagi. Przejrzę tekst i poprzycinam trochę te nadmiary :)
Czasy się zmieniają. Kiedyś takim stałym elementem krajobrazu polskiej wsi był Golf “dwójka” . Tym jednak niech się zajmują etnografowie, socjologowie i diagności ze stacji kontroli pojazdów :)
Bardzo udany tekst. Pomimo niewielkiej objętości udało ci się barwnie opisać cały ciąg zdarzeń prowadzących bohatera prosto do bram Niebios. Spójność i logika nienaganna, a do tego bardzo zabawne.
Dzięki za przeczytanie i komentarz.
Tekst z założenia był ”ćwiczebny”, więc nie mogłem się rozpisywać, ale może wyszło mu to na dobre :)