Z tym „się” to na pewno klątwa pisania po zmroku. Takie „się” lubi wtedy wychynąć i niepostrzeżenie wejść do opowiadania… Może to stworek aszraksię. :D
Ananke głównie chorowała i nawet na urlopie złapała chorobę. Do tej pory nie wiem, jak można chorować w czerwcu… Jeszcze na przemian z dzieckiem… Ale obstawiam wykończenie organizmu. Za dużo pracy, za mało snu… Stąd ograniczyłam forum i komputery. A później pociągnęło mnie do pisania książki, więc wsiąkłam i na tym się skupiałam. ;)
Powoli będę wracać, jak trochę ochłonę. ;) Gdyby tak magicznie naładować baterie… Jakieś Źródło przy domu poproszę. :D
Zawsze bardziej ludzko wyglądają tacy bohaterowie z wadami. ;)
świat cukinii jest prosty, jak świat dziecka
Chyba nie aż tak prosty, kiedy ciągle ich atakują, muszą przeżyć…
Aż się prosi, żeby sięgnąć dalej i zobaczyć, kto wymyślił aszraczka. Nie co, tylko kto, bo zło ma źródło w czyjejś duszy. Bardzo mnie to kusi, odkąd napisałem zakończenie.
Miło to słyszeć! Niech Cię kusi, czytania takich opowiadań nigdy za wiele 
Tylko zabrałem się za kontynuację Żaby, a niechcący wychodzi z tego książka, więc Matylda musi poczekać.
Kolejne dobre wiadomości. :)
Wczoraj nie zdążyłam, więc teraz taki komentarz nominujący do Piórka:
Opowiadanie jest krótkie, naprawdę nie mamy do czynienia z wielką i rozbudowaną historią, a jednocześnie dokonałeś niesamowitej i często niemożliwej rzeczy. Na tak małej przestrzeni stworzyłeś historię rozbudowaną i wielowarstwową. Przy tej ilości znaków zazwyczaj mieści się rycerz walczący z przerażającymi stworami. A my dostaliśmy rycerza, przeobrażenie w cukinię, zmianę perspektywy na świat ludzi, w tym magiczną Matyldę, wędrówkę do Źródła, a jeszcze później smoki. I wiesz co jeszcze zachwyca? Nie czuć tu pośpiechu, akcja pędzi w odpowiednich miejscach, ale nie piszesz na skróty, dajesz nam napawać się tym światem, opisami, walkami, przemyśleniami.
Garść zachwytów:
Bestie są jak dziurawe dzbany, magia wycieka z nich wraz ze śluzem. Wiecznie głodne, zawsze wracają po więcej.
Poetycko i dobitnie. A o to nie jest tak łatwo.
Miecz stał się przedłużeniem palców, a ostrze samo podążało tam, gdzie nakazały myśli.
Może nie całkowita świeżość, ale jeśli przypomnimy sobie, że mamy do czynienia z rycerzem cukinii… No to nabiera innego znaczenia. :)
– Paskudne ślimaki! – oburzyła się dziewczynka.
– Ślimaki muszą coś jeść, jak ja i ty.
Pięknie dodana perspektywa. Uwielbiam takie zabiegi. Tak, mamy krwiożercze ślimaki, które atakują Paladina i jego siostrę, ale przecież one też muszą jeść. Trochę jak te wilki w bajkach – no złe wilki, bo tak atakują niewinne zwierzęta… Tylko że wilki muszą coś jeść. Gdyby mogły jeść kapustę, szukałyby kapusty. Jestem przeciwna określaniu kogoś czy czegoś jako „złe”, bo bohaterowie mają swoje motywy i taki czarno-biały świat mnie nudzi. Dlatego ten fragment uważam za świetny, zwłaszcza że Matylda się oburza, a jej matka tłumaczy coś oczywistego bez emocji. A my dostajemy głębię – ślimaki niekoniecznie są złe, one po prostu są głodne.
– Magia musi dojrzeć. Nie jestem cukinią. A ona nie mogłaby przelać magii w kamień. Każdy ma swoją rolę.
– No… ale aszraków mogłoby nie być. I ślimaków też nie!
– W świecie jest miejsce na wszystko.
Lubię takie rozmowy. Przypomniałam sobie, że u mnie w jednej baśni bohaterka też nie chciała pewnego stworzenia i próbowała go usunąć ze świata, ale stworzenie, nawet uznane przez nią za złe, wcale takie nie było. ;)
Beczułkowaty tułów zwisał pomiędzy muskularnymi nogami. Chociaż zwierzę miało ich cztery, sposób poruszania się przywodził na myśl raczej owada lub pająka. Naga, szara skóra osłaniała drgające mięśnie i odstające kości.
Brrr, opis jak z horroru. Wyszedł świetnie i przerażająco.
– Przybyłeś… by mnie zebrać, prawda? Jak owoc…
Motyw zbierania magicznych ludzi przez smoki – z tym się jeszcze nie spotkałam, uważam to za absolutnie fantastyczne!
– Czyli… nie zobaczę już ich wszystkich? – Matylda posmutniała.
Nie. Ale może ich dzieci i wnuki zobaczą lepszy świat.
Gorzki wybór. A raczej brak wyboru. Poświęcenie, które jest oddaniem wszystkiego. Nie tylko rozłąką, a zabraniem dawnego życia. Na zawsze. To długie słowo i ta długość jest tu wyczuwalna. Emocje Matyldy można poczuć nawet bez zagłębienia się w nie. I to jest sztuka.
Koniec jest jak z baśni, no ale ten koniec też mnie kupuje, mimo że walka jeszcze się nie zaczęła. Czuć ją w powietrzu, nadchodzą nowe czasy, choć jak to będzie – to już inna historia.
Ta historia mnie urzekła. Można powiedzieć, że oczarowała i napełniła magiczną aurą. Za to Ci dziękuję.