Profil użytkownika


komentarze: 648, w dziale opowiadań: 584, opowiadania: 320

Ostatnie sto komentarzy

Cześć, bruce 

Czytało się dobrze. Ciekawie zbudowana historia. Nie wiem, jak odnieść się do motywu reinkarnacji celem poprawy swoich przewinień. Czyli, że jak? Zakładamy, że ktoś wyrządza drugiemu krzywdę, ta osoba, lub osoby cierpi, i później… pa bum, cierpienie zadane przestaje istnieć w momencie, kiedy zadający ból robi kom bek, i to zło przestaje istnieć, jakby nie zostało dokonane? Jestem bardziej zwolennikiem poniesienia konsekwencji za zło, które się wyrządza. To nie jest tak, że w jakikolwiek sposób ono przestaje istnieć. Choć idea wiecznego potępienia, również do mnie nie przemawia, za czyny złe dokonane w czasie. Dla mnie, wyobrażenie sobie czegoś tak abstrakcyjnego, jak wieczność, jest w ogóle niemożliwe. Sprawa nabiera innego wymiaru, kiedy odrzuca się w pełni świadomie dobro, nie chcąc przebaczenia. Nawiązuje do tego, dlatego że bohaterka mówi o sumieniu. 

Pozdrawiam i udaję się do klikarni

Cześć, regulatorzy 

Wprowadziłem poprawki. Bohater trafił na sprzyjające warunki, aby jego nadwątlona psychika dała znać o sobie. Wydaje mi się, że postępowania człowieka (szeroko rozumiane), często trudno jest wytłumaczyć, bo jeśli można przewidzieć zachowanie zwierząt, tak o tyle trudniej w naszym przypadku. Należymy do świata zwierząt, istot rozumnych, ale o tyle skomplikowanych w swoich działaniach i motywacjach, że nawet posiadając ogrom wiedzy z zakresu psychologii, nie potrafimy w wielu kwestiach pomóc osobom, które borykają się z problemami natury psychicznej. 

Szort o krecie, to tylko krótka forma, nie posiadająca głębi – płytka. Pokazałem niewiele więcej, niż tylko to, co dzieje się na zewnątrz. Wiem, że krótki fragment, w którym bohater poddaje się rozmyślaniom, nie jest wystarczający, aby pokazać jego opłakany stan psychiczny. 

Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam :-) 

Dziękuję, regulatorzy

Ostatnio postanowiłem pisać ręcznie. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale inaczej… zbiera się myśli. 

Pozdrawiam

Cześć, regulatorzy 

Wniosłem poprawki, dziękuję za wyłapanie błędów.

Zgadzam się z Tobą, że wykonanie mogłoby być lepsze. Ilustrowanie jest dla mnie prostsze, może dlatego, że zajmuję się rysowaniem i malowaniem bardzo długo (odkąd pamiętam, a lat mam już niemało :-)). Pisanie twórcze jest dla mnie sporym wyzwaniem i mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Dzięki za przeczytanie i Twój czas. 

Pozdrawiam

Cześć, sarna_dolna

Historia smutna, dobrze napisana i dobrze się czytało. Zastanawiam się tylko nad zwrotem: napiął struny lutni. O co chodzi z napinaniem strun? Czy miałaś na myśli to, że wcześniej miał rozstrojony instrument, dlatego naciągnął struny? I nie rozumiem określenia:

W furii, pan zacisnął zęby swojego miecza na kolorowym ciele barda.

Jakie zęby miecza? Jak można zacisnąć jakikolwiek miecz na ciele? Czy może miecz składał się z dwóch ostrzy? Nie mogę sobie tego wyobrazić :-) 

Poza tymi drobiazgami, szort uważam za bardzo dobry, dlatego udaję się do klikarni. 

Pozdrawiam

 

 

Cześć, Robert Raks

Bardzo dobrze mi się czytało. Mam tylko jedno ale co do malowania kreski :-) Takie skrzywienie zawodowe: wyraz – kreska, byłby bardziej trafiony w przypadku rysowania. Tak, wiem… Można malować w ten sposób (mistrz Beksiński doszedł do perfekcji w kreskowaniu pędzlem), ale to tylko takie moje doczepki, proszę się tym nie przejmować :-) Opowiadanie podobało mi się, a postać Muzy jest sympatyczna. Super wplotłeś zdanie Picassa, wypowiedziane przez Muzę. Zgadzam się, że wena powinna zastać artystę przy pracy. 

Pozdrawiam

Klik ode mnie

Cześć, Koala75

 Przekonałeś mnie już na starcie, kiedy przeczytałem o rybkach akwariowych. Przypomniał mi się Philip K. Dick, miał takie opowiadanko o robotach, które walczyły ze sobą, a normalnie miały być na usługach przeciętnego, dobrego obywatela. Firma programowała, firma psuła i kasa się kręci :-) 

Zaciekawiłeś mnie tym motywem z robotem płci pięknej. Może skusisz się na dalszy ciąg, ale już z robotycą :-) Wybacz za słowotwórstwo, ale nic lepszego mi do głowy nie przychodzi. 

Super sympatyczny szorcik. 

Pozdrawiam :-) 

Cześć, George Hornwood

 

Spojrzał na datę nadania: 13 luty 1928 roku. Zdziwiony zmarszczył brwi. – 13 lutego

 

Ostatnimi czasy zastanawiał się, czy nie rzucić tej roboty w diabły. Cały dzień za kółkiem, płaca marna i zero czasu na swoje sprawy. Zaniedbywał dziewczynę. Ich związek z każdym, kolejnym dniem – wg mnie opis zwalnia akcję. Wprowadziłbym to gdzieś dalej. 

 

 Ethan krzyknął wkurzony. Nie spodobało mu się, co tamten powiedział. – czytelnik wie, że Ethan się wkurzył, dlatego dopisek, że mu się nie spodobało, jest zbędny. 

 

Wracał. Wycieraczki miarowo zgarniały nadmiar wody z szyby. Luiza nie dzwoniła, podejrzany mężczyzna też nie. – przed tym zrobiłbym dodatkową spację, lub oddzielił gwiazdką. 

 

Ethan świecąc smartfonem, ponownie sprawdził adres. – Świecąc smartfonem…

 

Skoro nie zamierzał nikogo nachodzić, to dlaczego pakuje się do środka?

 

… tysiącami stóp – czyli ludzie chodzili boso? Rozumiem co jest w domyśle, ale jakoś te stopy mnie nie przekonują. 

 

Gdy się po nich wchodziło wydawały ciche trzeszczące odgłosy. – tutaj nie rezygnowałbym z Ethana, czyli: gdy po nich wchodził 

 

Kilka razy kliknął włącznik na ścianie, w nadziei, że światło się włączy. – to kliknął mi nie pasuje. Klikanie bardziej mi się kojarzy z myszką komputerową. Może: Kilka razy pstryknął włącznik? I to: miał nadzieję… – to oczywiste, gdyby jej nie miał, nie próbowałby. 

 

Wewnątrz paliło się światło, tu problem z zasilaniem nie występował. – to wiadome, po co dopisek, że problem nie występował. 

 

Lampka smartfona rozproszyła mrok na tyle, żeby wchodząc nie wybić sobie zębów. – szkoda, że pomijasz sprawczość Ethana. Sugerowałbym: Włączył lampkę w smartfonie i teraz mógł cokolwiek zobaczyć. Przynajmniej nie wybiję sobie zębów – pomyślał. 

Rezygnując w tym sensie z Ethana, pozbawiasz czytelnika możliwości wczucia się w jego rolę. Czyli podobnie, jw. Gdy się po nich wchodziło… Lampka rozproszyła itd. Zwróć na to uwagę. 

 

Właściciel pewnie stary, bawił się w zbieractwo. – a to mi wyjątkowo nie siedzi. Skąd w domyśle, że stary. A jeśli już, to może lepiej: Właściciel, zapewne starzec, bawił się w zbieractwo. 

 

Mężczyzna leżał w kałuży krwi, twarzą do podłogi z rozrzuconymi rękami i dziwnie skręconymi nogami. Nie dawał oznak życia. Ethan poczuł zapach trupa, cofnął się, ledwo powstrzymując -

wymioty. – A to skąd się wzięło? Czy to jakiś błąd przy wrzucaniu tekstu na portal? Chyba że tak ma być, to oddzieliłbym to jakąś gwiazdką. 

 

Dobiegł go dźwięk syren zbliżających się policyjnych samochodów. – z tymi syrenami w dzisiejszych czasach to jest różnie. Wiem, że używa się tego określenia, ale syreny kojarzą mi się inaczej :-)

 

Pomacał potylicę –  a może: dotknął potylicy. 

 

– Cholera! To się nie dzieje naprawdę – zaklął. – Cholera! – zaklął. – To nie dzieje się naprawdę. 

 

Trzymali odbezpieczoną broń. – Wątpliwe, że można zobaczyć z oddali odbezpieczoną broń. Ale skoro już trzymali, to dodawanie, że była odbezpieczona jest zbędne. 

 

Kilku z nich pobiegło na tyły. Ethan wiedział, że jest źle. Gorzej niż kiedykolwiek było. Przeskoczył przez płot na kolejną posesję. – Na jakie tyły? Ethan wiedział, że jest źle – wydaje mi się, że i tak zachował zimną krew, bo miał raczej przekichane całkowicie. Zwalniasz w ten sposób akcję. Przecież wiadomo, że jest fatalnie. 

 

– Mylisz się, nikt, nikogo nie wrobił – Mylisz się. Nikt nikogo nie wrobił.

 

Kurier czuł, że tonie. Pochłaniała go gęsta, ciemna ciecz. Wciągała jak bagno. – Rozumiem, że chcesz zaznaczyć tą przenośnią kiepskie położenie bohatera. Może: Ugięły się pod nim kolana. Czuł, że lada moment może stracić przytomność. 

 

Ethan poczuł, jak cierpnie mu skóra na plecach. – Wiem, że może ścierpnąć noga, lub ręka, ale skóra?  

 

– Kolejne jednostki policji, już jadą. Kwestią czasu jest, kiedy zostaniesz ujęty. – Domyślam się, że to może był diabełek, ale nie będę uprzedzał wydarzeń. Tylko jakiś taki grzeczny jest przy tym szantażu. Używa… powiedziałbym urzędowych sformułowań: ujęty. Dodałbym mu trochę charakteru. Czyli: Kwestią czasu jest, jak cię dojadą ty gnido. :-) 

 

– Dobrze. Twoje problemy właśnie się zakończyły. Nie lękaj się. Możesz wrócić do domu. – No nie… diabeł mówi: nie lękaj się? Czy to jakaś pielgrzymka? Przecież to władca piekieł i taki grzeczny? 

 

Czyli jednak happy end. Chlasnął sobie żyły. Myślałem, że skończy się wielką borutą i rozpierdzieleniem pół dzielni, a tu pach i po chłopie. No cóż, walka była nierówna, w końcu to diabeł. Ale zdecydowanie za szybko się skończyło. 

Pozdrawiam 

Cześć, Haski93

Ciekawa historia, napisana obrazowo, dzięki czemu wyobraźnia pracuje. Tekst zawiera sporo błędów językowych, ale nie będę ich cytował, bo skupiłem się na fabule. Zastanawiam się, jakie będą dalsze losy bohaterów. 

Pozdrawiam

Cześć, Ambush

Dzięki za odwiedziny i czytanie. Wprowadziłem poprawki do niektórych sugerowanych usterek. Zgadzam się, tekst mógłby być lepszy. Myślę nad czymś nowym. 

Pozdrawiam :-)

grzelulukas, wprowadziłem część sugerowanych przez Ciebie uwag. 

Pozdrawiam

 

Cześć, George Hornwood 

Wprowadziłem poprawki. Co do jedzenia jajecznicy łyżeczką, to chyba kwestia wyboru. Wolę jeść łyżeczką :-)

Jest dokładnie tak, jak w opisie. Embrion rozleciał się na drobne, jak spalony papier. Rozumiem, że nie wiadomo o co chodzi, ponieważ nie ma to powiązania z resztą opowieści. 

Inwazja porywaczy ciał – dobry film. Ciekawa interpretacja, że to kosmici. 

Dzięki za odwiedziny i przeczytanie. 

Pozdrawiam

Cześć, Zołza007

Dziękuję za przeczytanie. Pamiętam, jak wrzuciłem na NF pierwsze teksty i dziwiłem się, dlaczego tak skrupulatnie zwracana mi jest uwaga na interpunkcję, logikę, stylistykę. Celowo zostawiłem teksty sprzed lat, żeby widzieć postęp, lub brak. I teraz doceniam wyłapywanie drobnostek, choć często podczas pisania, i ponownej autokorekty ich nie dostrzegam.

Tak, zgadzam się, że Frankie jest obcy, przez co jego losy mogą nie obchodzić czytelnika. Mój błąd.

Pozdrawiam ;-)

Finkla, przeceniasz mnie :-) Aż takich znajomości to nie mam ;-)

Cześć, grzelulukas

Bardzo trafne spostrzeżenia, dzięki. Kiedyś kumpel użył określenia: milczenie owiec. Spodobało mi się, dlatego użyłem w tekście. Możliwe, że nieadekwatnie.

Z tym awansowaniem, faktycznie nie trafiłem. 

Dziękuję za odwiedziny i poświęcony czas. 

Pozdrawiam

Cześć, Finkla 

Dziękuję za odwiedziny i przeczytanie. Naniosłem poprawki. 

Pozdrawiam

Wyjść, wyjdzie, ale kto chciałby mieć taką rzeźbę w domu? :-)

Myślę, że nawet ankieta w tej kwestii by nie pomogła :-)

Asylum, dzięki. Będę pisał.

Pozdrawiam

Koala, dziękuję. Jutro zamieniam się w kreta. Jadę na robotę. Fundamenty pod ogrodzenie z kamieni same się nie zrobią. Życz mi szczęścia :-)

Pozdrawiam

chalbarczyk, będę musiał wyrzeźbić człowieka turkucia, albo człowieka kreta, czyli coś jakby autoportret? :-) A może lepiej narysować. 

Pozdrawiam

Nie spodziewałem się, że są tutaj elementy fantastyki. Choć wydaje mi się, że krańcowe stany, psychozy, lub silna nerwica natręctw, może skutecznie wykluczać element fantastyczny. Tzn. bywa bardziej realna, niż faktycznie napotkana ściana. 

Dziękuję. 

Ps. Dzisiejszy wieczór jest wyjątkowo chłodny

Cześć, Finkla

Tak, wzrastający miało być :-) Przez przypadek wrósł :-)

Ale to nie są nastolatkowie. Jest o tym mowa w trzecim akapicie. 

Wiem, że dużo tajemnic.

Pozdrawiam

Cześć, chalbarczyk

Wspomnienia trochę wnoszą, tzn. dzięki nim, można poznać bohatera. Rozumiem, że ich tematyka niekoniecznie jest spójna z tym, co dzieje się później, ale pewne cechy charakteru oddają. Inną sprawą jest, że nie pokazałem tego w sposób na tyle wymowny, żeby było to czytelne i klarowne. 

Tak. Teraz jest spoko droga na Lublin. Jedzie się, jak po stole. 

Pozdrawiam

Cześć

Sympatyczny szort. Zabawny ten pajabczłek, choć bohaterka szybko przeszła do porządku dziennego, biorąc pod uwagę, że jest bardzo specyficzny. W tekście są literówki, ale to drobiazg, ponieważ odbiór miałem bardzo pozytywny. Poprawiłeś/aś mi humor Anonimie/ Anonimko. 

Pozdrawiam

Cześć, cezary_cezary

Dokładnie tak było. Chyba zbyt długo nad tym siedziałem. Dziękuję za przeczytanie i klika.

Pozdrawiam

Cześć, Asylum 

Bardzo trafne uwagi. Postaram się zastosować. Niestety mój warsztat, a raczej jego brak, zapewne wynika z prostej przyczyny, zbyt mało pracy, czytania i wejścia w historię. Twoje uwagi są bardzo konkretne i jestem Ci bardzo wdzięczny, ponieważ pokazałaś mi bardzo istotną kwestię. Chciałem, aby czytelnik mógł poczuć to, co czuje bohater, tymczasem opis, to tylko sucha relacja, czego w tym tekście w ogóle nie wziąłem pod uwagę. Gdzieś z tyłu głowy często mam: nie opisuj, tylko pokaż. Przyznaję, że poniosło mnie przy pisaniu Kreta. Iskrą do tej opowiastki, były prawdziwe wydarzenia. Tzn. z tymi podziemnymi stworzeniami często się walczy i wobec ludzkiej pomysłowości, oraz tego, że człowiek posiada rozum, te istoty są całkowicie bezbronne. Winić krata o to, że kopie tunele pod ziemią, to jak mieć pretensje do kota za to, że przyniósł martwego ptaka na wycieraczkę. To miał być tylko pretekst, do pokazania wybuchu, utracenia kontroli, wpadnięcia w szał. Niestety obawiam się, że nie zmieściłbym się w dziesięciu tysiącach znaków, aby oddać postępujący proces obsesji. Choć przyznam, że próbowałem w tekście o Bruszowskiej. Przypominam sobie Balladę o celnym strzale, autorstwa S. Kinga, która według mnie ukazuje to w sposób dokładny i jednocześnie angażuje czytelnika tak bardzo, że psychoza bohatera dotyka wręcz czytelnika. 

Jeszcze raz wielkie dzięki.

Pozdrawiam

Cześć, ośmiornica 

Lubię takie klimaty. Przypomniał mi się Sklepik z marzeniami. Nie rozumiem, dlaczego bohaterka z empatycznej, miłej dziewczyny, zmienia się w nieczułą, zimną langustę. Bo z jednej strony, chce pomóc Sawickiemu, a później, gdy chłop umiera, mówi: …zasłużył sobie. Czyżby wizyta u tatuażusty ją do tego stopnia zmieniła, czy to, że została tak potraktowana przez chorego. Bohaterka, która przecież ma do czynienia z osobami w ogromnym kryzysie, przecież one umierają, często słysząc bezlitosny wyrok, powinna wiedzieć, że człowiek w takich sytuacjach nie zachowuje się ,,normalnie,, – jak to ujęła gdzieś sama bohaterka. Szaleństwo umierającego Sawickiego, plus to, że zmarła mu żona, nie powinno dziwićz a tymczasem bohaterka na końcu ma to wszystko daleko w poważaniu. 

Chyba że to chodzi o to, że straciła duszę. To tłumaczyłoby jej końcowe zachowanie. Ale za pierwszym razem tego nie wyłapałem. 

Może dlatego, że sugerując się tytułem konkursu, przewidziałem w pewnej mierze diabołka tatuażustę, opko straciło trochę na mocy, ale niewiele, dlatego uważam, że jest całkiem niezłe. Podobało mi się. 

Plus za motyw tatuażu, który zręcznie wplotłaś w opko. 

Pozdrawiam serdecznie i udaję się oddać głos :-) 

skryty, dzięki za info. Oddałem głos. Mam nadzieję, że poprawnie. Nie doczytałem nigdzie w jakiej formie. Czyli standardowo: nick użytkownika, tytuł opowiadania i link. Pozdrawiam.

Cześć, Anonim

Powiem krótko – wyborne opowiadanie. Świetnie się czytało. Zastanawiam się, dlaczego elfy mają te swoje spiszaste uszka. U Ciebie potrafią nimi poruszać. Czy jest w literaturze gatunku jakieś wyjaśnienie ich kształtu? 

Czy użytkownik niebiorący udziału w konkursie może oddać głos? Chętnie oddam klik na Twój tekst. Pozdrawiam

Ciekawy krecik. Podoba mi się. Świat zwierzątek jest fascynujący :-)

Dziękuję, bruce.

Do pomysłów mam trochę inne podejście, ponieważ każdy uważam za dobry. Porównałbym to do obiektów w naturze, malowanych przez artystów. Czyli np. stare buty. Czy buty są słabym tematem do malowania? Raczej nie. Chodzi o to, jak się je namaluje. Inną kwestią jest dobry warsztat literacki, który według mnie można wypracować, ale tzw. oryginalność, choć niekoniecznie jest to dobre określenie, może bardziej – styl, wymaga czegoś więcej.

Cieszyłbym się bardziej, gdyby moje wykonania pomysłów były lepsze. Ale, jak patrzę na to, jak pisałem kilka lat wstecz, widzę zmiany… chyba na lepsze. Nie poświęcam tyle czasu na pisanie, bo siedzę bardziej w innej dziedzinie, ale lubię pisać i na razie nie mam zamiaru rezygnować.

Pozdrawiam

Cześć, Bruce

Dzięki za odwiedziny i przeczytanie. Cieszy mnie, że Ci się podobało. Dzięki za klik.

Pozdrawiam

Cześć, fanthomas

Super szort. Pełno tutaj uczucia. Odebrałem to tak, że chłopak był straszliwie zakochany w tej dziewczynie. Pomimo tego, że niewiele jest wzmianek o tym, ale takie mam przeczucie. Czy bohater ma czego żałować? Nie wiem. To trudne pytanie. Czasami wydaje mi się, że istnieje przeznaczenie. 

Może ona wróci do niego? 

Ładnie, sentymentalnie. Podoba mi się. Klik ode mnie. 

Pozdrawiam

Cześć, Marszawa 

 Wprowadziłem poprawki. Dziękuję Ci za wyłapanie i wskazanie. Jakby Ci to wyjaśnić. To coś, jest tak czarne, hmmm… jak sadza. Albo wyobraź sobie, że pomimo ciemności nocy, jest ciemniejsze, to jakby skupienie czarni, rodzaj otchłani, która pożera wszystko co napotyka na swojej drodze. Jakiego wyrazu można jeszcze użyć? Pochłania, wsysa, wciąga – zakrzywia przestrzeń, a materia dokoła wpada, znika w czeluściach istoty. :-) Mam nadzieję, że wyjaśniłem trochę, o co mi chodziło. 

Z tym wiekiem niekrycia się przed rodzicami, to zapewne masz rację, ale myślę, że w czasach Frankiego, takie prezenty, jak telewizor, który znajduje się w pokoju w sumie jeszcze dzieciaka, nie były częste, a jeśli już, to w pewien sposób trochę cenzurowane i kontrolowane przez rodzicieli. Chociaż sam fakt, że mu go sprawili na urodziny, jest trochę nieudanym prezentem, biorąc pod uwagę, że chcą i tak mieć wpływ na to, co Frankie ogląda. Z jednej strony wolność, a z drugiej, nie do końca. Coś jakby, masz łuk chłopaku, ale strzelaj tylko do tarczy, a nie np. do koguta sąsiadki :-) Możliwe, że porównanie nie jest zbyt dobre, ale mam nadzieję, że wyjaśniłem chociaż trochę. 

Pozdrawiam Cię również serdecznie :-) 

 

Cześć, GalicyjskiZakapior 

Wprowadziłem poprawki. Dzięki za wyłapanie i wskazanie. Czyli, trochę Cię zaniepokoiłem swoim opowiadaniem. Nie mam pojęcia, dlaczego pisze mi się lepiej w tych klimatach, czyli (może grozy to za dużo napisane), ale tak, inaczej trudno to określić. Hepi Endy są też spoko, opowieści pozytywne, jak najbardziej ok, ale obecnie, bardziej skłaniam się do tworzenia straszności i dziwności, niż lukrowych opowieści. W ogóle nie ujmując słodkim i sympatycznym rzeczywistościom, to też jest spoko. Kiedyś może napiszę, coś tak słodkiego, że aż będzie mdliło – to wysoce prawdopodobne :-) 

Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam serdecznie :-) 

Cześć, Bruce

Dobrze się czytało. Zastanawiam się, dlaczego babcia Tosia też zajadała Rabarbarowego Króla, przecież była kompletna. Znowu, gdyby była ofiarą kanibala, to też spoczywałaby na cmentarzu. Nasuwa się pytanie: dlaczego bawiła się w takim razie w kanibalizm? Żeby odmłodnieć? Czy towarzyszyć ziomkom z dawnych lat. Widzę, tutaj pewną niekonsekwencję, albo zwyczajnie nie rozumiem. 

Kolejna sprawa: jeśli ognisko przypominało wielkością dom parterowy, to wątpliwe jest, że kanibale przy nim siedzą. Temperatura przy tej wielkości płomieniach nie pozwoliłaby na to. Jest jeszcze fragment o ruszcie z tego co pamiętam, który tym bardziej odpada. 

Czy dobrze pamiętam, że piekli nad ogniem palce nadziane na patyki? Wątpliwe, żeby można było nadziać palec na jakikolwiek patyk, z tego względu, że mięśni w nim tyle, co kot napłakał, większość stanowi kość. 

Poza tym, opowiadanie bardzo dobre. Historię powojennego kanibala znałem, ale ciekawie wykorzystałaś ten motyw. 

Klikam i pozdrawiam

Bruce, dzięki jeszcze raz. Za pomoc przede wszystkim i za dobre słowa. Cieszy mnie to, że Ci się podoba. Pozdrawiam

Cześć, MichaelBullfinch, wprowadziłem poprawki. Dzięki za wyłapanie. Masz rację, trochę się pośpieszyłem. Pracowałem nad tym opkiem zbyt długo, może dlatego czuć to szybkie zakończenie. Nie wiem, o co chodzi, ale czasami tworzy się lepiej, czasami gorzej. 

Pozdrawiam 

Cześć, Zarandir 

Bardzo dobry debiut. Czytałem z przyjemnością, pomimo literówek i błędów w zapisie. Nie zdarzało się to zbyt często, ale zachęcam przejrzeć tekst raz jeszcze. 

Super historia, świetnie budowany klimat. Widać lekkość w pisaniu, jaką masz. Bardzo dobre dialogi, wiarygodne, choć nie pozbawione błędów (jak wspomniałem wyżej).

Tak w ogóle, Vox ma bardzo dobre wzmacniacze gitarowe :-) 

Pozdrawiam

Cześć, Bruce

No, całkiem niezła historia. Kiedyś montowano dzwoneczki, w razie W, jakby niedoszły nieboszczyk, okazał się być całkiem żywy. Rozumiem, że to szczególne wydarzenie idealnie pasowało, jako horror, ale… Bruce :-) Jakoś nie potrafię się bać czytając Ciebie :-) Piszę to w pozytywnym znaczeniu. Jednak mój brak odczuwania grozy, nie zmienia tego, że tekst uważam za dobry. Dlatego klik ode mnie. 

Swoją drogą… kobieta cudem przeżyła, zapewne li tylko dzięki przypadkowi, ale jak to bywało, przeto bóg ją ocalił. Gorzej, gdyby nie zdążyła się wybudzić przed pochowaniem. Średnia przyjemność otworzyć oczy w trumnie.

Pozdrawiam

Cześć, George Hornwood

Na początku, to co rzuciło mi się w oczy. Błędy w zapisie dialogów, jak np.

– Pani pierwszy raz na Vedze? – podszedł… Czynności niezwiązane z aparatem mowy, piszemy dużą literą.

Od razu wskażę poprawną formę zapisu:

– Rozumiem. – Też się uśmiechnęła.

… – Pewność

… – Patrzyła

… – Jego starą twarz

… – Trzymała

… że dzisiaj jest - że dzisiaj już (jest - zbyteczne)

… Dokładnie tutaj. – Postawił…

… robimy, byłby

… najlepszy. – Patrzył…

… Więc… – Strasznie się uśmiechnął. Chociaż to zmieniłbym na coś innego. Np. Szczerzył zęby w upiornym uśmiechu – albo coś w ten deseń :-)

Ciekawy tekst. Na przecinkach się nie znam, ale widziałem tu i ówdzie, że brakuje, lub nie są tam gdzie wydawało mi się, że powinny być. Podobał mi się klimat.

Pozdrawiam

Cześć, Nauczyciel1234

Interesujący opis. To byłoby super rusztowanie pod opowiadanie. Prawdą jest, że opis bywa częściej mniej interesujący, niż pokazanie wydarzeń – idąc tropem: pokaż, nie opisuj. Dodam, że nie ma słabych pomysłów, wszystko skupia się na wykonaniu. Doskonale to widać w twórczości S. Kinga. Polecam opowiadanie Ballada o celnym strzałem, Palec, lub Cadillac Dolana. 

Jako szkielet, szkic literacki pod pełnowymiarowe opko, szort bardzo dobry. 

Czekam na więcej :-) 

Pozdrawiam 

Cześć, Anonim

Dobrze napisane.

Myślę, że z twórczym pisaniem jest trochę tak, że każdy kto potrafi pisać, w sensie elementarnym tzn. w ogóle bycia piśmiennym, może pisać twórczo. Jestem zdania, że wiele można wypracować, jak warsztat, poprawność językową, znając zasady pisowni, i w ten sposób budować jakąkolwiek przestrzeń, oddziałowując na czytelnika. Jednak dla mnie, tzw. poprawność, to za mało – tego można się nauczyć. W tworzeniu, czy to za pomocą słowa, wyrazu lub działań plastycznych, szukam czegoś więcej. Styl i rozpoznawalność tzw. pióra, przychodzi z czasem, lub nie przychodzi wcale. Natomiast jeszcze inną kwestią jest opinia. Czytając i komentując, wyrażamy tylko własną opinię. 

Lubię transponowanie w tekstach, uwielbiam działanie wyobraźni, i jeśli nawet tekst zawiera dużo błędów językowych, jestem w stanie nad tym przejść, ponieważ potencjał drzemie gdzie indziej, w imaginacji. Tak, wiem, że wtedy źle się to czyta, ale to najmniejszy problem, kwestia poprawienia błędów. Z talentem pisarskim jest trochę tak, jak z głosem… albo dostajesz w prezencie głos (bo np.barwy głosu nie wypracujesz), albo go nie dostajesz. Pytanie tylko, co zrobisz z tym dalej. Pisanie, dla mnie, wymaga ogromnego nakładu pracy, czasu i determinacji, i nie jest proste. Ale lubię to. Plus szczypta szczęścia, jeśli ktoś aspiruje do sukcesów itp. 

Ufff… ale się naprodukowałem :-)

Pozdrawiam

Cześć, chalbarczyk 

Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Jest mi bliskie, ponieważ maluję obrazy. Użyłaś sporo fachowej terminologii, kiedy Doroteusz pisał ikonę. To może być zawiłe dla niektórych odbiorców, w sensie, niewiele im mówiące, ale nie ma tego dużo, a to dodaje specyfiki warsztatu ikonografia. 

Zastanawiałem się, jak wybrniesz z motywem świeżego materiału, tzn. drzewa lipy, dopiero co ściętego, ale zrobiłaś to wyśmienicie. Opowiadanie ma duży ładunek emocjonalny, co również jest plusem. Sympatyczna, obok klimatu mistycznego, jest również przestrzeń w której dzieje się fabuła. Jest sennie, momentami onirycznej, choć na początku wydaje się być inaczej.

Pominąłem błędy językowe dlatego, że jest ich na tyle mało, że nie przeszkadzały mi w odbiorze.

Pozdrawiam i klik ode mnie :-)

Cześć, BioHazard

Opowiadanie napisane dość sprawnie. Myślę, że znajdzie swoich odbiorców. 

Zacząłeś bardzo dobrze, jako ekspozycja – niepokojący klimat, niewinna przejażdżka do opuszczonego, starego budynku. Ale później, jak dla mnie, całe napięcie zniknęło wraz z pojawieniem się nauczycielki i torturami. Dalej jest ucieczka, staw, babcia w chatce, która okazuje się wiedźmą, by na końcu przedstawić czytelnikowi, że to jednak demon. 

Proszę, nie zrozum mnie źle. Nie jest to zły tekst. To tylko moje zdanie. Pewnie chodzi o to, że mnie jest trudno przestraszyć opisami scen odcinania nóg czy rąk :-) 

Pozdrawiam

Cześć, Fanthomas

Ten szort smakował mi, jak dobre ciastko w znakomitej cukierni, gdy zastanawiam się, jakie składniki dodał cukiernik, że smakuje wybornie. Pozostawiłeś mnie z wielkim znakiem zapytania. Myślę, że na bazie tego pomysłu, możnaby napisać coś rewelacyjnego i dłuższego. 

Wydaje mi się, że zakończyłeś zbyt pochopnie, ale piszę to z całą świadomością jako odbiorca, dlatego jedynie Ty, jako twórca decydujesz. Podobnie jest z komponowaniem muzyki, czy malowaniem. W opowieści zawsze można się domyślać dalszych losów bohatera, lub bohaterów. Kiedyś wymienialiśmy opinie, tutaj na Nf pod którymś tam moim tekstem, dotyczące kwestii: czy opowiadanie, w momencie, kiedy autor stawia ostatnią kropkę, kończy się w tym miejscu nieodwracalnie. Niektórzy uważają, że historia ma nieskończenie wiele zakończeń, a czasami żyje własnym życiem. Byłem zdania, że gdy piszący kończy pracę, nie ma nic więcej, ale teraz mam wątpliwości. Chciałbym się dowiedzieć, co się stało z kumplem. 

Ps. Chyba któryś raz z kolei nadajesz bohaterce imię Mary :-) Ciekawe :-) 

Klik ode mnie

Pozdrawiam

Cześć, Realuc

Od dawna nie czytałem tak dobrego opowiadania tutaj. Lubię klimaty dawnych dziejów, klasztorów i czasów pochodni, oraz przeciągów w krużgankach. Oddałeś wyśmienicie klimat, jak to odbieram wieków średnich, choć nigdzie nie wspominasz, że chodzi o tę epokę (to już sobie sam dodałem :-). Zwróć uwagę na odmianę słowa oczów, dlatego, że wydaje mi się to być formą niepoprawną. W stosunku do narządu wzroku, prawidłową jest: oczy. Zasięgnąłem pomocy w internetach… okazuje się, że forma ócz, w tym kontekście, jest ok. 

Jeśli chodzi o fabułę. Smutny los niewiasty, dla której śmierć, okazała się być jedynym wybawieniem. Siłą rzeczy, przypomniałeś mi Imię Róży, którą bardzo sobie cenię. 

Klik ode mnie

Ps. Aha, widzę, że to na niebiesko, czyli konkursowe teksty. Czy mogę i jeśli tak, to jak należy oddać poprawnie głos? Chętnie skorzystam z takiej możliwości.

Pozdrawiam

Cześć, Koala75

Mistrz Picasso mawiał: oby wena zastała cię przy pracy.

Zgadzam się z tym. Kiedyś myślałem, że jest coś takiego, jak wena. Teraz uważam, że są lepsze i gorsze dni. Raz się tworzy dobrze, innym razem znośnie, a są dni, że wszystko wyłazi z łapy, niczym z czarodziejskiego kapelusza. 

Widzę, że bohater ma aspiracje. Niektórzy piszą, bo to lubią, inni chcieliby wstrząsnąć światem i wydaje im się, że odkryli łamerykę, przyszli tzw. z chrapką na Nobla, a inni robią to, co potrafią najlepiej, po prostu piszą. Wydaje mi się, że oprócz szczęścia, które potrzebne jest nie tylko w twórczości, ale i w życiu, trzeba być konsekwentnym i mam takie przekonanie, że prędzej, czy później, profity nadejdą. Chociaż historia Van Gogha, pokazała coś zupełnie innego. No, ale on akurat skrócił sobie żywot. Można tylko gdybać, co jeśli żyłby dłużej. Podsumowując: trzeba robić swoje. Czasami w pocie czoła, czasami z chłodnym wiatrem w gorący dzień, a czasami, kiedy jest bardzo przygnębiający i napawający smutkiem czas. Oby wynikiem pasji były profity, jako skutek uboczny, a nie odwrotnie: profity, które napędzają działanie. 

Przypomniała mi się książka Jacka Londona pt. Martin Eden. Chociaż nie napędzała go wena, a miłość, skończyło się to dla niego tragicznie. 

Na koniec.

Słowo ma ogromną moc i może być powielane w formie zapisu, w dowolnej ilości egzemplarzy, oraz – słowo nie umiera, a jako narzędzie pozwala oddziaływać na wyobraźnię. Siła tworzenia i kreowania rzeczywistości takich, w których autor decyduje o wszystkim… to, jak posiadać magiczną moc. 

Pozdrawiam i klik ode mnie

 pożądaniem. oczy. – a np. pożądaniem – oczy.

Czułem się dobrze. W końcu. – Czułem się dobrze… w końcu. (to tylko luźna propozycja)

Poza tym, takich chwil nie warto mącić takimi ruminacjami 

toteż wtedy zwyczajnie zamrugałem oczami i postanowiłem nie przejmować się klarownością osi zdarzeń, a raczej jej wyraźnym brakiem. – wychodzę z założenia, że w niektórych przypadkach czasem – mniej, znaczy lepiej. Nie przejmować się klarownością osi zdarzeń. Może: postanowiłem nie przejmować się tym, co się dzieje.

wielkie okno z pordzewiałem, metalowym szprosem dzielącym je na dziesiątki niewielkich, prostokątnych tafli. – literówka. Nie mam pojęcia, co to jest szpros :-) 

Za oknem, też, jak zwykle, – wybiija z rytmu, jest zbyteczne.

nieproblematyczną, w przeciwieństwie do tej jej odmiany – do jej odmiany. Bo wychodzi z tego coś na kształt: jejo jaja juju, wiesz, co mam na myśli.

Tam, w ogóle, nie było nic mrocznego, choć z tych całych opisów możliwe, że wywnioskujecie coś innego. – Tam, w ogóle, nie było nic mrocznego, choć z opisów możliwe, że wywnioskujecie coś innego. 

Owo przedziwne światło sączyło się również do wnętrza kuchni spomiędzy spękanych tynków i szczelin między drzwiczkami drewnianych szafek. – rozumiem, że to pewna forma stylu w narracji: coś podobnego, jak u Lovecrafta, czy Poe, i jeśli to świadomy zabieg literacki, to ok. Przyjmuję.

Otóż stanowiła bardzo, ale to bardzo miłą odmianę, zwłaszcza w kontraście do całokształtu tych wszystkich zdarzeń, o którym to jednak powiem nieco później. – literówka. 

 Dobra. Koniec łapania, skupiam się na fabule. Zaraz wracam…

 Miałem wrażenie do samego końca, że chyba nie sprawdziłeś przed publikacją tekstu. Przyznam, że trochę się męczyłem czytając, ale chciałem się dowiedzieć coś więcej o bohaterze. Ale dowiedziałem się niewiele, niż tylko, że 1. miał sen, 2. wybudził się i była naparzanka, wybuchy, nafaszerowali go tramadolami, stracił rękę i nogę, ale niewiele czuł.

Jestem odrobinę rozczarowany, ponieważ coś mi świta, że kiedyś czytałem Twój tekst na NF i był naprawdę dobry. Aż sprawdzę i dam znać, czy faktycznie tak było.

Myślę, że to opowiadanie ma potencjał, ale trzeba by nad nim jeszcze popracować.

Pozdrawiam ciepło w wyjątkowo chłodny i deszczowy dzień.

 

Tak, to był: Predyktor

 

Dla mnie narracja pierwszoosobowa wydaje się być trudniejsza… na chwilę obecną. Nie wiem, jak będzie za jakiś czas. Pozdrawiam ;-)

Cześć, HollyHell91

Dużo dialogów, które momentami wydawały mi się rozciągać w nieskończoność. I np. określenie: chaos burzy, oblepiła mgła, zwróciły moją uwagę. Określenie: powiedział mój mąż, w dialogach, jest w domyśle, czytelnik wie, że chodzi o Piotra, dlatego wydaje mi się zbyteczne. Sporo jest opisów Anny i Piotra, czynności, jakie wykonują, co dla mnie było nudzące. 

Natomiast zwrot akcji i skierowanie odpowiedzialności za dokonanie zbrodni na starców, uważam za dobry pomysł. 

I tak: kiedy Piotr się zastanawia, czy istnieją firmy sprzątające (nieczystości), jak również miejsca, gdzie rozkładały się jakiekolwiek organizmy, nie tylko zwierzęce, to tak, istnieją. 

Czy zostałem przestraszony opowiadaniem? Niestety nie. Pomimo tego, że objętościowo jest sporo, bo prawie 50 tys.znaków. Nie czułem klimatu grozy. Możliwe, że to kwestia narracji. Gdyby użyć trzecioosobowej, i nie stosować ekspozycji już na początku, która tłumaczy historię szalonej Żanety i dzieci, stopniowo wprowadzać w tajemnicę, budować napięcie i rozwiązać dobrym twistem, to tak. 

A może wyrosłem z krwawych scen, może się starzeję. Pewnie jedno i drugie.

Pozdrawiam

Dziękuję, że zaglądnąłeś

Pozdrawiam

Cześć, chalbarczyk

Ależ mnie ubawiło to opowiadanie :-) Już dawno nie czytałem tutaj czegoś tak zabawnego. Barnaba skojarzył mi się trochę z fornitem, chociaż u Kinga w Balladzie o celnym strzałem, stworzenie to miało inny wymiar. Szczególnie motyw z dokarmianiem Barnaby i pojeniem z nakrętki. W scenach walki ze skrzatami, widziałem trochę Gremliny, a woda zapomnienia przypomniała mi o Man in Black. Pomijając wszelkie moje skojarzenia, opowiadanie Twoje uważam za bardzo dobre. Widać lekkość z jaką piszesz, co wskazuje na dobry warsztat, i przede wszystkim masz to coś, co potrafi rozbawić. Nie wiem, czy to dlatego że chodziło o skrzaty, ale chyba nie :-) Ukłon ode mnie. 

Udaję się do klikarni. 

Ps. W Lublinie macie jeszcze ten bazarek, gdzie chudy mężczyzna sprzedaje herbatki z całego świata, wołając, jakie są smaczne i zdrowe? 

Pozdrawiam ;-)

Cześć, Zetrix. Bardzo dużo niewiadomych jak na szort. Podobnie, za regulatorzy, nie wiem o co chodzi. Proponuję rozwinąć wątek. Pozdrawiam

Cześć

Jest kilka literówek, ale zapewne ktoś zwrócił na to uwagę. Opowiadanie napisane bardzo dobrze pod względem warsztatu. Nie powiedziałbym, że bohaterowie są niesympatyczni. Zarysowałaś bardzo udanie charaktery postaci, co w tej objętości tekstu jest kwestią niełatwą. Nie ma tutaj zbytniego akapitu: tzn. nie dobijasz tekstu na siłę, wszystko jest konkretne i w temacie, co mi się podoba. Chociaż wątek fantastyczny mogłaś rozwinąć bardziej – dla mnie jest go trochę za mało. Poza tym spoko. Klik. Pozdrawiam.

Dzięki, Finkla. Pozdrawiam

Cześć, GOCHAW

Zauważyłem tu i tam trochę niezręczności językowych i momentami dialogi wydawały mi się zbyt (ugrzecznione), a może trafniejsze byłoby określenie nienaturalne. Poza niedogodnościami, historia ładna, kolorowa, zmienna i zaciekawia. 

Szczególnie podobał mi się pomysł z rzeką spacerujących żelek :-) Jak coś przekręciłem, to przepraszam, bo padam na twarz, choć pora wczesna.

Pozdrawiam

Siema, fanthomas

No, całkiem nieźle przyczarowałeś. Jest enigmatycznie, klaustrofobicznie, w sumie to nie wiadomo, co tu się wydarzyło… bardziej niż w sumie, to w ogóle nie wiem o co chodzi, ale to dobrze, ponieważ w Twoim wydaniu, jest to całkowicie przeze mnie akceptowalne. U Ciebie jest dziwność, dziwaczność, często gęsto niby brak sensu, ale przez to zastanawiam się, kim jestem, dokąd zmierzam itd. – idąc za klasykiem. Czekam aż wysmażysz coś tak absurdalnego, że aż mnie odrzuci :-) Oczywiste jest dla mnie, że posługujesz się bardzo zręcznie warsztatem. 

Pozdrawiam i klikam

Cześć, jbieganowski

Wspominam z ogromnym sentymentem Cyberiadę, Bajki Robotów. Choć przyznam, że Lema widział bym przy maszynie do pisania, niż z piórem w dłoni. Ale to akurat drobiazg, ponieważ uważam Twój szort za bardzo dobry. 

Któż zrozumie kobiety? Może na planecie NFR, jak pisał Lem, znajdzie się istota, która tego dokona? 

Klikam i pozdrawiam

Cześć

Bardzo pozytywne :-) Podoba mi się i są super kosmici plus dinozaur :-)

Pozdrawiam

Cześć, Lukista.

Tekst prezentuje się, jako zwarty, jednolity blok. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale w niektórych momentach widziałbym akapit. To szort, dlatego nie jest to aż na tyle istotne. Czytało się dobrze. To byłby super szkielet do zbudowania na nim ciekawej, dłuższej historii. Bo tak naprawdę, nie wiadomo do końca o co chodzi. Czy to jedynie mroczne siły odpowiadają za psikusy związane z percepcją bohatera. Dopiero na końcu jest mowa o ciemnej stronie mocy :-) I teraz się czepnę: to siedem i pół godziny jest istotne w opowieści? Spotkałem się kiedyś w stosunku do swoich tekstów, że miary, długości, i podobnie czas podany dość dokładnie, może nie mieć uzasadnienia. Zastanawia mnie, dlaczego akurat siedem i pół godziny. Czy nie mogłoby to być równie dobrze, cztery godziny i piętnaście minut? 

Stwierdzenie, które zapoczątkowuje szort, jest odważne. Rozumiem, że bohater chce powiedzieć, iż utrata kontaktu z rzeczywistością jest gorsza od tortur i śmierci bliskich, tylko że w dalszej części nie odczuwa się przerażenia na tyle, żeby choć odrobinę skłonić się ku tej tezie. To subiektywne odczucia bohatera sprawiają, że tak uważa, ale wydaje mi się prawie niemożliwe przekonać odbiorcę, że tak jest. A może nie chodzi o przekonywanie. Proszę tego nie odbierać jako zarzut. Chcę tylko zasugerować, że to ryzykowne zagranie, ponieważ nawet wybitne oddziaływanie za pomocą świetnego warsztatu pisarskiego, często może nie wystarczyć. Czasami jedynie przeżyć coś, oznacza o byciu przekonanym, lub nie. 

W każdym razie, szort według mnie udany i mi się podobał. Pozdrawiam.

Cześć, regulatorzy

Dziękuję za odwiedziny i przeczytanie. Może następny tekst wysmażę ze szczęśliwym zakończeniem. Często intencje mam dobre, ale gdzieś po drodze zjeżdżam w inną stronę. Pozdrawiam.

Cześć, dawidiq150

Podobał mi się Twój tekst. Ciekawy i nietuzinkowy pomysł, że dobre osoby, to przybysze z innej planety. Na Ziemi, wydawałoby się, że ilość zła przytłacza, że zwycięża – stwierdzenie to, można podważyć, licytować się i dyskutować.

Zło jest ciekawsze od dobra, jako informacja, bardzo nośne i przyciągające uwagę, a przecież tak wiele dobra dzieje się każdego dnia i mnóstwo cudów, oraz ludzkiego heroizmu – niestety, o tym się tak często nie mówi. O wiele lżejszą jest głowa, która nie połyka papki pachnącej szlamem. Chcę wierzyć Dawidzie, że dobro zwycięży. Jestem dobrej myśli. Pozdrawiam. 

Cześć, Finkla

 Podziwiam, szczególnie za wymyślne określenia. Najlepsze wg mnie: wasza perwersyjna sprawiedliwość :-)

To się nazywa prawdziwa inwestycja. Jeden główny, który ogłupi resztę. Bardzo dobry szort. Kilk. Pozdrawiam.

Cześć. Prosiłbym o doliczenie klika do szorta Szepty. Klik gdzieś został chyba przeoczony. Pozdrawiam.

cezary_cezary Przyjmijmy, że jest to pseudo wątek fantastyczny :-) Bohater odkłada na wynajem. Pozdrawiam

Cześć, cezary_ cezary To prawda,.szort nie zawiera fantastyki. Jest wyraźnie napisane, że: mógł przeprowadzić się do kawalerki. Nie ma nigdzie napisane, że odłożył na kawalerkę. Proszę czytać ze zrozumieniem. Od razu napiszę, ponieważ dostałem info. że to członkowie loży sczytują głosy od użytkowników na bibliotekę. Proszę zwrócić uwagę przy na to szczytowanie. Przyznam, że trzeci raz upominanie się w tym względzie trochę mi uwłacza. Rozumiem raz, czy dwa przeoczyć, ale nie trzy. Dotyczy to nie tylko szorta Szepty, ale i wcześniejszych opowiadań. Pozdrawiam.

Cześć, L.Keller

Sprawnie napisane opowiadanie. Trochę dłużyły mi się opisy, ale to szczegół. Ukłon za klimat i tajemnicę. Tylko równocześnie, jest trochę za dużo niewiadomych, jak dla mnie. Poza tym, w pewien sposób, historia Piotra jest mi bliska. Nadmierne myślenie nikomu nie służy, a jak się okazuje, tak w tekście, jak i w życiu, nadmierne zabieganie o kogoś, kto ma nas daleko gdzieś, jest działaniem pozbawionym sensu. Nie warto się płaszczyć. Bo, idąc za klasykiem: do tanga trzeba dwojga. 

Pozdrawiam

Cześć, GOCHAW Dziękuję. Pozdrawiam

Przepraszam, że tutaj, ale skoro jest info o omsknięciu, to daję znać. Na Zielonowłosą jest trzy kliki od użytkowników i jeden od Finkli, to razem cztery, a nie trzy. Pozdrawiam.

Cześć, Koala75

 Wzruszyłeś mnie swoim szortem. Miałem to szczęście być dzieckiem czasów bez komputerów, smartfonów i pamiętam doskonale zabawy, jakie wymyślaliśmy (niektóre, przyznaję, były na tyle pomysłowe, że obecnie nie wpadłbym na to). Urzekła mnie cała ta sytuacja z misiem, a dokładnie piękne i wielkie serce kobiety, która na początku pokazuje czytelnikowi, przez słowa: Lubiłam im gotować, wiedziałam, że to doceniają i przynajmniej nie trują się jedzeniem śmieciowym – jak bardzo kocha swoich bliskich. Bardzo pozytywny szort. Dziękuję. Klikam.

Pozdrawiam

Cześć, beeeecki

 Wprowadziłem poprawki. Dzięki za wyłapanie, dobre słowa i klika. Pozdrawiam.

Cześć. Ciekawie zapowiadający się świat. To by była super baza do czegoś obszerniejszego. Jak się okazuje, ludzie zawsze będą gdzieś walczyć. Jeśli już nie będzie z kim, to i bioroboty również się nadadzą. Zaledwie czternaście tysięcy znaków, a tyle tutaj ciekawych kwestii. Może rozwiniesz ten pomysł? Pozdrawiam

Cześć, bruce

 

To lecimy:

Wybraliśmy z Markiem ten niewielki domek tylko dlatego, że nie było nas stać na nic lepszego.

Remontowaliśmy wszystko, bo też wszystkiego tu brakowało: sieć wodociągową i gazowniczą, wjazd, ogrodzenie, okna, drzwi, ściany, podłogi, dach.

Pewnego razu udałam się więc na krótki spacer. Mój wzrok przyciągnęły od razu nietypowe ogłoszenia. Pobliski słup nie mieścił naklejonych na nim nekrologów. Zdumiona naliczyłam ich z trzydzieści. Co dziwne, wszyscy zmarli byli w kwiecie wieku, najstarszy miał czterdzieści lat. – Bardzo mało prawdopodobne, ale to dobrze, ponieważ zaczyna się robić dziwnie.

– Dzień dobry – przywitałam się z uśmiechem, po czym skierowałam do regalu z pieczywem. – literówka.

Nie wiem, dlaczego, ale miejscowe plotki zaczęły wciągać mnie coraz bardziej, więc teraz dla odmiany przeszłam do działu z konserwami, udając wielkie zainteresowanie wystawionymi puszkami, i nasłuchiwałam dalej. – Zbędne według mnie info, że bohaterka nie wie dlaczego plotki ją wciągają coraz bardziej.

– Policja niewiele mówi – szeptała siwowłosa klientka, podchodząca z głębi sklepu do pozostałych. – Szukałem innego określenia, ale to może tylko moje widzimisię. Intuicyjnie mi to nie pasuje.

– Tam, gdzie serca i usta, mieli wbite zakrwawione gałęzie. – Zaaferowana klientka, stojąca najbliżej lady, demonstrowała na swojej bordowej sukni i ciele opisywane miejsca. – Kiedyś dowiedziałem się, że dopowiedzenia tego typu, niekoniecznie są dobre, dlatego że wybijają z rytmu. Choć zastanawiam się nieraz, czy rzeczywiście? Trzeba przyznać, że dialog inaczej wygląda, jeśli ich nie ma.

– Może wody? – zaproponowała usłużnie sprzedawczyni.

– Poproszę – wyjąkałam.

Hmm, bruce, jakoś tak sztucznie się dzieje w tych dialogach. Nie potrafię tego poprzeć konkretem, może chodzi o to zaproponowała usłużnie sprzedawczyni?

Sięgnęła szybko po stojący za nią na regale dzbanek, nalała i podała kubek, a ja wypiłam jednym haustem. Pomogło zdecydowanie. – Rozumiem, że chciałaś podkreślić, iż to pomogło, ale w takiej formie, kojarzy się to bardziej z tym, że to jej zdecydowanie, czyli jej pewność, pomogła.

– Ale czemu mieli serca przebite gałęziami? No i usta? Usta też, prawda? – upewniałam się. – Zbędne, to już czytelnik wie :-)

– Wzgórze, powiadają, to kopiec. Znaczy… kurhan. Pochowano pod nim zamordowaną kapłankę słowiańską. Tu były zloty czarownic! Płonęły stosy! Mordowano przyjezdnych! Kalnas Dorotka powstała i co jakiś czas musi mieć pożywienie, aby istnieć! – opowiadała, niczym w transie, ożywiona starowinka. – No i w końcu zaczyna się coś dziać :-)

Bardzo to dziwne, co mi panie opowiadacie. Policja ich do tej pory nie znalazła? – Z jednej strony jakoś tak nieliteracko, a z drugiej właśnie naturalnie :-) W mowie potocznej tak się dzieje.

Czy masz silne nerwy?

– Co to za głupie pytanie? – roześmiałam się. – O co ci chodzi? – Pogrubione, jako zbędne.

W odpowiedzi włączył laptop i pokazał mi wyszukiwarkę. – Zostawiłbym: W odpowiedzi włączył laptop i pokazał wyszukiwarkę.

Była wykonana kolorowymi kredkami. Wśród barw przeważały czerń oraz czerwień. Kilkoro osób leżało na trawie u podnóża Góry Świętej Doroty. Prawdopodobnie wszyscy byli martwi. Mieli zamknięte oczy i wbite w okolicach serc gałęzie z liśćmi dębu. W tych miejscach widać było krwawe ślady. – Przemyślałbym zdanie: Prawdopodobnie byli martwi. Jeśli mieli wbite gałęzie w serca, to raczej pewne, że nie żyli, tym bardziej, że jest krew. Co prawda, mogą być żywymi trupami, ale o to ich nie podejrzewam… jeszcze :-) Czytam dalej :-)

– Przestań. Chyba nie wierzysz w te bajki Podejrzewam, że właściciele celowo zostawili te rysunki, aby nas nastraszyć. Sama zobacz, w tych książkach są takie same ilustracje. – Marek wskazał trzymane tomy. – brakło kropki po: w te bajki.

Oglądaliśmy je zdumieni. – zbędny.

– Nie bądź śmieszna. – Marka najwyraźniej bawił mój niepokój. – To prawda, też by mnie bawił :-)

– To ty przestań robić z siebie idiotkę! – wrzasnął zdenerwowany. – Marek chyba jest furiatem :-) Podejrzany chłop, przed momentem się śmiał :-) Na tym etapie wnioskuję, że siadło mu na psychikę, lub opanowały go demony.

Raptem za oknem wychodzącym wprost na ulicę coś gwałtownie stuknęło. – To raptem usunąłbym, ale to moje widzimisię, znowu.

Ruch w obie strony został mimowolnie wstrzymany i czekające za nimi auta zabrzęczały klaksonami. – zbędne.

Po obejrzeniu jakiegoś filmu w telewizji zaczęliśmy szykować się do spania. Pierwsza weszłam do pokoju, zapaliłam światło i krzyknęłam. – Zdecydowanie istotna sprawa. Mam nadzieję, bruce, że to nie była Odyseja Kosmiczna 2001 Kubricka? Proszę powiedz, że nie :-) Znam dziewczynę, która zasnęła podczas tego filmu… niewiarygodne… niepojęte.

– Możliwe, nie wiem. Ale nie zwalaj winy na mnie!

– Dobra, dobra. No już, przestań się boczyć.

– Stale to samo. Jak coś ci się nie udaje, zawsze wina jest po mojej stronie! – Mam wątpliwości czy sceny kłótni są na tyle istotne, żeby wplatać to w opowiadanie, ale czekam na rozwinięcie, możliwe, że tak :-)

Gdy wreszcie dotarłam do domu, ciężko opadłam na fotel. Rozległ się dźwięk telefonu. To dzwonił Marek. – pogrubione, jako zbędne.

Nie doczekawszy się męża, pospieszyłam ofiarnie na przystanek z parasolem, gdy tylko zobaczyłam pierwsze krople deszczu na szybach. – Urzekło mnie to zdanie. Wspaniała kobieta!

– A, wiem, wiem, rzeczywiście miał tu wtedy stłuczkę. Jednak on zaginął dużo później. No nic, pójdę już. Cała nadzieja w policji. Do widzenia. – Jej wiara musi być wielka.

Woda zalewała im koła, a one pryskały silnie w nasze okna. Ich karoseria i szyby były jednakże porządnie zniszczone przez wyjątkowej wielkości gradowe kule, co skutecznie utrudniało jazdę. – Pogrubione, jako zbędne.

Na gałęziach dostrzegłam iście dębu. – literówka

Zaczęłam wydzwaniać – Rozumiem, że chodzi o Marka. Ale nie lepiej np. Próbowałam się do niego dodzwonić?

W końcu wyczerpałam całkowicie aparat, a z powodu silnej ulewy wyłączono prąd i na razie ładowanie okazało się niemożliwe. Przeklinałam w duchu, że nie mam zapasowego power banku. Wreszcie, nie wiedząc nawet, kiedy, osunęłam się bezradna na kanapę i zasnęłam. – Bohaterka przejawia sporą egzaltację. Rozumiem, że kobieta jest pełna emocji, ale zastanowiłbym się, czy umieszczać wszystkie w tekście. Coś w stylu: Brakło mi tchu, a na skórze poczułam chłód, zdruzgotana i bez nadziei runęłam na podłogę :-)

Zbudziło mnie natarczywe dobijanie się do okna od strony ulicy – Jeśli ktoś się dobijał, to oczywiste, że nie od wewnątrz.

– Komenda policji w Będzinie. – Funkcjonariusz pokazał oświetlony szybko latarką jakiś dokument. – Bardzo grzeczny ten pan policjant, ale to trochę tak po łamerykańskiemu. Poza tym, jaki jest cel świecenia latarką na jakikolwiek dokument, kiedy kobieta znajduje się za oknem? Przecież ona siłą rzeczy nie może zobaczyć, jakim papierem typek macha.

Cała szajka została schwytana w chwili dokonywania tych karalnych czynów i trafiła już do więzienia. – Może lepiej: Cała szajka została schwytana w trakcie dopuszczania się przestępstwa i obecnie znajduje się w areszcie tymczasowym – Dlaczego napisałem w areszcie tymczasowym? Do więzienia się nie wsadza ludzi, że tak powiem: z kopyta. Proces postępowania spraw karnych w sądach został przyśpieszony, ale z tego, co się orientuję, nie można kogoś posadzić do pierdla, ot tak, tuż po dokonaniu przestępstwa :-)

 – Mamy do przekazania niedobre wieści. Jadąc tu otrzymaliśmy wiadomość z komisariatu, że pani mąż dokonał w areszcie samobójstwa. – Bruce, więcej konsekwencji proszę :-) Policjanci teraz mówią, że mają do przekazania niedobre wieści, jakby poprzednie były dobre :-) Zbędne dodatki.

– To z pewnością nie mógł być mój mąż. Jest niewierzący. – Rozumiem, że żona zna męża bardziej niż on siebie, ale to, że ktoś nosi krzyż, nie oznacza, że jest wierzący, czy religijny. Mógł przecież traktować to jako formę ozdoby, lub amuletu. Ale jestem świadomy, że w ten sposób wprowadzasz element dziwności i tajemnicy. Ok. Czytam dalej :-)

W odpowiedzi policjanci pokazali mi zdjęcia na swoich telefonach. Pochodziły z momentu aresztowania, a potem osadzenia w areszcie – i tutaj występuje wyraz: areszt, o którym pisałem.

 

Kości zamordowanych były prawie całkowicie obdarte z mięs i tkanek przez dzikie ptactwo. – mięsa.

Starał się wydobyć miecz, lecz demonica roześmiała się tylko złowieszczo i błyskawicznie skręciła wystawione przeciw niej żelastwo. – Rozumiem, że chodziło o zaznaczenie wielkiej siły, z jaką demonica poradziła sobie z mieczem. Szukam adekwatnego słowa: może bardziej – zgięła lub ugięła?

 

Opowiadanie mi się podobało. Szkoda że nie kontynuowałaś wątku z mężem, Markiem. Myślałem, że pójdziesz bardziej w stronę opętania, ale nie tak szybko: no ale chłop się uśmiercił, to nie ma co rozkminiać. W trakcie miałem trochę wrażenie pewnego chaotycznego przeplatania się wątków, ale to może pierwsze wrażenie i nietrafne.

Pozdrawiam i klikam

 

Dzięki, AP za opinię. Owszem, są delikatne, ale czasami wręcz odwrotnie. Nie czuję się zobowiązany do tłumaczenia. Niech wystarczy tylko, że temat znam, może nawet za bardzo. Pozdrawiam

Nowa Fantastyka