Profil użytkownika

DJ, producent, historyk-amator, typowy humanista. Pisarsko – w stanie spoczynku. Poza tym, no... Filmy, komiksy, RPGi. I Japonia.

#teamfantasy. Z szeroko pojętego SF tylko cyberpunk i postapo.


komentarze: 1343, w dziale opowiadań: 900, opowiadania: 528

Ostatnie sto komentarzy

,,Co robimy w ukryciu”, ale zaliczam. ;) (Są też tacy, co piszą w ukryciu…)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Dobra, to może to. Raczej nie trudne.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Strzelam, ,,Miasteczko Salem" Kinga?

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

A ja się wyłamię i powiem, że druga część podobała mi się bardziej. :P No bo cóż mamy w pierwszej – tajemniczy nieznajomy wbija do karczmy, ratuje dziewoję przed zboczeńcem i dostaje questa do wykonania, czyli w sumie podręcznikowe zawiązanie akcji w heroic fantasy. Technicznie też nie dowozi, przecinki szaleją, dialogi są mało naturalne i szczerze mówiąc nie rozumiem tego zabiegu z ukrywaniem imienia głównego bohatera tylko po to, żeby po chwili rzucić je od tak, mimochodem, w didaskaliach.

Japonia też z początku wydaje się tylko na doczepkę, po przeniesieniu akcji do Nibylandii i zamianie samuraja na zwykłego zbira nic by się nie zmieniło. Mam wątpliwości, czy Morio to sensowne japońskie imię – jakoś mi nie pasuje ta zbitka głosek (prędzej może Moryo, ale moryo to mityczny stwór podobny do królika…).

Młodzieniec przerwał grę i spojrzał z niesmakiem na samuraja, tamten to zauważył i ruszył w jego stronę.

Hm, w okresie, do którego nawiązujesz, samuraj mógł bezkarnie zabić człowieka o niższym statusie społecznym, jeśli poczuł się przez niego urażony. Jestem zdziwiony, że trup padł dopiero dwadzieścia linijek później. I w drugą stronę – nikt nie boi się zemsty feudała za zabicie jednego z jego podwładnych?

Druga część na szczęście jest bardziej sensowna, paradoksalnie dlatego, że odpuszczasz ,,realistyczne” tło i przenosisz się do sfery mitu/alegorii/czegośtam. Dobra, konkretnego przekazu nie próbowałem jakoś szczególnie zgłębić, ale klimat zdecydowanie przywodzi na myśl coś, co można by usłyszeć od jakiegoś starego mistrza zen (albo gawędziarza, nie wchodząc w filozofię). Nawet się zastanawiałem, czy nie czytam adaptacji jakiejś autentycznej japońskiej przypowieści, ale jeśli tak, to jej nie kojarzę. Gdyby nie ta pierwsza część (i błędy…), rozważałbym klika do Biblioteki, ale na razie przydałoby się jeszcze trochę szlifów. Tak że powodzenia w dalszej pracy twórczej. :)

P.S. Jeszcze jedno:

zamówił sake i grę „Go”

Raczej bez cudzysłowu i z małej litery, od biedy kursywą (go). Gdyby zamówił warcaby, to napisałbyś ,,Warcaby”?

Z drugiej strony, bardzo mi się ten cytat, pewnie ułożony świadomie, bo nie sądzę, żeby taka fajna gra słów mogła wyjść przez przypadek:

Kto gra ze mną szybko traci oddech.

yes

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Wtedy wyjdzie nam, że na rynku są tylko gry typu:

GTA, Call of Duty, Counter Strike, Legend of Zelda, Mario, Fallout oraz Baldur’s Gate. Ewentualnie można jeszcze wymienić grę typu Tomb Raider.

I doomopodobne. ;)

A tak na serio, to ja akurat nie myślałem tutaj ,,trudne = Soulsy”, tylko o grach, które faktycznie bezwstydnie zżynają mechanikę z gier From Software (checkpointy, wymagające walki z bossami etc.). Wierzę wam na słowo, że Clair Obscur nie jest jedną z nich, ale i tak raczej nie zagram, bo nie przepadam za jrpg, a poza tym w obliczu zaczętego i rozgrzebanego Skyrima, Wiedźmina 3, Elden Ringa* i Titan Questa, kupowanie kolejnej gry nie jest dobrym pomysłem (a w kolejce czeka jeszcze Grim Dawn). :P

*Tak wiem, że Elden Ring to też jest soulslike, ale ma ładny otwarty świat, który można sobie zwiedzać. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy wystarczy zrobić klona Dark Souls i ludzie będą się zachwycać.

Jakoś przed wakacjami próbowałem zagrać w Black Myth: Wukong. O ile klimat chińskiej mitologii podoba mi się bardzo, o tyle po dojściu do pierwszego ,,prawdziwego” bossa jestem pewien, że do tej gry już nie wrócę. XP

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Ale tu cicho… Za cicho…

Przyznaję, że nie lubię romansów i średnio przepadam za wikingami (chociaż gram w Skyrima). Ogólnie na ten moment fabuła nie powala – mało to było historii, w których męski, wojowniczy protagonista zostaje wyratowany przez tajemniczą nieznajomą o mrocznej przeszłości, co nieuchronnie prowadzi do zakochania?

Klimat może i jest, ale wykonanie (pomijąjąc pomniejsze błędy, pozjadane ogonki etc.) trochę go podcina. Niektóre sformułowania są patetyczne aż do przesady i budzą głównie zdziwienie. Pierwsze zdanie:

W czasach, gdy fiordy północy dźwięczały pieśniami wojowników, a słońce nie zachodziło przez wiele dni lata

Bo teraz już zachodzi? Abstrahując od faktu, że w południowo-wschodniej Skandynawii dzień polarny nie występuje, a przynajmniej nie w takiej postaci, jak sobie ludzie wyobrażają (ciocia Wiki twierdzi, że to dopiero za 67 stopniem szerokości geograficznej, Oslo leży poniżej 60).

Aha, i nie chcę być wredny, ale nazywasz swoje dzieło ,,sagą”. Zdajesz sobie sprawę, że nordyckie sagi to utwory wierszowane? W wierszu purpura przejdzie, ale w prozie często razi, zwłaszcza jeśli cały tekst nie jest szczególnie poetycki, a twój nie jest. Budujesz króciótkie zdania, raczej typowe dla współczesnych thrillerów niż poezji skaldycznej. Nie każę ci, broń Boże, pisać wiersza, ale jeśli faktycznie chcesz oddać ,,klimat” sagi, to może spróbuj jakoś wpleść w tekst tę poetyckość?

Tyle ode mnie. Powodzenia!

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Wiem, że trudno Cię zadowolić, zatem to dla mnie podwójna radość, bardzo dziękuję.

Err… Proszę. blush

Nad końcówką się zastanawiałam, z reguły ratuję główne bohaterki, tym razem uznałam, że prześladowania Anny musiały przynieść tragiczny dla niej finał.

Rozumiem, tu się nie czepiam, tylko zaznaczam, że ja konkretnie nie odebrałem jej zgodnie z zamysłem. Między innymi dlatego, że dla mnie dzieci po prostu nie są szczególnie przerażające bez względu na okoliczności.

I nie masz za co przepraszać, dziura fabularna jeszcze nikogo nie zabiła. ;)

Niestety nie kojarzę wspomnianego filmu

Niewiele straciłaś. XP To nowy film, wyszedł w te wakacje, ale chyba jeszcze leci w niektórych kinach, jeśli mimo wszystko jesteś ciekawa.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Muszę przyznać, że to chyba jeden z twoich lepszych tekstów. Między innymi dlatego, że stylizacja na gwarę (której zazwyczaj nie cierpię) zniwelowała bolączkę w postaci sztywnawych dialogów, jakie czasami popełniasz. Te tutaj czytało mi się bardzo dobrze, świetnie budują klimat. yes

Problem miałem głównie ze stoicką postawą bohaterki wobec tego, co ją spotyka. Wizje martwych dzieci może w mniejszym stopniu (chociaż w pewnym momencie zapalił mi się wielki neon z napisem ,,realizm magiczny”) niż scena z drzewem. Wiesz, gdyby mi kartka papieru sama wyleciała z rąk i na moich oczach doznała samozapłonu, pewnie bym to jakoś skomentował. ;) A Anka zachowuje się, jakby nie takie rzeczy widziała.

Końcówka, o dziwo, dla mnie nie była jakoś bardzo przerażająca (chociaż mnie zaskoczyła, spodziewałem się, że będzie smutna, ale nie krwawa), bo przypomniała mi film ,,Zniknięcia”, którym wszyscy się zachwycają, a moim zdaniem jest okropny, więc zamiast drżeć ze strachu, zacząłem się nerwowo uśmiechać. :P Co nie zmienia faktu, że finał dobrze ogrywa motyw ludowej ,,sprawiedliwości” rodem z mrocznej baśni – zło musi zostać ukarane, a że nie ty je popełniłeś? Cóż, wszechświata to nie obchodzi.

Ode mnie kliczek. :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Dzięki za wyjaśnienia.

Liczby jako daty roczne też trzeba słownie w dialogach?

I to chyba tym bardziej niż w tekście ,,normalnym”. :)

Inkowie to chyba za wysokie progi dla mnie… :)

Szkoda, to ciekawa historia. (Zostawię to tu, gdyby ktoś nie wiedział, co i jak ;) – https://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_Dunajec#Legenda_o_skarbie_Inków)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Do jakiejś połowy tekstu byłem przekonany, że czytam o Czerwonym Baronie, lotniku… blush Chyba za późno poszedłem wczoraj spać…

Ona jest z 1976 roku.

Oj, cyfry w dialogu, oj!

Dzięki przekazanej mi wiedzy buddyjskich mnichów oraz praktykowanemu przez lata okultyzmowi, posiadłem tajemnicę długowieczności.

Ech, liczyłem na wampira. ;)

– Muszę zatem wspomóc szeregi wojsk, walczących teraz z Rosją – stwierdził von Ungern w zamyśleniu.

Zbędny przecinek. Samej uwagi trochę nie rozumiem. Chyba że baron myśli, że Rosją nadal rządzą bolszewicy?

Przyznaję, że… Może trochę ich nie doceniam, ale kiedy ja chodziłem do szkoły, młodzież zdecydowanie przedkładała Minecrafta i Counter-Strike’a nad zabawę w poszukiwanie skarbów. Czy istnieją realne szanse, że młodzież w nadchodzącym roku powróci do tej szlachetnej rozrywki? ;) Nie czepiam się, tylko zastanawiam, czy taka historia nie byłaby bardziej prawdopodobna kilka dekad wstecz.

Nawiasem mówiąc, nie zastanawiałaś się nigdy, czy nie wziąć na warsztat historii o skarbie Inków z Niedzicy? :D

Ponoć każdy kiedyś dopisywał sobie oceny.

Ja nie, ja byłem wzorowym uczniem. :P Raz poprawiłem piątkę z minusem na piątkę z plusem, po czym dostałem straszny, za przeproszeniem, opieprz od mamy oraz babci. Później już nie próbowałem…

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Pan na dole to Van Gogh, ale nie kojarzę żadnego filmu o nim (poza ,,Mój Vincent”, ale to nie to).

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Aktualnie oglądam ,,Rebuild of Evangelion” i w dwóch pierwszych częściach pingwinek był. :) Z trzeciej, poważniejszej, już zniknął.

Co do pomysłu z epilogiem, to właśnie końcowa rozmowa Bankiera z zakonnikiem miała być czymś takim. Może nieco rozbudować tę rozmowę i dodać więcej szczegółów o tym, co wydarzyło się w dolinie?

Nie, wydaje mi się, że nie trzeba. Ściągnięcie Pena brzmi lepiej i myślę, że byłoby ,,uczciwsze” wobec niego, bo jego rola w opowiadaniu sprowadza się do wyciągania z ludzi ekspozycji, a tak mógłby się wreszcie na coś przydać. ;P Fragment po ostatniej gwiazdce mógłby zostać w charakterze ,,sceny po napisach”. Takie jest moje zdanie na ten temat, a co ty zrobisz ze swoim tekstem, to już zależy wyłącznie od ciebie. ;)

 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Carcosa po raz pierwszy pojawia się u Bierce’a w „Mieszkańcu Carcosy”. Potem Robert Chambers pożyczył sobie tę nazwę do swojego „Króla w Żółci”, a następnie Lovecraft z ekipą zgapili od Chambersa…

OK, dzięki za sprostowanie i za wyjaśnienie.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Jasne, zawsze można podnieść odbiorcy poprzeczkę i wywalić wszystkie. ;)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Zgodnie z obietnicą, zaglądam do kolejnej części. :)

Zniknęły infodumpy, to dobrze, ale widzę, że znalazłeś sobie furtkę do przemycania ekspozycji w postaci wywiadu. Tu się nie czepiam, to chyba jedna z lepszych furtek, chociaż w dialogach czasem masz tendencję do ,,as you know”, np. tutaj na początku:

Jedziesz ze mną tylko dlatego, że znasz skrót do Doliny Enndar, który zaoszczędzi mi sporo czasu.

Yyy… Wracając do tematu. Zawarliśmy umowę. W zamian za moją nieocenioną pomoc w dotarciu do osady kopaczy gliny, zgodziłaś się udzielić mi wywiadu.

Trochę jakby postacie mówiły do czytelnika, nie do siebie nawzajem.

Laura już nie wydaje się OP, też dobrze (widziałem, że w poprzednim odcinku zaszły jakieś zmiany, ale przyznaję, że nie czytałem tej poprawionej wersji). Klimat w moim odczuciu zjechał bardziej w stronę fantasy niż westernu, ale w sumie mi to nie przeszkadzało. Zgadzam się, że dynamika relacji Pena i Laury przypomina relację Jaskra i Geralta (nawet mnie to rozbawiło), jednak nie uważam, że pismak był irytujący. Moim zdaniem comic relief się przydaje, o ile autor potrafi go dobrze poprowadzić (BTW, imię ,,Pen” kojarzyło mi się głównie z… oswojonym pingwinkiem Misato z ,,Neon Genesis Evangelion”. :P)

Żeby nie było tak różowo – też mi się nie podobała końcówka. Wyleciała poza cienką granicę, która dzieli ,,otwarte zakończenie” od ,,zakończenia prowadzącego donikąd”. Może gdybyś nie porzucił Laury na pobojowisku, tylko dodał jakiś, choćby symboliczny epilog… Hm, sam nie wiem.

Jeszcze dwie rzeczy:

Pen dostał takie przezwisko, właśnie przez swoje wieczne pióro, które było nowością w tamtych czasach.

I to jest jedna z tych informacji, które wartałoby umieścić w tekście. ;) Bo mówi coś i o świecie, i o postaci.

No i to, czego normalni ludzie pewnie się nie będą czepiać… Język elfów. :P

Mi Laura (…) Yue nedre?

Nae argis at. Notre yue nae diros

Umma wart ne kerr? Yue knot?

Zgaduję, że nie bawiłeś się w Tolkiena i przygotowałeś sobie tylko te frazy, które były potrzebne w opowiadaniu. Większość pewnie miała być łatwa do rozszyfrowania. Niestety, tu moje zawieszenie niewiary spadło z hukiem, bo zacząłem się zastanawiać, skąd w mowie kompletnie obcej rasy komponenty typowe dla języków indoeuropejskich (cząstki takie jak ,,mi”, ,,yue”, ,,nae”… cały czas zakładając, że znaczą to, co myślę, że znaczą). Ja bym tu widział jakieś bardziej egzotyczne zbitki głosek, ale to już moje skrzywienie. XP 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Sympatyczna laurka, tyle mogę powiedzieć. :) Chociaż w sumie… Nie chce mi się teraz sprawdzać, ale czy Carcosy nie wymyślił przypadkiem Bierce, autor ,,Króla w Żółci”? Lovecraft & co. tylko ją podłapali.

Za to Howardzie, dziękuję. – tu mam dylemat, czy nie powinien przy Wołaczu stanąć jeszcze dodatkowy przecinek (?)

Ja bym dał…

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

W piwnicy nikt nie usłyszy twojego krzyku. :P

Tekst jest w porządku, klimatem trochę przypomina creepypastę. Dobrze operujesz lękiem przed nieznanym, chociaż mam wrażenie, że natura piwnicznych strachów jest trochę zbyt mglista. Coś jak w ,,Lśnieniu”, dzieją się dziwne rzeczy, ale w sumie nie wiadomo, dlaczego. No, ale z drugiej strony, inaczej zamysł mógłby lec w gruzach…

Swoją drogą, przypomniałem sobie, jak sam raz zszedłem do piwnicy i mało nie dostałem zawału przez wiszący na ścianie zwój liny, który w półmroku wyglądał zupełnie jak głowa Cthulhu. XD

Miło mi Pana poznać.

Zwroty grzecznościowe z wielkiej tylko w listach. Autokorekta czasem zmienia. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Hellboy?

Pewnie. Twoja kolej.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Podbijam. :)

Ostatnio słucham sobie muzyki z tego filmu – https://www.imdb.com/title/tt16311594/?ref_=nv_sr_srsg_5_tt_3_nm_3_in_0_q_f. Nawet nie lubię wyścigów, więc olałbym go kompletnie, gdyby nie informacja, że przy ścieżce dźwiękowej udzielali się Tiësto i Hans Zimmer. :P No więc poszedłem do kina i bawiłem się zaskakująco dobrze.

A to jest piosenka z głównym motywem: Don Toliver – Lose My Mind

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

i jakie miałeś wrażenia po jego obejrzeniu?

Trudno powiedzieć. Dosyć mocna rzecz, raczej nie z tych, które ogląda się z przyjemnością, głównie dlatego, że część przypadłości pokazanych w filmie balansuje na granicy body horroru. Tylko tutaj cały czas masz świadomość, że to nie są efekty (a potem przychodzą wyrzuty sumienia, bo robisz dokładnie to, co film potępia…). Dzisiaj to by mogło nie przejść. :\

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

A ja się pochwalę, że znam ten film. :)

Twoje teksty z reguły są takie ,,sympatyczne” z braku lepszego określenia, ale mój wewnętrzny cynik każe zapytać, czy ,,alternatywność” historii w tym konkretnym szorcie przejawia się w celebracji ludzkiej przyzwoitości. :P Bo z tego, co czytałem o ,,Dziwolągach”, wyłania się zgoła inny obraz ograniczonej dystrybucji, widzów mdlejących/rzygających/uciekających z kina oraz zaangażowanych w produkcję cyrkowców umierających w biedzie, pogardzie i zapomnieniu. (Szczerze przepraszam wszystkich za zepsutą zabawę. :()

– Nie, książę, tutaj oczywiście jest to zabronione.

W latach 30.?

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Tytuł nie mówi zbyt wiele na temat zawartości. :P

Przyznam, że nie rozumiem pomysłu z ramką w postaci lekcji wychowawczej. Po kolei – stary mówi, że bazę kosmitów odkryto w 2028 r., a swoją historię opowiada sześćdziesiąt lat później, co oznacza, że jest ok. 2088 roku, czyli dla nas dość odległa przyszłość. Jednak tej przyszłości za bardzo nie widać, dzieci normalnie chodzą do szkoły, siedzą w klasach, lekcje trwają 45 minut(!)… Sześćdziesiąt lat to szmat czasu, zastanów się, jak wyglądał świat w latach 60., a jak wygląda teraz.

Druga rzecz – wojna obcych zostawiła po sobie wielką dziurę na środku Afryki i doprowadziła śmierci jakichś 20% ludzkiej populacji (chyba… naprawdę jestem kiepski z matmy :\), a uczniowie dowiadują się tego od gościa specjalnie zaproszonego przez nauczycielkę? Nie uczą się o tym na historii?! Przecież to musiało wywrzeć ogromny wpływ na cywilizację, na Peruna!

No… Ale ogólnie, gdyby pozbyć się ramki, zostałby może mało odkrywczy, ale całkiem przyzwoity tekst (chyba już mówiłem, że masz dobre pomysły, tylko nie zawsze udaje ci się je sensownie przelać na papier) – wręcz typowy kosmiczny horror. :) Swoją drogą baza obcych skojarzyła mi się z pewną strukturą geologiczną na Saharze.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

 główny bohater namieszał z ziołami, co wpłynęło na efekt przy wskrzeszeniu.

A widzisz, to ten fragment mnie zmylił:

Na rozkaz wodza kilku członków plemienia oddaliło się. W oddali zaczęli formować coś na kształt ołtarza. Myślałem, iż będzie to częścią kolejnego obrzędu związanego z tradycyjnym pożegnaniem. Jakże się myliłem…

OK, do wskrzeszania służą zioła, ale ten ołtarz też najwyraźniej pełni jakąś rolę, tylko nie wiemy, jaką dokładnie, ale to pewnie zamierzony efekt… Tylko czy to oznacza, że decyzję o wskrzeszeniu trzeba podjąć jeszcze za życia delikwenta?

Nie chcę cię maglować, oczywiście w twoim opowiadaniu będą obowiązywać takie zasady, jakie sam narzucisz, po prostu jestem ciekaw. :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Cześć!

No, taki gorszy Lovecraft – i to jest z mojej strony komplement. ;) Jak dla mnie przede wszystkim brakuje tu tego specyficznego poczucia zaciskającej się wokół szyi pętli, które było obecne w jego opowiadaniach. Może to kwestia nieco sprawozdawczego stylu – mógłbyś się pokusić o więcej opisów (np. Bambeve ya bafwa – w tekście nie ma ani słowa na temat ich wyglądu).

Znalazłem też dziurę fabularną, chyba. Nie wiemy, jak plemię wskrzesza zmarłych. Najpierw myślałem, że to przez zioła, a wujek zamienił się w zombie, bo narrator przy nich majstrował. Ale plemię zaoferowało mu pomoc dopiero po śmierci krewniaka i nic nie wskazuje na to, że rozważali to wcześniej. Ergo – skoro wątek z ziołami prowadzi donikąd, a narrator nie miał żadnego wpływu na przebieg rytuału, to przemiana delikwenta musiała być efektem przeprowadzenia obrzędu. Co rodzi pytanie, dlaczego tubylcy w ogóle się w to bawią, skoro istnieje ryzyko, że babcia wróci zza grobu odmieniona.

Styl ogólnie jest trochę chropawy, są powtórzenia i błędy interpunkcyjne, ale nie czuję się w tej chwili na siłach na szczegółową analizę. Tak że, no, życzę powodzenia w dalszej pracy twórczej.

P.S. Jeszcze jedna rada: portal działa na zasadzie wzajemności – dostaniesz większy feedback, jeśli sam będziesz komentować i odpowiadać na komentarze. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Rze terz mojego komętaża jeszcze tutej niema! Dobże zapamietałem rze to je ten zaczepisty w dehę tekst o cyckah i dobże rze mamy takie teksty bo jak wiadomo im wincyj cyckuw tym lepij i dobże rze pszełorzony z inglisz lengłydż bo polaki tesz zasługują na cycki. pzdr xoxo

… ekhem, ekhem…

Hesket, Grafomania to konkurs na najgorsze opowiadanie… to znaczy nie tyle najgorsze, co na tak złe, że aż zabawne. :) Ale za odkopanie tego dzieła należy ci się wdzięczność. ;)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Cześć!

Ogólna idea trochę przypomina mi film ,,Smile”, gdzie ludzie też widzieli różne dziwne rzeczy, a finał był, hm, krwawy. Szkoda, że nie rozwinęłaś pomysłu, bo opis przypadku plus same pytania i żadnych odpowiedzi to jednak trochę za mało. :(

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

‘Bry wieczór.

Cóż… Przypomniał się Skyrim, i w to sumie największy plus. Pod każdym innym względem jest raczej słabo, począwszy od interpunkcji, na różnych fabularnych głupotkach skończywszy. Poniżej wybór:

Dym wypływał z podłużnego ogniska mieszczącego się pośrodku karczmy.

I tak od progu zacząłem się zastanawiać, jak wygląda podłużne ognisko i dlaczego ktoś pali je w karczmie. Raczej chodziło o palenisko. Dwa kolejne zdania o dymie trochę melodramatyczne, jak na opis cokolwiek prozaicznej sytuacji.

Skierowała dwudziestoparoletnie oczy na taflę, znajdującego się w jej kuflu, grzanego piwa. Podłego, ale na szczęście ciepłego.

Obydwa przecinki niepotrzebne – to nie jest wtrącenie. Rozumiem potrzebę opisania bohaterki, ale nie za pomocą ,,dwudziestoparoletnich oczu”, bo taki związek w ogóle nie ma racji bytu.

– Założę się, że normalnie nikt tej gospody nie odwiedza.

– Masz rację, dlatego postanowiłem stworzyć drużynę.

Przed wyruszeniem w drogę… ;) A tak poważnie, to wychodzi na to, że stworzył drużynę, bo nikt nie odwiedza karczmy. Czyli… co?

Pokryta rybią łuską twarz Laradara przybrała pytający wyraz. (…) Jego ciemniejsza karnacja wskazywała na to, że pochodził z cieplejszych krajów południa.

Nie wiem, co tu miałeś na myśli, ale dla mnie to niekonsekwentny opis – wyobraziłem sobie jakiegoś jaszczuroluda, a potem okazuje się, że to Murzyn/Arab (i to jeszcze blondyn).

Po krótkim i chłodnym powitaniu wyruszyli na łowy.

Kolejna niespójność. ,,Chłodne powitanie” znaczy tyle co ,,nieżyczliwe”. Ogólnie budujesz taką atmosferę, że każdy gra na siebie i żadnego honoru wśród złodziei, ale po interakcjach w drużynie tego nie widać.

– Nieśmiertelna będę mogła zabić smoki i odebrać im duszę mojej matki. Chcę przywrócić jej życie.

O, o tym właśnie mówię. Sądzisz, że dziewczyna wychowana na ulicy, samotniczka, tak chętnie opowiadałaby obcemu facetowi o swoim życiu prywatnym?

-Sram na to. Poświęcę wszystko, aby jeszcze jeden raz przytulić się do mamy.

Duża różnica tonu między pierwszym zdaniem a drugim. A przekleństwa zazwyczaj nie przydają wypowiedzi dojrzałości…

Scena polowania… No nie wiem, czy frontalny atak na mamuta to dobry pomysł. Z tego, co czytałem, to nawet prehistoryczni myśliwi woleli je zapędzać w pułapki (bagna, naturalne zagłębienia terenu etc.).

Padła na kolana i zwymiotowała.

A czemuż to? Co do wydzielin – p. wyżej, uwaga dotycząca przekleństw.

– Nawet cię polubiłem, ale nagroda jest tylko jedna – rzekł. – Przepraszam.

Szabla została wzniesiona. Wcześniej wytarta odbijała promienie słońca. Miała przynieść kres życiu Safesti.

No co ty? [sarkazm] Czytelnik nie jest idiotą (zazwyczaj…) i raczej jest się w stanie takich subtelności domyślić. W takiej formie zdanie do wyrzucenia.

… jedynym dobrze płatnym zajęciem, jakiego mogła się podjąć, było zostanie kurtyzaną.

Piszesz ,,kurtyzana”, a opisujesz ją jako zwykłą dziewkę uliczną. Kurtyzana to trochę bardziej luksusowy towar, jakkolwiek źle to nie zabrzmi. Skoro tekst miał być w zamyśle ,,edgy”, to nie rozumiem, dlaczego w tym miejscu akurat nie pada słowo ,,dziwka” czy ,,kurwa”.

W sumie cały akapit trochę infodumpowy, a określenia typu ,,cukiereczek” i ,,mamusia” są albo cholernie nieadekwatne do treści, albo służą wprowadzeniu zamierzonej ironii, chociaż nie wiem, w jakim celu.

Końcówka kiczowata, przynajmniej dla mnie, ale mój poziom wrażliwości jest raczej niski. :P Poza tym – to nie miał być ostatni mamut? Skąd tu młode?

 

Pominąłem literówki i większość wspomnianych na początku błędów interpunkcyjnych (te są prawie w każdym akapicie – na początek, wołacz zawsze oddzielamy przecinkiem). Cała historia może i ma jakiś potencjał, ale na razie szału nie ma.

 

 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Dziwny (tekst) nie znaczy zły.

Jasne, nie mówię, że jest zły, tylko że mi osobiście nie podszedł.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Hmm, dziwne to było. Jak jeden z tych snów, po których człowiek budzi się z myślą ,,aleosochozi?”. Nie za bardzo wiem, jak się odnieść, bo może taki był zamiar, ale jeśli tak, to mnie nie przekonał. :( 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Cześć!

Jeden z ostatnich odcinków ,,Czarnego lustra” miał bardzo podobną fabułę. Jeśli to znak czasów, to chyba powinniśmy się bać…

Raczej po takim czasie nic nowego do dyskusji nie wniosę, powiem tylko tyle, że współczuję koszmarów. :( Rozumiem problematykę, ale sam bym jej nie ujął w taką makabryczną (nawet jeśli trochę przerysowaną, zgaduję, że celowo) formę… No cóż, gratuluję Piórka.

P.S. Widzę, że nie tylko ja oglądam ,,Czarne lustro”. XD

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

6 New Order – Blue Monday

Ooo, kocham ten kawałek. :D Dobry finisz, ogólnie. :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

,,Kontinuum Gernsbacka". Twoja kolej. (:

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Skoro jest proste, to nie czaj się, tylko powiedz, co to. ;)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Nadszedł piątek, nikt nie zgadł, więc na górze zostawiam pytajnik i daję nową zagadkę:

 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Nie… OK, zaczekam do piątku, a jak do tego czasu nikt nie zgadnie, dam coś łatwiejszego.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Też nie. Podpowiem, że w drugim fragmencie jest już podane pół tytułu. ;)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Vacter, też pudło. (Swoją drogą, właśnie czytam drugi tom ,,Mrocznej Wieży”. :D Nawet wciągające.)

Outta, dobry trop, teraz jeszcze tytuł. ;)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Pudło. Czy blisko… Hm, trudno powiedzieć.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Podpowiedź:

W takim mniej więcej nastroju zaliczałem swoją czerwoną toyotą kolejne stacje splątanej socjoarchitektonicznej drogi krzyżowej, a jednocześnie stopniowo dostrajałem się do jej wizji widmowej Ameryki, której nie było, do rozlewni coca-coli wyglądających jak wyrzucone na brzeg łodzie podwodne czy kin piątej kategorii niczym świątyń jakiejś zapomnianej sekty oddającej cześć błękitnym zwierciadłom i geometrii. I kiedy tak krążyłem wśród tajemniczych ruin, zacząłem się zastanawiać, co mieszkańcy tej zagubionej przyszłości sądziliby o świecie, w jakim teraz żyłem. Lata Trzydzieste śniły o białym marmurze i opływowym chromie, o nieśmiertelnym krysztale i lśniącym brązie, ale potem rakiety z okładek pulpowych magazynów Gernsbacka w środku nocy z wyciem spadły na Londyn. Po wojnie każdy miał samochód, ale bez skrzydeł i bez superautostrady, by nim jeździć, więc samo niebo pociemniało od spalin, zżerających marmur i dziurawiących cudowny kryształ.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Sorry za poślizg.

Książki o wzornictwie lat trzydziestych leżały w bagażniku. Jedna z nich zawierała szkice wyidealizowanego miasta, czerpiącego z ,, Metropolis” i ,,Rzeczy, które nadejdą”, jednak wszystko bardziej prostokątne i przez perfekcyjne chmury architekta pociągnięte w górę, aż do doków dla zeppelinów i do obłąkanych neonowych iglic. Tamto miasto było przeskalowanym modelem tego, które widziałem za sobą. Iglica wyrastała za iglicą na świetlistych zigguratowych stopniach, wspinających się ku centralnej wieży złocistej świątyni, obramowanej tymi wariackimi pierścieniami radiatorów ze stacji benzynowych z Mongo. W najmniejszej z tych iglic można by schować cały Empire State Building. Między nimi wiły się kryształowe pasy dróg, a po nawierzchniach sunęły tam i z powrotem gładkie srebrzyste kształty, jakby krople płynnej rtęci. Powietrze było gęste od statków: gigantyczne latające skrzydła liniowców, małe szybkie srebrne obiekty (czasami jedna z tych kropli rtęci z podniebnych mostów wznosiła się zgrabnie i przelatywała, by dołączyć do tańca), milowej długości sterowce i podobne do ważek maszyny, pewnie żyrokoptery…

(Za jakość tłumaczenia firma nie odpowiada.)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

,,Gra wstępna”?

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Kojarzę, ale tytułu sobie za cholerę nie przypomnę. To Takashi Miike, prawda?

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

O, dzięki, teraz się rozjaśniło. :) Pozdrawiam również!

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Ale obrodziło w konkursy. <><

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Cześć! Na początek – coś się spie*rzyło przy formatowaniu tekstu i całość wygląda jak screen z edytora. Strasznie źle się czyta. :\

Ogólnie trudno mi ocenić całość, bo w zasadzie nie ma tu fabuły, bardziej przemyślenia. Wydaje mi się, że próbowałeś nadać tekstowi taki ,,biblijny” vibe, ale on trochę dziwnie wygląda przy science fiction (chyba że celujesz w klimaty postapo, gdzie ludzkość wróciła do średniowiecza, a SI istnieje już tylko jako straszak z otchłani dziejów). To samo dotyczy dziwacznego szyku zdań – wieszczbę miał może przypominać, ale ja wrażenie odniosłem, jakby mistrz Yoda narratorem był, mój młody padawanie. :P

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Cześć!

Przeczytałem to jakiś czas temu, ale jakoś wypadło mi z głowy, żeby zostawić komentarz. Przejrzałem jeszcze raz i dopiero teraz załapałem, co się stało pod koniec. blush Takie ,,przypowieści” to nie do końca mój klimat, ale czytało się w porządku. IMO zabrakło odpowiedzi na kluczowe pytanie (albo ją przegapiłem) – co decyduje o tym, że ktoś zostaje psychopompem? To po prostu taki rzut kostką czy są jakieś nieoczywiste kryteria?

Nie do końca podoba mi się ostateczny los matki – jeśli była chora psychicznie (a takie odniosłem wrażenie) i nie do końca poczytalna, kiedy robiła to, co zrobiła, to rzucenie jej na pożarcie bestii z zaświatów sprawia wrażenie bardzo surowej kary… (BTW, owo ,,coś” przypomina mi Ammut z egipskiej mitologii, nie wiem, czy to nią się inspirowałaś?) Chyba że Soren nie miał być w stu procentach sympatyczną postacią.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Gratulacje. :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Nostalgicznie się robi, widzę. :) Fakt, dopóki komputerowe skrzaty nie wykształcą rączek sięgających do gniazdek, bunt maszyn raczej nam nie grozi.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Wiuuuuu! Łup!

Au, to było pytanie retoryczne! X( A tak na serio, to mało znam ludzi, którzy nie bali się Buki. surprise

Moją inspiracją była awersja do japońskich kreskówek z walczącymi maszynami i innymi potworami.

Prawda, moja młodsza siostra oglądała jakieś japońskie kreskówki (ale nie o walczących maszynach, tylko o grze w siatkówkę) i one zawsze wydawały mi się masakrycznie durne.

Akurat mi się wydaje, że anime można tylko kochać albo nienawidzić. Ja pierwszą chińską bajkę tak naprawdę obejrzałem, jak miałem dziewiętnaście lat, to było ,,Neon Genesis Evangelion” – produkcja przeznaczona raczej dla wyrośniętych nastolatków, w dodatku dekonstruująca większość elementów kreskówek o wielkich robotach. Później była któraś wersja ,,Ghost in the shell”, dla dorosłych, i ekranizacja ,,Berserka”, tym bardziej dla dorosłych; niech będzie, że to takie trzy moje ulubione. Natomiast jak kiedyś włączyłem na Polsacie ,,Dragon Balla”, to wytrzymałem może z dwie minuty – uszy więdną od tego, co się tam dzieje, jeszcze z polskim dubbingiem. :P

Dobra, rozgadałem się, a zmierzam do tego, że anime to jest bardzo zróżnicowana dziedzina i trafiają się tam bardzo różne rzeczy, od takich dla przedszkolaków po normalne seriale, tylko że rysowane (w Japonii nie ma takiego uprzedzenia, że jak coś jest animowane, to musi być dla dzieci). Jasne, trzeba przełknąć wielkie oczy i ekspresywną grę aktorską, ale naprawdę warto. ;)

Aha, jakby ktoś szukał fajnej japońskiej animacji do obejrzenia z dzieckiem, to polecam filmy Hayao Miyazakiego (tylko nie ,,Księżniczkę Mononoke”, wracając do tematu traum…). :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

przepraszam za wprawienie Cię w tak niekomfortowy nastrój… 

Spoko, już mi lepiej. Weekend zawsze pomaga. :) A co do tekstu, wydaje mi się, że jest tak dewastujący psychicznie przede wszystkim dlatego, że to tylko impresja. Przedstawiłaś kilka migawek z martwego świata bez wyjaśnienia, co się stało i czy ktokolwiek przeżył. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że postapo to jednak zaskakująco optymistyczny gatunek – bo pokazuje, że ludzkość może przetrwać kataklizm.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Milutkie, ale… ja się nie załapałem ani na Rumcajsa, ani na Reksia, ani na Krecika (a japońszczyzny mi nie pozwalali oglądać). :( Pamiętam Tabalugę (to dopiero była trauma…) i nieśmiertelnego Misia Uszatka, który leciał non stop… A, i ,,Nowe przygody Kubusia Puchatka”, to były czasy. ;D

PS:

Swoją drogą Muminki to nic innego, jak japońskie straszności

Komu Buka nie zapewniła bezsennych nocy, niech pierwszy rzuci kamieniem… ;P

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Hm… Mam pewien problem. Postaram się wyrazić szczerze, ale nie obiecuję, że zrozumiale.

Po takich tekstach (tekstach, filmach, whatever) mam takie wrażenie… jakby to powiedzieć, skazy na psychice. Nie mogę przestać o nich myśleć, nie w pozytywnym sensie, że zrobiły na mnie wrażenie, tylko w takim, że ,,ja pie*dolę, muszę wyrzucić to ze łba, bo zwariuję”. Poszedłem do księgarni, pogadałem z babcią, przysiadłem nad nową piosenką – po to, żeby jakoś ,,przepłukać” sobie mózg. I dalej mam takie dziwne uczucie, jakby, parafrazując Zuzannę* z ,,Opowieści z Narnii”, ,,coś nade mną wisiało”.

To nie jest żaden zarzut w stosunku do ciebie czy twojego warsztatu, ale… no, żałuję, że przeczytałem. :\

Pewnie mógłbym napisać bardziej merytoryczny komentarz, ale teraz za bardzo się nie czuję na siłach. Najwyżej tu wrócę.

*A może to była Łucja?…

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Fajne. :) Tak sobie przypomniałem – moja znajoma z gimnazjum na jednej akademii recytowała przeróbkę jakiegoś znanego wiersza (nie pamiętam już jakiego), która była o matematyce. No, tylko że dostosowana do możliwości gimnazjalistów. ;)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Dobra wiadomość jest taka, że nie widać, że to zadanie z polskiego. ;) Nawet kącik ust drgnął mi raz czy dwa. Dialogi wypadają lepiej niż wstawki narratora – te brzmią trochę dziwnie (,,energia witalna”, serio?). Moim zdaniem jakiś potencjał masz, pisz dalej. :)

Byłem zbyt zajęty czytaniem jak Dirk Pitt ukraca przemyt wzbogaconego uranu we Wschodniej Europie!

Ha, już cię lubię! :D

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Hmm, Tarnino, a co rozumiesz przez ,,opisz świat”? :D Po opisywanie idzie mi nieźle, sklejanie opisów fabułą – tragicznie. :P

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Kiedy będę pisał pracę naukową na temat słowiańskich narzeczy z przełomu iX i X wieku, będę wiedział, gdzie się zgłosić:)

(: 

nie mam pojęcia, czy można nazwać to narzeczami, tutaj mógłbyś sprostować

Nie jestem pewien, czy ,,narzecze” to w slawistyce w ogóle termin językoznawczy, ja go raczej nie używam i rzadko słyszę w tym kontekście. Serbsko-chorwacki (moja specjalizacja) dzieli się na takie podtypy, które po ichniemu nazywają się ,,nariječija”, ale to się zwykle tłumaczy jako ,,dialekty” i tego słowa bym się trzymał.

Tak na marginesie: co myślisz o ostatnich teoriach ucieczki prasłowian z terenów Polski na tereny dzisiejszej Ukrainy (nie pamiętam, w którym wieku), gdzie wtedy dominowały inne kultury?

Jeśli chodzi o wschodnią Słowiańszczyznę, to tutaj nie czuję się szczególnie kompetentny. :\ Osobiście cały czas skłaniam się ku klasycznej teorii o stopniowym napływie Słowian do środkowej Europy z terenów dzisiejszej Ukrainy i Białorusi (kultura kijowska), ale przyznaję, że ostatni raz czytałem o tym z dwa lata temu, więc mogę być nie na czasie.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

O, ciekawe. Była jedna książka, w której faktycznie tak zrobili (nie mogę powiedzieć, jaka, bo spoiler będzie o mocy Car-bomby :P).

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Cóż, jestem slawistą, więc wydaje mi się, że jakąś tam wiedzę mam… Owszem, pogadać można.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

– Nie, nieprawda, jak dorwę tę sukę, to jej powyrywam…

– Po grecku proszę! – przerwał zniesmaczony Odyseusz.

– …podios z kulos!

XDDD

Krótko i na temat – pierwszy tekst od dawna, przy którym kwiczałem ze śmiechu. laugh Odyseusz niby taki rozgarnięty, a na Kasi się nie poznał…

BTW, co do anachronizmów, oto mem, który mnie strasznie rozbawił, a mojego tatę (historyka specjalizującego się w dziejach Mezopotamii) oburzył. Dlaczego? Bo Sumerowie nie jedli pizzy…

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Hm… Nie wiem, zawsze mi się wydawało, że drabel powinien stać mocną, krótką puentą, a tu jest rozciągnięta na cały akapit i po części zdradza ją tytuł. :\

Swoją drogą z uzależnienia od gier wyleczyłem się już dawno, ale gdyby ktoś mi wyczyścił bibliotekę na Steamie, to bym się wku*wił. :P

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Waćpan zdajesz sobie sprawę, że Prasłowianin nie miał prawa tak mówić? W żadnym języku słowiańskim nie ma domyślnego szyku SOV, Polacy zapożyczyli go z łaciny, tak samo przymiotnik po rzeczowniku. Poza tym znalazłem dwa wyrazy obcego pochodzenia (,,potencja” i ,,dyabelski”, jeszcze przez ,,y”). OK, na końcu się okazuje, że historia jest opowiadana w późnym(?) średniowieczu, ale na początku zgrzytałem zębami.

Na temat słowiańskiej mitologii i praktyk religijnych nie będę się wypowiadał, bo tutaj każda uwaga sprowadzi się do ,,moja teoria jest mojsza”, zresztą przy tych wszystkich smokach i nieumarłych nie jest to zbyt duży problem. Historia OK, nie znam się na wrocławskich legendach, bardziej mi przypomina jeden z komiksów o Hellboyu (,,Wyspę”, mój ulubiony zresztą).

P.S. Skoro piszesz ,,Weles” i ,,Swaróg” zamiast ,,Veles” i ,,Svarog”, to ja bym już tutaj był konsekwentny i dał ,,Wracław”, a nie ,,Vraclav”.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Odkopuję wątek.

Niedawno obejrzałem Hereditary – z polecenia, bo miał być ,,podobny” do innego horroru, który bardzo mi się podobał, australijskiego Mów do mnie. I o ile ,,Mów do mnie” naprawdę polecam, o tyle ,,Hereditary” jest dość… dziwne. Nie mogę powiedzieć, dlaczego, bo zdradziłbym największy twist – który mi osobiście wydawał się naciągany, chociaż przyznaję, że sposób jego realizacji zrobił duże wrażenie (plus rzadki przykład sensownie użytego jumpscare’a).

W sumie to od czasu wspomnianego ,,Mów do mnie” nie przypominam sobie ani jednego faktycznie dobrego horroru, w sensie nie komedii i nie slashera. :\

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

… choć w przypadku podanego przez Ciebie przykładu przydałby się Champollion.

Champollion to chyba właśnie tutaj nie bardzo, bo wszystkie egipskie źródła mówiły o zwycięstwie, a dopiero sto lat później odkopali Hetytów i okazało się, że według nich bitwa nie została rozstrzygnięta. Ale pamiętam, że jak byłem mały, to jeszcze gdzie nie gdzie pisało, że Egipcjanie pod Kadesz wygrali.

Co do dawnych czasów – znać np. doskonale grekę czy łacinę. :)

Hebrajski, koptyjski, aramejski, starocerkiewny… Albo modlić się o kompetentnego tłumacza. ;)

 

Tarnino, ja mimo wszystko wolę sobie pogdybać samemu (w granicach rozsądku, oczywiście). :)

 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

(…) nie wykorzystywał skrzydlatych sandałów do tej kradzieży. Chyba dostał je później, jak już oddał łupy. I jeszcze sugeruję, że to pod wpływem Hermesa Hefajstos zaczął podejrzewać żonę o zdradę.

W sumie nie wiedziałem, że te sandałki zrobił Hefajstos. O romansie Afrodyty i Aresa chyba powiedział mu Helios, ale w tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie to przeczytałem (kurna, kiedyś to się znało te wszystkie mity na pamięć, a teraz…? :((()

A naprawdę nie mam pojęcia, które z tych zdarzeń było wcześniejsze.

Biorąc pod uwagę fakt, że chodzi o mitologię, to chyba nie ma znaczenia. ;D

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

jak często w historii, bo to taka właśnie nauka – co nowe źródła, to nowe ich interpretacje smiley

Właśnie dlatego od niedawna kolekcjonuję teksty źródłowe. Jasne, oni też mogą zmyślać – i potem się okazuje, że taki Ramzes kłamał na temat tego, co robił pod Kadesz – ale informacje tak czy inaczej przechodzą przez przynajmniej jedną parę rąk mniej. ;)

A podyskutować nad jej różnymi interpretacjami zawsze miło, tak że dziękuję Ci za to. :)

Dzięki, też tak myślę. :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Podobało mi się, chociaż osobiście wolę tę wersję, w której Hermes zostaje posłańcem właśnie dlatego, że rzeczy zaczęły ginąć. ;D I moim zdaniem przesadziłaś w przedmowie, ja tu za dużych odstępstw od oryginałów nie widzę (na pewno nie większych niż u takiego Riordana). W Grecji pewnie by przeszło, no to dzisiaj też. :)

powiercił się na pobliźnionych i poparzonych rękach

Tego nie łapię. Że od piorunów?

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

O, a jednak to ty. :D Teraz trochę mi głupio, że się czepiałem warstwy merytorycznej, bo ty chyba uczysz historii, dobrze kojarzę?

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

W zasadzie, tak ściśle, to nie wiedzie

Fakt, nie do końca o to mi chodziło. ,,Stoi niebezpiecznie blisko”, lepiej?

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Chciałem odpisać wcześniej, ale najpierw zepsuł się Portal, a potem padł komputer. :( Przejrzałem dyskusję, ale i tak mogę poruszać kwestie już wyjaśnione.

Tak, tylko maszyny istnieją i ich błędy mogą spowodować np. katastrofę albo odpalić rakiety na inny kontynent. Nad SI głowią się mądrzejsi ode mnie i wiele wskazuje, że może się to kiedyś wymknąć spod kontroli.

Jak na razie takich maszyn nie ma i dzieli nas od nich daleka droga (jeśli w ogóle kiedyś powstaną – gdybać to sobie można). Też zapamiętałem ,,Matriksa” raczej jako film o filozofii, a nie zagrożeniu egzystencjalnym. Zresztą, pobawmy się – gdyby Wachowscy chcieli przede wszystkim ostrzec ludzkość przed buntem maszyn, to dlaczego wykreowali cały dziwaczny świat z symulacją, mechanicznymi kalmarami i ładowaniem do mózgu kung-fu? Nie mogli po prostu, tak jak napisałeś, pokazać, jak SI doprowadza do nuklearnej apokalipsy? To już nie jest mnożenie bytów? (:

Nawiasem mówiąc, ,,Matrix” to dobry przykład kreatywnego wykorzystania konwencji jako jeden z bardziej znanych filmów świadomie naśladujących schemat monomitu – chyba tylko pierwsze Star Warsy go przebijają.

Historie ,,o odkryciach naukowych” kojarzą mi się wyłącznie z podręcznikami albo z takimi edukacyjnymi książeczkami dla dzieci, wybacz.

3/Nie rozumiem, dlaczego pomysły paru Brytyjczyków sprzed stu lat /upraszczam/ na książki dla dzieci/młodzieży zawładnęły fantastyką do tego stopnia, że zepchnęły w cień jej nurt, zajmujący się przyszłością?

Grecy mieli mitologię, my mamy fantasy. :) Ludzkość najwyraźniej potrzebuje takich historii, nieważne, jak bardzo próbowali je wyrugować.

5/Uważam, że zaludnianie wyobraźni czytelników bajkowymi postaciami to krok wstecz i tu właśnie widzę infantylizm.

I to jest moim zdaniem niebezpieczny pogląd. Stąd wiedzie prosta droga do wniosku, że dzieciom nie wolno czytać bajek, bo ogłupiają.

Jeśli fantasy, to proponuję Piratów z Karaibów. Może nie ma przesłania, ale rozrywka za to pierwsza klasa! Bo to chyba już też fantasy?

Tak, TV Tropes nawet zalicza ich do podgatunku historical fantasy.

8/Nietrudno zauważyć, że nie darzę sympatią opowieści z kręgu magii i miecza. Moim zdaniem to nowsza wersja płaszcza i szpady, czyli zwykłych czytadeł.

Jeśli masz na myśli konkretnie podgatunek sword & sorcery, to tak, zgadzam się, są to czytadła (ale cóż złego w czytadłach?). Ale nie mam pojęcia, dlaczego zaliczasz do niego Tolkiena i Lewisa. ,,Opowieści z Narnii” to raczej literatura dziecięca (chociaż ja je bardzo lubię), koło s&s nawet nie stała. Tolkiena nawet nie ma co porównywać.

Też odnoszę wrażenie, że twoja niechęć wypływa z nieznajomości gatunku (chociaż trochę trudno mi uwierzyć, że z pierdyliarda historii fantasy miałeś do czynienia tylko z dziesiątą wodą po LotRze).   

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Jeśli chodzi o Matriksa, to sama koncepcja jest zainspirowana gnostycyzmem, więc bez technologii jak najbardziej się da. Wystarczy zastąpić maszyny złymi bóstwami i proszę. Nawet już jest coś w tym rodzaju (,,KULT", szwedzki satanistyczny erpeg :P).

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Utwór fantastyczny to taki, w którego świecie przedstawionym:

* obowiązują inne prawa fizyki, niż w świecie realnym, lub

* istnieją byty/zjawiska, których w świecie realnym nie znamy

Brzmi nieźle, chociaż trochę mnie zastanawia, jak do takiej definicji dopasować np. hardkorowe science fiction albo historię alternatywną bez elementów nadprzyrodzonych. Znaczy się, te gatunki, które mają być oparte na ,,prawdziwej nauce” i w których ogólnie jest mniej rzeczy wymyślonych przez autora jako takich (chyba). Niby obok ,,fantastyki” istnieje szlachetne określenie ,,fikcja spekulatywna” i one może lepiej się mieszczą w jego obrębie (takoż literatura opisana w ,,manifeście”, jeśli wolno mi użyć tego słowa, Oblatywacza), ale mam wrażenie, że główną zaletą ,,fikcji spekulatywnej” jest poważne brzmienie. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Ostatnio zgłębiam Egipt i jak przeczytałem początek, to się zastanawiałem, czy będzie o tych mumiach za burtą. Punkt dla mnie. ;)

Podoba mi się, jak wplatasz fantastykę w wydarzenia historyczne. Nie będę sprawdzać, co jest prawdą, a co fikcją, ale gdybym trafił na te historyjki w jakimś bardziej ,,naukowo” zorientowanym zakątku internetu… no, raczej bym w nie nie uwierzył, ale uznał za prawdziwą legendę. Niestety po Titanicu zaczęło się robić nudno i przyznaję się bez bicia, kilka akapitów opuściłem. Ileż oni mogą nękać tych marynarzy? :(

Główni źli też jakoś nie do końca mi się spodobali – to znaczy, nie rozumiem, dlaczego są tacy źli, przecież oni chyba nic zdrożnego nie zrobili, przynajmniej za życia, nie?… A potem nagle zaczęli mordować. No, ale ja uważam Imhotepa za pozytywną postać. :P Natomiast strasznie mnie rażą niektóre ich dialogi:

– Pamiętasz, jakie mamy zadanie, ukochana moja?

– Dotrzeć do kraju Radziwiłła i tam pozostać, wcielając się w postacie na dworze jego lub królewskim.

Akurat zaskakująco szeroką wiedzę mumii na temat bieżących wydarzeń jestem w stanie przypisać jakiejś telepatii czy wyciąganiu informacji od ofiar. Ale to jest podręcznikowy przykład tzw. ,,Jak zapewne wiesz…”, czyli zjawiska, kiedy postacie tłumaczą sobie nawzajem oczywiste fakty, żeby czytelnik je przyswoił. Raczej nikt tak nie mówi. 

A jej rzekomy brat?

Och, w tych stronach jedno drugiego nie wyklucza…

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Miałem się nie odzywać, bo ostatnio wszystko mnie drażni, a nabijanie się z rzeczy, które lubię, to mój główny trigger. Ale skoro już tu jestem…

Czy błędem jest oczekiwanie, aby fantastyka opierała swe fabuły na pomysłach p r a w d o p o d o b n y c h, chociaż nie zawsze do końca realistycznych?

Z jakiegoś powodu nazywamy ją fantastyką. I niepojętym jest dla mnie, dlaczego ci najgłośniejsi ,,obrońcy” fantastyki zawsze się ciskają, żeby ludzie przestali używać wyobraźni, bo zarzuty zwykle do tego się sprowadzają.

Zgadzam się, że fantasy łatwiej spie*rzyć niż (hard) sci-fi, ale to dlatego, że z jakiegoś powodu utarło się, że ten gatunek jest łatwiejszy (i pewnie przez to popularniejszy) i bierze go na cel więcej kiepskich pisarzy. Ale jeśli kiepski pisarz weźmie się za sci-fi, to – tak jak napisał Barbarzyńca – różnica będzie polegać wyłącznie na tym, jakie rekwizyty dobierze dla swojej bajki. Pogląd, że coś jest ,,infantylne” z natury, jest co najmniej nierozsądny, mówiąc delikatnie.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Na przyszłość możesz przekopiować z komentarza, mi to nie przeszkadza. :D Dzięki i pozdrawiam również!

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Łaaał… O_O

Rzadko tak reaguję, ale tutaj naprawdę jedyne, co mogę powiedzieć, to ,,łaaał”. Wstrzeliłaś się w moje preferencje, bo ja akurat lubię ten modernistyczny mrok, nastrój i w ogóle, ale poza tym czuję, że tu jest to mityczne ,,coś” – i to zamknięte w marnych jedenastu tysiącach znaków.

Minus – metaforyczny sens IMO podany zbyt bezpośrednio, trochę jakbym dostał cukierka odpakowanego z folijki. :P Poza tym – świetny tekst, tyle w temacie. Zasługuje na Piórko.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Wybacz brutalną szczerość, ale

Droga była nudna.

Jedyne, co mi przyszło do głowy po zakończeniu lektury, to ,,Aha”. No, przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem, poszedłem dalej. Styl ogólnie kojarzy mi się z bajką, pomimo trupa ścielącego się gęsto. Historia trochę też, w sumie przemiana pani pułkownik przypomina działanie zaklęcia, które zostaje przezwyciężone na końcu. Psychologia również bajkowa – a ciul z tym, że świat się wali, teraz gram na mandolinie. I tak dalej…

Na dłużej zapamiętam chyba tylko mechanicznego gryfa, chociaż nie mam pojęcia, skąd się wziął, i czy miałoby znaczenie, gdyby to był normalny gryf.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Hmmm… Zmieniłem zdanie, ,,Canossa” to chyba jednak faktycznie bruce. A skoro ,,Canossa”, to ,,Szarlotka” też.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Widać, że pomysł z czasów zarazy. :P Trochę mi przypomina jeden z ostatnich odcinków ,,Czarnego lustra” (bez spoilerów) i spodziewałem się, że uderzysz w tę stronę, ale jak na ,,Czarne lustro” to jednak za optymistyczne. BTW, przez tego paladyna zacząłem czekać, aż ktoś wrzaśnie ,,Leeeeroy Jenkins!”. X\

Ogólnie OK, chociaż niezbyt lubię historie w stylu ,,Ready Player One”*, nie dłużyło mi się, ale też niczego nie urwało. Zakończenie z gatunku ,,nowa przygoda czeka za horyzontem” jak dla mnie zawala całość. Brakuje konkluzji, takiej z przytupem.

*Nie kupuję ich po prostu. Zawsze mi się wydawało, że pełna immersja w wirtualu to straszny bezsens i przerost formy nad treścią.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

A nie moglibyście tego zrobić bardziej czytelnego? :( W każdym razie, ostatnio mi się trochę nudzi, a widzę, że jest Nocny Kochanek, więc poproszę ,,Konia na białym rycerzu". ;D

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

A więc jednak! Dzięki, SNDWLKR! :)

Hej, ale nie zawierzajcie mi tak, bo jeszcze się okaże, że gadam głupoty. :P

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

“Traktat o łuskaniu smoczych łusek…” wydaje mi się tekstem Jury…

Tak, ,,Traktat o łuskaniu…” to chyba jedna z Jurorek (Finkla na konkursie erotycznym pisała podobne komentarze ;D).

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Szczerze mówiąc, z początku olałem twój tekst, bo przedmowa jest raczej zniechęcająca. Ale zobaczyłem, że ludzie klikają, więc postanowiłem dać szansę.

Pierwszy akapit wydał mi się niezamierzenie zabawny:

Słońce wisiało coraz niżej na horyzoncie i przypominało żarzącą się kulę ognia, która barwiła niebo odcieniami pomarańczy, czerwieni i złota.

Czyli… hm, to, czym zachodzące słońce zasadniczo jest? ;)

Ogólnie ten początek jest trochę pompatyczny. Później dość często łamiesz zasadę ,,show, don’t tell”. Tu:

Już w wieku szesnastu lat opuściła rodzinny dom i zaciągnęła się do wojska, by walczyć na wojnie przeciwko elfom. Mimo iż mogłoby się to wydawać skrajnie lekkomyślne i niebezpieczne, nie była wcale osamotniona w swoim postanowieniu. W tamtym okresie wiele dziewcząt podjęło podobne decyzje. Konflikt z każdym dniem przybierał na sile i starcia z długouchymi stawały się coraz bardziej brutalne. W środku tego chaosu nie brakowało więc sierot i osób, które nie miały już nic do stracenia. Armia zaś, zmuszona do uzupełniania braków w szeregach, przyjmowała praktycznie każdego, kto był zdolny do walki.

Albo tu:

Mimo iż wszystko trwało zaledwie chwilę, wypalanie run wymagało sporo wysiłku. Należało przy tym pamiętać, by umiejętnie korzystać z paktu z Duchem i go nie nadużywać. W przeciwnym wypadku oprócz wypalania run, wypalało się również własne ciało. 

Moim zdaniem lepiej byłoby te informacje przemycić w tle, skoro są istotne, a nie pauzować akcję, żeby robić czytelnikowi wykład. To samo dotyczy opisów emocji. I w sumie zgadzam się z Pipboyem, że Laura jest trochę OP – coś pomiędzy postacią z gry wideo a Vinem Dieselem. ;)

Co się udało? Na pewno klimat. Westernowe tropy ogrywasz bardzo sprawnie – aż słyszę w głowie soundtrack Morriconego. :D Szkoda tylko, że nie wycisnąłeś więcej z tego weird westu. Masz elfy zamiast Indian, sześcionogie potwory zamiast koni i Zakon Oczyszczenia zamiast Strażników Teksasu, a otoczka fantasy rozmyła się szybko; mogłeś zostawić prawdziwy Dziki Zachód z – nie wiem – wendigo i wyszłoby na to samo.

Nie mniej, jeśli pojawi się ciąg dalszy, zajrzę. :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Cześć!

Na początek – na twoim profilu stoi ,,kobieta”, a piszesz o sobie w formie męskiej. Nie wiem, jak się do ciebie zwracać. :\

W każdym razie, tak jak bruce ci już napisała, teksty powyżej 80 tys. znaków nie wchodzą do grafiku dyżurnych, a ,,cywile” raczej nie przeczytają takiego molocha z własnej woli. :( Nie masz w szufladzie czegoś krótszego?

Ja dotarłem do drugich gwiazdek i dostrzegłem przede wszystkim silną inspirację Wiedźminem. Zainteresowało mnie… średnio. Opowiadanie jest troszkę przegadane, językowo też niezbyt dobrze (strzelasz mniej lub bardziej zabawne literówki – ,,półtoraroczne miecze”?).

Zgadzam się, że budowanie własnego świata to fajna zabawa, ale nad warsztatem pisarskim trzeba pracować.

Powodzenia! ;)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Hmm… Przyszedłem z dużą dozą dobrej woli, ale… Dobra, po kolei.

Piszesz o Tolkienie, ale mi ten świat bardziej przypomina Heroesów (chociaż nawiązania do Śródziemia jestem w stanie wyłapać). W sumie tekst można podsumować jako ,,Zamek i Bastion kontra Twierdza” (dawno w to nie grałem, możliwe, że popieprzyłem nazwy). :P Nawet początek, do pierwszego ,,&&&”, kojarzy się z intrem do gry. Co samo w sobie nie stanowi problemu, problem stanowi to, że cały tekst wygląda jak oparty o kampanię w Heroesach właśnie.

Bohaterowie są rozpaczliwie płascy i po prostu wykonują kolejne zadania z listy (dosłownie z listy!), i w sumie przez cały czas miałem wrażenie, że jak coś pójdzie nie tak, to nic, wczytujemy save’a i próbujemy znowu. Wszystko idzie bardzo łatwo i napięcia po prostu nie czuć. :( Za to w tym momencie opadła mi szczęka:

jutro wykorzystamy fistaszkowego potwora

Dwa razy to przeczytałem, przekonany, że mam zwidy. A potem przez chwilę się zastanawiałem, czy aby nie mam do czynienia z parodią. Popatrz, masz tekst w konwencji takiego bardzo klasycznego, bardzo epickiego high fantasy – sądzisz, że coś tak komicznego jak ,,fistaszkowy potwór” do niej pasuje?

Brakuje trochę przecinków i są literówki. Od strony merytorycznej – OK, ja taktyki uczyłem się z Cywilizacji, więc może nie jestem najlepszą osobą, żeby to oceniać, ale część rzeczy wydaje mi się trochę dziwnych – jak te wieże z łucznikami. Obeszli je? To gdzie one stały, w szczerym polu?!

Do tego sprawozdawczy styl, nienaturalne dialogi, bezwstydny deus ex machina w końcówce… Przykro mi to mówić, ale opowiadanie jest zwyczajnie słabe. Stać cię na więcej. :(

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Na poezji znam się jak świnia na gwiazdach, ale… kurczę, ten wiersz jest chyba całkiem niezły, na ile ja mogę ocenić. :) Taki ,,ładny”, niewydziwiany, ale ,,o czymś”.

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Trochę niepoprawne politycznie wyszło, ale co tam:

Żeglarz Grzegorz z Żoliborza zbudził się około północy, usłyszawszy przedziwny hałas. Niepocieszony, że przerwano mu sen z udziałem przecudnej urody rusałek, udał się do zęzy, aby odnaleźć źródło przeraźliwego dźwięku. A w zęzie siedziała królowa Elżbieta, pogryzając jabłko zajumane z pokładowej etażerki.

– What? – zapytała bezczelnie, świdrując wzrokiem naszego żeglarza. A że Grzegorz był porządny chłop, Słowianin z dziada pradziada, to chwycił protestującą głośno złodziejską cudzoziemkę i wyrzucił ją za burtę. Elżbieta, oburzona do głębi, przywołała swój okręt podwodny z załogą dzielnych psów morskich i odpłynęła ku zachodzącemu słońcu (chociaż była północ), by wojować z hiszpańską armadą, która wyżarła całą czekoladę z jej posiadłości w Nowym Świecie.

A Grzegorz stanął za sterem i obrał kurs na wyspy mórz południowych, gdzie miał nadzieję spotkać plemię rozpustnych Tahitanek w skąpych strojach. 

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Nowa Fantastyka