Profil użytkownika

:) 


komentarze: 314, w dziale opowiadań: 238, opowiadania: 140

Ostatnie sto komentarzy

Hej, 

naprawdę popuściłeś wodze fantazji. :D W opowiadaniu pojawił się cały wachlarz zaskakujących elementów: mordercza hulajnoga, społeczeństwo, które temu przyklaskuje, ożywione samochody, krew, flaki, a na koniec jeszcze wątek romantyczny.

To bardzo nietypowe połączenie, które wyszło… dziwnie, ale jednocześnie na tyle intrygująco, że historia mnie wciągnęła.

Jedyne co mi się gryzło to fakt, że cały świat był oczarowany hulajłowcą, poza Anitą. Co takiego było w niej wyjątkowego, że jako jedyna widziała, że to, co wyprawia hulajnoga, nie ma nic wspólnego z superbohaterstwem?

 

Klikam i pozdrawiam! :)

Hej,

podobało mi się! Od samego początku historia trzymała w napięciu i byłam ciekawa, co takiego kryje się w tej dziwnej szafie. Końcówka była dla mnie kompletną abstrakcją. :D Boję się pająków, więc finał był podwójnie przerażający.

Zabawnie wykorzystałeś hasło konkursowe i na pewno nie spodziewałam się much smarowanych… musztardą. O.o

 

Okazało się, że trzeba używać troch więcej gazu.

dlatego postanowiłem się trochę rozglądnąć.

Może lepiej rozejrzeć? 

Klikam i pozdrawiam! :) 

Hej,

zabawny pomysł i bardzo przyjemna lektura, choć inspektor marnie skończył. Szkoda też wykorzystywanych wróżek… Że też nie założyły żadnych związków zawodowych? Powinien powałęsać się tam jakiś wróżbita z wąsami i zrobić porządek!

 

Przez zaparowane okiennice

Okiennice to te zewnętrzne osłony okien, zazwyczaj drewniane. Z tym zaparowaniem raczej nie pasuje… :D

 

Pozdrawiam! :) 

Super pomysł! ❤️

 

Mikołaj podszedł do sań i otworzył kokpit. Usiadł za sterami i uruchomił silniki – kometa, amorek, tancerz, pyszałek, błyskawiczny, fircyk, złośnik, profesor i Rudolf, najważniejszy w skomplikowanej maszynerii frachtowca. Mikołaj zamknął przesłonę hełmu i powiedział:

– W drogę wierni towarzysze, saniami przez galaktykę!

Spojrzał na Rudolfa, którego nos podejrzanie spuchł aż do czerwoności.

– Miałeś się ogarnąć, chociaż na Święta! – warknął Mikołaj.

– Ależ ja nic… Nigdzie… Z nikim… – bełkotał Rudolf.

– Jakie „nikim”, jakie „nikim”?! – oburzył się Pyszałek i stuknął kopytkiem, lekko się przy tym zataczając. – Teraz to się kolegów wstydzisz? – dodał i czknął. 

Mikołaj przewrócił oczami, próbując ocenić, czy poziom promili jego rozkołysanej kompanii nadal mieści się w dopuszczalnym limicie dla międzygwiezdnych lotów.

 

Mam nowe tropy! 

 

“Częstotliwość Zerowa” – Login1 chciał pisać o złocie w studni. Może zamiast złota wrzucił do niej brata głównego bohatera? 

“Czy osoba w bunkrze…” – jeśli to nie jest CezaryCezary, to chyba jakiś jego brat bliźniak. 

“Mapa do szczęścia“ – to chyba ktoś nowy na forum, bo nie znał “rytuału opierzenia”. Albo przyaktorzył. :D 

Hej,

lekko i zabawnie napisane. Nie czytałam opisów scen, żeby się nie spoilerować, przez co niespodziewana śmierć zahibernowanego człowieka faktycznie mnie zaskoczyła. :D

Sam pomysł na połączenie mapy skarbów i czegoś o książkach po zagładzie jest ciekawy. Zdecydowanie czułam klimat „Metro”. Jednak samo znalezienie książki jako najważniejszego skarbu było dość przewidywalne.

Klikam do biblioteki i pozdrawiam! :)

Hej,

marsjańska przygoda, ale po amerykańsku! Wyszedł z tego świetny, trochę filmowy klimat.

Pod koniec akcja trochę zwolniła, ale sam finał był udany. To, że MFBI, mimo wykonanego zadania, dostaje po łapach, bo ktoś nabył prawa do krateru, jest świetnym podsumowaniem biurokratyczno-korporacyjnego piekiełka, przed którym nie uchroni się nawet Mars. :D

 

Spóźniłam się z klikiem, więc daję takiego symbolicznego!

Hej,

tym zabawnym początkiem mnie zmyliłeś. Wyobrażając sobie szczury, które włochatymi łapkami stukają w klawiaturę, nastawiłam się na luźną, wesołą historyjkę. Zdziwiłam się, gdy zaczęło się robić coraz dziwniej i mroczniej.

Finał bardzo mi się podoba, bo przełamuje popularny schemat. Zwykle w apokaliptycznych opowieściach roboty buntują się, przejmują władzę albo chcą ludzi wyeliminować. U Ciebie nie przestają chcieć ich chronić i nadal realizują swoją dyrektywę, tylko rozumieją ją na nowy sposób.

A to, czy ich decyzja jest słuszna i moralna… to już pytanie, na które każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Ogólnie wyszła Ci świetna mieszanka: trochę bajki, trochę dystopii, trochę horroru.

Powodzenia w konkursie! :)

Klikam i pozdrawiam. 

Piękny mashup! :D 

Szukanie w nim nawiązań do własnego opowiadania sprawia mnóstwo frajdy! Podziwiam, że potrafiłaś to wszystko połączyć i to tak, żeby wyszło z sensem. 

Pozdrawiam ❤️

Hej,

opowiadanie na pewno należy do tych dziwniejszych. Mam wrażenie, że żeby w pełni zrozumieć, trzeba przeczytać je co najmniej dwa razy. Sama przy pierwszym podejściu nie skumałam… :D Po drobnych poprawkach, chyba łatwiej rozróżnić role Zjadaczy, Smakoszy oraz Schronienia Pokoju, którzy sprawują władzę w tym post apokaliptycznym świecie.

Na pewno plusem jest pomysł na wykorzystanie hasła konkursowego. Stepujący po szklanej podłodze, jako burzyciel dotychczasowego ładu, wypada bardzo ciekawie.

Postać pomarańczowego księcia jasno sugeruje, że mamy do czynienia z satyrą polityczną. Wypowiedzi bohatera są na tyle charakterystyczne i celne, że trudno pomylić go z kimkolwiek innym. :)

 

Pozdrawiam!

Aaa ok, to coś pokręciłam z tym zdaniem! 

Mój pojedynkowy szort jest jeszcze w rozsypce, ale dobrze wiedzieć, że mogę przekroczyć 300 słów :D  

To może jakoś wieczorem? 20/21? :) 

Bardzo dobre opowiadanie! 

Podobało mi się to nawiązanie „fruwającego towarzysza” do psa i kota. Często w trudnych czasach, jak już ludzie zwrócą się przeciw sobie, to zwierzęta pozostają jedynym przyjacielem człowieka. I chociaż narrator nie jest żadnym zwierzakiem, to nadanie mu takich cech, to bardzo oryginalny sposób pokazania duszy/bytu/sumienia, w zależności w co tam sobie wierzymy. 

Naprawdę wyszło super i nie dziwią mnie te wszystkie nominacje. Gdyby ich zabrakło, też oddałabym podwójnego klika. 

Jedna drobnostka:

Wtedy Jakub zrywał nić i zaczynaliśmy szaleńczy bieg. Byle dalej od prześladowcy. Oby trafił na tunel z pozostawionym śladem. 

Chyba zabrakło „nie” w zdaniu „Oby trafił na tunel z pozostawionym śladem?”. Kronos raczej nie miał zauważyć nici?

No, no, no Bardzie… Piszesz takie historie, grasz na lutni, malujesz bombki… Ej, zostaw może trochę weny i talentu dla reszty z nas, co? :D 

Serdecznie pozdrawiam! 

Anonim: Mapa do szczęścia

 

A przy okazji mam pytanko techniczne. :D

Zgłoszone może zostać każde opowiadanie bądź szort o długości do 80 tysięcy znaków według licznika strony opublikowane w okresie od pierwszego do ostatniego dnia miesiąca.

 

Czy “opowiadanie“ i “szort”  nie powinny być zapisane odwrotnie? Szort jest do 10 tysięcy znaków, a tu chyba chodzi o limit do 80 tysięcy znaków dla opowiadania. 

 

 

Poruszająca historia. Przydałoby się na początku jakieś ostrzeżenie, żeby nie zbliżać się do tego opowiadania bez chusteczek… To odwrócenie ról, w którym koszmary stają się bardziej ludzkie i stają się jedynymi przyjaciółmi dziewczynki, jest bardzo przygnębiające. 

Pomijając smutne losy dziecka, podobał mi się wątek fantastyczny. Umieszczenie akcji w przestrzeni snów i stworzenie bohaterów „z koszmarów”, gdzie na dodatek każdy ma swoją osobowość, to świetny pomysł!

I po prostu, to opowiadanie bardzo do mnie trafiło. Mimo że jest smutne i miejscami przytłaczające, cieszę się, że mogłam je przeczytać. :)

Klikam x2 i serdecznie pozdrawiam!

Hej ho!

Mam wrażenie, że to opowiadanie powinno być książką (czego Ci życzę!). Wydaje mi się, że miałeś w głowie bohaterów, plan wędrówki i intrygę na zakończenie, ale nagle okazało się, że tekst puchnie jak drożdżowe ciasto i musisz ciąć, żeby nie przekroczyć limitu znaków. Przez to nie mogłeś wycisnąć z tej historii tyle ile chciałeś, a ostatecznie trochę na tym ucierpiał klimat opowiadania, bo wszystko dzieje się bardzo szybko.

Technicznie, bardzo dobrze napisane. Nic mnie po drodze nie zatrzymywało i czytało się całkiem przyjemnie!

 

Serdecznie pozdrawiam! :)

Ach, tak, tak! Kojarzę! Ta informacja dotarła nawet w okolice kamienia, pod którym żyję :D Ale nie kojarzyłam, że to akurat w Dąbrowie Górniczej. Straszne rzeczy! :O 

Zwłaszcza gdyby ksiądz przybył z Dąbrowy Górniczej…

Holly… to było złeeee… haha! Uwielbiam heart

 

O! To jest jakieś drugie dno z tą Dąbrową Górniczą? Bo chyba nie zrozumiałam. :D 

O! Wiktor powrócił! Pamiętam, że pierwsze opowiadanie z tej serii bardzo mi się spodobało. Myślę, że osoby, które nie czytały historii o panu Kuśce, mogły początkowo czuć się nieco zagubione, ale tylko na chwilę, bo akcja szybko przeniosła się do Warszawy, miejsca, gdzie zaczyna się każdy upadek. :)

Całość wyszła zabawnie i pomysłowo, a przy tym nie zabrakło przewrotnej refleksji. Nawet niebo w tym świecie wydaje się niezorganizowane, a dla niektórych jest jak więzienie. 

Trochę gryzło mi się, że Klaudiusz, wiedząc o pościgu, zupełnie się nim nie przejmował i oddawał zabawie z barmanką–zakonnicą… Ale może nie mógł się jej oprzeć? A i grupa poszukiwawcza nie wydawała się zbytnio ogarnięta. :D 

Fajnie wyszło! 

Pozdrawiam :D 

Hej, 

najnudniejsza beta ever! Nie miałam się do czego przyczepić :D 

Pomysł osadzenia akcji w „misiowym” alternatywnym świecie, będącym odbiciem naszego, jest naprawdę znakomity! Wszystkie aluzje, takie jak Bearanciaga, czy misie wciągające proszek Cocolino, idealnie trafiały w moje poczucie humoru.

Jednocześnie pojawiają się sceny przerażające: zbiorowe samobójstwo, wydłubywanie oczu/wyrywanie guzików czy dziwaczne ludzkie lalki nadają temu światu elementy groteski i sprawiają, że wcale nie jest on tak milusi, jak mogłoby się wydawać.

Zazdroszczę wyobraźni! 

Klikam i pozdrawiam :) 

Tatuaż z kurzej krwi – wiem, ale nie powiem :D 

Wszystkie róże są wyjątkowe – to będzie jakaś babka! Obstawiam Holly albo Finklę :) 

Kraken bałtycki – MichałBronisław, tak myślałam. Kiedy eksplodował w bibliotece, uśmiechnęłam się, że miałam rację :D  

Ostatni atut Boskiego Troya – tu jeszcze się zastanawiam, ale widzę, że dużo osób stawia na Barda. 

Wszystko przez Krzycha – hmm… może Beeecki? 

 

Białko-M i Widokówka – tu nie mam pojęcia. Jeszcze zbieram dowody!

 

 

Hej,

bardzo dobre opowiadanie! Ponad trzydzieści tysięcy znaków, a pochłonęłam ten tekst błyskawicznie. Podobało mi się jak stopniowo odkrywasz małżeńskie sekrety i pokazujesz technologiczny postęp z wykorzystaniem AI. Końcówka bardzo mnie poruszyła, bo chociaż Anna była jedynie wizualizacją, to udało Ci się tak skonstruować tę postać, że wydawała się bardzo ludzka i zrobiło się mi jej żal.

Wyszła z tego emocjonalna historia, ale bez płaczliwości. Do tego jest świetnie przemyślany wątek fantastyczny. Anna, która mogła poruszać się jedynie we wnętrzu własnego mieszkania, bo wszystko poza nim było jeszcze niedokończone i stanowiło jedynie atrapę, od razu skojarzyła mi się z grami komputerowymi pozbawionymi „open world”. Tak jak gry z czasem się rozwinęły i dały nam ogromną swobodę eksploracji, tak pewnie Life Back (tu muszę przyznać, że sama nazwa nie brzmi zbyt spektakularnie… :D) wkrótce dopracuje projekt i stworzy wizualizacje przekraczające dotychczasowe ograniczenia. Może nawet tak realistyczne i tak szczegółowe, że zatrze się granica między światem wykreowanym a rzeczywistym.

Z jednej strony jest to przerażająca wizja, ale z drugiej myślę, że rodziny ogarnięte żałobą po stracie kogoś bliskiego ustawiałyby się w kolejkach, by brać udział w tym projekcie. Ludzie ogarnięci rozpaczą mogą się posunąć do wielu rzeczy. I właściwie to też tu pokazałeś, choć w ostatecznym rozrachunku nie jestem pewna, na ile chodziło o to, by dać córce namiastkę matki, a na ile jednak o pieniądze.

Tak czy inaczej, moim zdaniem wszło Ci to znakomicie. Też oddam tutaj swojego podwójnego klika :) 

Pozdrawiam serdecznie 

Jak świetnie się to czytało! Lekki styl, naturalne dialogi, wciągająca fabuła i ogólnie science fiction, które mnie absolutnie nie zmęczyło nawałem informacji. Końcówka gorzka, ale spodziewałam się, że mimo pójścia na współpracę ta historia nie skończy się dobrze.

Ludobójstwo w sercu Europy. Nic nowego, czytał dalej. 

Przerażająca wizja. 

Kotlet. Omlet. Kotlet. Omlet.

Piękny opis mijającego czasu. :D 

 

Jedyne do czego bym się przyczepiła to: 

– A co ja mam do tego?

– Właśnie nic. A w zasadzie tylko tyle, że przez ciebie informacja o tym miała trafić do mnie – mówiła Josie.

No właśnie. Trochę szkoda, że pod koniec Josie nam po prostu opowiada, co odkryła. Byłoby ciekawiej, gdyby próbowali ustalić to wspólnie, uciekając przed tajemniczymi agentami, w tle wybuchy i tak dalej. :D

Ale i tak bardzo mi się podobało. Nie mam pojęcia, kto kryje się za tym opowiadaniem, ale jestem fanką! :) 

Klikam do biblioteki i serdecznie pozdrawiam!

Hej,

w kwestii wykonania jest sporo do poprawy. Brakuje przecinków, a zapis dialogów trochę utrudnia czytanie tekstu. Kursywą zapisuje się zazwyczaj myśli, nie wypowiedzi. 

 

Zwróciłam też uwagę na kilka szczegółów:

 

„Sam ruszył w kierunku szerokiego okna…”

Mamy więc przed oczami Sama, jednego bohatera. A kilka linijek dalej pojawia się liczba mnoga:

„Może tym razem poszczęści im się bardziej.”

Brakuje mi wcześniejszej informacji, że jednak Sam nie wędrował sam.

 

„…szkolny autobus wpasowany w stojącą na rogu skrzyżowania latarnię”

Nie bardzo rozumiem w tym zdaniu znaczenia słowa „wpasowany”. W sensie… autobus skasował tę latarnię?

 

Brakuje mi też informacji, w jakim wieku jest dziewczynka. Z jednej strony wyrasta z ubrań, ale z drugiej zabija z zimną krwią ludzi, potrafi przenieść dorosłego mężczyznę do samochodu i jeszcze nim kierować. :D

 

Całość jest dość poszatkowana, przez co sprawia wrażenie niedokończonej.

Ale! Bohaterowie zapadają w pamięć i jest tu jakiś pomysł. Spróbuj go rozwinąć. Bardzo lubię klimaty postapo, więc z chęcią poczytałabym więcej. :)

 

Serdecznie pozdrawiam!

 

Hej, bardzo udany pomysł i fajna forma opowiadania. Chociaż nie powiem, że lektura była łatwa. Na początku byłam przekonana, że części z pamiętnika i te o poszukiwaczu bursztynu dzieli wiele lat. Dopiero pod koniec sobie poskładałam te linie czasową w całość. 

Ciekawe aluzje alternatywnego świata do naszego, np. Upadli Słowianie ze wschodu. :) 

Widzę, że wyłapali Ci różne nieścisłości, typu „rum u Słowian” czy samo „szukanie drogi do Szwecji”. Ja w sumie tego nawet nie zauważyłam. Chyba kompletnie zignorowałam historyczne detale i skupiłam się tylko na samej opowieści. :D 

Klikam i pozdrawiam! 

 

Wow, myślałam, że do piórka trochę zabraknie, a tutaj taka niespodzianka.

Dziękuję! I gratuluję nominowanym! I Zygfrydowi piórka!

HollyHell91, Bruce, Beeecki, Pusia – ślicznie dziękuję za Wasze nominacje!

I oczywiście jeszcze podziękowania dla wspaniałych betujących (Ambush, GalicyjskiZakapior, HollyHell91) za Wasze uwagi i łapankę!  

I ogólnie wszystkim użytkownikom. Fajnie tu z Wami być. Czytać, pisać i uczyć się wciąż czegoś nowego. A kiedy przy okazji zostaje się tak wyróżnionym, to już jest czyste szaleństwo. 

Bruce, ale z Ciebie kreatywna machina! Ja jeszcze nawet nie mam pomysłu na tekst, a Ty już serwujesz opowiadanie! :D

Klimat jest mroczny, dziwny, absurdalny, a rozpadające zwłoki odrażające. Choć nie znam się za bardzo na Bizarro i Weird fiction, wydaje mi się, że ta historia idealnie pasuje do tego gatunku.

Podoba mi się, jak z niewinnej opowieści o niepozornej rodzince i szukaniu bombek choinkowych przeszłaś do takiego zaskakującego zakończenia. Wyszło naprawdę świetnie!

 

Powodzenia w konkursie!

Klikam do biblioteki i pozdrawiam :)

Hej, uroczo niepoważne opowiadanie. :D

Korzystasz ze sprawdzonych schematów, ale z przymrużeniem oka, więc chociaż ma się wrażenie, że już się to gdzieś czytało, to i tak opowieść sprawia mnóstwo frajdy. 

Kilka drobnostek (portal coś mi strajkuje i nie mogę  oznaczyć cytatów, ale chyba się połapiesz :D) 

 

– To moja mapa! -odparował facet w prochowcu.

Zeżarło spację 

 

– No, to umowa stoi. – równocześnie wyciągnęliśmy do niego ręce.

 

Chwilę pomedytował, a potem poszedł wzdłuż ściany, licząc kroki, potem zatrzymał się, odmierzył cztery łokcie od podłogi i z zadowoloną miną poklepał mur.

 

 – Co?! – Smukłe dłonie elfki zaczęły nerwowy taniec, a to obłapiając piersi, to znów sunąc po biodrach, by po chwili opaść na pośladki. – Ale jak?!

Haha. Klasyka. :D 

 

Po prostu zebraliśmy się i poszli do jaskini.

 

– Krzych! Co ty robisz do cholery? – warknąłem .

A tu nadprogramowa spacja. 

 

– Wilgoć. – wyjaśnił elf, uśmiechając się z zakłopotaniem.

Bez kropki. 

 

– Jak gówno na łopatę. – potwierdził elf.

Bez kropki. 

Dałeś się nabrać jak gówno na łopatę? Muszę zapamiętać :D 

 

I w tytule raczej tez bez kropki. 

Lecę kliknąć i pozdrawiam! :) 

 

 

Hej,

bardzo ładnie napisany szort. Może fabularnie nie dzieje się zbyt wiele, ale powoli budujesz napięcie. Zwykły spacer w górach stopniowo zamienia się w koszmar, którego tajemnicy ostatecznie nie odkrywamy. I chyba to właśnie niewyjaśnione zakończenie nadaje tekstowi niepokojący klimat.

 

Kliknęłabym, ale chyba już nie potrzebujesz. :) 

Baśniowe, smutne, a jednak z wieloma wesołymi akcentami. Niczego mi tutaj nie brakowało. Przyznam, że nie pamiętam już dokładnie historii Małego Księcia, ale podczas lektury tego opowiadania wiele szczegółów nagle do mnie wróciło. Była to więc dla mnie nie tylko podróż z asteroidy na asteroidę, ale także nostalgiczna wyprawa w przeszłość, którą bardzo przyjemnie się czytało.

Dobijam do Biblioteki!

Pozdrawiam :)

 

Hej,

bardzo mi się podobało. Zwłaszcza początek, pełen plastycznych opisów, który wprowadził w nastrojowy klimat opowiadania. Ciekawe podejście do wybranych haseł, gdzie w zasadzie „pożarcie” wcale nie jest „pożarciem”, no i sama „mapa” ma niespotykaną formę.

Powodzenia w konkursie!

Klikam i pozdrawiam :)

Witaj Verus, 

chociaż jesteś na „nie”, to napisałaś bardzo motywujący komentarz, za który bardzo dziękuję. :) Przyznam, że pisanie zakończeń jest dla mnie najtrudniejsze. Będę nad tym pracować.

Jeszcze raz dziękuję za konstruktywne uwagi i trzymanie kciuków za kolejne opowiadania. Pozdrawiam serdecznie! :)

 

Ave, Cezarze!

owa “miłość” sprawia wrażenie (nie obraź się!) lekko patologicznej.

Heh :D Trochę się obawiałam, że tak to wyjdzie. Sama opisałam tę miłość jako chorobę (Wilszy starł posokę z pyska i podążył na północ, gdzie człowieka, wrotyczu i choroby duszy, co to ją miłością zwą, mniej.). Pozwolę sobie powtórzyć to co napisałam kilka komentarzy wyżej:

Mimo swojego sprytnego planu nadal była zwykłą dziewczyną ze wsi. To jedyne miejsce, jakie znała. Jej dom. Sama powiedziała, że to „we wsi jest ich miejsce”. Stąd też ta cała tragedia, bo chciała jednocześnie „mieć ciastko i zjeść ciastko”, czyli zostać częścią gromady ale i być z Gustawem.

I ja wiem, że najłatwiej byłoby rzucić te wieś w diabły. :D Ale dla niektórych iść z nieznane wydaje się bardziej przerażające niż jakiś potwor.

Cieszę się jednak, że ogólnie opowiadanie zrobiło dobre wrażenie! Dziękuję za Twój komentarz :)

 

Powinieneś używać gifów w głosowaniach! :D

 

 

Witaj lyumi,

Ech, chyba nie umiem pisać zakończeń… :D Może faktycznie zbyt łatwo wyobraziłam sobie magiczną moc ziółek i potwora, którego można było prowadzać na łańcuchu jak potulnego pieska.

Zależało mi na pokazaniu, że czasem prawdziwym zagrożeniem nie jest potwór, lecz człowiek. Wilszy też miał być bohaterem tego opowiadania. Poraniony, otumaniony, więziony, tyle razy skrzywdzony… Stracił już wolę walki, a nawet może sam bał się Marylki? Dopiero widząc ją płaczącą w deszczu i bez magicznego wrotyczu, odważył się ruszyć do ataku.

Chyba słabo to pokazałam, stąd może zakończenie traci na wiarygodności.

 

W kwestii drabiny – nie wyobrażałam jej sobie jako bardzo długiej. Kiedyś chatki były dość niskie, więc zakładałam, że drabina leżała gdzieś przy chacie. A o chatkę dbał, bo miał nadzieję, że kiedyś do niej wróci. Faktycznie, mogłam to pokazać bardziej szczegółowo, żeby czytelnik lepiej to sobie wyobraził.

Co do Witka – tu celowo chciałam trochę zmylić czytelnika. Sam Gustaw uwierzył, że chłopak pobiegł pewnie do sołtysa, tymczasem on zwrócił się do Marylki. Myślałam, że wyjaśni to ta część:

Nie rozumiała, co bełkotał Witek, kiedy wpadł roztrzęsiony do jej chaty. Krzyczał coś o Gustawie i szaleństwie

Witek naprawdę myślał, że to Gustaw zwariował i trzyma tam potwora. A że Marylka od dawna uchodziła w wiosce za osobę, która potrafi Gustawowi „przemówić do rozumu”, zwrócił się właśnie do niej o pomoc.

Nie, on poleciał po dziewczynę i z dziewczyną wrócił do chatki zielarki, chyba, żeby ich tam potwór pożarł.

Potwór był w klatce, więc teoretycznie nie stanowił zagrożenia. Ale wiadomo, jak to się skończyło. :D

 

Ale cieszę się, że ogólnie Cię wciągnęło! :) Może następnym razem wyjdzie mi lepsza koncówka. 

Dziękuję za wizytę i pozdrawiam! 

Hej,

wracam z „merytorycznym komentarzem”, żeby móc kliknąć do biblioteki.

Jak już pisałam podczas bety, momentami dialogi brzmią bardzo podniosło. Może przez to czasem tracą na naturalności, ale w kontekście świata przedstawionego taki styl ma swoje uzasadnienie i nie jest przerysowany. Oddaje baśniowy i legendarny klimat dalekiego Wschodu.

Ogółem, napisałxś wciągające, nastrojowe opowiadanie! Zakończenie może nie zaskakuje, ale jest wzruszające i idealnie pasuje do głównego bohatera. Właśnie dlatego jest wiarygodne i spójne z całą historią.

Podobało mi się też dbanie o szczegóły. Przykładowo w opisie Geumhyeol: czerwony bluszcz, woda w kolorze wina itd. To miejsce wydaje się stworzone dla ludzi, którzy mają hopla na punkcie krwi i wszystkich jej odcieni! :D

 

Lecę kliknąć i pozdrawiam!

Witaj Ślimaku!

Jasne, rozumiem, dlaczego uważasz, że temu opowiadaniu trochę brakuje do piórka. Sama nominacja jest dla mnie już ogromnym zaszczytem! :) 

 

zawierał stosunkowo mniej fantastyki, niż na to zwykle tutaj liczę

Masz rację, fantastyka w tym opowiadaniu jest raczej w tle. Jednak bez polowania na potwora, magicznych ziół i mrocznego lasu, w którym nie wiadomo, co naprawdę się kryje, trudno byłoby osiągnąć ponury, tajemniczy klimat, który chciałam stworzyć. 

 

Przyznam jednak, że po jakimś czasie główne wątki zostały mi w głowie dużo dokładniej, niż się tego spodziewałem, a takie zapadanie w pamięć stanowi ważne kryterium oceny tekstu.

O! Ogromnie się cieszę! Tym razem zależało mi, by nie przesadzić z ilością wątków. Chciałam stworzyć prostą historię z tragicznym zakończeniem, która pokazuje, do czego ktoś może być zdolny z miłości.

 

Pod tym kątem skojarzenie z Chłopami było dla mnie oczywiste, z Romeem i Julią pewnie mniej

Bałam się, że jeśli zbyt wyraźnie ukażę nawiązania do Romea i Julii, łatwo będzie się domyślić, że zaplanowałam dla kochanków tragiczne zakończenie. :D

 

Tekst wydaje mi się napisany w dużej mierze tak, żeby czytelnik współczuł Marylce.

I tak i nie. Niezależnie od tego, jak wiele złego ją spotkało, była morderczynią. Pokazując jej przeszłość w końcówce, nie chciałam wybielać Marylki, lecz raczej sprowokować czytelnika do własnego osądu – czy jej trudna przeszłość wystarczy, by ją zrozumieć i jej współczuć?

 

Mam także wątpliwości co do wilszego: nie wierzę, żeby była w stanie tak długo ukrywać przed wszystkimi potężnego potwora zdolnego poradzić sobie w walce z niedźwiedziem, wymagałby ogromnych ilości jedzenia, którego nie miałaby skąd wziąć.

Tak, pewnie wyobraziłam sobie to przetrzymywanie potwora nieco łatwiej, niż wyglądałoby to w rzeczywistości. :D Wspomniałam, że w klatce znajdowały się kości różnych zwierząt, głównie królików, więc Marylka trochę go dokarmiała, choć faktycznie mogło to być zbyt mało.

Zdarza się, że ktoś pisze tak świadomie, żeby zaznaczyć gwarową wymowę, ale zasadniczo to błąd ortograficzny, pisze się “bydlę”.

O, poprawię!

 

Zdarzało się też dawniej, że księża wiejscy nadawali na chrzcie nietypowe imiona dzieciom nieślubnym, żeby się zawsze wyróżniały ze społeczności, pomyślałem więc tutaj, że takie podkreślenie izolacji mogłoby mieć umocowanie w tym paskudnym zwyczaju.

Również o tym czytałam. Patrząc na fantazję ówczesnych księży, którzy potrafili nadawać imiona w stylu Judasza czy Patapiusza, Gustaw wypada całkiem normalnie. Chciałam, by imię głównego bohatera nieco się wyróżniało na tle Jędrków i Jacków, ale też po prostu mi się spodobało i pasowało do tragicznie zakochanego myśliwego. :D 

 

Dziękuję ślicznie za Twój czas i komentarz.

Pozdrawiam! :)

Hej, 

wciągająca historia. Sporo się dzieje, ale akcja nie jest chaotyczna. Przeciwnie, widać, że wszystko zostało dobrze przemyślane. Stworzony świat też jest ciekawy, czuć industrialny klimat pomieszany z mrocznym fantasy, a do tego mamy obleśne potwory rodem z horroru. 

Szkoda głównego bohatera. Tyle się chłop napracował, a i tak go rządzący wykiwali. Jak w życiu. :D 

Dlaczego to opowiadanie jeszcze nie wylądowało w bibliotece?! 

Lecę kliknąć i pozdrawiam! :) 

Hej, przybywam! :)

Scenka zaczyna się intrygująco, ale zakończenie jest dla mnie niezrozumiałe. Dlaczego wizyta Józefa tak odmieniła Zbigniewa? I dlaczego księga, pod którą leżał list samobójczy, spadła na ziemię? Duch-kruk wrócił? Chyba musiałbyś tutaj czytelnikowi więcej wyjaśnić.

Jeśli mogę coś podpowiedzieć odnośnie fabuły. Po tym, jak młodzieniec ujawnia swoją tożsamość, opisujesz wspomnienia Zbigniewa związane z gosposią. A może warto byłoby jednak w tym miejscu rozbudować historię samego młodzieńca? Można pokazać, że dorastał bez ojca, że nie raz głodował i cierpiał z powodu zimna. Może matka zmarła przy jego narodzinach? Wydaje mi się, że skierowanie uwagi na te trudności sprawiłoby, że przemiana Zbigniewa byłaby bardziej realistyczna i wiarygodna. Uświadomiłby sobie, że decyzje jego rodziny nie tylko pozbawiły życia człowieka, ale także skazały niewinne dziecko na niezwykle trudne życie.

 

Kilka drobiazgów, które rzuciły mi się w oko:

 

Droga Karolino, mieszkańcy wsi. To, że jestem kimś wyjątkowym nie muszę tłumaczyć. Byliście świadkami mojego trudnego życia. Osamotnienie, na które się zdecydowałem było jedyną możliwą drogą. Chciałem poświęcić swój umysł, żeby otworzyć nową drogę innym…

 

Od „To, że jestem kimś…” dałabym od nowego akapitu.

 

Zbigniew na nią nawet nie spojrzał, choć tak naprawdę nie była stara i było na co popatrzeć: Chociażby na kosmyk blond włosów, który kręcił się figlarnie przy uchu dość atrakcyjnej kobiety.

 

Tutaj trzeba albo zostawić „:” i napisać „chociażby” małą literą albo postawić po „popatrzeć” kropkę.

 

Zbigniew dziwił się nagłej wizycie, ale przyszło mu do głowy, że może ktoś chce się ukryć przed obecną władzą ludową. 

 

Chyba lepiej brzmi: Zbigniew dziwił się nagłą wizytą.

 

Licząc na szansę zarobku rzucił w kierunki Karioliny:

Zgubiło się „u” i Karoliny.

 

Patrzył dumnie. Nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka i wytarł buty. Odruchowo chciał je zdjąć, ale się powstrzymał.

– No niech pan wchodzi. Przerwał mi pan coś ważnego, więc jestem ciekaw co pana tu sprowadza. Jest pan młody. Ciężkie czasy mamy. Na szczęście wojna się skończyła. Służył pan?

 

Tu mi brakuje wskazania osoby mówiącej. Opisujesz młodzieńca, który wszedł już do środka, a tu nagle odzywa się Zbigniew, który nakazuje mu wchodzić. I generalnie brzmi mi mało naturalnie. Może dobrze wyglądałoby tak:

– Proszę, niech wchodzi… – burknął Zbigniew, odsuwając się od drzwi. – Przerwał mi pan coś ważnego, więc jestem ciekaw co pana tu sprowadza. Pomocy szuka? Czasy teraz ciężkie, choć wojna już się skończyła. Służył pan? – zapytał świdrując przybysza wzrokiem.

 

– Michała Kwejko? Coś mi świta. Ale nie pamiętam gdzie słyszałem to nazwisko?

Bez „?”.

 

Ciągną dalej opowieść.

Ciągnął.

 

Uwierzył wtedy, że kruki są w stanie zaprowadzić duszę do istot jeszcze inteligentniejszych.

Hm… nie zrozumiałam tego.

 

 

– Michał Kwejko idioto!

– Michał Kwejko, idioto!

 

Łuska trochę spadła Zbigniewowi z oczu. Zobaczył Michała Kwejko w trochę innym świetle.

Powtórzenie i chyba powinno być “Łuski spadły”.

 

I jeszcze zerknij na to co Ci wypisała Regulatorzy, bo nie wszystko poprawiłeś. 

Dużo czytaj, dużo pisz i na pewno warsztatowo będzie coraz lepiej! :)

 

Pozdrawiam!

 

Beta-besti! :D 

 

Niby ponad 50 tysięcy znaków, ale wcale się tego nie odczuwa. Jest śmiesznie, absurdalnie i trochę przerażająco, bo nie wszystkie zawarte tu obrazki są tylko fantastyką. „Cogito ergo stultus sum” to trochę ironiczna refleksja nad światem, w którym im mniej rozumiesz, tym łatwiej żyjesz. Trudno o trafniejsze podsumowanie.

 

Klikam x2 i pozdrawiam! :) 

Hej,

przez opowiadanie przemknęłam szybko i przyjemnie. Pomysł polowania na potwory przy zachowaniu wszelkich biurokratycznych procedur jest świetny. Wyszło ciekawie i zabawnie.

 

Wpadło mi w oko:

– Tak jest! Ruszamy – usłyszeliśmy trzeszczącą odpowiedź. Grupa komandosów ruszył(a) schodami w dół i zniknęła w ciemnościach piwnicy.

Gdy byłem dzieckiem, uwielbiali się w nich bawić.

 

Klikam do biblioteki i pozdrawiam! :)

Hej ho!

Chyba GZ chodziło o to, że komentując inne opowiadania, trochę zdradzamy, że to nie jest nasze własne dzieło :D Z kolei pod naszym tekstem nie pojawi się komentarz z naszym nickiem, co może też wyglądać podejrzanie. Jeśli ktoś bardzo chciałby się pobawić w detektywa, to pewnie, sprawdzając, które opowiadania komentowaliśmy, a które nie, mógłby zawęzić krąg autorów i domyślić się, za którym tekstem stoimy.

Na to chyba nie ma sposobu. Może po prostu dajmy słowo harcerza, że nie będziemy aż tak skrupulatnie wnikać, kto gdzie co skomentował? xD 

 

O, wow! Gratuluję tylu dawnych publikacji. Fajnie, że dzielisz się z nami tym, co do tej pory trzymałeś w szufladzie. :)

Twój szort bardzo mi się spodobał, choć wymyśliłeś dla Ziemi bardzo brutalny koniec.

Serdecznie pozdrawiam!

Hej,

to pierwsze opowiadanie z cyklu „Nocne Radio”, które przeczytałam. Skutecznie zachęciło mnie do poznania wcześniejszych części. Zaczynasz od Janusza z polem marchewek, i nagle z takiego niepozornego bohatera wyciskasz świetną historię z wieloma zabawnymi wstawkami i przewrotnym zakończeniem.

Ponad dwumetrowy królik wpatrywał się w niego z ciemności. Miał białe futro, dwoje długich uszu i brzydki pysk przypominający nieudaną maskę. Nie, pomyślał Janusz, to tylko człowiek przebrany w kostium.

Wyobraziłam go sobie jako Franka z filmu „Donnie Darko”. Brr, upiorna postać. Idealnie pasuje do szalonego kasyna.

 

Sięgał królikowi jedynie do ramion, zadarł jednak głowę i skinął nią ochoczo.

Wywaliłabym „nią”.

 

Oprócz wyższego głosu jej płeć zdradzała czerwona kokarda na uchu.

Urocze :D

 

Zamówił whiskey z colą

Pewnie „whiskey z colą” to nie jest błąd, ale moim skromnym zdaniem w języku polskim lepiej wygląda whisky z colą. Chyba, że to zależy od pochodzenia tej whisky? W USA i Irlandii mamy „Whiskey”, ale już np. w Szkocji „Whisky”.

Janusz poczłapał w kierunki baru niczym zbity pies.

– Para, czyli król i dama? – zapytała cicho.

Janusz zaczął godzić się z myślą, że zostanie tu na zawsze.

Piękne :D

 

Nidy więcej go nie widziała.

 

Spóźniłam się na klika bibliotecznego, ale chyba jeszcze mogę na piórkowego :)

Pozdrawiam!

Hej, opowiadanie przeszło małą metamorfozę i efekt jest świetny! Dzięki dodatkowej narracji z perspektywy Fryss mamy więcej „pokazywania” niż „opowiadania”. Zadziorna Zavla to bohaterka, która zostaje w pamięci, a całość domyka się satysfakcjonującą klamrą, pozostawiając jednocześnie uchylone drzwi dla kolejnych historii. Jest też ciekawy, zamarznięty świat – pełen magii i przeróżnych fantastycznych postaci. Bardzo mi się podobało. :)

 

Trochę się czepiałam tych przysłówków i pewnie jeszczek kilka bym usunęła, ale nie będę już zrzędzić. :D 

 

Klikam i pozdrawiam! 

 

pzarzycki, dziękuję za wizytę i miły komentarz. Cieszę się, że Ci się spodobało :)

A tak w ogóle, to opisy w stylu “Dysząc, a potem stygnąc na świeżym sianie w stodole.” są super. Wiadomo o co chodzi, a nie pachnie podglądactwem.

Fajnie, że zwróciłeś uwagę na ten szczegół. Lubię czasem tak zapakować te sceny. Wydają mi się wtedy bardziej romantyczne i zostawiają przestrzeń dla wyobraźni. Stąd właśnie „dotykanie warkocza” i to „siano”, które jedynie sugerują bliskość kochanków. :) 

 

Na pewno zajrzę do Sideł Kruka. 

Serdecznie pozdrawiam! 

 

Ambush, bardzo dziękuję! Super, że okruszków, jest w sam raz. Zawsze się boję, że jest ich za mało. Cieszę się, że bohaterowie i ich świat dali się polubić! :) 

Serdecznie podrawiam heart

Hej, doceniam pomysł i zakończenie prostym, a jednak bardzo pasującym słowem „Wydech”. Przeczytałam, że przerzuciłeś się na krótsze formy, ale w tym przypadku fabuła wydała mi się zbyt prosta i zbyt krótka, by w pełni mnie zaangażować. Całość jest jednak napisana na tyle lekko, że tekst czyta się błyskawicznie – choć, muszę przyznać, że niestety, nie zostanie mi w głowie na dłużej.

Pewnie będę w przyszłości zaglądać do Twoich tekstów. 

Serdecznie pozdrawiam! :) 

Witaj, Reg! Twoje wizyty zawsze pomagają doszlifować tekst. Bardzo dziękuje! <3

Szkoda, że nie udało mi się Cię na koniec zaskoczyć… ale może następnym razem! Zabieram się za poprawki i pozdrawiam :)

Hej SNDWLKR, dzięki za wizytę i podzielenie się wrażeniami. Szkoda, że Cię znużyło. Coraz częściej słyszę, że słowiańskie klimaty trochę się już wszystkim przejadły… Może następnym razem lepiej trafię z tematyką :) 

Serdecznie pozdrawiam! 

Bry,

O! A ja mam wrażenie, że klimat opowiadania jest faktycznie bardzo ponury. Walka z traumą po stracie dziecka to niezwykle przygnębiający temat, tym bardziej interesujące jest to, że udało Ci się wpleść go w motyw „mapy skarbów”. 

Tajemnicza istota z lasu, karmiąca się ludzkim cierpieniem, kojarzy mi się z Wendigo Kinga. Właściwie nie potrzebuje wiele miejsca w tekście, by dało się wyczuć jej… mroczną aurę. Początek też trochę mi się dłużył, ale to pewnie tylko dlatego, że nie znoszę sprzątać! :D 

 

Pozdrawiam i lecę kliknąć!

Finkla, ślicznie dziękuję! 

Fabuła skomplikowana raczej w warstwie obyczajowej niż fantastycznej. Tego biednego wilszego nawet Ty wykorzystujesz, żeby mieć obowiązkowy element.

Nie no, bez potwora nie byłoby całej tej historii. Chyba że wytresowałaby sobie jakiegoś niedźwiedzia… Ale, że jestem wychowana na Power Rangers i Xenie – wojowniczej księżniczce, lubię wplatać w opowieści różne fikuśne, fantastyczne stworzenia. :D 

Czasami lepiej kobiet nie wku…

O! To to! 

Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam :) 

Hej, na początku trochę trudno było mi przyzwyczaić się do tego stylu przypominającego sprawozdanie, ale ostatecznie ma to sens i pasuje do klimatu opowiadania. Całość wyszła tajemniczo, nieco dziwnie, pozostawiając poczucie niepokoju – chyba dokładnie to, co chciałeś osiągnąć. Ciekawa końcówka! 

Polecę do biblioteki.

Pozdrawiam :)

Hej,

chciałabym polecić opowiadanie AdamaHalerza o sympatycznym tytule: „Spalić, nabić, wybebeszyć!”. Wydaje mi się bardzo udanym i sprawnie napisanym portalowym debiutem, szkoda by utknęło w poczekalni. :)

I jeszcze ciekawe opowiadanie prosiaczka „Ostatni szelest”, któremu brakuje do biblioteki tylko jednego klika. Może ktoś się skusi na lekturę.

Hej, wracam z należnym klikiem! I powtórzę z bety: pierwsze, co przyciąga uwagę, to świetnie dobrane, klimatyczne imiona. Sfatygowana drużyna księcia z bolącymi stawami jest rozbrajająca. Książę Borochwat też zdobywa sympatię, choć daje się omotać tym babom jak nadworny głupek! :D Przyjemna lektura! 

Pozdrawiam :) 

maciekzolnowski, dziękuję za miłe słowa! Jeśli chodzi o nazwę miejscowości, muszę przyznać, że czasem przemycam w opowiadaniach coś osobistego. Zielona Wieś to rodzinne strony mojej mamy. :D 

Hej Bruce, 

makabryczna historia z takim słodko-gorzkim zakończeniem. Z jednej strony oprawca wreszcie otrzymał to, na co zasłużył, ale niestety nie przywróci to dziewczynie pełni sprawności. Ciekawie wplotłaś w tę opowieść wątek fantastyczny! Klikam i pozdrawiam! :)

Witaj pusiu, 

bardzo ciekawa i tajemnicza historia. Podoba mi się, jak wplatasz w opowiadanie różne szczegóły i ciekawostki ze stworzonego przez Ciebie świata. Przykładowo, takie rzeczy jak buteleczki z ciekłymi książkami czy techno-telepatia nadają całości wyjątkowy futurystyczny klimat. Wszystko jest obrazowo opisane, przez co łatwo to sobie wyobrazić, jakby się tam było.

Pozdrawiam i oczywiście klikam! :)

Nova, dziękuję za symbolicznego klika! :) 

 

Czołem beeeecki!

Normalnie na takie rzeczy nie zwracam uwagi, ale to drugie zdanie – aliteracja celowa?

Właściwie to nie… ale jest na tyle subtelna, że chyba zostawię. Przynajmniej fajnie szeleści. :D

 

Jednak intuicyjniej i ładniej brzmi dla mnie “przygotowali broń”.

Racja, poprawię!

 

Bardzo mi miło, że znalazłeś w tekście tyle mocnych stron.

Co do Twojego lekkiego zagubienia – to chyba już moja przypadłość, że nie chcę po drodze zbyt wiele tłumaczyć i liczę, że zakończenie odpowie na wszystkie nagromadzone pytania. Nie zawarłam zbyt wielu wskazówek, tylko drobne sugestie: Marylka nie przyszła do Gustawa ostatniej nocy, on dziwnym trafem zapadł w mocny sen, a kolejnego ranka osada już drżała przed potworem, albo gdy Gustaw stwierdził, że gromada już długo „dała się ubijać”, Marylka przyznała: „Ja to od razu mówiłam, że trzeba po Gustawa…”, trochę tak jakby to ona zasiała tę myśl w gromadzie, aby sprowadzić akurat Gustawa. Skoro jednak te tropy nie zadziałały, to pewnie były zbyt subtelne. :D

Przeskok czasowy jest właściwie tylko jeden i chciałam, żeby był on zaskoczeniem, dlatego dopiero z wypowiedzi sołtysa dowiadujemy się, że minęły już 3 miesiące.

Tak, w finale sporo się dzieje, bo jest splotem tragicznych losów wielu bohaterów. Miałam też nadzieję, że zakończenie wyjaśnia całe to zamieszanie i pokaże, jaką rolę pełniła w nim Marylka.

Rozważę Twoje rozważenia i ślicznie dziękuję za Twój głos! :O

 

Hej Czeke,

dziękuję za wizytę i miłe słowa. Cieszę się, że Ci się spodobało! :)

 

Witaj pusiu,

Dziękuję! Świetnie podsumowałaś Marylkę :D

 

Pozdrawiam Was serdecznie!

Hej, bardzo klimatyczny szort, gdzie z każdym kolejnym wersem atmosfera nieco gęstnieje. I do tego sprawnie napisane, przy czytaniu nie potykałam się absolutnie o nic.

Trochę szkoda Tomasza, bo widać, że się facet napracował i nic z tego wszystkiego nie wyszło. Dodatkowym plusem jest to, że bohater nie zrozumiał co się właściwie wydarzyło. To potęguje nieprzyjemne mrowienie, bo w końcu nieświadomy zostaje w mieszkaniu z baletnicą–manipulantką. I choć on jest pewnie bezpieczny, to nigdy nie wiadomo co takiej strzeli do głowy. :) 

 

Na górze umieszczona była porcelanowa figurka baletnicy, stojącej na jednej nodze, która co godzinę kręciła piruety przy akompaniamencie zegarowych kurantów. 

 

Chyba bym zwariowała. :D 

Klikam i pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka