Profil użytkownika

Jeżeli nie wiesz, dokąd chcesz iść, nie ma znaczenia, którą drogą pójdziesz... 

- Alicja w Krainie Czarów


komentarze: 146, w dziale opowiadań: 126, opowiadania: 82

Ostatnie sto komentarzy

I jeszcze Klik od Georga się zagubił :) 

 

Marszawa: Śmierć w dziale fantastyki   https://fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/33334

 

 

O, to zakończenie przewraca wszystko do góry nogami! Bardzo sympatyczna, zaskakująca historyjka.

Nic wam do tego, co było potem!

Nie wiem, ale się domyślam, że chyba robili sobie jaja. 

 

Pozdrawiam! :)

Hej, ależ sprytne połączenie! Też się nie spodziewałam, że opowieść o złotej rybce wpleciesz w historię Walentyny. A co do samej bohaterki – naprawdę chcę wierzyć, że jakaś cudowna siła uchroniła ją przed cierpieniem podczas tych dwudziestu siedmiu porodów. :O

 

– A, pies mu mordę lizał! – rzuciła kąśliwie baba i machnęła lekceważąco ręką.

Już myślałam, że rybka potraktuje to jako życzenie. Czasami trzeba uważać co się mówi! :D

 

Bardzo pozytywy szort. Klikam!

 

Hej,

zbudowałeś gęsty, niepokojący klimat. Nieuchronność przeznaczenia, tajemnicza latarnia, sztormy… Aż czuć chłód na skórze i sól na ustach. :)

Często powtarza się zwrot: „Taka jest natura tego miejsca”. Choć brzmi on intrygująco, to nie dowiadujemy się czym to miejsce właściwie jest. Czy to piekło? Czy to czyściec? Czy pętla czasowa?

 

 

Ładnie Ci to wyszło. Będę wypatrywać kolejnych opowiadań z tego uniwersum.

Życzę dużo weny, klikam i pozdrawiam!

 

EDIT – Bruce ma rację. Niech tekst przejdzie próbę opierzenia! 

Melduję, że też odebrałam kwiatka. Był trochę poturbowany, ale przeprowadzam reanimację. :D 

Witaj Marzanie, ślicznie dziękuję Ci za wskazówki! Przejrzę ten tekst jeszcze raz i postaram się go doszlifować.

 

I są zawsze potrzebne dwie jabłonie. Nie jest samopylna.

 

Ciii. :D Na potrzeby opowiadania zrobiłam ją samopylną, fantastyczną, magiczną…

Jeśli chodzi o uwagę dotyczącą wieku drzewa, to się do niej zastosuję i je postarzę. Z góry założyłam, że drzewa owocowe nie są długowieczne i gdzieś z tyłu głowy mi świtało, że to właśnie 20-30 lat. Teraz doczytałam, że w sadownictwie wycina się je po 20 latach ze względu na spadek owocowania. Ech… znowu człowiek winny…

 

Cieszę się, że pomimo tych potknięć ogólne wrażenie było pozytywne. :)

Pozdrawiam!

 

 

Hej,

szalony tekst. Chyba jak dla mnie za dużo tutaj tego absurdu i groteski. Niby z jednej strony mnie to przygniatało, ale z drugiej… nie mogłam przestać czytać. :)

Rozumiem, że te paczki familyjnych w staniku to inspiracja Larą Croft? :D

 

 

 

Gratuluję zasłużonego piórka i pozdrawiam!

Rozgorzała tu ciekawa dyskusja. :D

Pozostaje mi tylko życzyć nam wszystkim, byśmy żyli w nudnych czasach. heart

 

Hej, bardzo refleksyjne opowiadanie. Pokazuje jak szybko przyzwyczajamy się do cudów, a media tracą zainteresowanie. :)

Wyszło sympatycznie, choć nie rozumiem końcowej złości narratora i pozostawiłeś nas bez wielu odpowiedzi.  

 

Ze spraw technicznych:

 

Od razu też przyciągnął on uwagę całego kraju, a wręcz świata: Od razu do małej wioski zjechało się wielu dziennikarzy

I tak dalej, i tak mówiono, pokazując do kamery usadzonego w kurniku anioła.

Od lat siedzi on tak przy drzwiach do bloku i od lat sprawia, że

 

Wkradło się trochę powtórzeń. 

 

lecz on milczał, cały czas, patrząc tylko przed siebie swoimi szarymi oczami.

 

Życzę dużo weny i pozdrawiam :) 

Teraz strach iść do paczkomatu. Jeśli słuch o mnie zaginie, wiedzcie, że było mi tu z Wami bardzo miło… 

Hej TaTojota,

 

Dlatego zalecam powieść.

 

Ojej. Marzenie. :)

Cięłam wątki ponieważ chciałam, aby całość miała zwartą, lekką i krótką formę. Motyw mszyc traktowałam raczej jako ciekawostkę i coś w rodzaju mylącego tropu – na początku wyglądają jak zagrożenie, ale szybko okazuje się, że to nie one są kluczowe dla fabuły. Dlatego zostawiłam je w tle, zamiast rozwijać.

Masz jednak rację, że niedosyt może wynikać właśnie z tych urwanych ścieżek. To trochę kompromis między pomysłem na świat a formą krótkiego opowiadania.

 

Raz piszesz pułkownik, raz porucznik. Jeśli było ich dwóch, to ok. Jeśli szukasz synonimu, to może pułkownika zamienić na oficera?

To pomyłka. Już poprawiam. :D

 

Dlaczego więc przyszłość w opowiadaniach SF jest zawsze taka straszna?

Chyba już taka nasza ludzka natura… Boimy się tego co odległe i nieznane. Nowe technologie, międzygwiezdne podróże czy kolonizacja innych planet budzą ekscytację, ale też niepokój. I chyba to właśnie w tej mieszance fascynacji i lęku kryje się źródło inspiracji. Przynajmniej ja tak to odczuwam. :)

 

Dziękuję Ci za komentarz i pozdrawiam!

 

 

Ambush dziękuję za wizytę! :) 

 

Czego się nie robi dla zapachu szarlotki…

Ja osobiście jestem raczej w „Team Sernik”, ale szarlotka z dodatkiem mango brzmi jak coś, na co z przyjemnością bym się skusiła. :D 

 

Holly, bardzo mi miło, że opowiadanie się spodobało i ślicznie dziękuję za trzecie miejsce. Nie spodziewałam się tego, a biorąc pod uwagę liczbę wspaniałych opowiadań w konkursie, tym bardziej czuję się zaszczycona.blush

Dzięki raz jeszcze za organizację konkursu o tak wdzięcznej tematyce! Zmobilizowałaś nas do napisania wiele udanych tekstów!

 

Trochę mi się to gryzie. Przecież dzieci są nieprzewidywalne, mogą wejść tam, gdzie nie powinny i coś zniszczyć.

Zakładałam, że instytut pełni także funkcję edukacyjną, dlatego powinien być dostępny dla szkolnych wycieczek. Natomiast Eryk, jako osoba dopuszczona do laboratorium, musiał przejść dokładniejszą kontrolę.

 

Skoro Eryk pokonał kilka schodów, to znaczy, że drzewo znajduje się na piętrze. To jak można było zbudować wszystko wokół niego? Lewitowało to drzewo wcześniej?

Nie, nie, to tylko kilka stopni. Wyobrażałam sobie, że instytut wraz ze swoją nowoczesną architekturą wręcz oplata drzewo. :D 

 

Masz talent do tworzenia zabawnych i logicznych akronimów ????

Uwielbiam akronimy! :D

 

Mam nadzieję, że nie trafiłaś z rokiem, kiedy nastaną takie okoliczności. Niech nadejdą po moim trupie! :p

Ha! Nieodległa data podkręca poczucie niepokoju. :D

 

Pozdrawiam serdecznie! 

O! :O

Bardzo dziękuję za wyróżnienie! Serdecznie dziękuję Holly za doskonałą organizację i stworzenie przestrzeni, w której nasze rośliny mogły przybrać najróżniejsze kształty. :D 

Gratuluję Finkli i Marzanowi. Wielkie ukłony także dla wszystkich pozostałych uczestników! heart

Reg, dziękuję ślicznie za łapankę! Jak tylko wykaraskam się z grypy, to zabieram się za poprawki! :) 

Pozdrawiam serdecznie!

O, miło, że i tutaj zajrzałaś :D Dzięki i pozdrawiam :) 

Anet heart

 

beeeecki, dziękuję! Cieszę się, że Ci się spodobało! Pozdrawiam :) 

Witaj Michael, 

O, jak mi miło! Cieszę się, że opowiadanie Cię wciągnęło! 

Myślę, że Królowa poradzi sobie z każdym, kto będzie chciał jej zaszkodzić. :D 

 

Pozdrawiam! 

Nie taki był zamysł, ale rozumiem, że to próba odpowiedzi na pytanie, które już się wcześniej pojawiło: komu i w jaki sposób ta historia jest opowiadana?

Zgadza się. Właśnie tak sobie to luźno zinterpretowałam/dopowiedziałam :) 

Hej, bardzo ładnie napisane. Wręcz namalowane słowem. 

Co do samej treści… nie wiem. Chyba zgubiłam się w Morzu Traw. :) Motyw wędrówki ku zaświatom jest ciekawy, ale mam wrażenie, że można było wycisnąć z niego więcej. Dałeś nam nostalgiczny obraz, ale mało historii Mathair. 

Mimo oszczędnej fabuły, czytałam z przyjemnością. :)

Pozdrawiam! 

Hej, fajnie Ci to wyszło :) 

Podoba mi się ta „chemia” między głównymi bohaterami. Ich wzajemna niechęć tworzyły napięcie, które sprawiało, że trudno było przewidzieć, w jakim kierunku potoczy się ta historia. 

 

Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to trochę szkoda, że nie rozwinąłeś wątku tych tajemniczych istot.

 

Milczeli przez długi czas, aż do momentu, gdy David oświadczył, że idzie lać.

Gdyby to była wypowiedź np. ”Idę się odlać”  to ok, ale „lać” w narracji wygląda jakoś tak brzydko. :D 

 

Pędzę kliknąć :) 

Pozdrawiam! 

Hej, 

ciekawa historia, która porusza trudny temat. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co czuje człowiek, gdy dowiaduje się, że zostało mu zaledwie kilka miesięcy życia. Pomysł głównego bohatera na przedłużenie swojego istnienia jest intrygujący, choć był dla mnie zaskoczeniem. Po śmierci ukochanej stracił ochotę do życia, a jednak zamieniając się w drzewo, niejako to życie przedłuża. 

Podobała mi się nie tylko fizyczna przemiana, ale to, że bohater zmienił się także wewnętrznie i z egoisty stał się strażnikiem lasu. 

Podzielili moje ciało na bale i deski.

Moja świadomość została rozproszona.

 

Pewnie powstał także papier, na którym drzewo w magiczny sposób zapisało tę historię. :D

Serdecznie pozdrawiam!

Gryzoku, dziękuję za wizytę! 

Monopol to chyba najmniejsze z przewinień SOI.Corp. :D Ale masz rację. Potężna korporacja z ogromnym wpływem na świat to żadna nowość. Jednak to dla mnie tak przerażająca wizja, że postanowiłam ją wpleść w opowiadanie.

Cieszę się, że się podobało! Pozdrawiam :)

Hej,

bardzo klimatyczne i pełne barwnych opisów opowiadanie. Nie jest łatwe i musiałam przeczytać dwukrotnie, żeby je sobie poskładać.

Słowa, które ożywają i przybierają formę poszczególnych roślin, to bardzo kreatywny pomysł. A znaczenie imienia głównego bohatera, choć oczywiste, stało się dla mnie momentem olśnienia. :D

Sami wędrowcy kojarzą mi się z jakimiś milczącymi mnichami. :)

Robot stał nieruchomo, lecz jego oprogramowanie pracowało na najwyższych obrotach nad bieżącym problemem.

Nie miał wystarczającej ilości herbaty dla wszystkich.

Cudne :D

 

Serdecznie pozdrawiam!

Witaj Finklo, dziękuję! O tak, miniarbuzy też są podejrzane. Zazwyczaj zjadam te małe pestki, trochę z obawą, że kiedyś naprawdę wyrośnie mi z tego arbuz w brzuchu. Potem będzie gadanie, że trzeba było słuchać mamy… 

Ale co ma do tego step?

Ach! Miałam na myśli „pulpę”, ale chyba zamienię to na „breję”. Dzięki za zwrócenie uwagi. :D 

 

Przez kombinezon czuł zapach? Chyba że to już telepatia zaczęła działać.

Przyjęłam, że nosi ochronny kombinezon, ale bez maski i dzięki temu może bez przeszkód poczuć zapach jabłoni. Choć teraz myślę, że może faktycznie powinno być jeszcze bardziej sterylnie? Jednak wtedy drzewo i tak wprowadziłoby Eryka w trans, telepatycznie podsuwając mu zapachy, których fizycznie nie mógłby poczuć. :) 

 

Bruce heart

 

TomaszObłudadziękuję za wizytę i cieszę się, że Ci się spodobało!

 

podlewana wodą o składzie doskonalszym niż krew. – Czy krew ma doskonały skład? A woda ma skład niedoskonały? Ta woda po prostu była pełna substancji odżywczych. To mi się po prostu rzuciło w oczy, nie mówię, że to błąd, po prostu wg. mnie to dziwnie brzmi.

Masz rację. Wydaje mi się, że zarówno woda jak i krew są doskonałe (jeśli nie są skażone, zainfekowane, itp.) . Bez nich nie byłoby nikogo z nas. 

Określenie „doskonalsze niż krew”, wydawało mi się po prostu bardziej… poetyckie(?) niż „pełna substancji odżywczych”. Jednak rozumiem, jeśli  wydaje się to komuś dziwne czy przekombinowane. 

 

Zakończenie nieco nagłe, ale nie uważam, że to coś złego.

Zależało mi na tym, żeby zakończenie nieco zaskoczyło. Dlatego bez ceregieli, od razu padły strzały. :D  

 

 

 

Hej, 

miałam skojarzenia z King Kongiem. Potwór pożerał wszystkich jak leci, ale podrzucić mu blondyneczkę z Hollywood i nagle zainteresował się dwunożnymi, nie tylko tylko jako przekąską. :)

 

Też miałam czasami wrażenie, że potwór zbyt ładnie się wysławia. No ale na tym polega fantastyka – potwory mogą być, jakie chcą. A raczej jakie chce autor. :)

Zakończenie było smutne i przejmujące. Udało Ci się wzbudzić tym tekstem wiele emocji. 

Przeczytałam z przyjemnością. Lecę kliknąć!

Bruce, w moim zamyśle Eryk zostałby do tej dobrowolności zmanipulowany przez drzewo. :D Ale tak, tego byłoby za dużo, więc została kieszeń. 

 

Koalo, ślicznie dziękuję! Oj, nie… nie może być prorocze. Bez kawy i czekolady ani rusz! Pozdrawiam :)

JolkaK, bardzo mi miło, dziękuję! Twoje opowiadania były jednymi z pierwszych, które czytałam na portalu, więc tym bardziej się cieszę, że tu do mnie zajrzałaś. :D I fajnie, że nie ma wstydu! Pozdrawiam.

 

Dobry wieczór! Fajnie, że wpadliście! :)

 

Bruce, bardzo się cieszę, że spodobała Ci się fabuła! Z tym „instytutem”, nie byłam pewna pisowni. W końcu postawiłam na małą literę i chyba w paru miejscach zapomniałam poprawić. Dziękuję za wyłapanie!

 

Ciągle czekałam na wyjęcie tych mszyc… :)

W początkowej wersji Eryk je połknął. :D Ale uznałam, że to zbyt szybko zdradza, że coś tu jest mocno nie tak. Ostatecznie postanowiłam zostawić ten wątek otwarty. Być może wykorzystał zamieszanie i zdołał się wymknąć, a może został zatrzymany pod zarzutem ekoterroryzmu.

 

A Twoją nostalgię, wyrażoną w Przedmowie, doskonale rozumiem – mam to samo z domem i Babci, i Mamy…

Oj, tak. Chyba każdy z nas zna takie ogrody, które rosną już tylko w naszej wyobraźni. :(

 

Dziękuję Ci i pozdrawiam!

 

Witaj GalicyjskiZakapiorze,

 

No nie ma do czego się przyczepić.

Ciii… bo zaraz przyjdzie Ślimak i nam pokaże, że jednak jest. :D

 

Żarty na bok, cieszę się, że opowiadanie zagrało! Kwestię ochrony drzewka, pozostawiłam automatyce. Może za mało to zobrazowałam, ale w mojej głowie to pomieszczenie było nafaszerowane ukrytymi karabinami i miały cały czas Eryka na muszce. Dodatkowo, uznałam, że sama jabłonka musiała też czuć pewne zagrożenie, żeby się „uaktywnić”.

 

“Oż”, podobno.

Oż ten polski… Poprawiam!

 

Dzięki i pozdrawiam!

 

Adexx, bardzo mi miło, dziękuję! Cieszę się, że się spodobało. Pozdrawiam :)

 

AP, faktycznie! Teraz też widzę to podobieństwo do Opowieści podręcznej. To zabawne, jak umysł potrafi przerobić znane rzeczy i sprzedać nam jako nowy pomysł. :D Pozdrawiam! 

Hej,

opowiadanie ma nieco biblijny klimat, ale napisałeś je po swojemu, tworząc interesujący świat i barwnych bohaterów. Masz przyjemny styl pisania, przez co całość czyta się lekko i z zainteresowaniem. Samo zakończenie mnie nie zaskoczyło, bo Bielka od początku wydawała mi się podejrzana. :)

 

Świat stanie się piękny tylko wtedy, gdy istoty go zamieszkujące będą rozumne i emocjonalne.

Heh. Naiwniaki. :D

 

Drobnostki techniczne, które gdzieś mi tam zgrzytnęły:

Każdą z datelv Matka osobiście wyodrębniła z określonej części przyrody.

Tutaj zmieniłabym kolejność: Matka osobiście wyodrębniła każdą datelv z określonej części przyrody.

 

Po czym we własnym zakresie, dodał co swoje.

Dodał coś od siebie?

 

Jeszcze jako kilkunastoletni chłopiec, Helsten poznał Stramonię, zwaną Bielką, z którą, choć była datelvą, rozumieli się bez słów. On, pełen energii i ochoty do działania, kochający każdy listek i zwierzę. Ona, wyrozumiała, mądra, ciepła, zżyta z naturą i rozumiejąca ją bez słowa, czy choćby szelestu

Doś bliskie powtórzenie.

 

Las w nocy był cichy i nie wydawał się przyjazny. W nocy królowały drapieżniki i łowcy, których oczy czasami błyskały w oddali.

Powtórzenie. Może w jednym miejscu „po zmroku” zamiast „w nocy”?

 

Lecę kliknąć i pozdrawiam :)

Hej, 

makabryczny i smutny szort. Nie wiem co gorsze, bezdomny wycierający własne wymiociony, szczurze flaki czy ludzka znieczulica. 

Długo dałeś nam czekać na fantastykę, ale zakończenie to rekompensowało. 

Klikam i pozdrawiam! 

Hej, 

bardzo wciągające opowiadanie, pełne pomysłowych „plag” zsyłanych na wrogą armię. Zaskoczyło mnie, kiedy w części „Dwutlenek węgla”, las poświęcił nawet zwierzęta, żeby pokonać najeźdźców. Ale to pokazuje, że wojna – niezależnie od formy – zawsze zostawia spustoszenie i cierpią w niej także niewinni. :( 

Mimo trudnego tematu przeczytałam z przyjemnością. 

Klikam i pozdrawiam :) 

Hej, 

bardzo ładnie napisane. :) 

Końcówka jest intrygująca, ale nie wiem na ile faktycznie zwiastuje „nowe życie”. Obawiam się, że kiedy tylko minie szok, chłopy wrócą pod „magiczne drzewo” z siekierami i pochodniami.

Tak czy inaczej, spięłaś tę historię ciekawą klamrą. 

Klikam i pozdrawiam serdecznie :) 

Hej, 

znowu wabisz tym Wrocławiem, to przychodzę! :D 

Osobiście nigdy mi te krasnale nie przeszkadzały, a nawet myślę, że ma to jakiś urok. Jednak od kilku lat już w tam nie mieszkam, więc  trudno mi stwierdzić czy międzyczasie zbytnio się rozpleniły. 

W tym opowiadaniu również wyczuwam Twoje luźne pióro i gawędziarski ton. Fajnie się to czyta. Zwłaszcza, że zapisałeś to w formie krótkich, często zabawnych, a często dających do myślenia anegdot. 

Lecę kliknąć i pozdrawiam :) 

Hej,

O, portal pożarł mój komentarz… To jeszcze raz :D

Nie słyszałam wcześniej o tym gatunku i z ciekawością przeczytałam coś z tego świata.

Twój styl pisania, choć przyznam miejscami staje się wyzwaniem i wymaga skupienia, to zdecydowanie buduje klimat. Udało Ci się świetnie uchwycić energię bandy rozrechotanych dzieciaków słuchających historii starego Glapy.  

 

To teraz czekamy na opowiadanie o brzozie! :D  

Klikam i serdecznie pozdrawiam

Hej,

dzięki za przeczytanie i poświęcony czas! Kurczę, pierwszy raz w druku! :D

O, poprawię ten pasek rozrządu. Brzmiało mi to tak… mądrze i technicznie :D Ale skoro nie ma sensu, to zamieniam na akumulator!

Tak, tu chodziło o krótkofalówkę. Zawsze myślałam, że radiówka to jej potoczne określenie.  

 

Dzięki za miłe słowa i również pozdrawiam :)

Hej,

twoje opowiadanie przypomina mi trochę sen, w którym każda czynność przychodzi z trudem. Stworzyłeś ciekawy klimat i choć fabularnie nie dzieje się tu wiele, to przeczytałam tę historię z zaciekawieniem. No i tytuł – bardzo fajnie brzmi!

Zabiłem.

Zabiłem deskami wszystkie drzwi i okna.

heart

 

Kliknę do biblioteki :)

Serdecznie pozdrawiam!

Hej,

dużym plusem Twojego opowiadania jest wciągająca historia i bardzo ciekawy pomysł na fabułę. Szczególnie spodobał mi się motyw, w którym główna bohaterka zaczyna zapominać słowa oraz wzmianka w raporcie o innych tajemniczych “obiektach”. :)

 

Mam problem z niektórymi wyrażeniami. Może to kwestia późnej godziny, ale chwilami trudno mi je zrozumieć. :D Wydają mi się, bez obrazy, przegadane.

Przykładowo:

Złożone w pamięci jak sen, który przenika światło dnia.

Rzucić czymś, ale niczego nie miała. Nawet własnego gniewu.

Kobieta z poprzedniego spotkania – ta o głosie z ciepłego popołudnia – weszła cicho, jakby wracała, a nie przychodziła po raz pierwszy.

Jak brzmi głos z ciepłego popołudnia? Skoro to ta sama kobieta, która odwiedziła ją wcześniej, to nie przychodzi po raz pierwszy.

 

Kobieta dotknęła jej ramienia. Ten gest był jak przycisk – nie siła, tylko intencja.

Jak przycisk? Nie rozumiem :(

 

Ale to nie były oczy dziecka.

Były zbyt stare. Zbyt ciche. Miały w sobie przestrzeń, która nie powinna należeć do niczego, co wymaga opieki.

Ciche oczy? Przestrzeń w oczach?

 

Próbowali cię przeciąć. Ale my jesteśmy już jednym cięciem.

 

 

Wyłapałam kilka literówek i błędów:

Dziecko oddychało miarowo. Twarz miała spokojną.

Skoro mowa o dziecku to „miało”.

 

Trzymała zabawkę. Drewniany konik na biegunach.

Zabawka bujała się w idealnym rytmie, ale nie wydawała dźwięku.

 

Konik na biegunach jest dość dużą zabawką i trudno byłoby go utrzymać małej dziewczynce. Później piszesz o tym, że się bujała. Więc może Tosia po prostu cały czas już na tym koniku siedziała?

 

Wtedy dziecko się odezwało.

Jednak nie głosem dziecka.

Tutaj masz powtórzenie. Może dobrze zabrzmi: Jednak obcym głosem?

 

To było prawdziwe. Pamiętała ten moment, ale to nie mogło być prawdziwe. To była tylko… iluzja.

Rano – jeśli to była pora, którą można było nazwać ranem – przyszło śniadanie.

Chyba lepiej by zabrzmiało „przynieśli śniadanie”.

Kobieta, towarzysząca mu zwykle, stała z tyłu, notując coś do tabletu.

Na tablecie

 

Życzę dużo weny i kolejnych ciekawych pomysłów!

Serdecznie pozdrawiam :)

Hej,

Podobało mi się :) Choć mam wrażenie, że na pierwszą połowę opowiadania poświęciłaś więcej czasu niż na drugą. Nagle historia zaczęła pędzić, nie zdążyłam nawet zapłakać za zamordowanym bardem, a tu już mieliśmy nieżywą Tyrnę. Wiem, że miała to być tylko krótka legenda, ale jakbyś dała bohaterom jednak więcej „czasu antenowego” i pozwoliła nam się z nimi zżyć, na pewno wzbudziłoby więcej emocji.

I tak uważam, że to solidny start :)

Pozdrawiam

Hej,

też mi się wydaje, że jak na horror jest tutaj zbyt komediowo :) Masz swobodny styl pisania, miejscami potoczny, co nadaje tekstowi naturalności i luzu.

Akcja dzieje się we Wrocławiu (Pozdrawiam Krzyki!) sam piszesz „Taksówkarz – jak to dumnie brzmi”, a jednak dałeś angielski tytuł. Ale to już moje osobiste skrzywienie, świerzbią mnie tytuły po angielsku. :D 

 

Co mi się rzuciło w oko:

 

która wylewała się teraz z samochodowych głośników niczym jakiś ogromny wodospad Niagara.

 

Chyba lepiej by wyglądało:

wylewała się teraz z samochodowych głośników niczym jakiś ogromny wodospad.

lub

wylewała się teraz z samochodowych głośników niczym ogromny wodospad Niagara.

 

W pewnej chwili zimny wiatr niemal strącił mi czapkę z głowy, którą powtórnie zaciągnąłem, głębiej, tym razem.

 

Nie jestem pewna czy czapkę można zaciągnąć głębiej na głowę. Może lepiej tak: W pewnej chwili zimny wiatr niemal strącił mi czapkę z głowy, więc naciągnąłem ją z powrotem, tym razem mocniej.

 

Boże, jeszcze nigdy nie byłem trupem!

Uwielbiam.heart

 

Serdecznie pozdrawiam

Hej,

w bardzo interesujący sposób napisałaś patriotyczną historię i wplotłaś w nią masę magii i ciekawostek. Świetnie się to czytało, mimo że nie brakowało mroczniejszych, momentami wręcz makabrycznych scen. Synowie cyganki… albo los wyjątkowo im nie sprzyjał, albo rzeczywiście nie grzeszyli sprytem. :D Dobrze, że mieli taką wyrozumiałą matkę! 

Spodobało mi się zakończenie. Było takie… słodko-gorzkie. Z jednej strony wprawiło coś w ruch, ale z drugiej nie dało jeszcze wolności. 

Klikam i pozdrawiam! :) 

Hej, 

bardzo ciekawy pomysł na opowiadanie. Do tego całość jest naprawdę ładnie napisana, z dużą dbałością o obrazowość i klimat, co sprawia, że czyta się z przyjemnością.

Jeśli chodzi o niedopowiedzenia – generalnie mi one nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie, lubię, kiedy coś zostaje między wierszami, o ile można się czegoś sensownie domyślić. Tutaj chyba nie do końca mi się to udało. Inni byli syrenami? Wabią tylko dziewczyny o imieniu Marianne? A może to tylko był zbieg okoliczności? 

W jej żyłach krążyła sól.

 Ładne to, choć Marianne powinna sie zdecydowanie przebadać. :D 

 

Nie pozostawała jednak żadna wątpliwość – musiała być czerwona niczym krew.

Czerwona niczym krew, to trochę oklepane porównanie. 

Miętowa farba obłaziła z kadłuba

Odłaziła? Odchodziła? 

Gdy ryby dobrze brały, reszta życia sama się jakoś układała

W jednym zdaniu opisałaś prostą wioskę. Super. 

Cała scena wyglądała komicznie.

Wydaje mi się to niepotrzebne. Trochę wybija z rytmu. 

 

Fajnie, że chcesz trochę jeszcze trochę w tych „Rybakach” podłubać. Ta historia na pewno ma potencjał i jestem ciekawa co Ci z tego wyjdzie. :) 

Serdecznie pozdrawiam 

Hej, miło mi, że tu wpadłeś! :)

 

Co do mgły. W moim wyobrażeniu rozciąga się wszędzie poza drogą i latarniami. Otacza wszystko dookoła, jakby celowo ukrywała resztę świata, zostawiając jedynie drogę jako cichą wskazówkę, gdzie iść dalej. Hm, szkoda, że nie udało mi się tego lepiej nakreślić.

 

Drugie opowiadanie znajdziesz w poczekalni. Ostrzegam, że to monstrum :D

Reszta opowiadań kisi się na dysku i tak sobie powoli w nich dłubię… może jeszcze w tym tysiącleciu doczekają się wersji godnej publikacji.

 

Dzięki za miłe słowo i pozdrawiam serdecznie!

Dzięki za wyjaśnienie tytułu. Choć teraz z chęcią poczytałabym o pszenicznych wróżkach, które wcale nie muszą być dobrym duszkami. Wręcz przeciwnie! Mordercze pszeniczne wróżki polujące na młynarzy za to, że porywają ich ukochane ziarna, miażdżąc je bez litości w potwornych żarnach. :D Każdy tytuł może być przewrotny. Myślę, że bez „Lebensraum” i tak czytelnicy zrozumieliby motyw zbóż i co się za nim kryje, a dodatkowo właśnie dodałoby to elementu zaskoczenia. Ale rozumiem, że chciałeś nas ostrzec, że tematyka będzie trudna i już się nie czepiam! 

 

BTW, nie wiem czy zauważyłeś, ale gawron Ci odfrunął  ze zdjęcia profilowego! :O

Hej,

 

Na początek, kilka zdań można jeszcze odrobinę doszlifować.

 

Vincenzo opróżnił pęcherz, mocząc spodnie.

Opróżnianie pęcherza, brzmi mi jak zdanie z podręcznika do biologii. :D

Może lepiej: Na spodniach Vincenzo pojawiła się mokra plama.

 

Przez tę twoją mądrość jesteś teraz bezdomny i mieszkasz pod mostem w dziurawym namiocie.

Bycie bezdomnym a mieszkanie pod mostem, brzmi trochę jak powtórzenie.

Może lepiej skrócić: Przez tę twoją mądrość mieszkasz teraz pod mostem w dziurawym namiocie.

 

To ona ci tak podpowiedziała, żeby pożyczać kasę od najgorszego gangusa w mieście?

 

Przesadnie uprzejmy pracownik korporacji podsuwał mu pod nos kolejne dokumenty, jakby grał rolę w teatrzyku uprzejmości.

Przesadnie miły pracownik?

 

Malcolm Kingston staje na środku sceny niczym primabalerina, jak gwiazda rocka tuż przed bisem.

Troche dużo tych porównań. I primabalerina gryzie mi się z gwiazdą rocka. Widzę Malcolma w tutu, baletkach i z gitarą w ręce :D

W dalszej części masz „Show must go on”, możesz już tutaj do tego nawiązać i napisać np:

Malcolm Kingston staje na środku sceny, niczym Freddie Mercury na Wembley.

 

… płynnie cofa się tyłem.

Tutaj mamy nadmiar znaczeniowy. „Cofa się” z definicji oznacza poruszanie się do tyłu, więc dodawanie „tyłem” jest zbędne. Zresztą chyba nie ma kogoś, kto nie zna moonwalka. Myślę, że nie musisz tego tłumaczyć i możesz śmiało skrócić. Np.

Malcolm zaczął sunąć tyłem po scenie jak Michael Jackson.

 

Malcolm pokazuje ją dwoma palcami, jakby strzelał z rewolwerów.

Chyba lepiej by brzmiało „celuje w nią”.

 

Pewnie już jarał się kolejnym wypalaniem.

Może lepiej ekscytował/podniecał?

 

Bardzo ciekawy pomysł na opowiadanie! Udało ci się sprawić, że poczułam się jak na widowni tego szalonego programu. Szkoda, że nie pokazałeś co dokładnie stało się z Patrycją po wypalaniu. Byłam bardzo ciekawa jak dokładnie zareaguje na „pierwszą dawkę”. Prosta informacja, że odpadła, a jej mózg zamienił się w skwierczącą jajecznicę, wydało mi się trochę zbyt skrótowe. Postać Malcolma była trochę przerysowana, ale zdecydowanie zapada w pamięć.

Zakończenia się nie spodziewałam. Myślałam, że zrobisz inny piruet. Mianowicie, że Vincenzo wygra, a mafiozo go zabije i okradnie. :D

Moim skromnym zdaniem, opowiadanie zasługuje na znalezienie się w bibliotece, więc lecę do klikarni :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Hej, 

ładnie wyprowadziłeś nas w pole. ;) 

Opowiadania o wojnie z reguły są trudne. Kiedy dodatkowo głównymi bohaterami są dzieci, uderza to podwójnie. Mimo trudnej tematyki, czytało się naprawdę dobrze!

Świetny pomysł, żeby uprawy zmieniały się adekwatnie do zmiany miejsca akcji. To sprawiało, że te przejścia były bardzo płynne. Wtrącanie obcych słów, również dodawało klimatu. 

Mam pytanie, co do tytułu. A właściwie tylko do jego części, bo „Dzieci zbóż” jest piękne. Dlaczego Lebensraum? W sensie, dlaczego po niemiecku? Toż to zwykłe siedlisko. :D Chyba, że idziemy tutaj bardziej w politykę i historię, wtedy skojarzenia są już mniej fajne. 

I takie drobnostki rzuciły mi się w oko: 

 

Źeńka nerwowo obgryza brudne pazury

 

A nie lepiej paznokcie? Pazury brzmią bardzo… zwierzęco. 

 

Kłęby nad strzechami nic jej nie mówią, ale coś pierwotnego w duszyczce dziewczynki bardzo się ich boi. 

 

Tutaj czegoś brakuje. Może:

Kłęby nad strzechami nic jej nie mówią, ale coś pierwotnego w duszyczce dziewczynki podpowiada, że powinna się ich bać.

 

Lecę do Hydeparku, żeby kliknąć! 

Pozdrawiam :) 

Hej! 

Twoje opowiadanie było lekkie i wciągnęło mnie od pierwszych zdań.

Szczególnie spodobała mi się scena z Muzą, która odwiedza sąsiada. To zabawny akcent, który świetnie przełamuje stereotypy o natchnieniu jako domenie tylko „wielkich artystów”. Malarze pokojowi też potrzebują inspiracji! :D

Jeśli chodzi o zakończenie, miałam nadzieję na coś bardziej zaskakującego. Czułam, że Muza może zainspirować bohatera do czegoś bardziej nieoczywistego i może nawet zupełnie niezwiązanego z konkursem. Historia skończyła się… poprawnie, ale mam wrażenie, że stać ją było na więcej.

Mimo to opowiadanie miało swój urok i było warte przeczytania! :)

 

Dwa drobiazgi, które rzuciły mi się w oko:

 

Ale że była to piękna kobieta, to nie czułem się zagrożony.

Machnęła ręką na pożegnanie

 

Serdecznie pozdrawiam!

Hej, obietnica z przedmowy spełniona! Szort był lekki, przyjemny i pełen uroku. :)

Jedyna drobnostka, którą bym może zasugerowała, to zamiana „wpuść mnie” na „otwórz”, bo pajabczłek chyba wcale nie chciał wejść do środka, tylko się przywitać, a potem od razu pobiegł do ogrodu. Ale to naprawdę szczegół – historia bardzo udana!

Serdecznie pozdrawiam :) 

Hej, bardzo pomysłowe i naszpikowane emocjami opowiadanie. Trochę kojarzy mi się z motywem porażenia wojną, gdy człowiek po tylu strasznych przeżyciach staje się obojętny na wszystko. I wcale nie potrzeba do tego żadnego opętania.

 

Jedyne do czego bym się przyczepiła to:

 

Witamy w grze “Priorytety”! 

Jesteś w grze “Priorytety”,

Wypuszczę, jeśli zagramy w grę.

Zagrać w grę, przecież mówiłem.

Zagramy w “Priorytety”, tak jak mówiłem.

 

Wpadliśmy tutaj w jakąś pętlę. Wiem, że to miało obrazować absurdalną sytuacja i tak dalej, ale miałam ochotę po prostu wyrwać ten głośnik ze ściany i krzyknąć: Dobra, już wiemy, zaczynamy grę! :D

 

Poza tym, świetny pomysł z przerywnikiem odliczającym minutę! Już nabyłam tajemne uprawnienia do klikania, więc klikam i pozdrawiam :)

Hej, 

No dobra, o łóżkowych perypetiach Ziemianki z kosmitą jeszcze nie czytałam! Przypuszczam, że gdyby zamiast związkopeuty, terapię prowadził terrapeuta, Gracja czułaby się bardziej zrozumiana. :D 

Wyszło oryginalnie i zabawnie, ale chyba jestem tu za krótko, żeby wyłowić konkretne „często powtarzające się błędy”, które chciałaś wykorzystać. :)

 

Kiedy okazało się, że na moim ciele pojawiły się polipy, ANT bardzo się ucieszył. Był tak szczęśliwy, że zostanie ojcem

Padłam. :D 

Ale wstałam i pozdrawiam! 

Hej Bruce, 

przyzwyczaiłaś nas do zupełnie innych historii. Głownie z happy endem :) Ale fajnie, że szukasz też inspiracji w bardziej makabrycznych klimatach, bo zdecydowanie Ci to wychodzi! Twoje opowiadanie, zwłaszcza działania Karola, przemawiało do wyobraźni. Od razu miałam skojarzenia z Sweeney Toddem i upiorną historią o pasztecikach. Ciarki! 

 

Pozdrawiam! :) 

Hej Hesket,

 

o, ble ryby! :D

Stworzyłeś dużo ładnych i poetyckich opisów natury. I jeszcze więcej obrzydliwych, typowych dla horroru. Opowieść wciąga – rozwija się leniwie. Zakończenie trochę pędzi, ale ogólnie opowiadanie zostawia dobre wrażenie. :)

 

Kilka drobnostek rzuciło mi się w oko:

 – A ty nie? – Najwyraźniej Peter traktował sprawę poważnie. – Wszystkim chłopakom podobał się jej biust.

Tutaj nie rozumiem tego wtrącenia. Chyba naturalniej brzmiałoby:

 – A ty nie? – obruszył się Peter. – Wszystkim chłopakom podobał się jej biust.

 

Zaświecił światło.

Może lepiej włączył światło?  

 

Sytuacja przypominała stare horrory, które oglądał w tajemnicy przed rodzicami, kiedy z okazji szesnastych urodzin dostał mały, czarno-biały telewizor.

Wydaje mi się, że w wieku 16 lat już nie trzeba się zbytnio kryć przed rodzicami :D

 

 Nie świeć światła… – Frankie zastanawiał się leżąc w łóżku.  

Tutaj też bym zmieniła na nie zapalaj/ nie włączaj światła.

 

W ciemności panującej dokoła, niczym wycięta z nieprzeniknionej czerni, wciągała w siebie otaczającą roślinność.

Hm… nie bardzo rozumiem drugiej części tego zdania i nie umiem sobie tego wyobrazić. Tak jakby coś ją porastało? Albo ciągnęła za sobą wodorosty?

 

Serdecznie pozdrawiam! :)

Hej Holly,

nic nie sprzedawałam, przysięgam! Jestem zbyt sentymentalna, żeby wystawić stare ciuchy na Vinted, a co dopiero sprzedać duszę! :D

Kiedyś trochę grałam w RPG, więc chyba przy okazji ćwiczyłam pisanie. Opowiadania to jednak zupełnie inny poziom, bo nagle brakuje tej drugiej osoby, która pomaga pchać fabułę do przodu. I I szczerze, myślałam, że to łatwiejsze.

 

Witaj Reg,

ślicznie dziękuję za komentarz i łapankę! Na Twoje oko zawsze można liczyć!

Szkoda, że zakończenie nie zagrało tak, jak powinno. Kończył mi się limit znaków, a chciałam wszystkich ukatrupić. :D W przyszłości będę próbowała lepiej ogarnąć proporcje – żeby starczyło miejsca i na początek, i na koniec.

Biorę się za poprawki i pozdrawiam! :)

 

Hej HollyHell91,

 

dziękuję za wizytę i wskazanie baboli! Ech, niezależnie jak długo by się grzebało w tekście i tak zawsze coś przeoczę. Aż boję się czytać go ponownie :D

 

Czyli co, on ich znał, a oni go nie?

Yyy… Dlatego, że nie zwraca się per „Pan”? Komisarz jest już starym wygą na emeryturze, a ta dwójka to jakieś młodziaki. Uznałam, że nie będzie bawić w uprzejmości :D

 

Nie ma dachu w domu?

Hehe. Dobuduje sufit.

 

Ciągle wyobrażałam ją sobie ze skrzyżowanymi rękami, a po chwili ona znowu je skrzyżowała… Da się?

Kurczę, chyba faktycznie za dużo tych skrzyżowań.

 

chcesz zapolować na potwora?

a nie na ducha

 

Podczas oględzin miejsca zbrodni Ewa przyznała, że nie mógł tego dokonać duch. Od tej pory polują na coś „grubszego”. :D

 

po czym bez wahania wyciągnął policyjną legitymację.

A nie odznakę?

Hmm… Odznaka kojarzy mi się za bardzo z amerykańskimi gliniarzami. Skoro akcja dzieje się w poczciwej Polsce w latach 90, postawiłam na równie poczciwą legitymację.

 

A co robił wtedy duch Tadeusza?

Oberwał magiczną kulką, która go na chwilę zamroczyła. :D

 

Byłam zachwycona opowiadaniem, dopóki nie zaczęły wyskakiwać stwory z książek ;p

Kurde :D Trochę się obawiałam, że wyskakujące książki z półek okażą się bardziej groteskowe niż straszne. Pewnie powinnam zostawić to w formie niedopowiedzenia i może bardziej skupić się na samych stworach. To mój pierwszy horror i dopiero uczę się straszyć. Może następnym razem wyjdzie lepiej! :D

 

Dziękuję Ci za wskazówki i miłe słowa, bardzo to doceniam. Dla kogoś, kto dopiero zaczyna i nieśmiało dzieli się swoimi pierwszymi tekstami, taki komentarz naprawdę dodaje energii i motywacji do dalszej pracy. heart

 

Serdecznie pozdrawiam!

Hej,

trafiłam tu, próbując rozgryźć, co łączy „amebę” z „tygrysem” (tak, wiem, sama jestem amebą, która najwyraźniej miewa problemy z czytaniem…). I od razu zostałam pochłonięta przez tę historię. Fantastyki może nie jest tu za wiele, ale za to panuje tu niezwykły, tajemniczy klimat, a wszystko to napisane świetnym językiem. :)

 

Patrzył Andrzej na drzewa i czuł, że kiedyś ich korzenie połamią mu kości. Że tu go pochowają, na obcej ziemi. Gdzie nikt jego imienia nie wymawia jak trzeba, gdzie zawsze każdy pierwej spojrzy mu na ręce, zanim poda prawicę.

Świetny fragment. Trafnie uchwyciłaś myśli osoby żyjącej z dala od ojczyzny.

 

Pozdrawiam serdecznie! :)

Hej,

jak to z poezją bywa – nie wiem, czy wszystko zrozumiałam, ale jeden wers szczególnie przykuł moją uwagę.

wzrost rośliny nie zawsze jest zapowiedzią owocu

Bardzo trafne i przygnębiające. Niestety nie zawsze wyjdzie z nas coś zjadliwego…  Ale głowa do góry. Może czasem chodzi o to, by być stokrotką, a nie jabłonką – i po prostu dawać kwiaty :)

 

Życzę dużo weny i pozdrawiam!  

Hej, piękna ta Twoja Australia. Zdecydowanie wyczuwam tutaj fantastykę, bo jest zbyt idealna. A gdzie komary, kleszcze, pająki? Ktoś tu ładnie nagiął rzeczywistość :D

 

Mały stolik, który daje nadzieję, że kiedyś powstanie przy nim książka.

Trzymam kciuki!

 

Pozdrawiam :)

Hej, 

na samej górze brakuje adnotacji, że ten tekst powinno się czytać po ósmej. (Ekhm, After Eight.)

Po tym niezręcznym wstępie, suchym, jak listko zwiędłej mięty, chciałam tylko napisać, że to bardzo ciekawy szort. Zdecydowanie przemawia do kubków smakowych :) 

 

Pozdrawiam!

Hej,

świetnie napisane opowiadanie, ale przyznam, że przeorałeś mnie trochę emocjonalnie… Rzeźnie i krwawe jatki to jedno, ale wątek gwałtów to zupełnie inna sprawa. I chociaż dałeś nam coś na wzór „szczęśliwego zakończenia”, to jest ono bardzo gorzkie. Historia Lei jest poruszająca i pewnie zostanie w mojej głowie na długo.

Są jednak i sceny, gdzie się uśmiechnęłam. Zwłaszcza ta:

Ivar nie odpowiedział. Zamiast tego wydobył z wnętrza pulchnego ciała kolejną ukrytą zaletę, o której istnieniu nie miał pojęcia.

Odwagę.

 

Pozdrawiam serdecznie i powodzenia w konkursie! :)

Hej,

wciągające i klimatyczne opowiadanie. Obraz załogi pokrytej tajemniczymi kwiatami jest jednocześnie fascynujący i niepokojący. Tak jakby piękno splatało się z czymś mrocznym. Kojarzy mi się trochę z klimatem „The Last of Us”, choć kwiaty nadają temu o wiele bardziej poetycki (i mniej obrzydliwy!) charakter niż grzyby. :D

Scena z terenówkami rozjeżdżającymi roślinność to bardzo wymowny obraz naszej cywilizacji. Nie zdążyli dobrze postawić stopy na nowej planecie, a już zaczynają ją dewastować.

 

Jedyne do czego bym się przyczepiła to:

Załoga „Asimova14” liczyła jedenaście osób. Aktualnie jedna, z powodów zdrowotnych, była umieszczona w kapsule leczniczej. Mężczyzna poważnie struł się jedzeniem, na które okazało się, że był uczulony.

Wydaje mi się, że przygotowując się do takiej misji, każdy naukowiec byłby przebadany od stóp do głów, by zapobiec takiej ewentualności. Może bardziej wiarygodne byłoby, gdyby doszło do jakiegoś niespodziewanego wypadku i naukowiec się zranił?

 

Okolica trochę pociemniała a po kilkunastu sekundach chmura opadła i zarodniki dostały się do płuc obserwatorów.

To ostatnie zdanie zdradza nam, że zdarzy się coś niedobrego. Zostawiłabym je na później, dla większego efektu. :D Przykładowo, jeden z naukowców kasłających krwią w windzie mógłby wypluć zarodnik, ujawniając tym samym, że musiały dostać się do ich płuc.

 

To, rzecz jasna, tylko mój punkt widzenia, a kierunek, w jakim poprowadzisz fabułę, zależy wyłącznie od Ciebie. Może jednak moje przemyślenia okażą się choć odrobinę inspirujące. :)

 

Powodzenia w pisaniu książki i pozdrawiam!

Hej,

napisałeś bardzo ciekawą przygodówkę. Jest tutaj wciągająca akcja, dziwny świat i sporo humoru. Reklama Gilbreda Szarej Łapy na „granacie” sprawiła, że parsknęłam śmiechem. Dobrałeś też bardzo pasujące imiona dla Żab, takie gulgoczące :)

Ale żeby nie było, że tylko chwalę! Przecież komentarze mają być pożyteczne, a nie wazeliniarskie.

To kilka zdań, które gdzieś mi tam zgrzytnęły, albo znalazłam jakąś drobną literówkę.  Może uznasz te uwagi za przydatne :)

 

Przycupnął przy ścianie i nasłuchiwał i oświetlił snopem światła z latarki szczura w zbroi, u którego stóp leżała pika.

 

Rafał spanikował i zaczął wbiec w dół, ledwo wymykając się strażnikom.

.. i zaczął biec w dół? … i wbiegł w odnogę jaskini?

 

Z pluskiem wpadł w zimną wodę, głęboko pod powierzchnię.

wpadł do zimnej wody.

 

Popłynął w jego kierunki

 

W jego głowie usłyszał jakby cichy szept:

 

– Chodź z nami, wyschniesz sobie. Szlom niestety sprzedany. – Tutaj zarechotał. – I to korzystnie! Ale suszona ważka się znajdzie.

 

Wypływamy za dwa rechotania.

Heh, fajne to :D

 

Po swojej stronie zatoki zauważył pomost, przy którym cumowało kilka łodzi, oraz budynek z nierównymi, kamiennymi ścianami, w którym paliło się światło.

Wplątało się powtórzenie „którym” i trochę brzmi jakby budynek też cumował przy pomoście. Może lepiej rozdzielić na dwa osobne zdania?

 

– Mówiłem, że jakiś podejrzany – mruknął ten bywalec, który posądzał Rafała o bycie żabą.

Tutaj bym zostawiła wersję „mruknął ten” lub „mruknął bywalec”.

 

– A kostur? – jęknął Rafał, widząc daremność swjego wysiłku.

 

Poczuł, jak znowu nachodzi go gęsta, dusząca gła.

 

Wskazał palcem na stragan.

 

Ktoś odchrząknął przy nim głośno. Rafał spojrzał prosto w oczy zbrojnego szczurołaka, który powiedział z uznaniem: – Pragnę pochwalić postawę. Pokażcie kwit za opłatę świetlną, to wam damy pisemne wyrazy uznania, zaniesiecie do swojej fabryki. Widać nawet nie-szczury czasem bywają uczciwe.

 Dialog od nowej linii.

 

Strażnik zmrużył oczy. – To macie od niego delegację?

Tutaj też od nowej linii.

 

Plecy lekko zgięte… – tutaj szturchnął Rafała –

 

Chłopak poczuł lęk, poczuł drżenie rąk.

 

Serdecznie pozdrawiam! :) 

 

Edit – Chyba niektóre rzeczy wyłapała już Bruce! :D 

Witaj Bruce,

ślicznie Ci dziękuję za łapankę! Ale ty masz dobre oko! Niestety im dłuższy tekst, tym więcej udaje mi się natrzaskać w nim błędów. Zabieram się za poprawianie.

 

W materiałach o zakonie często przewijało się jedno zdanie. Może to jakieś ich motto. Miałam gdzieś tu w notatkach… O! Maldrien porta, aeon’quessa. Animar celin qui in verbo salvenari est. – piszesz o jednym zdaniu, a tu są dwa – to celowe?

Jaki podstawowy błąd! W ogóle tego nie zauważyłam.

 

Wzywa się egzorcystę na umowie-zleceniu? – czemu część nagrania nie jest kursywą?

Tę część poprawiałam bezpośrednio na portalu. Może tu jakiś technologiczny chochlik usunął kursywę?

 

„Windigo” ma czasem rodzaj męski, a czasem nijaki:

Ach… tak powinien być rodzaj nijaki. Jednak jakoś brzmi mi to nienaturalnie i podczas pisania wkradał mi się rodzaj męski. Już poprawiam :)

 

Bardzo się cieszę, że Ci się spodobało. Już zaczynałam w ten tekst wątpić… Sprawiłaś, że mój dzień stał się lepszy, dziękuję :) 

Hej, 

przyznam, że nie czytałam pierwotnej wersji sprzed „liftingu”, ale nie wygląda mi na to, że coś popsułeś :) 

Ciekawie opowiedziałeś tę bajkę po swojemu. Przyjemna choć mroczna lektura. 

Pozdrawiam! 

Hej, 

„Diablicą” postawiłeś sobie bardzo wysoko poprzeczkę :) Oba opowiadania są świetnie napisane i z ciekawymi pomysłami. Fabularnie chyba trochę jednak bardziej wciągnęła mnie „Diablica”, z kolei bohaterowie wydają mi się barwniejsi w „Alternatywce”.  

Pozdrawiam i powodzenia! 

Hej, 

chyba częściej muszę się zapuszczać w głębiny poczekalni, bo można tu znaleźć prawdziwe perełki. Lubię taki głupkowaty humor :) Przyznam, że każdego patataja nie przeczytałam. 

Kurczę, gdybym mogła, to bym kliknęła, żeby się już dłużej tu nie kurzyło. Napewno ktoś też tu jeszcze trafi i się skusi na klika. :D 

Pozdrawiam i patatajam dalej! 

Hej, 

Twoje opowiadanie ma sporo niepokojących  i wstrząsających scen, a wcale nie leje się tutaj krew. Kiedy przeczytałam o „lodowym imperium” matki głównego bohatera, coś czułam, że znajdziemy jakiegoś trupa w zamrażalniku. :D 

Bardzo udany, klimatyczny tekst. 

Powodzenia w konkursie i pozdrawiam:) 

Hej Bruce, 

też pamiętam te burze w 2008 roku. Moje miasteczko straciło wtedy wiele pięknych, starych drzew :( 

Bardzo lubię opowiadania o małych miejscowościach i ich tajemnicach. Podobało mi się jak powoli wprowadzałaś coraz więcej elementów grozy. Najpierw te nekrologi, plotki, potem ten pamiętnik… wszystko to bardzo wciągało!

Osobiście jeszcze później bym odkryła w jakim stanie znaleziono zmarłych na polanie. Obraz ludzi z sercami i ustami przebitymi dębowymi gałęziami jest bardzo mocny :O 

Miałaś też ciekawy pomysł z cofaniem się w czasie, żeby pokazać tragiczną historię Doroty. Zupełnie mnie to zaskoczyło. Myślałam, że to będzie historia małżeństwa w nawiedzonej okolicy, a tu miła niespodzianka, bo otrzymaliśmy legendę pełną słowiańskiego klimatu. 

 

Jedno zdanie mnie zatrzymało:

 

Spojrzałam w dół i zaczęłam pojmować, że za mną wznosi się Kalnas Dorotka, ale i ja, stojąc u jej podnóża, spoglądam w dół na odległe ulice, domy i sklepy, ponieważ znajduję się również na potężnej górze.

Musiałam je przeczytać dwa razy, bo zgubiłam orientację w terenie. :) I pojawiło nam się jeszcze powtórzenie „spoglądania w dół”. 

 

Powodzenia w konkursie i pozdrawiam :) 

Hej, 

widzę, że znowu czarujesz słowami :) Napisałaś piękną wizytówkę Nowej Fantastyki. 

Serdecznie pozdrawiam! 

Hej, 

przeniosłaś mnie tym opowiadaniem do czasów szkolnych. Zrobiło się wesoło, ale i jakoś tak melancholijnie :) 

Przyznam, że po niewinnym początku, nie spodziewałam takiego rozwoju akcji! Twoje opowiadanie jest bardzo uniwersalne. Wystarczy zamienić skrzaty na jakieś państwo totalitarne i luźne fantastyczne opowiadanie o szkole, staje się tekstem o prawdziwym konflikcie zbrojnym.  Pod przykrywką absurdalnej inwazji skrzatów przemyciłaś sporo filozoficznych rozważań. Bardzo mi się to podobało! 

 

Sorka od filozofii spróbowała wyrazić oburzenie. 

Tutaj zjadło Ci „P”. :)

Inna drobnostka, która mnie zastanawia to dialog z klipsami na nosie (nie jestem w tym temacie żadnym znawcą, to raczej odczucia szarej czytelniczki). Wydaje mi się, że brzmi bardziej jakby mieli coś w buzi, niż zatkane nosy. Spółgłoski „r” i „c” możemy spokojnie wymówić z klamerką na nosie, choć faktycznie brzmią one na nieco… spłaszczone. Hm, trudno to zapisać i niestety nie mam tutaj żadnej podpowiedzi. Pozostawiam to więc tylko do przemyślenia. :) 

 

Podsumowując, bardzo udane opowiadanie, w którym humor przeplata się z głębszym przesłaniem. Gdybym mogła, kliknęłabym do biblioteki, ale nie mam jeszcze tych tajemnych mocy :D 

Serdecznie pozdrawiam! 

Cześć,

przyznam, że przeczytałam Twoje opowiadanie do końca dopiero za drugim podejściem. Pierwszy raz zajrzałam tutaj tuż po premierze, ale dość szybko stwierdziłam, że ten abstrakcyjny świat, to chyba nie jest lektura dla mnie…

Wróciłam, bo czytam właśnie wszystkie teksty zgłoszone na konkurs. Tym razem postanowiłam się przygotować – żadnego czytania w biegu na telefonie. Zamiast tego: laptop, dark mode i byłam gotowa do jazdy :)

Kiedy trochę lepiej poznałam bohaterów, jazda okazała się szalona, obrzydliwa i wciągająca. Masz niesamowitą wyobraźnię, za którą czasami nie nadążałam. Końcówka z rewolwerkami bardzo mnie zasmuciła. Nigdy nie myślałam, że to napiszę, ale nie będę w przyszłości czytać opowiadań, gdzie ginie pies i rewolwerątko!

Podsumowując, choć to opowiadanie zupełnie „nie w moim typie”, to było bardzo ciekawe i cieszę się, że jednak do niego wróciłam!

 

Pozdrawiam serdecznie :)

A tak mi się podobała ta stalowa obręcz! Przekombinowane? Usuwam.

Stalowa obręcz była jak najbardziej w porządku, pisałem tylko, że “zacisnęło mu się na szyi” to bardziej naturalna konstrukcja niż “zacisnęło się na jego szyi”. To drugie brałem zawsze za anglicyzm składniowy, ale może to też germanizm

Moje niedopatrzenie! Już poprawiam.

 

Dozorca zawieszony przez moment w powietrzu runął w dół

Może raczej coś typu: zawisł na moment w powietrzu, po czym…

Tu od początku coś mi nie grało, ale nic lepszego nie wpadło mi do głowy. Twoja propozycja jest super! Dzięki.

Tu miałem jeszcze dopisać, że bardzo obszerną dyskusję o frazie “runąć w dół” mieliśmy pod tekstem https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/32395.

Z ciekawością przeczytałam Waszą dyskusję i zmienię tę frazę. Nie spodziewałam się, że jest taka… kontrowersyjna :D Jednak, wyobrażając sobie całą tę scenę, jedyna droga podczas spadania wiodła w dół, więc faktycznie może to być odebrane jako masło maślane.

 

Wydawało mi się, że jego historia jest potrzebna, żeby uzasadnić, skąd się wziął, dlaczego akurat ten trzydziestoletni cykl i cała reszta. Czy bez tego nie byłby jakiś taki… płaski? Ot, jakiś „duch”, który wyskakuje zza regału i robi zamieszanie.

To na pewno jest znaczący argument. Być może problem nie leży w samym wprowadzeniu głębszej przeszłości, lecz w jakimś szczególe tego, w jaki sposób ją wprowadzasz – ale to nie interpunkcja, z którą mogę rozprawić się dosyć obiektywnie, warto więc poczekać na opinie kolejnych, może bardziej doświadczonych czytelników.

Tak, oczywiście! I tak wielkie dzięki za zwrócenie na to uwagi. Na pewno przyda mi się na przyszłość.

 

Wszystko znika, jakby wraz z odejściem Tadeusza ktoś nagle odłączył zasilanie. Ewa, Leszek i sam Tadeusz zostają uwięzieni w powieści – zakładam, że na zawsze.

Wcześniej pojawiało się tam zdanie, które to sugerowało, ale usunęłam je ze względu na limit znaków.

Rzecz w tym, że na moje wyczucie to nie jest domyślne założenie i bardzo trudno będzie je podeprzeć jednym zdaniem tak, żeby czytelnik uznał je za niezaprzeczalnie wynikające z konstrukcji świata. Możliwe, że prędzej będzie to odebrane jako zanęta na sequel, który mógłby wyjaśnić, w jaki sposób wydostaną się jednak z wnętrza powieści.

Trafny punkt. Zmieniłam już nieco zakończenie, choć przypuszczam, że może teraz wyglądać jak… naprędce załatane. Z drugiej strony „otwarte” zakończenia zawsze mnie korcą i lubię niektóre rzeczy jedynie zasugerować oraz pozostawić do wyobraźni czytelnika. Oczywiście nie mają sensu, gdy nie tłumaczą kompletnie niczego :D Będę pracować nad znaleziemiem złotego środka.

 

Bardziej boję się jednak, że przemycam germanizmy.

Aber richtig, das ist ein gut Grund zum Furcht. Coś tam niemieckiego liznąłem, ale niestety jak dotąd nie tyle, żeby wychwytywać germanizmy składniowe czy frazeologiczne, może oprócz najbardziej rażących. Skądinąd może Cię zaciekawić, że interpunkcja polska jest w dużej mierze wzorowana na niemieckiej – co może sprawić, że będzie Ci dość łatwo stosować ją w miarę dobrze, ale znacznie trudniej opanować te rzadsze reguły, którymi się jednak różni.

O, to teraz mała poprawka z mojej strony :) Furcht jest rodzaju żeńskiego, więc poprawnie to zdanie brzmi: Aber richtig, das ist ein guter Grund zur Furcht.

Ogólnie żadna ze mnie germanistka i też robię błędy. A rodzajniki to horror! 

Nie wiedziałam, że polska interpunkcja jest wzorowana na niemieckiej. Muszę o tym więcej poczytać.

 

Jeszcze raz dzięki za Twój czas i klika! Pozdrawiam :)

Jestem i działam dalej!

 

Zanim odpiął sprzączkę, usłyszał za sobą zachrypnięty głos.

– Proszę się od niej odsunąć, panie komisarzu.

Szczerze mówiąc, jak na doświadczonego policjanta dał się podejść nieprawdopodobnie łatwo. Nawet ja wiem, że jeżeli widzę związaną osobę, której nie grozi natychmiastowe niebezpieczeństwo, to warto ją najpierw okrążyć po obwodzie kontaktu wzrokowego…

Rozumiem. Rozumiem ten zarzut. Potrzebowałam sceny, która da Dunajewskiemu przestrzeń na spokojne wyjaśnienia. Nie chciałam, by od razu mierzyli do siebie z broni lub doszło do szarpaniny (zostawiłam ją na później). Może… załóżmy, że komisarz miał gorszy dzień? :D Jednak na przyszłość będę pamiętać, żeby nie iść łatwą drogą i lepiej dbać o realizm.

 

– Ona nie jest prawdziwa – zaczął Dunajewski. – Wymyśliłem ją.

– Przestańcie. Przestańcie oboje. – Jeziorny cofnął się pół kroku.

Kto jest w tym miejscu postacią mówiącą, bo chyba nie Jeziorny?

Tak, Jeziorny. Dunajewski opowiada mu, że Ewa jest bohaterką jego powieści, z kolei dziewczyna to potwierdza skinieniem. Komisarz niedowierza, cofa się i każe im się… przymknąć, by zebrać myśli.

 

czyjeś ramię zacisnęło się na jego szyi jak stalowa obręcz.

Lepiej: zacisnęło mu się na szyi.

 A tak mi się podobała ta stalowa obręcz! Przekombinowane? Usuwam.

 

które wirowały w powietrzu niczym tysiące ćm.

Jest taki dowcip – góralski gospodarz rozmawia z turystą:

– Zabiłem wczoraj pięć ćmów.

– Ciem?

– A kapciem.

Wstyd. Poprawiam.

 

Dozorca zawieszony przez moment w powietrzu runął w dół

Może raczej coś typu: zawisł na moment w powietrzu, po czym…

Tu od początku coś mi nie grało, ale nic lepszego nie wpadło mi do głowy. Twoja propozycja jest super! Dzięki.

 

które prowizorycznie zaryglowali regałem.

Zastawili, zablokowali, owszem, ale użycia regału jako rygla nie potrafię sobie wyobrazić.

Racja. Błąd logiczny. Do poprawki!

 

wydobywał się biały oddech

Może coś w rodzaju “przy każdym wydechu ziała biała para”?

Tak! Zdecydowanie lepiej do brzmi.

 

gdy na półpiętrze dostrzegli Shelobę

Ona w polskich wydaniach nie była przez “sz”?

Zrobiłam tu niezamierzony fikołek językowy. Wzięłam Shelob i dodałam „a”, jakbym chciała ją spolszczyć.  Swoją drogą ciekawe, Sheloba stała się Szelobą, ale Bagginsowie nie zostali przechrzczeni na Torbińskich. W Niemczech Szeloba to Kankr, a Bilbo Baggins otrzymał nazwisko Beutlin. I jak tu nie zwariować? :D

 

Dałem męża, dzieci, nawet, kurwa, jamnika!

Jamnik nie bardzo może być stręczycielem

Parsknęłam. 

Jak to było? Przecinek może uratować życie? 

„Rozstrzelać, nie wolno puścić!”

„Rozstrzelać nie wolno, puścić!”

 

Próbowałam to tłumaczyć, ale nie jest to łacina. Brzmi jak zlepek fikcyjnych języków z literatury.

Jeżeli się nie mylę, możliwe, że oprócz łaciny trochę pobrzmiewa quenyą, ale lata międzywojenne to na nią tak jakby za wcześnie

Faktycznie kompletnie zignorowałam fakt, że nie zgadza się tutaj czas! :O

 

Chwilę później kobieta siedziała skrępowana w kantorku, a w jej żyłach krążył środek odurzający.

Nie bardzo rozumiem, co tu się stało – może warto to było pokazać – nie wiem, jak Dunajewski, ale były policjant miałby chyba jakieś zastrzeżenia natury prawno-moralnej, starałby się raczej porozmawiać i wyjaśnić sytuację, może ułożyć jakieś zręczne kłamstwo.

Szczerze? Tekst jest już tak ciasny, że zabrakło mi tutaj znaków na rozmowę… Zastanawiałam się na usunięciu jej całkowicie, ale wtedy padłyby zastrzeżenia, że zbyt łatwo dostali się do biblioteki. Niech pozostanie związana. Jeziorny zawsze naginał reguły. Moralne pewnie też. 

 

Uniósł rewolwer i w serii szybkich ruchów opróżnił magazynek z magiczną amunicją.

Nie bardzo rozumiem tę “serię szybkich ruchów”.

Myślałam tutaj o szybkim naciskaniu na spust. Może zamienię po prostu na: Uniósł rewolwer i w serii strzałów opróżnił magazynek z magiczną amunicją.

 

Bez wahania rzucił się naprzód, wpychając go do otwartej bramy i znikając z nim w ognistej otchłani piekieł Dantego.

A dlaczego nagle piekieł Dantego? Wydaje mi się, że nic wcześniej jasno nie wskazywało, iż bramy mają się otwierać właśnie do świata Boskiej komedii, wypowiedzi w nieznanym języku mogą sugerować też mnóstwo innych uniwersów, a jeśli były jakieś inne tropy, to całkiem je przeoczyłem.

 

Moja wina! Byłam przekonana, że zapisałam tytuł książki, którą Downar rzucił pod nogi komisarzowi, ale wygląda na to, że zrobiłam to tylko w głowie. Zakładałam, że każda powieść otwiera bramę do własnego, odrębnego świata.

 

Akcja w bibliotece w środkowej części tekstu trochę mi się dłużyła.

Chyba próbowałam upchnąć zbyt wiele potworów naraz, przez co ta część mogła się dłużyć… Ale jest ich cała masa i trudno wybrać tylko garstkę. Muszę się nauczyć lepszej selekcji.

 

Odniesienia do głębszej przeszłości (konspiracja profesora Rau, babka Jeziornego) komplikują zrozumienie historii, a raczej niewiele do niej wnoszą.

Zastanawiam się, czy problem leży w mało atrakcyjnej formie, w jakiej to przedstawiłam, czy przeszłości ogólnie? Wydawało mi się, że jego historia jest potrzebna, żeby uzasadnić, skąd się wziął, dlaczego akurat ten trzydziestoletni cykl i cała reszta. Czy bez tego nie byłby jakiś taki… płaski? Ot, jakiś „duch”, który wyskakuje zza regału i robi zamieszanie.

 

Zakończenie bardzo mało satysfakcjonujące: komisarz poświęca się jakoś nagle, bez rozterek i bez dobrego powodu (nie wynika jasno z tekstu, czemu nie mógł Tadeusza w tę bramę po prostu wepchnąć

Jeziorny musiał zginąć. Ach, ta dramaturgia. Ale rzeczywiście, sposób, w jaki to przedstawiłam, nie do końca do niego pasuje. On nigdy nie był typem superbohatera. Zastanawiam się, czy drobna zmiana, w której to Tadeusz pociąga go za sobą w chwili upadku, choć trochę ratuje zakończenie?

 

nie wiadomo, co się stało z pozostałymi potworami i czy współpracownicy przeżyli. a wreszcie (przede wszystkim?) nie zostaje zamknięty wątek Ewy.

Wszystko znika, jakby wraz z odejściem Tadeusza ktoś nagle odłączył zasilanie. Ewa, Leszek i sam Tadeusz zostają uwięzieni w powieści – zakładam, że na zawsze.

Wcześniej pojawiało się tam zdanie, które to sugerowało, ale usunęłam je ze względu na limit znaków.  Uznałam, że nagłe zakończenie przez wciągnięcie w portal będzie ciekawsze. Najwyraźniej się pomyliłam. Jak tylko skończę poprawki, zobaczę, ile mam jeszcze miejsca i postaram się dopisać coś, co lepiej domknie całość.

 

10 punktów dla Gryfindoru! :D

Chyba się nie zdziwisz, jeśli powiem, że zawsze do mnie bardziej przemawiał Ravenclaw.

Pozdrowienia z Hufflepuff! Z moim roztargnieniem pasowałabym tam idealnie.

 

Nie, żeby mnie to usprawiedliwiało, ale na co dzień nie mówię po polsku i niestety czasami po prostu już mieszam…

Może i nie usprawiedliwia, ale tu muszę pochwalić, jak na kogoś niemówiącego na co dzień po polsku to piszesz naprawdę bardzo dobrze! I wybrałaś sobie miłe miejsce na utrzymywanie kontaktu z polszczyzną. Nie widzę też rażących anglicyzmów – chyba że posługujesz się zwykle jakimś innym językiem, którego nie znam wcale lub za słabo, żeby dostrzec na przykład kalkę frazeologiczną?

Trudno dziś uciec od wpływu angielszczyzny, więc jakaś kalka z angielskiego pewnie też się czasem przemknie. Bardziej boję się jednak, że przemycam germanizmy.

 

Tak czy inaczej, ciekawie opowiedziana historia, z pewnością widać potencjał, po poprawie błędów chętnie polecę ją do Biblioteki.

Bardzo dziękuję, że mimo potknięć chcesz polecić moje opowiadanie do biblioteki! 

I jeszcze raz dzięki za pomoc! Niech Ci Bóg w wenie wynagrodzi. 

 

Pozdrawiam serdecznie :) 

 

 

Hej, dotarłam! :) 

 

Zacznę od końca, bo nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam. 

Roman udzielał wywiadu? Jeśli rzeczywiście całe życie poświęcił na tropienie i niszczenie miejsc eksperymentów, to czy nie bał się, że zdradzi zbyt wiele? A może właśnie dlatego, w ostatniej części, dowiadujemy się, że jego opowieść się nie klei, bo celowo próbował wprowadzić reporterkę (albo badaczkę) w błąd?

Bardzo mi się podobało! Przyjemnie się to czytało, mimo tych wszystkich macek, robactwa i scen z samookaleczeniem… :) Śmierć Anuszki była mocna i choć spodziewałam, że nie przygotowałeś dla niej szczęśliwego zakończenia, to i tak była dla mnie zaskoczeniem. Doceniam też humorystyczne akcenty – kilka razy naprawdę się uśmiechnęłam. Super robota!

 

Gratuluję piórka i życzę powodzenia!

Pozdrawiam :) 

MichaelBullfinch, dziękuję za miły komentarz i cieszę się, że Ci się podobało!

Tak, trochę bezczelnie zataiłam, co stało się z Tadeuszem po przebiciu mieczem. Wszystko po to by nie psuć niespodzianki.

czego nie domknęłaś, to ja sobie domknąłem w wyobraźni

Też lubię, gdy muszę się sama czegoś domyślić, dlatego (może zbyt) często zostawiam niektóre wątki otwarte. Cieszę się, że to Cię nie zraziło!

Szkoda, że nie mogę jeszcze klikać, bo z pewnością bym to zrobił. 

Też jeszcze nie mogę, piątka! :D

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

 

Witaj Ślimaku Zagłady!

Nie, jeszcze nie komentowałeś. Za bardzo nie ma czego, bo to dopiero mój drugi tekst tutaj. :D

Tym bardziej, witam w mych skromnych, „świeżynkowych” progach i… WOW. Dziękuję, że poświęciłeś tyle czasu, żeby pokazać mi wszystkie usterki. Powinieneś wystawić mi fakturę za włożoną w to pracę! Miło, że piszesz: „dramatu nie ma”, ale jestem trochę przerażona ilością rzeczy do poprawy. Widać, że tekst kompletnie nie miał czasu „odleżeć”. Gdyby nie goniący termin, może późniejsza łapanka pomogłaby usunąć, choćby ten konkurs rzutów, nieszczęsnego „Pana” i inne literówki…

Biorę się za poprawianie! Postaram się odnieść do wszystkich kwestii dot. fabuły. O regułach interpunkcyjnych i ortograficznych nie ma co dyskutować :D

 

Komisarz rozsiadł się za mahoniowym biurkiem pokrytym plamami po kawie

Sugerujesz dość kunsztowne wykończenie mieszkania – on się na pensji policjanta tak dorobił? Może powinienem wziąć to za wskazówkę, że przyjmował łapówki, która odpali gdzieś w dalszej części fabuły?

Myślałam o mahoniowym kolorze, ale faktycznie to zdanie wprowadza w błąd. Nie jest to jednak nic ważnego, co warto by było zachować, więc usuwam.

 

– Jeziorny! – dobiegło z głębi sali.

Raczej małą literą (tu jest pewna kontrowersja, chyba nawet wśród językoznawców, ale komentarz odnosi się bezpośrednio do wypowiedzi i zaczyna czasownikiem).

Długo szukałam informacji, jak powinno to prawidłowo wyglądać. Znalazłam wzmiankę, że najlepiej nie zapisywać w ten sposób wcale, bo kwestię wypowiada jeden bohater, a słyszy ją inny i nie powinno się tego mieszać w jednej linijce. Mimo to postanowiłam to zostawić, bo wydaje mi się, że podkreśla to poczucie zatłoczonej sali, w której gdzieś z oddali przebija się czyiś głos. Ale oczywiście zmienię na małą literkę, bo tego też nie byłam pewna.

 

Mieszał się z wyraźnym i ostrym zapachem ziół, ale komisarz nie potrafił go zdefiniować.

Raczej “zidentyfikować”, zapachów się nie definiuje.

Poprawię, ale z bólem serca. Zdefiniować, to takie piękne słowo.

 

Janek, już spisał większość zeznań.

Nie stawiamy przecinka między grupą podmiotu a orzeczenia!

Na moją obronę, akurat ten przecinek to się tam ustawił kompletnie przez przypadek. :O

 

Leszek oparł się ciężko o blat biurka z lekkim uśmiechem.

To celowe?

Dopiero teraz widzę, jak kiepsko to zdanie wygląda. Pokombinuję.

 

– Legendy Indian Ameryki Północnej

O, czyżby wendigo nadciągał?

10 punktów dla Gryfindoru! :D

 

– Pani… – urwał, błysnąwszy nieprzygotowaniem.

Niejasne sformułowanie.

Racja. Skoro urwał i nie zna jej danych osobowych, to logiczne, że nie był przygotowany do tej rozmowy. Usunę!

 

odkrył zwłoki krótko po ósmej.

To nie jest odkrycie naukowe, lepiej “znalazł”, chyba że fizycznie odkrył, odwinął jakąś płachtę.

Tak, nietrafione określenie.

 

Dla, jakiej gazety piszesz?

Bez przecinka.

Ten przecinek też się tu ustawił bez mojej wiedzy! Sabotaż!

 

wskazując podbródkiem bibliotekarza stojącego w kolejce.

Chyba bardziej naturalny szyk: stojącego w kolejce bibliotekarza.

Fakt, zdarza mi się coś poprzestawiać. Nie, żeby mnie to usprawiedliwiało, ale na co dzień nie mówię po polsku i niestety czasami po prostu już mieszam…

 

Choć starał się poruszać bezszelestnie, jego kroki odbijały się echem od kamiennej posadzki.

Niejasne – jak dźwięk powstaje na posadzce, to echo raczej odbija się od ścian i sufitu.

Racja. Podaruję sobie tę „kamienną posadzkę”. Ej, niedługo przez to usuwanie będę miała mnóstwo wolnych znaków, by jeszcze bardziej przekombinować fabułę! :D

 

Nad ich głowami coś masywnego huknęło na podłogę.

Kompletnie niejasne wyrażenie. “Spadło na podłogę wyższego piętra”, o ten sens chodzi?

Tak. Tadeusz wraz z komisarzem znajdują się na drugim piętrze, a nad ich głowami (na trzecim piętrze) coś spadło na podłogę. Nie chciałam używać słowa „piętro”, więc kombinowałam z „głowami” i „podłogą”. Popracuję nad tym zdaniem.  

 

Snop latarki przecinał ciemność, omiatając ściany migotliwym światłem. Pchnął powoli drzwi do działu fantastyki

Ten snop latarki pchnął drzwi? Ja nie mówię, że fotony nie wywierają ciśnienia, ale…

A może to magiczna latarka? Dobra… zmieniam!

 

Dziewczyna siedziała na ziemi z rękoma przywiązanymi nad głową do bibliotecznej drabiny.

Wolałbym formę “rękami”, stara liczba mnoga (a właściwie podwójna) “rękoma” lepiej pasuje do zastosowań abstrakcyjnych, typu “robić coś własnymi rękoma”. Poza tym mam kłopot z wizualizacją tej sceny. Spójrzmy: jeśli siedzi na ziemi, a ręce ma przywiązane nad głową, to mogłaby po prostu wstać, skręcając tors i zginając łokcie, żeby próbować się uwolnić pod kontrolą wzroku, nawet rozwiązać supeł (czy tam odpiąć sprzączkę) zębami. Mogę sobie dopowiadać na różne sposoby, jak ona byłaby skrępowana, żeby to miało więcej sensu, ale w tekście tego nie ma.

Widać, że nie mam wprawy w związywaniu ludzi. I w pisaniu :) Ewa musiałaby w takim razie siedzieć i mieć do tego jeszcze związane nogi (tylko problem w tym, że Dunajewski nie ma dwóch pasków od spodni) albo po prostu stać. Postawię ją! Dzięki, że zwróciłeś na to uwagę.

 

I tym sposobem nie dotarłam jeszcze nawet do połowy, ale zegary niedługo wybiją godzinę duchów, więc uciekam. Także…

 

To be continued…

Uwaga spoilery! :D 

 

chętnie bym więcej poczytał o Ewie, która wylazła z książki

Aaaa… no tak Ewa znika. Niestety musiała. Chciałam was niecnie zmylić, że to ona za wszystkim stoi, tymczasem została zatrzaśnięta w powieści Dantego. Na pocieszenie wraca jako szept z książki :D 

Ale może kiedyś wrócę do tej postaci. Też ją polubiłam :) 

 

Tak sobie tylko piszę, co mi się wydaje :O

Jeśli miałeś odczucie, że wszystkiego jest za dużo, to fajnie, że się tym podzieliłeś. Zbieram każdy feedback! :) 

GalicyjskiZakapiorze,

dziękuję Ci za komentarz i że przebrnąłeś przez te 50 tys. znaków, choć fabuła Cię nie wciągnęła :).

Bardzo się cieszę, że językowo było ok. Pokornie przyjmuję zarzut odnośnie do fabuły. Kierowałam się tym, co napisał Bruno, że widownia chce igrzysk i chleba. Przesadziłam i napiekłam go za dużo? Jeśli ktoś się przejadł, to przepraszam!

Przyznam, że historia mi rosła jak drożdżowe ciasto (że tak sobie zostaniemy w tematyce kulinarnej, hehe) i limit nie pozwolił mi na rozwinięcie wszystkiego.

Pewnie największy zarzut co do niezamkniętych wątków dotyczy babki Jeziornego. Przyznaję, że zabrakło dla niej znaków. Nie mogłam jej jednak całkowicie usunąć. Komisarz, który bez jakiegoś prywatnego impulsu i rodzinnej tajemnicy pomaga Ewie w „śledztwie” wydawał mi się jeszcze mniej wiarygodny niż Windigo wyskakujące z książki :D.

 

Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za komentarz, bo dałeś mi na pewno dużo do myślenia. Może następnym razem wyjdzie lepiej. Będę próbować! :D

 

Pozdrawiam serdecznie i Tobie też życzę powodzenia w konkursie (jeszcze zabrakło mi czasu, żeby przeczytać Diablicę, ale na pewno zajrzę!).

Hej, 

bardzo udany szort!

Przeczytałam zarówno Twój wcześniejszy tekst, jak i tę kontynuację. Aż szkoda, że nie będzie dwunastego pokolenia. :) 

Pozdrawiam! 

Hej! 

Przyciągnął mnie tu przewrotny tytuł :) 

Masz bardzo przyjemny styl pisania! Stopniowo podkręcana atmosfera grozy sprawiła, że w pewnym momencie sama zaczęłam się zastanawiać, czy w domu naprawdę grasują duchy, czy to tylko omamy Anny. Szczęśliwe zakończenie mnie zaskoczyło. Liczyłam na więcej grozy i że zamkniesz Piotra w tej piwnicy :D 

Pozdrawiam! 

Hej! Świetne i bardzo zabawne opowiadanie – aż chciałoby się więcej! :)  Chętnie dowiedziałabym się, co dokładnie wydarzyło się w ciągu tych dwóch tygodni, skoro to Karolinie, a nie Krzysztofowi, należał się tytuł prawdziwego diabła. Skoro jednak było tam podobno zbyt drastycznie, może rzeczywiście lepiej zostawić to wyobraźni czytelników. :) 

 

Pozdrawiam! 

Hej! 

Po pierwsze, bardzo Ci dziękuję przywołanie starej traumy. Otrząsnęłam się już lata temu z obrazków w „Oszukaj przeznaczenie”, a tu znowu strach wejść do parku rozrywki. :D 

Trochę rozumiem przedmówców w komentarzach, że bohaterowie szybko zaakceptowali swój los. Może jakaś nieudana próba ucieczki dodałaby historii więcej realizmu, a przy okazji przetrzebiła nieco grupę? ( Ale wiem, limit jest brutalny! Jeśli miałeś już tyle pomysłów na mordercze atrakcje, to pewnie zabrakło znaków. 

Z drugiej strony jasne jest, że nie chciałeś stworzyć lunaparkowej wersji „Prison Break”. Taka bierna akceptacja absurdalnych zasad i znieczulenie bohaterów (najgorsze dla mnie było pozostawienie samego sobie trzyletniego chłopca) to też w zasadzie element grozy – budzi frustrację i nieprzyjemne mrowienie. Czyli to co od horroru chcemy :) 

 

Jest akcja, ciekawe atrakcje i twisty, których się nie spodziewałam. Końcówkę uwielbiam! 

Pozdrawiam :) 

Nowa Fantastyka