- Opowiadanie: Vacter - Talent Larusa (dogsdumpling vs. Vacter)

Talent Larusa (dogsdumpling vs. Vacter)

Vacter i dogsdumpling, dogsdumpling i Vacter zapraszają na pierodynek! Śmiało czytajcie, komentujcie i punktujcie. Kto jest kim, zgadujcie!

Wszystkim zacnym gościom za udział w zabawie dziękujemy!

 

Temat pojedynku: “Jak odkryto pierogi?”

Gatunek: Fantasy.

Ilość znaków: Maksymalnie 10 000 ze spacjami.

Czas głosowania: Trzy tygodnie po publikacji (30.09.).

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Talent Larusa (dogsdumpling vs. Vacter)

Larus siedział w ciemnej izbie na obrzeżach miasta. Od urodzenia nie widział ani słońca, ani człowieka, ani tej nocy, o której łaskawie raczył ów człowiek sobie pomyśleć. Znał kilka spraw, ale przede wszystkim rozumiał muzykę, ciekawe opowieści i brzdęk monet. Tego wszystkiego nauczyła go matka, którą słyszał gdy przy trzasku drewna kominkowego, śpiewa piosenkę. Znał ją od zawsze:

"Nie śpij nigdy kochanie, o tym jak monety śpiewają, nie zapominaj. Gdy w ręku zabrzmi muzyka ich wzajemnych pocałunków, policz je i szczęście ci dadzą. Na zawsze…"

Tak śpiewała Izabela, choć nie była już młoda, jej głos nadal brzmiał w uszach już starawego Larusa, jakby go jeszcze trzymała w ramionach przed laty. Od czasów dziecięcych, między kolejnymi pieśniami i opowieściami, przy wysłuchiwaniu brzdęku monet, w Larusie narodził się prawdziwy talent. Magiczna zdolność ujawniła się, kiedy spiesząca się na targ Izabela, zostawiła namoczone w atramencie pióro i pergamin z listą zakupów. Znudzony Larus, próbując trafić do kuchni, zdołał je przypadkiem odnaleźć. Przez dotyk rozpoznał przyrządy pisarskie, o których wiele już słyszał i zaczął po prostu pisać. Kreślił litery, słowa i zdania tak, jakby od zawsze umiał. Pisał, odczuwając harmonię łączącą kolejne znaki. Nie wiedział co tak naprawdę tworzy, ale czuł się jak kompozytor, odnajdujący przyjemność w melodiach i współbrzmieniach. Kiedy Izabela wróciła z targu, Larus już spał, a tuż przy nim leżał pergamin. Kobieta uniosła go ku oczom. Obok zapisu o ilości pomidorów, pietruszki oraz chleba, zauważyła coś więcej. Był to dziwny opis, jakiegoś narzędzia, o którym nigdy nie słyszała. Schowała pergamin w kieszeni i następnego dnia, z samego rana, wyruszyła do miasta.

 

Gdy Larus się obudził, matka była już w domu. Poczuł jak całuje go w czoło. Nie mówiła nic, tylko skierowała jego rękę do wielkiej misy. Tylu monet Larus nigdy nie czuł, ani nie słyszał. Była to istna symfonia bogactwa. Ich życie miało się zmienić na zawsze. Przez lata Larus, pod opieką matki, tworzył dokumenty i jedynym problemem było poszukiwanie osoby, która zrobiłaby pożytek z jego dzieł. Czasem trzeba było jechać aż za górskie szczyty, do miasta głównego, gdzie też nie zawsze znalazł się mądry, zdolny wykorzystać dzieła Larusa, o których ten nic nie wiedział. To czym są i jaką mają wartość, w większości wypadków pozostawało dla niego tajemnicą. Wartość oceniała matka, skupiając się przede wszystkim na ilości monet. Nie interesowała się powodem zakupu pergaminów, póki misa zapełniała się bogactwem bez przeszkód. Miała jednak coraz większy problem ze znalezieniem kupców na pergaminy. Nie umiano wykorzystać kolejnych dzieł Larusa i kupcy zaczęli znikać.

 

Szczęśliwie, pewnego razu przybyli panowie. Przedstawili się jako wysłannicy króla Czerwodanii. Słyszeli o pomysłach Larusa, które obecnie raczej stawały się obiektem kpin, a nie podziwu. Sądzili jednak, że będzie im w stanie pomóc. Poprosili o przygotowanie kilku pergaminów. Izabela śmiała się widząc, jak Larus zapisuje kolejne płachty. Jakby jakąś księgę sporządzał, niczym mnich. Panowie czekali cierpliwie, przeglądając natychmiast każdy pergamin. Nagle jeden z nich powiedział:

– Stop, mistrzu Larusie! Wystarczy. Chyba coś mamy.

Izabela zazdrośnie zerkała na pergamin, a kiedy mężczyzna próbował się od niej odsunąć, wyrwała mu go z dłoni i pouczyła:

– Chwila! Zanim panowie zabiorą dzieło mojego syna, muszę określić cenę.

Kobieta czytała zapisy syna i oczom nie wierzyła. Było coś o zawijaniu pokruszonego węgla w kozią skórę. Zasmuciła się, bo zapis nie miał sensu. Jeden ze zniecierpliwionych panów zapytał, czy ma jeszcze długo czekać. Izabela oddała mu pergamin i powiedziała:

– Niech panowie z tym jadą, ja już nie mam siły.

 

Minęły tygodnie i Izabela zmarła. Larus został sam i nic nie pisał. Po latach doświadczeń, potrafił już o siebie zadbać na tyle, by nie sprawiać nikomu zbyt wielkich przykrości ze swoimi sprawami. Czasem ktoś przychodził z jedzeniem.

 

Jednak niedługo po bolesnej utracie Larusa, panowie wrócili:

– Jesteśmy wysłannikami króla Czerwodanii!

Larus odpowiedział niechętnie:

– I co z tego? Przybywacie pośmiać się ze mnie? Nikt już ode mnie niczego nie chce, to co stworzyłem jest bez wartości.

Panów to nie zniechęciło:

– Przybyliśmy, mistrzu Larusie, gdyż twoje zapiski bardzo się spodobały i król życzy sobie więcej. Plotki głoszą, że umiesz dopisać szczegóły na pergaminach.

Przynieśli Larusowi narzędzia pisarskie. Ten uniósł głowę, jakby próbując spojrzeć panom w oczy, ale nie widział nic. Głowę unosił w stronę pustego sklepienia izby. Gdy dotknął pergaminu i poczuł wyryte na nim ślady swego pióra sprzed miesięcy, zaczął dopisywać kolejne zdania. Gdy skończył, panowie powiedzieli:

– Mistrzu! Za tę karteczkę oddamy połowę przyszłych zysków, jak tylko się mistrz zgodzi! To jest doskonałe!

Ale Larus pomachał przecząco głową i rzekł:

– Panowie, dajcie mi proszę od razu wszystkie monety. Nie jestem zamożnym człowiekiem, a wątpię, żeby to coś warte było, co ja napisałem. Zapłaćcie mi od razu, może z dziesięć tysięcy monet i rozejdźmy się w zgodzie.

Panowie popatrzyli na siebie, sami już nie będąc pewni pergaminu, który otrzymali. Jednak zgodzili się. Larus dostał skrzynię monet, a panowie zniknęli.

 

Minęły dwa lata, a Larus żył coraz skromniej. Zaczął znowu coś pisywać, nie mówiąc nikomu. Tymczasem dotarły do niego wieści. Podobno stał się człowiekiem niezwykle sławnym.

 

Zaczęło się od spaceru. Szedł ulicą, gdy poczuł nowy zapach wydobywający się z karczmy. Zachęcony, wszedł do środka, zajął swoje stałe miejsce przy ławie, usiadł i czekał na przyjście karczmarza. Ten nadszedł i rzekł:

– O witaj Larusie, czy przyszedłeś zamówić swoje danie?

Larus zmarszczył czoło i zapytał:

– Markusie, jakie znowu moje danie? Czy ty kpisz? Ledwie mnie stać ostatnio na ochłapy, które zostawiacie pod wieczór przy kuchni, a pytasz o moje danie. Jeżeli już miałoby takie istnieć, to chyba na podwórzu, gdzie kury wydziobują resztki pod płotem. Taki los.

Karczmarz zaśmiał się i odpowiedział:

– Oj Larusie, nie bądź skromny! Udajesz biednego i struchlałego, a tu dzisiaj dojechały specjały i napisano na nich: Pierogi Larusa. Nie wiem co ta pierwsza nazwa oznacza i skąd się wzięła, ale Larus to przecież ty!

Mag siedział i nic nie mówił. Myślał długo i w końcu rzekł:

– Ktoś sobie ze mnie żarty robi.

Markus klepnął Larusa w plecy i dodał:

– Nikt nie robi. Dopytałem kupca, o co w tym chodzi i ponoć ty to wszystko właściwie opracowałeś. Pół świata się zachwyca. Nie rozumiem, czemu tak biedujesz. Przecież musisz być potwornie bogaty.

Larus z trudem zachował spokój, przypominając sobie jak jeszcze wczoraj jadł stare wygotowane marchewki z zupy.

– Podaj mi to niby moje danie.

Gdy Larus skosztował pierogów, poczuł przyjemność i błogość, która podgrzała jego wewnętrzny gniew. Wykrzyczał, tracąc opanowanie:

– Oszukali mnie!

 

Po chwili wyszedł z karczmy, zostawiając zdziwionego karczmarza. Następnego ranka pojawił się znowu w karczmie i rzekł:

– Markusie, zabierz mnie do Czerwodanii! Musimy skończyć z niesprawiedliwością. Może nie znałem wartości tego co wyszło spod mojej ręki, ale to nie znaczy, że uczciwym było wykorzystanie niewiedzy ślepca!

 

Wyruszyli następnego dnia. Karczmarz Markus nie oszczędzał koni, od czasu upewniając się, czy w lesie nie czają się członkowie sekty, gotowi ukraść konie i wypuścić je wolno do lasu. Uderzył lejcami mocniej, aż Larus poczuł ciarki na plecach. Złapał Markusa za ramię i ten nieco zwolnił, mówiąc:

– Spokojnie Larusie, nie denerwuj się. Zaraz będziemy na miejscu. Wiem, że nie lubisz szybkiej jazdy.

Larus odpowiedział:

– Markusie, kiedyś mi odczytano pergamin, w który podobno napisałem o wykorzystaniu tych stworzeń, koni właśnie, do pracy. Potem nie chciałem już nigdy słuchać o słowach wychodzących spod mojej ręki. Martwi mnie, że naskrobałem coś złego, jakiś przepis na zniszczenie świata.

Markus się zaśmiał:

– Zostałbyś wtedy właściwie niszczycielem światów. Na razie wygląda na to, że jesteś znanym twórcą przepisów kucharskich. Niszczycielem głodu łasuchów.

Larus nie zaśmiał się. Przerażało go, że jego walka o pierogi może mieć dwie strony medalu. Korzystne pergaminy mogłyby dać więcej pieniędzy, ale opisy czynienia zła, wpędzić do więzienia lub nawet doprowadzić do ścięcia głowy. Myśląc chwilę, powiedział do Markusa:

– Zawracamy.

Markus zatrzymał konie, i zdumiony zapytał:

– Ale ja to Larusie? Nie chcesz zarobić więcej?

Larus odpowiedział:

Może chcę, może nie chcę. Próbowałem korzystać z mocy, której nie potrafiłem w pełni opanować. To znaczy, bez cudzej pomocy nie byłem w stanie dowiedzieć się co właściwie tworzę i jaką ma wartość. Myślałem, że wjedziemy do tej Czerwodanii, że znajdę tych co korzystają z niby mojego pomysłu. Sam rozumiesz.

Po chwili namysłu dodał:

– A co ja mam wspólnego z tymi pomysłami? Mój umysł jest jak narzędzie, z którym nic mnie nie łączy poza jego posiadaniem. Potrzebuję zrobić coś naprawdę. Tak sobie myślę… Po prostu naucz mnie tworzyć te moje pierogi, Markusie.

Karczmarz nie odpowiedział i ruszył w drogę powrotną. Przyjął Larusa do pracy. Udało mu się namówić mistrza do otworzenia dni dla zwiedzających. Ludzie ze wszystkich stron świata przyjeżdżali zobaczyć pracę Larusa. A Markus przy każdej wizycie, powtarzał:

– Tak właśnie powstały pierogi.

 

Pergaminy Larusa poszły w zupełne zapomnienie, ale nikt już nie był w stanie zatrzymać świstków krążących po świecie. Wiele z nich było początkiem powstania rzeczy straszliwych, powodujących cierpienie i śmierć. Ale Larusa nikt nie uznawał za złoczyńcę, a za twórcę słynnego dania. Choć gdyby trzymać się faktów, to Larus naprawdę niczego nie stworzył, a odkrył. Tak samo odkrył pierogi, jak i narzędzia zła. Jednak w istnienie prawdziwego magicznego talentu, człowieka mogącego stworzyć cokolwiek na piśmie, nie wierzył już nikt.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie przekonało mnie takie stworzenie pierogów.

Miałam problem z zawieszeniem niewiary – w jaki sposób niewidomy od urodzenia człowiek mógłby bez nauki posiąść sztukę pisania? I to od razu alfabetem używanym przez jego najbliższych, a nie na przykład pismem klinowym… Już piktogramy byłyby łatwiejsze do przełknięcia. Ale wtedy wiedziałby, co pisze. To musi być magia, ale taka nieusadowiona w świecie. Stała się magia, bo tak. Nikt nie rzucił zaklęcia ani nic.

No i pergamin wydaje mi się zbyt drogi, żeby robić na nim listę zakupów. Trzeba zabić jakieś zwierzątko, wyprawić jego skórę, odpowiednio przyciąć…

Babska logika rządzi!

tej nocy, o której łaskawie raczył ów człowiek sobie pomyśleć

?

Tego wszystkiego nauczyła go matka, którą słyszał gdy przy trzasku drewna kominkowego, śpiewa piosenkę.

Brzdęku go nauczyła? Tego wszystkiego nauczyła go matka, którą słyszał, gdy przy trzasku kominkowego drewna śpiewała piosenkę.

Nie śpij nigdy kochanie, o tym jak monety

Nie śpij nigdy, kochanie, o tym, jak monety.

Tak śpiewała Izabela, choć nie była już młoda, jej głos nadal brzmiał w uszach już starawego Larusa, jakby go jeszcze trzymała w ramionach przed laty.

Zwolnij. Kiedy śpiewała, co tu się dzieje?

Izabela, zostawiła namoczone w atramencie

>< Izabela zostawiła umoczone w atramencie.

Znudzony Larus, próbując trafić do kuchni, zdołał je przypadkiem odnaleźć.

"Zdołał" sugeruje, że próbował.

Przez dotyk rozpoznał przyrządy pisarskie, o których wiele już słyszał i zaczął po prostu pisać.

…? Rozpoznał dotykiem, ale – był niewidomy? Wut? To o to chodzi z tym, że nie widział nocy?

Pisał, odczuwając harmonię łączącą kolejne znaki.

W przeciwieństwie do co poniektórych… </złośliwość>

Nie wiedział co tak naprawdę tworzy

Nie wiedział, co tak naprawdę tworzy.

Kobieta uniosła go ku oczom.

Kobieta uniosła go do oczu.

Obok zapisu o ilości pomidorów, pietruszki oraz chleba, zauważyła coś więcej. Był to dziwny opis, jakiegoś narzędzia, o którym nigdy nie słyszała.

Obok notatki o ilości pomidorów, pietruszki oraz chleba zauważyła dziwny opis jakiegoś narzędzia, o którym nigdy nie słyszała.

Poczuł jak całuje

Poczuł, jak całuje.

tworzył dokumenty

?

poszukiwanie osoby, która zrobiłaby pożytek z jego dzieł

Odnalezienie kogoś, kto zrobiłby użytek z jego dzieł.

To czym są

To, czym są.

Wartość oceniała matka, skupiając się przede wszystkim na ilości monet.

?

Nie interesowała się powodem zakupu pergaminów, póki misa zapełniała się bogactwem bez przeszkód.

?

Miała jednak coraz większy problem ze znalezieniem kupców na pergaminy.

Współczesne.

Szczęśliwie, pewnego razu przybyli panowie.

Na szczęście, i – panowie wymagają określenia.

Słyszeli o pomysłach Larusa, które obecnie raczej stawały się obiektem kpin, a nie podziwu.

Niestylistyczne.

Sądzili jednak, że będzie im w stanie pomóc.

Chociaż słyszeli o pomysłach?

Izabela śmiała się widząc

Izabela śmiała się, widząc.

Jakby jakąś księgę sporządzał, niczym mnich.

?

Panowie czekali cierpliwie, przeglądając natychmiast każdy pergamin.

Co oznacza imiesłów przysłówkowy współczesny? ><

– Chwila!

Nowoczesne.

Było coś o zawijaniu pokruszonego węgla w kozią skórę. Zasmuciła się, bo zapis nie miał sensu.

Jak nie miał, jak miał?

Niech panowie z tym jadą, ja już nie mam siły.

Dlaczego?

Minęły tygodnie i Izabela zmarła.

Anglicyzm: Minęło parę tygodni i Izabela zmarła.

Po latach doświadczeń, potrafił już o siebie zadbać na tyle, by nie sprawiać nikomu zbyt wielkich przykrości ze swoimi sprawami.

? Po latach doświadczeń potrafił już o siebie zadbać na tyle, by nie sprawiać nikomu zbyt wielkich przykrości swoimi sprawami.

Jednak niedługo po bolesnej utracie Larusa, panowie wrócili:

Z budowy zdania wynika, że panowie utracili Larusa.

to co stworzyłem jest bez wartości

To, co stworzyłem, jest bez wartości.

Plotki głoszą, że umiesz dopisać szczegóły na pergaminach.

?

Ten uniósł głowę, jakby próbując spojrzeć panom w oczy, ale nie widział nic. Głowę unosił w stronę pustego sklepienia izby.

Powtórzenie.

dajcie mi proszę od razu wszystkie monety

 Dajcie mi, proszę, od razu wszystkie monety.

żeby to coś warte było, co ja napisałem

?

Zapłaćcie mi od razu, może z dziesięć tysięcy monet i rozejdźmy się w zgodzie.

Po takim wstępie?

sami już nie będąc pewni pergaminu, który otrzymali

?

O witaj Larusie

O, witaj, Larusie.

Ledwie mnie stać ostatnio na ochłapy, które zostawiacie pod wieczór przy kuchni,

To po co wszedł? I jakim cudem miał stałe miejsce, skoro go nie stać na tę knajpę?

Oj Larusie, nie bądź skromny!

Oj, Larusie, nie bądź taki skromny!

Udajesz biednego i struchlałego

No, nie bardzo. https://wsjp.pl/haslo/podglad/85407/struchlaly/5221609/czlowiek

Nie wiem co ta pierwsza nazwa oznacza i skąd się wzięła,

Nie wiem, co ta pierwsza nazwa oznacza i skąd się wzięła.

Mag siedział

Od kiedy on jest magiem?

Przecież musisz być potwornie bogaty.

Przecież powinieneś być bogaty.

przypominając sobie jak jeszcze wczoraj jadł stare wygotowane marchewki z zupy.

Przypominając sobie, jak jeszcze wczoraj jadł stare wygotowane marchewki z zupy. … ?

Gdy Larus skosztował pierogów, poczuł przyjemność i błogość, która podgrzała jego wewnętrzny gniew.

wtf

Wykrzyczał, tracąc opanowanie:

Wystarczyłoby jedno słowo: krzyknął.

Po chwili wyszedł z karczmy, zostawiając zdziwionego karczmarza. Następnego ranka pojawił się znowu w karczmie

Powtórzenia.

tego co wyszło

 Tego, co wyszło.

ale to nie znaczy, że uczciwym było wykorzystanie niewiedzy ślepca!

Melodramat!

nie czają się członkowie sekty, gotowi ukraść konie i wypuścić je wolno do lasu.

…? I karczmarza stać na to, żeby rzucić interes i pomagać Larusowi?

Spokojnie Larusie

Wołacz: Spokojnie, Larusie.

Markusie, kiedyś mi odczytano pergamin, w który podobno napisałem o wykorzystaniu tych stworzeń, koni właśnie, do pracy.

Ciekawe, mieli miasto przed udomowieniem konia?

Przerażało go, że jego walka o pierogi może mieć dwie strony medalu.

wut.

Korzystne pergaminy

Pergaminy. Nie mogą. Być. "Korzystne". https://wsjp.pl/haslo/podglad/16239/korzystny

mogłyby dać więcej pieniędzy, ale opisy czynienia zła, wpędzić do więzienia lub nawet doprowadzić do ścięcia głowy

…?

Myśląc chwilę, powiedział do Markusa:

Po zastanowieniu :(

Markus zatrzymał konie, i zdumiony zapytał:

Bez przecinka.

Ale ja to Larusie?

Ale jak to, Larusie?

Może chcę

Zniknął myślnik.

Próbowałem korzystać z mocy, której nie potrafiłem w pełni opanować.

…?

To znaczy, bez cudzej pomocy nie byłem w stanie dowiedzieć się co właściwie tworzę i jaką ma wartość.

Jak my wszyscy, nie? To znaczy, bez cudzej pomocy nie byłem w stanie się dowiedzieć, co właściwie tworzę i jaką to ma wartość.

znajdę tych co korzystają z niby mojego pomysłu

Znajdę tych, co korzystają z niby mojego pomysłu.

Po chwili namysłu

Powtórzenie.

Mój umysł jest jak narzędzie, z którym nic mnie nie łączy poza jego posiadaniem.

… not even wrong.

naucz mnie tworzyć te moje pierogi

Argh. Lepić. Wytwarzać. Robić. Arrrrghhh…

Udało mu się namówić mistrza do otworzenia dni dla zwiedzających.

… jak chcesz otworzyć dni?

A Markus przy każdej wizycie, powtarzał:

Bez przecinka!

Pergaminy Larusa poszły w zupełne zapomnienie, ale nikt już nie był w stanie zatrzymać świstków krążących po świecie.

Zdanie przeczy samo sobie.

to Larus naprawdę niczego nie stworzył, a odkrył

Ano, tak.

Jednak w istnienie prawdziwego magicznego talentu, człowieka mogącego stworzyć cokolwiek na piśmie, nie wierzył już nikt.

wut?

Tekst zdecydowanie niechlujny i poplątany. Jest tu jakiś pomysł, ale – mmmm, nie oddałeś mu sprawiedliwości.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Powodzenia Vacterze albo Pierożku.

No cóż, opowieść nie przekonała mnie, że pierogi zostały odkryte w opisany sposób. :(

 

Mar­kus nie oszczę­dzał koni, od czasu upew­nia­jąc się… → Na czym polega upewnianie się od czasu?

 

kie­dyś mi od­czy­ta­no per­ga­min, w który po­dob­no na­pi­sa­łem… → O ile mi wiadomo, pisze się na pergaminie, nie w pergaminie. Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To chyba nie jest o pierogach? Można doszukiwać się ukrytych znaczeń (wynalazca wylulany za pomocą prawa patentowego, artysta pozbawiony praw do własnych utworów…), ale odpowiedź na pytanie postawione w temacie przewija się gdzieś w tle i mnie nie przekonuje. :(

Ciekawe, mieli miasto przed udomowieniem konia?

Aztekowie. :D

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Aaaa, zapomniałam napisać, że sytuacja bohatera skojarzyła mi się z Sapkowskim. :-)

Babska logika rządzi!

Mi też, dlatego pomyślałem o drugim dnie. :)

Show us what you've got when the motherf...cking beat drops...

Ciekaw jestem tych innych wynalazków Larusa. Wiele z tych, których autorów nie znamy, powstały w Chinach.

Na swój sposób to opowiadanie mnie ujęło.

Czerwodania fajna, ale cały koncept jak dla mnie nieco rozszedł się w szwach. Czyli było jak w polskim filmie o Widźminie, pomiędzy scenami Jaskier jedzie na koniu i jedzie.

Nieszczęsny Larus;)

"nie mam jak porównać samopoczucia bez bałaganu..." - Ananke

Witam Was! Za lekturę wypada podziękować, ale przed komentowaniem się powstrzymam… Choć prawdą jest, że dno niejedno ten szorcik osiąga lub osiągnąć próbuje ;).

Artystom więcej, szybko!

Aztekowie. :D

Prawda, ale oni w ogóle nie mieli koni XD i nie mieli czego udomowić. A ci mają.

Czyli było jak w polskim filmie o Widźminie, pomiędzy scenami Jaskier jedzie na koniu i jedzie.

I taki aktor popatrzy w lewo, popatrzy w prawo :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmm, jak na człowieka, który nie spotykał innych ludzi, dość łatwo sobie poradził w świecie. I skoro nie spotykał si z ludźmi, jakim cudem go rozpoznali? Bohater trochę mi przypomina Leonarda z Quirmu, ale Pratchett jednak zabawniejszy.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej Anonimie, mam podobne odczucia co reszta, no nie siadło. Ambitnie podszedłeś do pomysłu, ale czegoś zbrakło. Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej!

 

Nie zagłębiałam się w błędy, bo widziałam, że Tarnina dodała komentarz, a jak zaczęłam je wymieniać – no powtarzały się, więc bez sensu.

Odnośnie opowiadania – stworzył przepis na pierogi niechcący, gdzieś pomiędzy mrocznym i złym przepisem jak pogrążyć świat w chaosie? :D Trochę naciągane i może byłoby fajne, zabawne, gdybyś napisał czarną komedię. A tak to w sumie jest matka i po chwili jej nie ma. Bohater coś tam tworzy, ale sam nie wie co.

Trochę streszczeń, powtórzeń, ale ogólnie czytało się nieźle, choć nie porwało. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Dziwna fuzja przypowieści ludowej, parodii znanych fantastycznych motywów i tego mądrego morału o tworzeniu niewłaściwych rzeczy na niewłaściwy użytek. Zdarzają się niezgrabne zdania. Postrzeganie rzeczywistości przez Larusa skojarzyło mi się z tym, jakby był na coś chory, a wszystko działo się w jego głowie, z rzadkimi przebłyskami świadomości: nagle uczył się rzeczy, nagle pojmował koncepty. Najpewniej jest tu jakieś filozoficzne przesłanie, ale dziwnie ma się do problemu wynalezienia pieroga.

Pozdrawiam bitewnych Sąsiadów i zachęcam do pochwał i krytyk (oraz głosowania) u nas :)

Dopisuję się do listy tych, którzy pomyśleli o Sapku ;)

Tekst powoli się rozkręca, czytając miałem wrażenie, że trochę suchy. Na plus: zaciekawiło mnie, jak to wszystko się skończy, Autor spełnił też założenia pojedynku.

Obstawiam Dogsdumpling.

 

Powodzenia Sąsiadom!

The KOT

Niezbyt mi się podobal ten tekst. Fabuła jest mocno pretekstowa i nieszczególnie wiarygodna. Widać Vacterze, że miałeś koncepcję, ale po stronie wykonania coś mocno zgrzytnęło ;(

Jak opisał mnie pewien zacny Bard: "Szyszkowy Czempion Nieskończoności – lord lata, imperator szortów, najwspanialsza portalowa Szyszunia"

Przeczytałam na samym początku pojedynku, więc wrażenia nie są na świeżo. Przede wszystkim pomysł na bohatera bardzo mi się podobał. Larus jest ślepym narzędziem losu/ siły wyższej i jako taki funkcjonuje poza moralnością. Płynie z prądem, a jednocześnie zmienia losy świata :>

Wykonanie nieco chaotyczne. 

Dzięki za rzucenie mi pieroga ;)

 

It's ok not to.

Postrzeganie rzeczywistości przez Larusa skojarzyło mi się z tym, jakby był na coś chory, a wszystko działo się w jego głowie, z rzadkimi przebłyskami świadomości: nagle uczył się rzeczy, nagle pojmował koncepty.

Klasyczna wyrocznia.

jako taki funkcjonuje poza moralnością

… wut.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

… wut.

Chodziło mi o to, że za jego “wynalazkami” nie stoi żadna celowość, w swoim tworzeniu nie jest ani moralny, ani niemoralny ;) Tu nie ma”tym o to wielkim czymś podbiję dzisiaj świat, muahahaha” ani “zbawię wytworami mojego umysłu ludzkość!!!”. 

It's ok not to.

Czyli – typowy wieszcz, który w odmiennym stanie świadomości narzędziem jest jeno i głosem Tyche :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka