- Opowiadanie: Rostery - Widmo przeszłości

Widmo przeszłości

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Widmo przeszłości

Zacznijmy prosto – jak każdą zwykłą i starą historię: dawno dawno temu…

W dwóch osobnych zamkach, tuż na przedmieściach najbogatszych miast – mieszkały dwie księżniczki. Jedna, Daiane, zajmowała pasmo górskie. Mieszkała wśród lasów, skał i źródeł, wzbogacanych o najszczersze minerały ziemi. Natomiast druga, Rain, mieszkała wśród słonych wód, które dbały o zasoby soli w całym kraju. Obydwie, choć dzieliła ogromna odległość – były ze sobą bliżej niż łabędzie, suwające po płaskiej tafli wody. Rodziny oby dwóch księżniczek spotykały się dwa razy w roku, po raz pierwszy, gdy na niebie miała zawitać pełnia różowego księżyca i po raz drugi, gdy słońce zamierzało schować się za księżycem. Pomimo tego Daiane i Rain były ze sobą blisko. Przy każdym możliwym spotkaniu zużywały jak najwięcej swojego czasu i energii, aby się bawić się i grać w wspólne gry. 

 – Daiane? – Zawołał niski, uroczy głos. – Znajdę Cię! – Stukot małych stóp wypełniał zamek Edvandore. Już od ponad dwudziestu minut słodka Rain próbowała odnaleźć swoją ukochaną księżniczkę. Nawet jej do głowy nie przyszło, aby sprawdzić spiżarnię w kuchni, gdzie starsza nie tylko się chowała, ale również podjadała zapasy na popołudniowy obiad. Kryjówka idealna!

 – Rain… – Zawołała cichutko młodsza, będąc pewna, że jej przyjaciółka na pewno nie znajdzie tak dobrego miejsca. Niestety myliła się, bo gdy tylko szepnęła imię, szafa spiżarni się otworzyła, a małe rączki wyciągnęły ją i zaczęły czochrać jasne włosy.

 – Popełniłaś błąd. – Rain przytuliła młodszą i uroczą Daiane do siebie. Jednym z gestów miłości nie był pocałunek, ale dwa serca, które przylegały do siebie. 

 – Przyznaj, że jeśli bym nie szepnęła Twojego imienia… – To był koniec wypowiedzi młodszej Daiane, ponieważ usta starszej księżniczki znacząco uniemożliwiły jej odpowiedź sprawiając, że nawet zapomniała o tym, na co chciała ponarzekać.

Trwały tak tylko przez chwilę, która przez miarę emocji przedłużała się w nieskończoność. Dopiero dźwięk dzwonka sygnalizującego rozpoczęcie oficjalnej kolacji dał im do myślenia, że nawet nie założyły swoich specjalnie przygotowanych strojów. Ta idea dała im do myślenia, przez co obydwie księżniczki odsunęły się od siebie. Jedna wlepiała swój wzrok w drugą. Szare ślepia, wpatrzone w niebieskie, przypominały młodszej Daiane, że łączy ich coś więcej niż tylko przyjaźń. 

 – Rain… – Szepnęła znacząco młodsza. Objęła starszą mocniej i uśmiechnęła się czule, bo jej dotyk wcale nie oznaczał tylko kontynuacji. – Musimy się zbierać. – Zachichotała, wiedząc że pozostawia u starszej tylko ogromny niedosyt. Rain się skrzywiła, ale nic nie powiedziała. Puściła młodszą i pomogła jej wstać. 

 – Dziewczynki! – Do kuchni wbiegła jedna ze służących. – Czas aby się przygotować. Do obiadu… – Jej chrypki głos się zatrzymał, gdy ujrzała prawie pustą spiżarnię. Daiane nie zawsze miała apetyt, ale gdy tylko uczucie głodu wypełniało jej żołądek, potrafiła zjeść więcej niż stary król. – zostało pół godziny. – Powiedziała niepewnie, bo zapas jedzenia, który zniknął nie zwiastował niczego dobrego. 

 – Ah, madame… – Zaczęła Daiane. Wiedziała, że przez jej drobny wybryk może spodziewać się konsekwencji, ale… dzięki temu mogła spędzić jeszcze więcej czasu ze swoją ukochaną Rain. – Bardzo przepraszam. – Wstała i ukłoniła się po królewsku, dając znać, że szanuje pracę służącej i bardzo żałuje podjętej decyzji, a przynajmniej… dobrze udaje, że jej żałuje. Służąca tylko westchnęła. Na jej twarzy, choć na początku widniał cień zdziwienia, teraz już znikł, ukazując szeroki uśmiech. 

 – Daiane, wiem dlaczego to zrobiłaś. – Pomachała palcem w stronę blondwłosej księżniczki. – Wiem, że kochasz spędzać czas z Rain, ale obiad to tradycja. Król nie byłby zadowolony, gdyby o tym usłyszał, ale na szczęście – służąca przerwała, otwierając zakluczonom szafkę i lodówkę. – Mike przygotował się na twój chytry plan. – Na twarzy blondwłosej zawitał delikatny grymas, ale wolała to niż złość swojego ojca. – A teraz lećcie się przygotować, obiad będzie tuż tuż!

Po tych słowach dwie księżniczki wybiegły z kuchni. Ani jedna, ani druga wcale nie przejmowała się tym, co stało się w kuchni. W końcu to nie pierwszy raz, gdy starsza Elizabeth przewidziała chytry plan Daiane. Znała ją od kołyski, więc słodka blondwłosa nawet spodziewała się takiego obrotu wydarzeń, ale cóż… dla swojej ukochanej była w stanie zaryzykować, nawet jeśli plan okazał się totalnym fiaskiem. 

Minęła dłuższa chwila zanim obydwie księżniczki wbiegły do swoich pokojów. Rain, choć posiadała specjalnie przygotowaną sypialnie, spała z Daiane. Wspólny czas był dla nich na tyle ważny, że nie chciały rozdzielać się nawet w porach nocnych. 

 – Rain, co zamierzasz ubrać? – Zapytała młodsza, z impetem otwierając ogromną szafę, wypełnioną sukienkami. 

 – Hmm… – Rain podeszła do blondynki, ale jej kolorowa szafa zdecydowanie nie była w czarnym guście Rain. Dlatego pokręciła głową i kucnęła tuż przy swojej walizce, wyjmując czarną, długą, gotycką suknię. Daiane roześmiała się cicho.

 – Tak myślałam. – Powiedziała ciszej. Uważnie przyglądała się swojej szafie, chcąc choć raz zaskoczyć swoją ukochaną, ale nim sięgnęła po suknię… Rain wyciągnęła z szafy różową lolitę, wykończoną białymi zdobieniami szyi, brzegu i nieco dłuższych rękawków. 

 – Tego jeszcze nie widziałam. – Poczochrała jej jasne włosy. Daiane nie miała pojęcia, że Rain uwielbia oglądać ją w różowym kolorze i… zakolanówkach. Obydwie księżniczki choć były ze sobą blisko to różniły się absolutnie wszystkim. Daiane, piękna blondynka o niebieskich jak morze Weddella u wybrzeży Antarktydy była pełna otwartość i entuzjazmu. Kochała wszystko, co urocze. Jej punkt widzenia ograniczał się do tego, co dobre. Nie zwracała uwagi na negatywne cechy i uważała, że z natury nikt nie jest zły. Zamieszkiwała świat, w którym wszystko było fałszywie piękne. Zawsze znajdowała rozwiązania dla powstałych problemów i była wsparciem, o jakim w tych czasach można było zapomnieć. 

Za to Rain była jej odwrotnością. Szare oczy, które zadecydowały o jej imieniu, zdobiły okrągłą twarz. Czarne, krócej ścięte włosy były związane w jednego, malutkiego kitka. Usta miała wąskie, nieco szersze niż Daiane, która w porównaniu do starszej, była kruszynką. Wolała ciemne kolory i gotycki wystrój. W przeciwieństwie do młodszej była zamknięta w sobie. Nie opowiadała o swoich problemach i zawsze unikała tego, aby je rozwiązać. W momencie, gdy się coś działo, zachowywała ciszę i czekała, aż to, co przyszło samo odejdzie w zapomnienie. Pomimo tego była bardzo czuła, co okazywała Daiane na każdym kroku. W jej obecności starała się być lepszą wersją siebie. Ukrywała swój cień, starając się nie zatracić w tym, co dokładnie czuje. Tylko urocza Daiane pomagała jej wyciągnąć z niej to, co najlepsze. 

Przeciwieństwa się przyciągają – tak powie nam prawie każda bajka, ale jakie jest prawdziwe sedno tego cytatu skoro ludzie zakochują się tylko w osobach, które są do nas podobne? Daiane posiadała tą wiedzę, ale ignorowała ją, bo relacja jej i Rain była wyjątkowa, inna niż wszystkie na świecie. 

– Nie sądziłam, że zwrócisz na nią uwagę. – Odparła, a jej policzki zaczerwieniły się. 

– Będziesz w niej pięknie wyglądać. Na co czekasz? – Rain zachichotała, po czym obydwie zabrały swoje suknie i uciekły się przebrać. To jedna z rzeczy, których nie robiły razem. Aby nacieszyć się swoim widokiem, wolały przebrać się i pomalować osobno. Każda z nich miała inny styl, który chwilę po wyjściu z garderoby… łączył się w coś niepowtarzalnego. Delikatny róż i krótka lolita była odbiciem przeciwieństwa do czarnej, koronkowej sukni. Podczas obiadu był to moment, w którym los pokazywał jak silna może być przyjaźń pomimo tego, że każdy jest różny. To była tradycja, którą zapoczątkowały dopiero Rain z Daiane, i to całkiem przez przypadek. 

Pokoje księżniczek były obok siebie. Gościnność rodziny Edvandore należała do jednych z najlepszych. Zawsze zbierali oni informacje o odwiedzających i kazali służbie przygotować pokoje oraz obiad adekwatnie do odwiedzających. Dlatego w pokoju Rain panował nieco inny wystrój i kosmetyczka, która zawierała bardziej ciemne kosmetyki, niż te, których używała Daiane. To pozwoliło się jej odpowiednio przygotować i już po dwudziestu minutach – obydwie wyszły ze swoich pokojów, zachwycając się swoim pięknem. 

– Jak zawsze, odważnie. – Blondwłosa skomentowała strój ukochanej.

– Jak zawsze, uroczo. – Odpowiedziała Rain, analizując każdy detal Daiane, zwracając szczególną uwagę na jej ulubiony element: białe zakolanówki, zakończone na udach kocim motywem.

Daiane ukłoniła się i wyciągnęła dłoń do starszej. – Oh przepiękna Afrodyto, czy mogę zaprosić cię na wspólny, rodzinny obiad? – Sytuacja brzmiała komicznie, ale ani jedna, ani druga nie odebrała tego w ten sposób. 

– Naturalnie, mój aniołku. – Chwyciła jej dłoń i nim ktokolwiek się obejrzał, wspólnie zasiadły do rodzinnego stołu. 

 

Wszystkie wspólne i najlepsze chwile, kiedyś dobiegają końca. Dla każdego, bez żadnych wyjątków. Takim dniem dla Daiane było pożegnanie jej deszczowej chmurki. Podczas, gdy goszcząca rodzina zbierała się do wyjścia, młodsza księżniczka słodko spała. Zmęczona wczorajszymi zabawami i tańcami, prawie przespała okazję, aby pożegnać Rain. Na ostatnią chwilę delikatnego pocałunku, otworzyła powieki i chwyciła starszą nieco mocniej. 

– Już się wracacie? – Szepnęła smutno. Chwyciła czarne pasmo włosa i pogładziła je delikatnie. Niebieskie, zwykle szczęśliwe oczy – teraz były puste, próbując ukryć jedno z licznych, nieprzyjemnych emocji. 

– Jeszcze się kiedyś zobaczymy, aniołku. – Odparła i wtuliła się w szyję młodszej, aby po raz ostatni nacieszyć się jej obecnością. – Będziemy daleko, ale będę do ciebie pisać. – Uśmiechnęła się delikatnie, co znowu rozgrzało serce blondwłosej Daiane. 

– I zawsze będziemy razem, chmurko? – Podniosła się, sprawiając, że Rain opadła jej na kolana. – Rain chwyciła dłoń Daiane. Ich dwa małe palce połączyły się, tworząc silną, nieprzerwaną obietnicę.

– Chmurka obiecuję, że nie zostawi swojego aniołka. – Słowa przysięgi sprawiły, że młodsza rozweselała. Teraz, gdy łączyło ich coś – mała tajemnica, była pewna, że jej więź ze starszą księżniczką zostanie nigdy nienaruszona, bo co złączy słowo, tego los nie rozdzieli. 

– Nawet jeśli aniołek będzie zachodził za skórę chmurce? – Niebieskie oczy wpatrywały się w twarz Rain, oczekując werdyktu. Dostała taką samą odpowiedź, ale wyrażoną nieco inaczej: po raz ostatni, tuż przed wyjazdem starszej, usta Rain i Daiane złączyły się w geście przytaknięcia i pożegnania. 

– Obiecuję, aniołku. – Dodała, puszczając ciało swojej ukochanej. Nie przedłużając już dłużej gorzkiego pożegnania, opuściła pokój, machając Daiane na pożegnanie. Blondwłosa zdążyła jeszcze podbiec na stópkach do balkonu i pomachać, nie tylko Rain, ale także i jej rodzicom. Wiedziała, że ten długi czas minie bardzo szybko, dlatego zrobiła to z uśmiechem.

 

Podczas słonecznych i deszczowych dni – Daiane otrzymywała listy, przychodzące zawsze od Leather’iego, sokoła rodziny Thunderclaw. Posłaniec odpoczywał u niej noc, może czasem dwie, po czym wracał z odpowiedzią do jego drugiej właścicielki. Listy od Rain zawsze były podobne, ale wyrażały różną, barwną i poetycką treść. Za to odpowiedzi młodszej przepełniała empatia, troska i czysta tęsknota. Dwa serca, choć były od siebie daleko – pomimo zrządzenia losu, trzymały się mocno. Obydwie księżniczki pisały ze sobą niemalże codziennie. Tyle, ile sił miał tylko Leather. Pewnego dnia młodsza, zniecierpliwiona czekaniem, poprosiła rodziców o własnego powiernika. Wraz z pojawieniem się pierwszej gwiazdy na niebie, w biały dzień, dostała uroczego wróbelka. Dzięki jego sporym rozmiarom i ciepłym upierzeniu mógł on wędrować nawet podczas mroźnych nocy i śnieżyc, a uroczy Leather mógł przeznaczyć więcej czas na odpoczynek. Tego miesiąca Daiane późno otrzymała swój wyczekiwany list. Ten, pomimo wszystkich środków ostrożności – był pisany dłużej, a jego treść nie była już taka jak wcześniej. Młodsza zauważyła, że poza rutynową frazą Mój najdroższy, ukochany, aniołku, słowa przepełniało coś jeszcze. Znała Rain zbyt długo, aby puścić pomimo oczu wiersz wypełniony pustką. Swoją odpowiedź wysłała ze zmartwieniem, nie spodziewając się, że to będzie ostatni raz, gdy nawiąże kontakt z Rain.

 

Daiane wysyła swoje listy jeszcze przez jakiś czas. Na wiosnę, gdy roślinność zaczęła odżywać, na lato, snując opowieści o złocistych piaskach i złotych zachodach słońca, na jesień, opisując drzewa zrzucające kolorowe liście i w końcu – znowu na zime, deklarując swój chłodny nastrój i zmartwienie. Jej starania nie przyniosły efektu, a każdy dzień dla Daiane stawał się coraz cięższy. Zakochana, teraz nieszczęśliwie, oczekiwała kogoś, kto mógł już nigdy nie wrócić. Swoje ponure dnie spędzała sama w swojej komnacie, cały czas zostawiając otwarte okno, jednak nigdy więcej nie ujrzała i Leather’a. 

– Zrobiłam coś źle? – Szeptała do siebie w samotności. – A co z obietnicą? Skoro obiecała, że nie zostawi mnie, wróci? Może to tylko przejściowe, może jak jeszcze trochę poczekam… – Różne myśli krążyły uroczej Daiane po głowie. Zawsze pełna energii, pozytywna i dobrze nastawiona do życia, nagle straciła to coś bardzo cennego. Powoli zaczęła pogrążać się w swojej własnej ciemności, zapominając po co tutaj tak naprawdę jest. Czekała każdego dnia, wiernie. Wyglądała przez okno, jadała przymusowe posiłki, uczęszczała na obowiązkowe zajęcia w szkole dla dam o wyższych sferach, ale to wszystko nie pozwalało jej zapomnieć o jej ukochanej i obietnicy. 

– Słowa padły. – Uniosła swój mały palec ku górze i zamyśliła się. Z każdym szczegółem odtworzyła ich ostatnie spotkanie. Słowo w słowo. Ruch w ruch. Wszystko było w porządku, ale umknął jej jeden szczegół – Rain nigdy nie mówiła o swoich prawdziwych uczuciach, dlatego gdy tylko o tym pomyślała… wiedziała, że wszystko może być skończone. Tak naprawdę mogła zranić swoją ukochaną, nawet nieświadomie. Choć nie przypominała sobie żadnego takiego momentu, słowo pisane zawsze mogło być odebrane inaczej niż mówione.

– Daiane. – Chrypliwy głos służącej przerwał zamyślenie uroczej Daiane. Podniosła się, jak w wojsku, i spojrzała wyczekująco na służącą. Starsza kobieta, o delikatnym wyglądzie babuni znała wszystkie problemy księżniczki. Pomimo tego, że ich relacja była czysto oficjalna, Martina wkładała więcej serca w pracę niż od niej oczekiwano. Zamieszkiwała dwór już ponad trzydzieści lat – Daiane towarzyszyła praktycznie od samego początku. – Niedługo pełnia różowego księżyca. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Rodzina Thunderclaw niedługo zawita ponownie w Nasze mury. – Nic więcej nie powiedziała. Zostawiła uroczę księżniczkę pogrążoną w lekkim szoku, która przez pryzmat swoich uczuć zupełnie zapomniała o tradycji! W jej głowie rozbrzmiało wyłącznie jedno pytanie: minęło już tak dużo czasu od ostatniego razu?

 

Zimowe dni powoli dobiegały końca, choć do kalendarzowej wiosny pozostało jeszcze mnóstwo czasu. Śnieg powoli topniał, odkrywając ukrytą pod nim zieleń. Pojawił się i pierwszy symptom wiosny – przebiśniegi, które właśnie w tym momencie podziwiała urocza Daiane. W swoim różowym, ciepłym płaszczu, postanowiła wyjść dzisiaj na spacer, aby zaczerpnąć chwili spokoju przed przyjazdem jej szarej chmurki. Odwiedziny drugiej rodziny królewskiej zawsze wiązały się z przyjazdem najstarszego potomka rodu. Szansa, że rodzina królewska wzięła jej młodszą, o parę sekund siostrę bliźniaczkę, była bardzo nikła. Z racji tego, że pojawiła się na świecie dopiero później niż Rain, Lux była brana pod uwagę dopiero w drugiej kolejności. Dlatego Daiane była pewna, że to właśnie dzisiaj będzie mogła wyjaśnić wszystko z swoją ulubienicą – niestety, na darmo. Nie spodziewała się, że gdy wróci ze swojego porannego spaceru i ujrzy długo wyczekiwaną rodzinę, zobaczy ją ale bez towarzystwa Rain. Usta młodszej rozchyliły się w przypływie zdziwienia, ale gdy zorientowała się, że wpatruję się tak już zbyt długi czas, szybko się ocknęła. Melodyjnym krokiem podeszła do ciociwuja, aby ich przywitać. Szybko zrozumiała, że jej konkluzja była bardzo mylna, bo rzeczywiście tym razem zamiast dojrzeć Rain, zobaczyła schowaną za rodzicami Lux. 

 

Była podobna do swojej siostry, ale jednocześnie całkiem inna. Miała nieco dłuższe włosy, zafarbowane na kolor słońca. Jej oczy przepełniała ta sama szarość, co oczy Rain, dlatego przez drobną chwilę Daiane zawahała się. Była jeszcze jedna różnica – Lux ubierała się zupełnie inaczej, wykwintnej i po swojemu. Jej biała koszulka mocno kontrastowała z naciągniętą na nią, czarną kamizelką, oddając strojowi największą elegancję. Spodnie, które nosiła były tego samego koloru i zakrywały długie, ciężkie buty. Lux nie nosiła obcasów, czy balerin – preferowała obuwie wytrzymałe, adekwatne do każdej pogody. Gdy Daiane uważniej się przyjrzała, mogła dostrzec jeszcze jeden szczegół – uszy lśniącej Lux zdobiło mnóstwo pięknych i mieniących się kolczyków o kolorze srebrna. Daiane, choć początkowo zawiedziona, była onieśmielona wyglądem starszej od niej księżniczki. Dopiero po czasie odwaga, która zdecydowała zrobić sobie przerwę, wróciła wróciła do niej, pozwalając zadać jej oczekiwane pytanie. 

– Lux. – zaczęła skromnie. Ukłoniła się i nim zdążyła wykonać inny gest, oczekiwany, złocista Lux chwyciła jej dłoń i ucałowała. Drobny gest wystarczył, aby urocza Daiane uznała starszą za przykład wykwintności i elegancji, ale i zapomniała o swoim pytaniu. 

 – Jesteś zawiedziona, prawda? – Dopiero głos promienistej Lux przypomniał jej, że miała zapytać o swoją ukochaną chmurkę. Jej ton był zdecydowanie przyjemniejszy niż ton siostry. Lux miała delikatny głos, nieprzeciekający się, który choć był niecodzienny to delikatny dla ludzkiego ucha. 

 – To nie tak… – Daiane ukłoniła się po królewsku w ramach przeprosin. W końcu nie mogła urazić swojego nowego gościa. – Z Twoją siostrą łączyła mnie wyjątkowa więź i po prostu – nieco zawahała się – zdziwiłam się, że jej nie ma. Miałam nadzieję ją zobaczyć. 

 – Rain jest zajęta przygotowaniem do zaślubin. – Niewiele było potrzebne, aby serce Daiane, które od miesięcy zbierało informacje – pękło. Czy to właśnie to był powód, dla którego Rain zostawiła swojego aniołka?

– Zaślubin? – Zapytała, choć przez strzaskane serce, jej głos drżał. Miała nadzieję, że to nieprawda, że to rodzice zmusili jej chmurkę do zamążpójścia i jest jeszcze czas, aby to odkręcić. 

Lux skinęła głową, przez co pasmo jej jasnych włosów opadło jej na czoło. Szybko je odgarnęła i kontynuowała. – Jakiś czas temu nasza przyjaciółka, Mefero zapoznała ją z księciem, który mieszkał parę wsi i miast dalej. Bardzo szybko złapali wspólny kontakt i zadecydowali o ślubie. – Czas stanął w miejscu. Choć Lux kontynuowała historię – dla Daiane nie miało to już żadnego znaczenia. Obietnica, która dawała jej nadzieję na to, że jeszcze zobaczy swoją chmurkę, rozpadła się, zniknęła zupełnie, jak i Rain. 

Daiane kojarzyła imię wypowiedzianej osobistości. W końcu czasem, gdy dostawała listy, Rain zdarzyło się wspomnieć o jej miejscowej przyjaciółce za czasów nauki w damskiej szkole. Nie myślała o niej pozytywnie. Młodsza była pozytywnie nastawiona do życia i zawsze traktowała ludzi z życzliwością, jednak ta jedna osoba wywoływała u niej nieprzyjemne uczucia, których nie potrafiła wyjaśnić. Za każdym razem, gdy otrzymywała list od Rain i widniało w nim imię Mefero, listy przepełniało coś w formie gorczy. Od początku jej intuicja podpowiada jej, że szlachciance bardzo zależało na tym, aby pozbyć się Daiane z życia jej chmurki i być jedną osobą, która jest dla niej najbliższa, więc wiadomość o tym, że to dzięki niej poznała miłość swojego życia, utwierdzała ją w myśli, że Mefero osiągnęła swój cel. 

 

Kolejne wiadomości nie przyniosły pozytywnych skutków. Daiane starała się do rozejścia zachować zimną krew i dumny wyraz twarzy, ale gdy tylko się rozeszły, aby przygotować się do ceremonii, z biegiem opuściła salon gościnny i uciekła do swojej zamykając się w swojej twierdzy. Wbiegła do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Najpierw kołatać zaczęło jej serce. W końcu ona i jej urocza chmurka nigdy się nie kłóciły, nigdy nie dochodziło pomiędzy nimi do kłótni, zawsze się doskonale rozumiały, więc dlaczego? Myśli powoli docierały do jej zranionego serca, zasiewając nasiona, które powoli zapuszczały korzenie w jej sercu. W zaledwie kilka chwil jej łzy nie tylko wypełniły oczy, ale też pomogły wykiełkować zasadzonym roślinką. Pnącza rosły najpierw powoli, niestety każde wspomnienie, każda myśl lub przywołanie imienia ukochanej sprawiał, że to, co zostało zasiane, pochłaniało coraz więcej miejsca. W końcu cały pokój pogrążył się w ciemnościach. Wśród czarnych cierni, w środku dawniej uroczego pokoju – siedziała skulona księżniczka. 

Rodzina bardzo szybko zauważyła ciernie, wsiąkające w ściany i przyprawiające zamek o drżenie ziemi. W dniu, gdy dwie księżniczki miały się spotkać, w dniu ważnej ceremonii, rodzina Daiane musiała opuścić swój dom i wraz ze służbą wynieść się do mniejszej rezydencji w centrum miasta. Rozpacz księżniczki była na tyle silna, że mrok z jej serca w zaledwie trzy dni, opanował i wyniszczył całe gospodarstwo i plony. Więź, która miała trwać wieki, straciła ważność w zaledwie kilku sekundach. Cierpienie i miłość Daiane była wystarczająca, aby zburzyć jej cały świat i schować się w najgłębszych zakamarkach swojego umysłu. Opatulona smutkiem i cierpieniem – mogła tylko czekać i myśleć, tylko… Im więcej myśli przepuszczała, tym ciernie stawały się ciemniejsze, twardsze, a ich kolce uniemożliwiały zbliżenie. Rodzina uroczej Diane wszelakimi sposobami starała się wyciągnąć swoją spadkobierczynię z otchłani, niestety na próżno. Można by rzecz, że zamek pochłonięty mrokiem był odzwierciedleniem serca uroczej księżniczki. I tak naprawdę nikt nie znał powodu, dla którego zamknęła się w sobie i zamilkła na wieki, bacznie obserwując. 

 

Cichy szelest wypełnił ciemny pokój, gdy Daiane przeciągnęła się. Nie pamiętała ile spędziła już w czeluściach otchłani. Równie dobrze mogły minąć nawet lata, w końcu ona tylko obserwowała. Pod zamkiem pojawiało się wiele chętnych, których z całych sił próbowało wydostać ją z środka. Miły handlarz, wróżbiarka, a nawet prawdziwym książę na białym koniu, ale nikt nie potrafił skrócić cierpień uroczej Daiane. Im więcej osób próbowało tym bardziej zdawała sobie sprawę, że dla swojej uroczej chmurki nic nie znaczy. Zdarzyło się, że zatroskana rodzina przychodziła i za pomocą miłych słów próbowała ją wyciągnąć z smaku, ale daremno. Gdy chodzi o miłość, nawet najtwardszy filar potrafi zawieść. To coś, co potrafi zostawić w duszy najdotkliwsze ślady. Znamiona, które potem towarzyszą nam całe życie. Daiane była przekonana, że tylko ten, kto ją zranił będzie potrafił otworzyć mury zamku i ją uratować. Nigdy nie brała pod uwagę innej opcji. Pod murami pojawiła się rodzina Thumerclaw, ale zawsze obdarta z obecności ich najstarszej córki. 

– Daiane, zapomnij o mojej siostrze. – Tuż pod murami, blisko kolców, siedziała złocista Lux. Choć jej siostra nigdy nie raczyła zawitać to jej ona z najdelikatniejszą czułością starała się oddać uwagę i uczucie Daiane. Jako jedyna zdawała sobie sprawę z sedna problemu, dlatego starała się pomóc. Im więcej czasu spędzała z nią w ciemnościach, tym bardziej czuła się zobowiązana pomóc. Teraz łączyło ich coś więcej. 

– Wiem, że łączyła was bardzo bliska więź. – Lux położyła dłoń na cierniu, Żórawinie omijając kolce. – Ale życie toczy się dalej. Musisz to zaakceptować. Najlepiej zostawić. – Starała się, ale jej słowa nigdy nie dotarły do serca Daiane. Dla niej to była kolejna pustka przesłanka, przy której ktoś znowu każe jej zapomnieć iż zacząć coś na nowo. Nie łatwo jest coś wymazać. Możemy coś skreślić, zamazać, przejechać korektorem, ale to co raz zostało napisane, na zawsze pozostanie wyryte w naszym sercu. Człowiek uczy się całe życie, dlatego dzięki tej żelaznej regułę jesteśmy w stanie się rozwijać. Świat nie został stworzony po to, aby każdemu na nim było przyjemnie. Mija się to z celem. Przemierzamy trudności, aby stać się kimś, kim jesteśmy właśnie teraz. Do niektórych do pochodzi to późno albo nawet wcale. Daiane, choć to rozumiała to nie zamierzała przyjąć do siebie. Zaślepiona swój miłością, pozwala aby mrok rządził jej życiem. Potrzebowała pomocy, którą stałe odrzucała. Każdego dnia ciernie coraz mocniej wbijały się w jej delikatne, wrażliwe sercem pozostawiając po sobie mocne ślady – rany, które mogły się wyłącznie zabliźnić. 

 

Mijał kolejny, roczny cykl. Po zimie zwykle tanecznymi krokami nadchodziła wiosna. Rzadko się spóźniała i zawsze obdarzyła promieniami słońca tych, którzy byli w zasięgu jej wzroku. Dzisiaj również zawitała do Daiane, w jej cierniach znajdując lukę i puszczając delikatny strumień światła. 

– Mamy już wiosnę? – Słodki głos uroczej Daiane, który niegdyś rozczulał nawet najsmutniejsze serca, brzmiał nieco inaczej niż sprzed dekad. Nieco chrapliwy i wykończony, w żaden sposób nie przypominał własności księżniczki. – Jeszcze jej nie ma? – Skuliła się mocniej, pozwalając plączą zacisnąć się mocniej na jej ciele. Wiosna nie ustępowała. Znajdowała kolejne luki w ciemnicy Daiane i wpuszczała coraz więcej swoich świetlistych żołnierzy. – Nie odpuścisz, prawda? – Stęskniona za posmakiem wolności, pozwoliła aby promienie słońca oświetliły chociaż drobny skrawek jej pokoju. Drażliwy punkt pozwolił usłyszeć jej radosną muzykę, która tańczyła wokół zamku. Ktoś się zbliżał. Ktoś, kto zdecydowanie nie pasował do wyniszczonej ziemi i mroku, pokrywający cały zamek.

Urocza księżniczka zaciekawiona nieznajomym, postanowiła wyjrzeć przez swoją lukę na świat. Fala koloru, na tle czarnej łąki cierni, była na tyle mocna, że na chwilę przymrużyła oczy i westchnęła głęboko. Prowadzona dziwnym przeczuciem – przyglądała się chłopcu w stroju błazna. Największą uwagę uroczej księżniczki, przykuła kolorowa czapka podzielona na trzy wypustki, przypominające opadłe rogi. Zakończone dzwonkami, wydawały cichą melodię podczas odpoczynku nieznajomego, a jej niebiesko-czerwony kolor sprawiał, że chłopiec był wyraźnie widoczny na tle czarnej ziemi i niebieskiego nieba. Strój miał podobny do swojego nakrycia głowy. Kolorowy, rzucający się w oczy. Wzór w romby takiego samego znamienia, z pewnością wyróżniał się pośród od klasycznych strojów nadwornych błaznów. Tylko twarz nieznajomego była wciąż niewidoczna. Chłopiec siedział do niej bokiem, więc jedyne, co mogła spostrzec Daiane to brunatne, wychodzące spod czapki włosy i delikatny makijaż w postaci niebieskiego rombu na policzku. Księżniczka nie rozumiała, dlaczego ktoś tak pełny życia, postanowił zjeść swój lunch w tak okropnym miejscu jak jej ciemnica, dlatego obserwowała. Im dłużej patrzyła na posturę młodego chłopca, tym coraz bardziej czuła, że ją i nieznajomego może wziąć jakąś więź. 

– Czuje jak podglądasz. – Błazen wstał i ukłonił się przed otworem, przez który było widać błękit oczu uroczej księżniczki. Było to na tyle niespodziewane, że Daiane cofnęła się do tyłu i przewróciła o cierniste plącze. – Wszystko w porządku? – Czuły głos rozbrzmiał ponownie, gdy usłyszał niespodziewany hałas. 

– Skąd wiesz, że tutaj jestem? – Zapytała, podnosząc się gwałtownie i kładąc dłonie tuż obok otworu. Spojrzała Jeszcze raz. Tym razem mogła uważniej przyjrzeć się twarzy nieznajomemu. Oczy miał koloru szlachetnego miodu, a włosy nieco dłuższe niż wcześniej się jej wydawało. Po prostu były dobrze schowane pod przepiękną czapką, którą nagle Daiane zapragnęła dotknąć. 

– Słyszałem legendy. – Błazen zbliżył się. Zamek już dawno nie przypominał dawnej posiadłości i mocarstwa jej rodziny. Po urokliwej willi został wyłącznie pokój księżniczki i setka ściśle nie określonych korytarzy, które przypominały dawne oblicze zamku, ale zdecydowanie nim nie były. – O przepięknej księżniczce, która pogrążona w rozpaczy, zamknęła wszystko, co dla niej najcenniejsze, w sobie. – Usłyszał tylko ciche parsknięcie jako odpowiedź. Urocza Daiane szybko zniknęła z pola widzenia, powracając do ucisku swoich pnączy. – Na początku pomyślałem, że to ciekawa, miejska bajka. Potem zobaczyłem zamek, a raczej to, co z niego zostało. Pomyślałem, że musisz być tutaj bardzo samotna, więc przyszedłem zjeść lunch. Razem z tobą. 

– Nawet mnie nie znasz. To bzdura. – Daiane uniosła głowę do góry i spojrzała przez dziurkę. Znów zauważyła tylko skrawek kolorowego ubrania błazna. Siedział i kontynuował posiłek. 

– Zawsze możemy się poznać. Jestem Mikael, ale przyjaciele wołają na mnie Mike. – Poruszył głową, pozwalając by dzwonki znów zagrały radosną melodię. – Jestem podróżnikiem. Chociaż może ciekawiej zabrzmi podróżny komik. – Uśmiechnął się szczerze. Znów siedział bokiem, tym razem pokazując więcej niż chwilę wcześniej. 

– Daiane. – Odpowiedziała z wahaniem. Sytuacja była dla niej na tyle niespodziewana, że przez chwilę zapomniała o całej przykrości, która dotknęła część jej życia. 

– Powiedz mi… – Błazen się podniósł i położył dłoń tuż przy dziurze. Jego głos był czysty, pozbawiony jakiekolwiek skazy. – Czy nie czujesz się tutaj samotna? – Ciało uroczej księżniczki zadrżało. Nie pamiętała ile czasu minęło od ostatniego dialogu z kimkolwiek. Po ostatniej konfrontacji z Lux, już nigdy więcej nie usłyszała ani nie zobaczyła nikogo na oczy, dlatego pytanie o samotność, o to jak się czuje sprawiło, że na chwilę zapomniała jak się mówi. 

– Dlaczego ty… – Zaczęła, ale nie wiedziała jak dokończyć pytanie. Słowa błazna sprawiły, że jej serce znów zaczęło bić. Przynajmniej mocniej i silniej niż wcześniej. Nikt wcześniej nie zadał jej takiego pytania. Każdy prosił, aby zapomniała, aby zaczęła żyć na nowo, ale nikt nigdy nie spytał o to jak naprawdę się czuje. – Ciebie to interesuje? – Jej szara chmurka nigdy nie spytała o to jak się czuje. Zwykle było to jednostronne zainteresowanie. 

– No… tak. To dziwne, że drugi człowiek interesuje się losem innego człowieka? – Zapytał rozbawiony. Znali się zaledwie chwilę, rozmawiali przez moment i po raz pierwszy, a Daiane zdążyła już poczuć przyjemne ciepło rozchodzące się po klatce piersiowej. Poczuła coś, czego nie czuła już dawno. 

– Tak. Dla mnie tak. – Odpowiedziała mniej zgryźliwie i szczersze. 

– W takim razie współczuję. Musiałaś trafić na nieodpowiednich ludzi. – Trafił w czuły punkt, przez co ze strony księżniczki usłyszał ciche parsknięcie. Uznał to za potwierdzenie. 

– Co ty niby możesz o tym wiedzieć? – Podniosła głos. – Jesteś tylko zwykłym błaznem.

– Komikiem podróżnym. – Wtrącił i usiadł tuż przed otworem na świat uroczej księżniczki. – Wiem więcej niż ci się wydaje. Moja czapka nie mówi o tym kim jestem, a tym bardziej, co czuje. Tak jak twoja forteca. 

– Przepraszam. – Odpowiedziała po chwili. Nie przemyślała wagi swoich słów, sprawiając nieznajomemu przykrość. Tylko tym razem dostała informację zwrotną. Tym razem mogła naprawić to, co przed chwilą nadwyrężyła. 

– Nie szkodzi. Rozumiem. – Błazen odsunął się i wyciągnął dłoń w stronę punktu widokowego. – Wiem, że uważasz swoją fortecę za oazę spokoju, ale może skusisz się na drobny spacer? Jest przepiękny dzień. – Niebieskie oczy rozchylały się szerzej. Daiane wlepiła swój wzrok w otwór, nie rozumiejąc jak doszło do tej sytuacji. W końcu nikomu nie pozwoliła się zbliżyć, ale to właśnie ten błazen pojawił się niespodziewanie w jej życiu. Ominął ciernie, ominą, nie. Trafił do centrum jej bólu i rozgrzał jej serce na nowo. Przez jej nieuwagę, chwilę rozdarcia plączą poluźniły ucisk. Młody błazen spostrzegł to i wykorzystał moment – wsunął swoją dłoń w ciernie, dając się skaleczyć i chwytając uroczą księżniczkę za dłoń, pociągnął ją do siebie, wydzierając z rąk rozpaczy. Jego silny gest sprawił, że wraz z pozostałością zamku polecieli do tyłu. Czarne ciernie uschły, wraz z zamkiem obracając się w pył, który następnie, specjalnie po świecie rozniósł wiatr. 

Urocza Daiane, wciąż zdezorientowana, leżała obok błazna na trawie, która powoli odzyskiwała swój zielonawy jak rubin kolor. Wyraźnie nie zrozumiała tego, co właśnie się wydarzyło. Ciernie miały ją ochronić szczelnie przed światem, aby już nigdy więcej nie zaznała bólu z miłości. Ten długi czas choć cierpiała przez Rain to wciąż trzymała dla niej miejsce w swoim sercu, co tylko skutkowało tym, że zapragnęła by to wyłącznie ona ocaliła ją z twierdzy. Nawet jeśli już nie mają kontaktu. Nawet jeśli to miał być ostatni razem kiedy zobaczy ją na oczy. Nawet jeśli wiedziała, że nie ma sensu aby ratowało ją coś, co ją zniszczyło. 

– Mówiłem, że jest pięknie. – Usłyszała melodyjny głos swojego wybawiciela, choć nie było to odpowiednie słowo, którym mogła określić swojego błazna.

– Ty mały… – Szybko się podniosła i odsunęła do nieznajomego. Jej różowa suknia była nieco wyniszczona przez czas. Parę dziur, szarawy kolor i niechlujne cięcie było dowodem tego, że w swojej twierdzy spędziła zdecydowanie za dużo czasu. Gdy zimny powiew wiatru, tego samego wiatru, pokrył jej drobne, delikatne ciało – zadrżała z zimna. Promienie słońca oznaczały początek wiosny, ale niekoniecznie początek ciepłych dni. Błazen szybko to zauważył. Zdjął przypięty do stroju płaszcz i okrył swoją księżniczkę, chwytając jej zimne jak lód dłonie. – Mówiłem, że zabiorę cię na spacer. – Dodał rozbawiony. Uważnie przyglądał się jasnowłosej po czym w końcu uklęknął i ucałował jej dłoń. – Wiem, że to dość nagle, ale chyba się zakochałem. – Stwierdził, przez co serce uroczej księżniczki znów mocno zabiło. Dopiero zrozumiała, że choć znała błazna wyłącznie chwilę to przez pryzmat tych wszystkich, niewyjaśnionych okolicznościach, musiała łączyć ich silna więź – nić przeznaczenia. 

– Nie wierzę w to, co powiem… – Uścisnęła jego dłonie mocniej i spuściła swoją rumianą twarz na dół. Czuła jak przepełnia ją szczęście. Czuła, że dzięki tej jednej osobie w końcu mogła oderwać się raz na zawsze od tego, co nazywa nieprzyjemną przepaścią. Mikael nie udawał, że rozumie. On po prostu wiedział, przyszedł i został, nawet jeśli na chwilę. – ale ja chyba też się w tobie zakochałam.

 

Koniec

Komentarze

Witam także przy tym opowiadaniu, gratulując Ci nieustannie tutejszego debiutu i to od razu trzema opowiadaniami. :) 

Zachęcam do naniesienia poprawek w zapisie dialogów (wedle poradnika z działu Publicystyka), ponieważ są one niezwykle istotne. :)

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :) 

Pecunia non olet

W dwóch osobnych zamkach, tuż na przedmieściach najbogatszych miast – mieszkały dwie księżniczki. Jedna, Daiane, zajmowała pasmo górskie. Mieszkała wśród lasów, skał i źródeł, wzbogacanych o najszczersze minerały ziemi. → Czy Daiane mieszkała w jednym z zamków, czy zajmowała pasmo górskie, czy może mieszkała wśród skał i źródeł?

Na czym polega szczerość minerałów?

 

były ze sobą bliżej niż łabędzie, suwające po płaskiej tafli wody. → Co suwały łabędzie? Zbędne dookreślenie – tafla jest płaska z definicji.

Proponuję: …były ze sobą bliżej niż łabędzie, sunące po tafli wody.

 

Rodziny oby dwóch księżniczek… → Rodziny obydwóch księżniczek

 

Pomimo tego Daiane i Rain były ze sobą blisko. → Powtarzasz informację podaną kilka zdań wcześniej.

 

aby się bawić się i grać w wspólne gry. → Dwa grzybki w barszczyku.

 

– Daiane? – Zawołał niski, uroczy głos. – Znajdę Cię! → – Daiane? – zawołał niski, uroczy głos. – Znajdę cię!

Zaimki osobowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

Źle zapisujesz dialogi. Tu znajdziesz wskazówki jak zapisywać dialogi.

 

– Rain… – Zawołała cichutko młodsza… → – Rain…!zawołała młodsza…

Wołanie wymaga wykrzyknika. Nie mogła wołać cichutko, bo wołanie jest głośne z definicji.

 

To tylko pierwszy akapit i pierwsze dialogi.

Rostery, sugeruję, abyś postarała się, w miarę możliwości, usunąć usterki z reszty tekstu, bo jeśli dalszy ciąg wygląda tak jak początek, to obawiam się, że lektura opowiadania nie będzie należeć do przyjemności.

Nadmienię jeszcze, że dodawanie trzech tekstów jednej dnia nie jest dobrą taktyką. Nie zwiększasz w ten sposób szans na ich przeczytanie.

Chyba powinnaś przeczytać poradnik Drakainy Portal dla żółtodziobów.

Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

surprise

Na początek drobna dygresja – F.Moccia bardziej znany jest chyba pod ksywką

Pipolo, co we Włoszech, w slangu, oznacza zachowującą się dziecinnie osobę dorosłą.

Takiego dużego chłopczyka…heh. Czy nadaje się na guru? Nie wiem…

Teraz nieco wpadek logicznych:

odzyskiwała swój zielonawy jak rubin kolor.

Zielonawy to jest szmaragd, rubin jest czerwonawy raczej…

 

 

 

 

Ech, tyle cudowności naraz…

 

Obydwie, choć dzieliła ogromna odległość –

dzieliła je, lub cokolwiek innego poprawnego…

 

grać w wspólne gry. 

we…

 

Daiane, piękna blondynka o niebieskich jak morze Weddella u wybrzeży Antarktydy była pełna otwartość i entuzjazmu.

Brawo za morze Weddella, ale reszta się niestety posypała…

 

włosy były związane w jednego, malutkiego kitka.

Hmm…

 

Już się wracacie? – Szepnęła smutno. Chwyciła czarne pasmo włosa i pogładziła je delikatnie. Niebieskie, zwykle szczęśliwe oczy – teraz były puste, próbując ukryć jedno z licznych, nieprzyjemnych emocji. 

Tu podłamałem się bardziej… frown

Całość sprawia wrażenie fragmentu przedwojennego romansu (z niebinarnym podtekstem) dla

panien służących…

Ale od czegoś trzeba zacząć…

Poradniki koniecznie.

yes

Dum spiro spero. Albo coś koło tego...

się i grać w wspólne gry. 

 – Daiane? – Zawołał niski, uroczy głos. – Znajdę Cię! – Stukot małych stóp wypełniał

Ja bym tu wstawił akapit. 

 

dał im do myślenia, że nawet nie założyły swoich specjalnie przygotowanych strojów. Ta idea dała im do myślenia,

 

Jej chrypki głos się zatrzymał, gdy ujrzała prawie pustą spiżarnię. Daiane nie zawsze miała apetyt, ale gdy tylko uczucie głodu wypełniało jej żołądek, potrafiła zjeść więcej niż stary król. – No nieźle :) 

 

zakluczonom – zakluczoną 

 

Przeciwieństwa się przyciągają – tak powie nam prawie każda bajka, ale jakie jest prawdziwe sedno tego cytatu skoro ludzie zakochują się tylko w osobach, które są do nas podobne? – Nie tylko, ale statystycznie związki, które są trwałe dotyczą osób podobnych do siebie. Raczej chodzi o status, wykształcenie, poglądy itd. ;)

 

Wybacz, ale nie dokończę. Nie chodzi nawet o to czy opowieść jest zła, czy dobra, po prostu to nie moje klimaty, a tekst jest dość długi. Bardzo dużo opisów emocji i uczuć, jak dla mnie. Może inni to lubią. Nie musisz pisać jacy bohaterowie są, lepiej to pokaż poprzez rozmowy i działania. Nie mówię, że ma być lakonicznie, ale u ciebie tego jest naprawdę dużo. 

Nowa Fantastyka