Profil użytkownika

Komentarze w 90% piszę na bieżąco.

Fanka gorzkich zakończeń.

 

Śmiało możesz pisać, jeśli chcesz, żebym coś skomentowała albo pomogła. :)

 

Czym kieruję się w życiu? Sercem, ale czasem też wrodzoną głupotą.

 


komentarze: 2332, w dziale opowiadań: 1526, opowiadania: 520

Ostatnie sto komentarzy

Hej!

 

Zrobiło mi się słabo, oparłem się o ścianę.

– Chamstwo. – Zakrztusiłem się

Widzę, że mały najazd “się”. XD

I tu także: 

Pokryje część grzywny, ale pewnie się przekręcę po usunięciu. – Skrzywiłem się na samą myśl.

 

Siedzący na wyniszczonej kanapie intruz, pomachał dłonią.

Bez przecinka. Pierwszy człon to bardzo długie określenie intruza. 

 

Diabeł i robot, który morduje… Fajne, jeszcze nie czytałam czegoś takiego, więc ten powiew świeżości mnie cieszy. :D

 

– Będzie trudniej. Cel nie jest przeciętnym człowiekiem.

Hm, czyli to w sumie nie do końca roboty, ale ludzie-cyborgi? Bo wcześniej było, to bohaterowie to coś na kształt robotów. A tu wychodzi na to, że cel nie jest przeciętnym człowiekiem, jakby poprzedni był. 

 

Wejście do Qandera – okej, Mon to załatwił, ale gość miał mieć ochronę i co z nią? Bo jakoś nie widać. Samo zabijanie poszło zbyt łatwo i czemu nalał te ciecze, skoro można nimi zabić? 

 

Fajnie, że Valeria okazała się człowiekiem, a diabeł to złośliwe oprogramowanie. Nietypowy pomysł, całość opisana trochę chaotycznie i zabrakło mi pogłębienia tego świata, bo na koniec wyjaśniacie część tak na szybko, a później to już nic więcej nie ma. Ale ogólnie podobało mi się. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Od początku wiadomo, że chodzi o człowieka. ;p 

Przypomniałam sobie Lema i jego kosmitów, którzy mieli proces, bo narzygali i zrobili inne średnie do powtórzenia rzeczy na Ziemi, z czego wyniknęło na niej życie. 

 

specjalista sralis mrugalis

Widzę, że część się czepiała, a sralis spełnił dobrze funkcję gadania o nim. XD

 

Trochę wydłużony short, bo na koniec jeszcze wmieszana w to wszystko polityka, ale czytało się fajnie. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

 

 

 

Hej!

 

Sosnowe gałęzie w ogniu cicho syczały.

Siedziały na ziemi oparte o siebie

Czy sosnowe gałęzie w ogniu siedziały oparte o ziemię? Tak wynika z konstrukcji, przy czym jest to konkurs z roślinami, więc nie byłoby to aż tak dziwne… Ale chyba nie chodziło o to. :)

 

Momentami za dużo się: 

Hanna zachłysnęła się wolnością i pustką. W miarę oddalania się od domu wspomnienia nieudanego życia robiły się coraz bledsze, a gdy dotarły na granicę płaskowyżu – stały się zupełnie przezroczyste.

 

Akcja toczy się powoli, ale trudno mi wczuć się w bohaterki, dostrzec tło za nimi. Trochę jakby opowiadanie stanowiło dwie oddzielne warstwy – tu podróż kobiet, a tu nagle drzewo i ikonografia…

 

Schła od dawna. Po kawałeczku. Radowała się z tego, że zrobię z niej święte obrazy. Z ulgą przyjęła wiadomość, że nikt nie spali jej w piecu.

Za to ten fragment jest taki świeży, oryginalny. Podoba mi się, że drzewo nawet po śmierci ma duszę, a może nie tyle po śmierci, co po rozczłonkowaniu, każdy jej element żyje dalej. Ciekawa koncepcja. 

 

Więc, dlaczego…?

– Zastanawiasz się, dlaczego? – Daria uśmiechnęła się.

Więc, dlaczego…? – zbędne. 

Znowu natłok “się”. 

 

Zasiała we mnie bezwolność i bezwład. Bezsilność.

– Ale to nieważne – mówiła dalej

Skoro mówiła dalej, to w tej samej linijce. I nie trzeba podkreślać, że mówi dalej, to tylko dodaje zapychaczy przy dialogu. 

 

Nie będę tego więcej podkreślać, bo w tekście natężenie “się” aż przytłacza, nawet w jednym zdaniu w bliskich odległościach: 

wyzwoliłam się i z niewolnika stałam się córką

zdarza się, jak dom i rodzina, i zanim się obejrzysz

 

Na koniec zabrakło mi czegoś bardziej oryginalnego. Całość jest krótka i właściwie nie dostajemy za wiele: dwie bohaterki rozmawiają dość tajemniczo, odwiedzają magiczną lipę, ikonograf tworzy obraz, który unosi. I tyle. Tylko że brakuje głębi naszym bohaterkom, lipa jest magiczna, bo…? Nie wiemy. Obraz dla matki, ale my nie znamy powiązań bohaterki z matką, a jedynie jej słowa o tym, że ją zniewalała. Za mało tu treści. Nie napiszę, że za dużo ozdobników, bo opisy czytałam z przyjemnością, lubię ładne i poetyckie opisy, tylko że z nich też musi coś wynikać, tzn. lepiej, kiedy są dodatkiem, a nie stanowią całość z fabułą będącą dodatkiem. 

 

Wybacz marudzenie, bo to jest całkiem dobre opowiadanie, językowo jesteś na wysokim poziomie (tylko “się” nieco psuły klimat), ale niestety całościowo zabrakło głębi i czegoś niepowtarzalnego. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Pozwolę sobie wtrącić – Ananke, można, można, u Syna pustki w szkole

Bruce, czerwiec w tym roku wyjątkowo paskudny, więc i choroby się mnożą. Ale ja chyba nigdy nie chorowałam w lato i może stąd jest to dla mnie takie dziwne. :)

 

I bardzo mnie cieszy, że też nominowałaś ten tekst, bo w pełni zasługuje. :)

Też tak uważam, stąd nominacja. :)

 

aszraki lęgną się w zepsutych zasilaczach do sprzętu elektronicznego

Nie pytam, ale w sumie ciekawa teoria, że w zepsutych, bo ja bym obstawiała sprawne zasilacze, które przewodzą impulsy, a w połączeniu z magią powstaje coś dziwacznego. :D

 

A słowami dajesz mi motywację

I o to chodzi heart

 

Rycerz-ogórek skojarzył mi się z tym odcinkiem co Rick był ogórkiem, sorry. XD

Z tym „się” to na pewno klątwa pisania po zmroku. Takie „się” lubi wtedy wychynąć i niepostrzeżenie wejść do opowiadania… Może to stworek aszraksię. :D

 

Ananke głównie chorowała i nawet na urlopie złapała chorobę. Do tej pory nie wiem, jak można chorować w czerwcu… Jeszcze na przemian z dzieckiem… Ale obstawiam wykończenie organizmu. Za dużo pracy, za mało snu… Stąd ograniczyłam forum i komputery. A później pociągnęło mnie do pisania książki, więc wsiąkłam i na tym się skupiałam. ;) 

Powoli będę wracać, jak trochę ochłonę. ;) Gdyby tak magicznie naładować baterie… Jakieś Źródło przy domu poproszę. :D

 

Zawsze bardziej ludzko wyglądają tacy bohaterowie z wadami. ;) 

 

świat cukinii jest prosty, jak świat dziecka

Chyba nie aż tak prosty, kiedy ciągle ich atakują, muszą przeżyć… 

 

Aż się prosi, żeby sięgnąć dalej i zobaczyć, kto wymyślił aszraczka. Nie co, tylko kto, bo zło ma źródło w czyjejś duszy. Bardzo mnie to kusi, odkąd napisałem zakończenie.

Miło to słyszeć! Niech Cię kusi, czytania takich opowiadań nigdy za wiele heart

 

Tylko zabrałem się za kontynuację Żaby, a niechcący wychodzi z tego książka, więc Matylda musi poczekać.

Kolejne dobre wiadomości. :)

 

Wczoraj nie zdążyłam, więc teraz taki komentarz nominujący do Piórka:

Opowiadanie jest krótkie, naprawdę nie mamy do czynienia z wielką i rozbudowaną historią, a jednocześnie dokonałeś niesamowitej i często niemożliwej rzeczy. Na tak małej przestrzeni stworzyłeś historię rozbudowaną i wielowarstwową. Przy tej ilości znaków zazwyczaj mieści się rycerz walczący z przerażającymi stworami. A my dostaliśmy rycerza, przeobrażenie w cukinię, zmianę perspektywy na świat ludzi, w tym magiczną Matyldę, wędrówkę do Źródła, a jeszcze później smoki. I wiesz co jeszcze zachwyca? Nie czuć tu pośpiechu, akcja pędzi w odpowiednich miejscach, ale nie piszesz na skróty, dajesz nam napawać się tym światem, opisami, walkami, przemyśleniami.

Garść zachwytów:  

Bestie są jak dziurawe dzbany, magia wycieka z nich wraz ze śluzem. Wiecznie głodne, zawsze wracają po więcej.

Poetycko i dobitnie. A o to nie jest tak łatwo.

 

Miecz stał się przedłużeniem palców, a ostrze samo podążało tam, gdzie nakazały myśli.

Może nie całkowita świeżość, ale jeśli przypomnimy sobie, że mamy do czynienia z rycerzem cukinii… No to nabiera innego znaczenia. :)

 

– Paskudne ślimaki! – oburzyła się dziewczynka.

– Ślimaki muszą coś jeść, jak ja i ty.

Pięknie dodana perspektywa. Uwielbiam takie zabiegi. Tak, mamy krwiożercze ślimaki, które atakują Paladina i jego siostrę, ale przecież one też muszą jeść. Trochę jak te wilki w bajkach – no złe wilki, bo tak atakują niewinne zwierzęta… Tylko że wilki muszą coś jeść. Gdyby mogły jeść kapustę, szukałyby kapusty. Jestem przeciwna określaniu kogoś czy czegoś jako „złe”, bo bohaterowie mają swoje motywy i taki czarno-biały świat mnie nudzi. Dlatego ten fragment uważam za świetny, zwłaszcza że Matylda się oburza, a jej matka tłumaczy coś oczywistego bez emocji. A my dostajemy głębię – ślimaki niekoniecznie są złe, one po prostu są głodne.

 

– Magia musi dojrzeć. Nie jestem cukinią. A ona nie mogłaby przelać magii w kamień. Każdy ma swoją rolę.

– No… ale aszraków mogłoby nie być. I ślimaków też nie!

– W świecie jest miejsce na wszystko.

Lubię takie rozmowy. Przypomniałam sobie, że u mnie w jednej baśni bohaterka też nie chciała pewnego stworzenia i próbowała go usunąć ze świata, ale stworzenie, nawet uznane przez nią za złe, wcale takie nie było. ;)

 

Beczułkowaty tułów zwisał pomiędzy muskularnymi nogami. Chociaż zwierzę miało ich cztery, sposób poruszania się przywodził na myśl raczej owada lub pająka. Naga, szara skóra osłaniała drgające mięśnie i odstające kości.

Brrr, opis jak z horroru. Wyszedł świetnie i przerażająco.

 

– Przybyłeś… by mnie zebrać, prawda? Jak owoc…

Motyw zbierania magicznych ludzi przez smoki – z tym się jeszcze nie spotkałam, uważam to za absolutnie fantastyczne!

 

– Czyli… nie zobaczę już ich wszystkich? – Matylda posmutniała.

Nie. Ale może ich dzieci i wnuki zobaczą lepszy świat.

Gorzki wybór. A raczej brak wyboru. Poświęcenie, które jest oddaniem wszystkiego. Nie tylko rozłąką, a zabraniem dawnego życia. Na zawsze. To długie słowo i ta długość jest tu wyczuwalna. Emocje Matyldy można poczuć nawet bez zagłębienia się w nie. I to jest sztuka.

 

Koniec jest jak z baśni, no ale ten koniec też mnie kupuje, mimo że walka jeszcze się nie zaczęła. Czuć ją w powietrzu, nadchodzą nowe czasy, choć jak to będzie – to już inna historia.

Ta historia mnie urzekła. Można powiedzieć, że oczarowała i napełniła magiczną aurą. Za to Ci dziękuję.

Hej!

 

W nawiasie nie dotyczy opowiadania, takie marudzenie. :D

(Trochę mnie na forum nie było i głównie nadrabiam teksty z obowiązkowego dyżuru, więc gdzieś tam we mnie lekkie zmęczenie. Weszłam i tu, bo pomyślałam, że może czeka mnie krótki tekst do poczytania pomiędzy (akurat ten dzień publikacji nie jest moim dniem z grafiku), zobaczyłam ilość znaków i uznałam, że chyba zostawię na jutro, bo i tak jestem zmęczona, a jak poczytam trochę męczącej prozy, to jakoś wyparowuje ze mnie entuzjazm czytania… )

Ale jakoś przypadkiem zerknęłam na pierwsze zdanie. I wsiąkłam w tekst kursywą tak, że od razu całe zmęczenie ze mnie uszło, a uwaga wróciła, wręcz radość, że oto mam przed sobą tak dobry tekst. Może nie tekst, bo jestem tylko po fragmencie kursywą, ale wstęp do tekstu. Przez to się płynie jak przez najpiękniejsze jezioro, nic – tylko podziwiać!

 

Miecz stal się

stał się

 

O, czyżby świat wielkich owadów i zwierząt? A może małych ludzi? Trochę podróże Gulivera, z dodatkiem fantastyki w postaci tego miecza i tarczy. :D Czyta się dobrze, choć gdzieniegdzie (a wielkie korzenie wiły się po ziemi. Wdrapał się) wybija się na pierwszy plan “się”, ale to łatwo zrzucić na moje spaczenie w tej kwestii. 

 

w tej samej coś uderzyło

w tej samej chwili

 

Cięcie, które zadał, wcięło

cięcie wcięło? Ciut niezgrabnie. 

 

Nie. Pozostanę tutaj do świtu. Będę walczył, póki starczy sił. Pomszczę cię, bracie… Obronię cię, siostro. Zabiję cię, bestio!

Hm, na moje oko za bardzo patetyczne. XD

No ale chyba tak miało być? 

 

Ładne przejście do Matyldy i cukinii, opowiadanie ma takie warstwy magii, które można obierać i oglądać z różnych stron. ;)

 

Zmiany perspektyw są ciekawe, każda historia jest bogata w szczegóły. 

 

które nawet nie zdążyły nawet zawiązać

 

Scena, w której Matylda zauważa Paladina i ratuje go przed przeistoczonym ślimakiem – rewelacyjna. Zwłaszcza że tuż po tym pojawia się stwór bez głowy – brrr… 

 

Ależ połączyłeś te dwa światy, stwory u Paladina i Sorayi będących jednocześnie cukiniami, Matyldę i jej magiczne zdolności, smoki “hodujące” ludzi, ale wcale nie takie złe. 

Napisałeś baśń – magiczną, pełną ciepła, ale też i mroku. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Przy baśni mogę przymknąć oko na ciut za wiele patosu (zwłaszcza teksty rycerza) i za uzdolnienia Matyldy (wiadomo, dziecko takie super magiczne… Pomysł nie nowy, więc tu przydałoby się trochę oryginalności albo przynajmniej jakaś wada). 

Oczywiście klikam, dodam też nominację do Piórka, ale to jak już drugi raz przeczytam i może wyłapię nowe błędy, żebyś miał co poprawiać. ;D Poza tym polecam przejrzeć tekst pod względem “się”. ;)

 

Pozdrawiam, dziękuję za tak uroczą i intrygującą lekturę,

Ananke

Hej! 

Jako że opowiadanie kierowane do dziecka, masz trochę łatwiej, bo możesz zgonić tłumaczenia na dziadka, który tłumaczy. Ale wstęp odrobinę długi jak na horror, tzn. przez spokojną rozmowę wpadam w nastrój melancholii… 

Tutaj też narrator (wiem, niby dziadek, ale można wyczuć, że narrator xD) za bardzo stara się podkreślić, że będzie strasznie. 

Jak już wspominałem, opowiem ci mrożącą krew w żyłach historię o Babci Faszystce. Ów koszmar rozgrywał się w późnych latach

 

nazywana nawet „górką śmierci”

U nas na osiedlu też taka była. :D

 

Są takie momenty przedłużania historii. Oczywiście rozumiem, że dziadek opowiada, ale np. tu:

ale z dalszej części historii dowiesz się, że nie był to ostatni raz.

Hm, no wtrącenie zabiera dynamizm i grozę, którą tworzy poprzednie zdanie. Fakt, że później usłyszymy, że to nie pierwszy raz, nie jest istotny. Z drugiej strony rozumiem limit (znam ten ból :D) i to, że przy tak ścisłych ramach trudno coś wyciąć. 

 

widzisz ja… 

widzisz, ja… 

 

Podoba mi się klimat tego czasu i dzieciaków wchodzących do zakazanego domu, aż przypomniałam sobie swoje dzieciństwo i łażenie po opuszczonych domach. 

 

Ciut za dużo powtarzania, że powinni zawrócić, np. :

Powinniśmy uciekać, a zaczęliśmy poszukiwać.

To również powinno mnie skłonić do ucieczki.

chociaż tak naprawdę powinniśmy byli zawrócić.

 

wszystkie Maryje niezłomnie wodziły za mną wzrokiem

XD

 

Mogłem mieć tylko nadzieję, że to wystarczy.

Miałem nadzieję, że to wystarczy. 

Albo: Oby to wystarczyło. 

 

Koniec poplątany. I tak, jak lubię poplątane historie, to tutaj za bardzo nabroiłeś. Widziałam, że była już wyżej dyskusja, więc nie będę się powtarzać. 

Powodzenia w konkursie! :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

podróże na koniec świata albo misje herosów, podróżujących

 

Sporo wtrąceń, które wybijały mnie z rytmu czytania. Przy wspomnianym jedzeniu książek byłam ciekawa, jak się potoczy. A dostałam przemyślenia. A jak to z przemyśleniami bywa – no są lepsze lub gorsze, ale nie nasycą. Dałeś nam trochę takie ciasta za szybą: patrzcie, ale nie jedzcie. Opisywanie, jakie mogą być książki, jakie są w nich sceny, podróże, dziwne rzeczy – okej, przy felietonie, przy prozie mam ochotę poczytać o tych podróżach. 

I jeszcze na koniec wzmianki o wyborach prezydenckich…

 

No nie wiem. Mnie zmęczyło. Ale potencjał był i tego nie odmawiam, zabrakło historii. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

Hej!

Ślimak zrobił taką interpretację, że człowiek już nie ma po co pisać komentarza. :D 

Wiersz inny, dobrze się czytało, ale zabrakło mi tu więcej fantastyki. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

Hej!

 

Wstęp dość długi i mam wrażenie czytania czegoś typowego, tzn. bohaterka przyjeżdża do jakiegoś miasta, czuć złowieszczą atmosferę, a na koniec fragmentu:

z czym Elara będzie musiała się wkrótce zmierzyć.

To dość mocno odstrasza. Jest tak, jak w wielu podobnych historiach. 

 

ogrodnicze rdzewiały w trawie – zbyt długo nieużywane.

Skoro już rdzewieją, to raczej nie są używane. ;)

 

Mimo, że znała

Bez przecinka. 

 

czuła że to co właśnie doświadcza

czuła, że to, czego właśnie doświadcza

 

nie do końca zdefiniowane

co to znaczy “nie do końca zdefiniowane” sylwetki? 

 

oblizał się. – mamy wakaty na odpowiedniejsze… i opłacalne…yy… opłacane stanowiska. – powiedział,

Po kropce zawsze wielka litera. ;)

 

spoglądającej uprzenio

uprzednio

 

Udał, że lekko, ale jego mina mówiła co innego.

Albo udał, że lekko, albo widać po nim, że mocno. :)

 

Co do treści – początek dość typowy, bohaterka przyjeżdża do obcego miasta, w którym będą się dziać dziwne rzeczy i ona oczywiście w centrum wydarzeń, przy czym jest zdolna, trafiła już na drugim roku. Na plus, że kadra nie jest zbyt chętna do pomocy, ale bohaterowie wydają się dość podobni, trudno mi uznać, czym mogliby się wyróżniać. Lubię na początku czytania mieć kogoś, kto mnie zainteresuje, sprawiając, że chętnie sięgnę po kolejne rozdziały. Tu trochę tego brakuje. 

Wiem, że będzie zaraza, jakaś tajemnica, że będą się uczyć, ale nie ma takiego “haczyka”, który sprawi, że od razu przewrócę stronę, żeby poznać, co dalej. 

Językowo czytało się dobrze, historia ma potencjał, myślę, że dobrze przemyśleć pewne wątki, może coś zmienić we wstępie, dać dodatkową scenę budującą napięcie… Ale to już oczywiście wszystko w Twojej gestii. Powodzenia. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej! 

 

Zagadnienie przerabiane tysiące razy, a teraz nawet Lem się głowi, a z nim jego bohaterowie. :) 

 

Zobacz Trurlu

Zabrakło przecinka. 

 

Mądra decyzja Stanisławie.

Tu także. 

 

Krótki short, nie zaskoczył, bo wiedziałam, że nie da się zrozumieć kobiet. XD

Ale sympatyczny, dzięki za lekturę. :) 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej! 

Pomysł może nie odkrywczy, ale fajny. Za to całość to trochę takie sprawozdanie, więc wypadło zbyt sucho. Momentami jak felieton do gazety. Na plus wtrącenie o aktorach i piosenkach, to mnie lekko rozbawiło. Styl nie był zły, ale przez formę trochę zacierał się całokształt. Kanibalizm i próba obejścia, drukowanie żywności – to temat na żywe opowiadanie (no, może nie dla wszystkich żywe… XD), a tu było dość przewidywalnie i prosto. Ale może kiedyś coś dłuższego powstanie, wtedy chętniej poczytam. :) 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej! 

Zapis dialogów wciąż błędny, nie zamierzasz poprawiać błędów, więc nie ma co ich wskazywać. Całość niestety nie urzekła, jeszcze pierwszy akapit przyjemny, ale później zbyt usilne starania, żeby było prowokacyjnie, a wyszło… Hm, no tak sobie, przy czym przykro mi to pisać, bo myślałam, że czymś mnie zaskoczysz. 

Sen jako sen średnio mi pasuje. Za to na plus momentami język – na pewno widać potencjał. Sam fragment, w którym Viggia „wraca do ciała” – dobrze opisany, wciągający, stąd chyba szkoda, że to nie coś więcej, a sen. A nawet jak nie sen, a wizja, to nadal bohaterka wraca do życia, budzi się, a my już mamy koniec opowiadania. 

Pozdrawiam, 

Ananke

Holly, obecnie mam tak dość komputera i telefonu, że prawie nie sięgam, próbuję się przełamać, ale słabo mi wychodzi. XD

Dzięki, fajnie by było jednak napisać, skoro zaczęłam. :) 

Albo o porostach :D

O ludziach zmienionych w rośliny. :D

Może Anonim się kiedyś ulituje. :D

 

Dzieło już i tak skomentowane, ale dobrze wiedzieć, kto się ukrył. :) 

Zawsze można napisać o roślinach udających grzyby xD. 

Poza tym magiczna roślina, która gada – też staje się organizmem innym niż nasze pojęcie dotyczące roślin. :) 

Niestety u mnie to samo, Ambush. :( 

Jak chciałam wiedzieć, co mam czytać, musiałam szukać wtorków. XD

Bo takie krótkie terminy, że człowiek nie wie nawet, że jest konkurs, a tu byłoby tylko kilkanaście dni do końca. :D

Szukam złotego środka, raz zalewam czytelnika informacjami, a w tym przypadku akcja podąża za szybko. Powoli się zbliżam do tej światotwórczej równowagi. d:

Gryzoku, też szukam złotego środka, więc przybijam piątkę. :D Będziemy razem łapać równowagę. :D

Mogła je tylko uchylić lub wejść i zamknąć za sobą. :) Otwarcie drzwi jest tu celowo podkreślone – mimo niego ucieczka była niemożliwa i tym gorzej wpływało to na psychikę dręczonej. :) Otwarła je na oścież, czując podświadomie zagrożenie wskutek nietypowego zachowania męża.

Bruce, ale odniosłam się do cytowanego fragmentu:

 

po czym zamknął się w gabinecie.

– Co to? – Weszłam, otwierając drzwi.

Piszesz: weszłam, czyli weszła. Musiała wcześniej otworzyć drzwi, inaczej by nie weszła… Podkreślenie byłoby wtedy, gdybyś napisała:

– Co to? – Otworzyłam drzwi. Weszłam.

 

Była przekonana, że to tylko jeden, jedyny, idiotyczny żart ze strony męża i że nic jej nie grozi. 

Tak, ale już przy pierwszym użyciu odczuła negatywne, demoniczne wręcz skutki.

 

Działo się tam znacznie więcej. :) Doszło także do ukamienowania Sary, jej śmierci przy oknie, pojawienia się jako ducha, a także przybycia z innego wymiaru kolejnej ofiary okularów, Dominiki, i śmierci Jadwigi. 

Masz rację, ale wszystko działo się w trakcie dyskusji, przez co te wyjaśnienia przesłoniły mi akcję. ;)

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Hej!

Telepatia tak magicznie. Bardzo ładnie oddany klimat. Jedynie ta jednostronność na minus, bo możliwość czytania w myślach nie zawsze jest tylko błogosławieństwem, czasami to też przekleństwo, kiedyś oglądałam takie anime o pustym mieście, bo ludzie chcieli czytać w myślach, a później nie mogli już blisko siebie mieszkać. 

Dobór słów jak najbardziej na plus. :) 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej!

 

Aleksiej Płotnikow jeden

Aleksiej Płotnikow, jeden

 

Pomysł na myślącą samodzielnie AI dobry, ale całość jest bardziej fragmentem, w którym dochodzi do zakończenia sprawy, zanim się zacznie. Skoro program skasowani, a Oddział Ochrony Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego już przyszedł po bohaterów, to raczej wątpliwe, że jakoś z tego wyjdą.

Ale refleksja o tym, że jeśli taki program powstanie, to nie będzie mile widziany – jak najbardziej na plus. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

po czym zamknął się w gabinecie.

– Co to? – Weszłam, otwierając drzwi.

Skoro zamknął się, a ona weszła, to naturalnie musiała otworzyć drzwi, inaczej by nie weszła. ;)

 

Pomysł bardzo ciekawy – kiedy pojawiły się okulary, myślałam, że będą to takie VR, więc pozytywnie mnie zaskoczyłaś, super! Natomiast same okulary – brr, im dalej w opowiadanie, tym bardziej straszne. Połączenie magii ze średniowiecza i naszej współczesności – intrygujące.

I jeszcze przenoszenie do tamtego świata…

 

Na minus relacje między małżeństwem, trochę mi nie grało to, że mąż kupuje coś takiego, a żona przyjmuje tak spokojnie. W końcu była sparaliżowana na krześle i doświadczyła czegoś okropnego.

 

Za to opisy w lochach – bardzo dobre, odpowiednio makabryczne.

 

Mniej podobało mi się wyjaśnianie, bo odkąd bohaterka trafia do lochów i ciemnego świata, fabularnie jest głównie tłumaczenie co i jak, z jednym atakiem węża.

Tortury – niestety, przy niesprawiedliwości człowiekowi aż włos się jeży na głowie, ale do tej pory zdarzają się takie rzeczy.

 

Koniec za to jak najbardziej na plus – cieszę się, że zabrakło happy endu. :D

Zamknięcie przez męża przypomniało mi Twoją Cylindrolandię, tylko tam był inny świat z kapelusza, a tu świat z okularów. 

 

Całościowo na plus, choć środek zbyt przeładowany. ;)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Luta zaś upijała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić

Nie do końca pojmuję sens, nie miało być:

Luta zaś upajała się tym, co może z nimi wszystkimi zrobić

?

 

Narracja pędzi. Czuć to, przez co trochę trudno współczuć albo chociaż rozumieć bohaterkę. Urywki scen, przeskoki na chwile z dzieciństwa, szczęście z księciem, zdradę, umowę, walkę… Przez to mam problem napisać, co myślę.

Wydarzenia są trochę przysypane czymś w rodzaju… złotych myśli? Nie wiem, jak to określić, np.

Klęski wojsk nie są niczym zaskakującym. Porażka jest częścią strategii wojennej,

Zajmują miejsce w tekście, przez co brakuje wydarzeń, emocji, bohaterów.

 

Nagle pojawia się Archistrateg, ledwo bitwa się zaczyna – a już koniec, wygrali… Akurat takie opowiadania są mocno nie w moim stylu, stąd nie jestem osobą odpowiednią do wypowiadania się na temat całości.

 

Z plusów – językowo były fajne momenty. I scena z przebudzeniem Luty i ujrzeniem Michała – tu czuć emocje, rezygnację, bohaterka nabiera głębi.

 

Pozdrawiam,

Ananke

Hej!

 

Narracja jest nierówna, zaczynasz od:

wśród nas, znudzonych dzieciaków

 

I w trakcie przeplatasz młodzieżowe słownictwo z poważnym, często wydumanym, np.

Ja bowiem nie mogłem przestać myśleć o opustoszałej ruderze i o tym, co rzekomo zobaczył w niej Marcin.

 

Przez to historia staje się mało emocjonująca, bo wiemy, że bohater jest już dorosły i nic złego się nie stało, skoro opowiada po dłuższym czasie.

 

Jeśli chodzi o same opisy – były dobre, czytało się płynnie, to na plus. Jako short całkiem przyjemny, ale zabrakło tu grozy, bo jako osoba strachliwa poczułam bardziej nostalgię. :D

 

Pozdrawiam,

Ananke

jest liczony jako 8 znaków (a nie jako 7, jak chciałaby Ananke) (encja: …)

Z rok temu było to 7 znaków, bo jak pisałam na konkurs i wstawiłam same “…” – strona pokazała dokładnie siedem znaków. :D Czyli w tym roku kolejna zmiana… Może za dziesięć lat znak wielokropka będzie liczony jako trzydzieści znaków i ludzie przestaną go używać. XD

MrPiQ

To nie jest głupie pytanie. Licznik znaków przy wielokropku zamiast policzyć “…” jako jeden znak, liczy to jako siedem. Przy jednym z konkursów doznałam podobnego zdziwienia. Jeśli przerabianie scen nic nie da, czasami warto usunąć kilka wielokropków.

 

Bruno

nawiedzonym budynku (dom, hotel, pensjonat, centrum handlowe itp)

Czy musi być duży budynek? Mam nadzieję, że nie ma limitu i coś wielkości garażu też wchodzi w grę? Grunt, żeby były ściany?

Finklo, dziękuję bardzo za komentarz. :)

 

Uśmiechnęło, chociaż trudno mi powiedzieć, co właściwie mnie rozbawiło.

Może absurd. :D

 

Jeśli ja nie docenię pisania jak kura pazurem, to kto?

heart

 

Ostre zmiany w narracji wydają mi się oryginalne.

Szef wskoczył w grafomańską narrację i chyba było to dość zaskakujące. ;)

 

Bohaterów multum, kura wyróżnia się na tle zwyczajowej bandy z fantasy.

Bo kura jest już legendą!

 

każdy z własnym POV, ale żeby jeden narrator wykopał drugiego, to raczej nie

Cieszę się, że to przypadło do gustu. :)

 

A rysunek szefa po prostu wymiata. Facet powinien mieć wystawy, wernisaże i takie tam…

Lepiej nie dawać mu znać, bo wcieli w życie. XD

 

Taka np. Alice Sheldon publikowała jako James Tiptree i ludzie porównywali “jego” opowiadania do pisarstwa kobiet

Tarnino, kojarzę, że nawet Rowling kazali publikować jako J.K. Rowling, żeby nie było od razu wiadomo, że kobieta…

Finklo, pięknie dziękuję za komentarz. :)

 

Tematyka raczej z tych obyczajowych, więc nie rzuciła na kolana. I za dużo romansu jak na mój gust.

Ale romansu ze spaghetti? :D

 

Dużo ślubów, czyli to musi być komedia.

Początkowo miał być jeszcze pogrzeb, żeby nawiązać do znanego filmu… Ale jakoś tak zaginął w akcji. XD

 

– skoro ten makaron może być bogiem, to dlaczego nie miałby sobie poświntuszyć?

Dokładnie, nawet spaghetti ma prawo do międzygatunkowego seksu. :D

 

Trochę mi brakło pokazania świata – jak to możliwe, że celebryta bierze śluby dzień po dniu i nikomu to nie przeszkadza?

Ale śluby nie były dzień po dniu, tylko tego samego dnia. Brat bohatera (No) brał ślub ze swoją wybranką potajemnie, bez udziału mediów, które w tym czasie miały śledzić jego ślub z Wenusjanką (przy czym na tym ślubie fizycznie stawiłby się brat – Ano). 

Ślub ze spaghetti miał być niewypałem i przyczyną wojny, którą rozkręci No. Do tego ślubu nie miało dojść, zresztą prawnie i tak nie zostałby uznany, bo zamiast No, był tam Ano.

Jak w tekście:

– To miał być niewypał! Posłałem ciebie, żebyś tam wpadł i zaczął ich obrażać,

Wiem, ciut skomplikowane. :D

 

Czy to coś tak powszechnego i niezobowiązującego jak kolacja w restauracji? Czy to dlatego nikt porządnie nie sprawdza tożsamości młodych?

Co do ślubu u spaghetti – kiedy bohater ląduje przed Merkurym, podaje kody, które tylko on zna. Zresztą wygląda jak kapitan, a same spaghetti są specyficzne, więc raczej z dowodu nie sprawdzają…

 

Za to masz rację przy lądowaniu na Wenus – brakuje sceny sprawdzenia, czy to ten bohater. Jakoś nie uznałam za konieczną przy komedii, żeby go przebadali, może za bardzo chcieli tego ślubu i względy polityczne przeważyły. :D

 

BTW, nie wierzę, że bliźniak z nadwagą może z powodzeniem udawać szczupłego brata, który praktycznie całe życie spędził w wojsku.

Hm, ale jako kapitan nie musiał być aż mocno szczupły, a nasz bohater używał robo-kurczaka upodabniającego wyglądem do brata, choć może wzmianka o wyszczuplającej bieliźnie by się przydała. :D

 

Fabuła daje radę, chociaż nie gryzłam paznokci w nerwach.

Dobrze, przynajmniej spokojnie zjesz spaghetti. :D

 

Tarnina

Kurka, weźcie z tym kanibalizmem ><

Coś ostatnio popularny… Podejrzane…

Więc bez wspólnoty – nie ma cywilizacji.

Jimie, stąd pisałam o “czymś na kształt cywilizacji”, co zastąpiłoby naszą cywilizację opartą na wspólnocie, ale jednocześnie byłoby czymś, co można wyróżnić, nie jak wśród zwierząt.

 

Bo cywilizacja wymaga interackcji i komunikacji. Więcej – wymaga miast.

Interakcja i komunikacja – okej, ale jeśli uciąć miasta… Albo zastąpić je czymś innym? Reszta odpowiedzi ukaże się poniekąd w odpowiedzi do Tarniny.

 

Prawdę mówiąc, jestem gdzieś tam wewnętrznie przekonany, że drapieżniki ani klasyczni roślinożercy nie są w stanie stworzyć cywilizacji (z różnych powodów) – i że jeśli spotkamy w przyszłości jakichś obcych z cywilizacją techniczną, będą naszym odpowiednikiem wszystkożerców

Co do tego – stąd właśnie zastanawiam się, jak różni mogliby być obcy (albo gatunek na Ziemi, który mógłby wyewoluować z naszych zwierząt). Na ile różni, a jednak mający coś wspólnego z nami, dzięki czemu komunikacja byłaby po pewnym czasie możliwa.

 

czy samotnicy nie mogą tworzyć czegoś na wzór cywilizacji?

Nie. Jak to sobie wyobrażasz? (Tarnina)

Już wyjaśniam. ;)

Napisałam o tych samotnikach tworzących „coś na wzór cywilizacji” jako o innej rasie. Ludzie tworzą cywilizację, w której jest coś na kształt wspólnoty, żyją w grupie, budują miasta, w których później mieszkają. 

A co, jeśli istniałaby rasa, która jest inteligentna, ale każdy mieszka sam, nie ma łączenia się w pary, a potomkowie rodzą się z jaj i do zapłodnienia dochodzi w krótkim akcie bez emocji?

Na czym mogłyby polegać relacje u takiej rasy? Na wspólnym pokonaniu wroga? Na wymianie informacji, gdzie jest jedzenie? 

Trochę takie hobbity-samotnicy, którzy nie łączą się w pary, a jeśli ma być dziecko to powstaje w chwilę i nie ma więzi. 

Bo u nas oczywiście dużo dają więzi, przekazywanie wiedzy, bez tego nie ma możliwości na coś więcej. Więc tak sobie drążę i gdybam, co innego dałoby radę przy grupie inteligentnych istot, które w jakiś sposób się komunikują, na wyższym poziomie, ale nie potrzebują do tego zakładać rodziny i wspólnot. Oczywiście może to być niemożliwe. Próbuję spojrzeć w sposób odmienny od naszego, ludzkiego.

 

Jimie

Książkę polecam. ;)

to one nie zajmują się potomstwem.

A skoro się potomstwem nie zajmują, to nie mogą nic mu przekazać. A taki międzypokoleniowy przekaz jest niezbędny do wytworzenia cywilizacji. Gdybyśmy tego nie umieli, nadal byśmy biegali po sawannie goniąc gazele (i pewnie bylibyśmy mniej nieszczęśliwi niż dziś, ale to szczegół).

To prawda, że ośmiornice nie zajmują się potomstwem, stąd w książce pewien przełom następuje właśnie w tym momencie. ;) I co, gdyby się zajmowały… Ich inteligencja, kombinowanie z prostymi narzędziami, pamięć…

Ludzie też kiedyś nie potrafili pisać. Może ośmiornice też się zmienią.

 

Nie twierdzę, że język, w naszym rozumieniu, jest potrzebny – ale jakiś system przekazania wiedzy potomstwu na pewno – inaczej stale startujemy w każdym pokoleniu od zera (alternatywą komunikacji i zajmowania się potomstwem mogłaby być jakaś pamięć ponadosobnicza, na przykład genetyczna).

U ośmiornic też była komunikacja językiem, ale w inny sposób niż mowa. ;)

Nie wiem, czy wojna aż tak się opłaca. Można ludźmi sterować i mieć pieniądze bez wydawania ich na światową wojnę. Przykłady wielkich ekspansji dowodzą, że wojny są czasochłonne i na wielką skalę i tak zawodzą.

Dziękujemy jurorkom za tak fun-tastyczny konkurs!

Finklo, Irko, napracowałyście się przy czytaniu i komentowaniu. I przy ocenianiu, bo jednak wybrać – to zawsze trudne.

Anonimowość była jak najbardziej na plus, spore grono Fantastów bawiło się doskonale, ja wśród nich, jednak zgadywanie, rozmyślanie kto napisał, maskowanie się – to wszystko było powodem wielkiej radości. :D

Naprawdę dziękuję i doceniam. heartheart

 

O, jestem wyróżniona, jak miło. :)

 

Gratulacje dla zwycięzców (tych publiczności, jak i jurorskich) oraz dla wyróżnionych.

Było super!

Jednakowoż władze okradające kontenery z odzieżą dla najuboższych to pewna nowość.

Czy ja wiem? Obecnie wszystko można nagrać i wyjdzie. A o przekrętach z dawnych czasów niewiele wiemy, tzn. mam na myśli te, które nie ujrzały światła dziennego, bo nikt o nich nie mówił.

 

Im bardziej lokalny konflikt, tym łatwiej uciec.

Zawsze dość łatwo powiedzieć, że można uciec. Ale zostawić wszystko – nie każdy potrafi. I nie każdy może.

 

Katrina zabiła coś koło dwóch tysięcy, powódź w Hiszpanii ponad 200. Nie wydaje mi się, że to mało. A jak jesteśmy przy umieraniu… Ilu ludzi zabiją antyszczepionkowcy?

A ile zabiła II wojna? Patrząc na kilka lat, w trakcie których zginęło ok. 65 mln., a ilość rannych i skrzywionych psychicznie – tego się nawet nie zliczy.

Antyszczepionkowcy – masz rację, choć ilu zabił brak szczepionek kiedyś, bo był brak dostępu…

 

Ale za to na prezesów banków centralnych wybierało się wybitnych ekonomistów.

Danych nie mam, trzeba spojrzeć w statystyki. :)

 

 

Ślimaku

 

Zgoda, niemniej miło byłoby dojść do takiego punktu w rozwoju cywilizacji, żeby ludzie nie mieli obowiązku być silni wbrew sobie.

Nie da się ludziom dogodzić. Po prostu. ;)

 

każdy skrzywdzony “mały człowieczek” mógł być Twoim ostatnim.

“Mógł”, ale czy był? Czy zawsze ludzie się buntowali? I czy wszyscy? Doprowadzeni do ostateczności – tak, ale wystarczy spojrzeć na machinę obozów, w których bunt nie zawsze był tak prosty.

 

I może stąd się bierze pasja literacka?

Możliwe. :)

Hej!

Mam wrażenie dość długiego wstępu, po którym następuje ucięcie akcji. Po trzech zwrotkach mamy:

Pląsają, skaczą, krążą w bezsensie szalonym.

Czyli zaczynamy “przedstawienie”, które ostatecznie okazuje się życiem. Ale dlaczego na scenie z demonami? Mi to bardziej przypomina pośmiertny czyściec albo coś w tym stylu. Demony rzucają się na ludzi występującymi na scenie, stąd zastanawiam się, czy ten atak to zakończenie życia, czy może jeszcze w trakcie…

Miałam mocne skojarzenie Makbetem

 

Życie jest tylko przechodnim półcieniem,

Nędznym aktorem, który swą rolę

Przez parę godzin wygrawszy na scenie

W nicość przepada – powieścią idioty,

Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą.

(Szekspir)

 

Uwielbiam ten cytat i znam na pamięć. :)

 

Pochwalę za to stylizację – konsekwentna, używasz pasujących zwrotów, nie ma potocznych wyrażeń, czytało się dobrze. ;)

No ale jak mówiłam – życie teatr, scena, niech żyje bal… Temat znany, więc przenośnia zbyt mocno oczywista, może przez tytuł, który od razu naprowadza na “Życie człowiecze” – a w pierwszej zwrotce jest teatr i… No cóż, może to też moja przywara, że zbyt szybko się domyślam i psuję sobie zabawę. :P

 

Pozdrawiam,

Ananke

Pisałam długo o nieletnim gnojku – zepsutym, uzależnionym od narkotyków. I o mężczyźnie złamanym przez życie, z wojennymi doświadczeniami.

Zdarzyło mi się, że mając pseudonim bardziej męski i publikując w necie – uznawano, że pisze jako mężczyzna i niemożliwe, że jestem kobietą. ;p Czasami ciekawe, na ile świadomość, kto napisał, warunkuje nasze spojrzenie na tekst, tzn. czy mając wiedzę, że coś pisała kobieta – patrzymy inaczej, odbieramy inaczej? Hm…

Cieszę się, że Ty przynajmniej się najadłaś przy szwedzkim stole, który wystawiłem :)

Jestem fanką szwedzkich stołów. :) Chociaż trzeba uważać, bo kiedyś jednego dnia wystawili fontannę czekoladową, a drugiego fontannę serową. Pewien chłopiec myślał chyba, że to biała czekolada i… oblał nią sobie słodkiego pączka. :D

 

I właśnie tak miało być.

I to jest niesamowite. :) Z moich ulubionych – ten fragment:

 

wychodzę

światła

 

znaleźć trochę czasu

mijam groby

przemyśleć

między wierszami

 

Niezwykłe jest to, że bohater wychodzi, zapalają się światła… Albo wychodzi (światła – gasną) i szuka czasu. Wychodzi znaleźć czas, żeby odwiedzić groby. Szuka czasu, żeby przemyśleć, a w tym czasie mija groby. Chce znaleźć trochę czasu, żeby przemyśleć, a mija groby tylko między wierszami, te w umyśle. I to między wierszami jest jak kotwica do całego tekstu – bo całość można czytać między wierszami, na różne sposoby. Zabawa w interpretacje jest tu dla mnie naprawdę wciąż świeża i za każdym razem w głowie tlą się inne pomysły. ;)

ostro się wzięłaś za czytanie

Tak, wszystkie na konkurs przeczytane. :D

 

Pisanie, żeby było śmieszne, jest faktycznie trudne

To też kwestia gustu, bo przecież nie wszyscy mamy taki sam, więc trafiamy do wybranego grona, podobnego do nas. :)

 

Bardzo lubię pisać komedie, jakoś tak samo skręca zawsze w tą stronę

Komediowo już Cię trochę poczytałam i wiem, że naprawdę potrafisz, będę Twoje komedie czytać w ciemno. heart

Będąc przy ciemności, “Ślepa noc”, mówisz? ;) Dodam do kolejki. :)

I dlatego czułki mi opadają, gdy widzę, ilu ludzi mniej lub bardziej aktywnie popiera poglądy dążące do likwidacji tego podstawowego poczucia bezpieczeństwa.

Jak to mówią…

Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy – G. Michael Hopf “The End”.

 

Oczywiście, że kłamali zawsze. Ale teraz mam wrażenie, że to są wypowiedzi w stylu “nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?”.

Finklo, a czy kiedyś nie mieli większej władzy, biorąc pod uwagę fakt, że ogólnie ludzie byli biedniejsi i mniej mogli?

 

Ale mieliśmy kilkadziesiąt lat (s)pokoju w naszej piaskownicy. Tak, były tarcia, konflikty w byłej Jugosławii itp. Ale bez ordynarnego najazdu z zewnątrz na mniejsze państwo.

Z drugiej strony dla ludzi z Jugosławii te konflikty stanowiły centrum życia.

 

Kiedyś zabijał mróz. Susza może zostawiać mniej odcisków palców. Za to pożary i wichury są już bardziej widowiskowe.

Pytanie, ile ludzi umierało kiedyś w czasie powodzi i innych katastrof, a ile osób umiera teraz?

 

Póki co jeszcze mamy te dobrodziejstwa cywilizacji. Ale jakoś przestały one być pewnikiem. I to dla mnie jedna z oznak tych wariujących czasów.

Kiedyś nic nie było pewnikiem…

Chociaż fakt, że ładnych parę lat temu wynajmowaliśmy z mężem mieszkanie i paliliśmy w piecu kaflowym, który w razie czego byłby wybawieniem, bo drewna jakoś się nazbiera, a jak gaz odetną…

 

Nie wiem, czy to nostalgia, bo wcale nie tęsknię za komunizmem. Raczej nie podobają mi się trendy.

Czasy zazwyczaj nam nie pasują, bo chcemy lepiej, inaczej, po naszemu. Nie ma w tym nic złego. Ja bardziej uważam, że sami musimy tworzyć sobie takie czasy, jakie chcemy. A jak nie da się globalnie, to chociaż w domu, w bliskim środowisku. ;)

Jimie, kompozycja pozwalająca na wielość interpretacji – wspaniała. To wiersz, w który zagłębiałam się kilka razy, czytając w różnych wariantach.

 

Osobiście najbardziej spodobał mi się ten wariant:

 

twarz pokrywam białą farbą

światła

 

znaleźć trochę czasu

między wierszami

 

czy na scenie

jest wszystko

 

wszystkowiedzącym

i miałkość i małość

 

brawa brawa

i minąłem przemknąłem

 

Tylko tu już mi zgrzytało. :)

oblałem

nawet pytań

 

Ale nie można mieć wszystkiego. ;)

 

Ech, pogubiłam się w wielościach interpretacji.

Finklo, ja się nie gubiłam w interpretacjach, bo ustawiałam je sobie tak, jak chciałam.

 

Za to interpretacji jest tu tyle, że człowiek nie dałby rady wypisać wszystkiego. ;)

 

Klikam za te wszystkie możliwości, pozdrawiam,

Ananke

No, może i zawsze był porąbany

Finklo, a kiedy politycy nie kłamali? Kiedyś wojna w Europie to był standard. A oprócz wojny głód, ucisk, wyzysk… Klimat szaleje, a kiedyś mróz zabijał.

Zawsze coś. Zawsze patrzymy z naszej perspektywy, a zauważ, że jesteśmy w ciepłych domach, mamy jedzenie i nie żyjemy w strachu, że ktoś wyważy drzwi, ustawi nas pod ścianą i zabije.

Nie mówię, że nasze czasy są super. Wkurzam się na nie i wiele mi nie pasuje. Ale czym jest nostalgia za czymś, czego nie znamy?

 

Pod tym względem to głównie zapamiętuję, jeżeli czytałem coś przy silnym bólu głowy (Ania z Zielonego Wzgórza, Ziemia obiecana).

Ślimaku, silny ból głowy z powodu treści? :)

Ja pamiętam książki czytane na strychu, pamiętam ich zapach, kurz, magię stron. Pamiętam ciszę, kiedy czytałam, skrzypienie schodów, gdy ktoś przechodził.

Pamiętam te czytane po kryjomu, pod kołdrą, z latarką.

Pamiętam czytane w lesie, pod drzewem, kiedy nie miałam ochoty zbierać grzybów.

Pamiętam te czytane w szkolnej ławce, wsunięte w podręcznik/zeszyt.

I wiele innych, przy których wspominam nie tylko treść, ale też czasy poznawania historii.

 

 

Oj, tak, bo to jest wyższy szczebelek…

Myślę, że po to chyba część z nas pisze? Przynajmniej ja – żeby poznać coś innego przez opowiadanie, sprawdzić, na ile jesteśmy w stanie realistycznie opisać coś, z czym się nie zetknęliśmy. ;)

Cywilizacja jest to metoda ustroju życia zbiorowego (Koneczny). Nie ma za co wink

Tarnino, nie chodzi mi o regułę naszej cywilizacji, ale o cywilizacje innych ras, bo czy samotnicy nie mogą tworzyć czegoś na wzór cywilizacji? Czemu cywilizacja dla niektórych określa “coś więcej”?

 

Przypuszczam, że nawet się nie domyślasz, jak długa, skomplikowana i wymagająca rycia w źródłach byłaby porządna odpowiedź na to pytanie laugh Ale na szczęście jest retoryczne (uff!). I mogę się ograniczyć do zacytowania maksymy: video meliora, proboque – deteriora sequor.

heart

Domyślam się, stąd dyskutuję tutaj, pod tekstem Jima, a nie na stronie osób zajmujących się tym zawodowo. :D

Rozmawiamy na luzie, bez konieczności sięgania do każdego źródła. :)

 

Zależy jak bardzo jesteś głodna :)

Jimie, ale chodzi o ogólne zasady przy cywilizowanym świecie, a nie ekstremalne warunki, w których zjemy sąsiada, bo jesteśmy tak głodni, że nam odbija. ;)

Raczej siadając na przystanku nie patrzę na ludzi i nie myślę: “W sumie po co mam kupować bułkę w sklepie, odrąbie rękę panu z lewej, upiekę i już, wyjdzie taniej”. XD

 

13 października 1972 roku w Andach rozbił się samolot, przewożący drużynę rugbystów, ich krewnych, partnerki, rodziny itp.

Znam tę historię bardzo dobrze. I znam dużo historii o kanibalach. 

Jeśli nie znasz, polecam komiks:

 

Ale, ale, ale – możesz mi powiedzieć, że co w dzikim Urugwaju, to na pewno nie u nas?

Tak nie powiem. ;)

 

Historię oblężenia kojarzyłam, ale dzięki za odświeżenie. ;) Choć nie uważam, że trzeba szukać tak daleko.

U nas w Szczecinie był znany przypadek mordercy, którego nazywali też kanibalem, ludzie mówili, że sprzedawał ludzkie mięso, ale ile w tym prawdy, to trudno powiedzieć. Fakt, że poćwiartował ofiarę i w jego domu na talerzu było ludzkie mięso. Sprzedawał też bigos niewiadomego pochodzenia. Ale czy sprzedawał w nim inne ofiary – nie wiadomo, szybko wykonali wyrok śmierci.

 

Z notatki służbowej policji:

W kuchni na podłodze leżał korpus z odciętą głową, rękami i nogami. Kończyny leżały przy nim. Obok stało wiadro z wnętrznościami należącymi najprawdopodobniej do ofiary. W kuchni na blacie ujawniliśmy talerze z wątrobą i ludzkim sercem. Obok stała maszynka do mielenia, przez którą ktoś przepuścił mięso. Obok znajdował się talerz z sałatką z pomidorów.

 

Podobnie nie wypada wspominać o przypadkach kanibalizmu w niemiecki obozach koncentracyjnych.

Nie wypada, bo obecnie dużo się wypiera, poza tym jest trochę tak, że przez współczucie zazwyczaj kreuje się tylko dobry obraz ofiar. A często ofiary były też katami.

Mnie bardziej dziwi, że ludzie nie wiedzą o kanibalizmie, wystarczy pomyśleć o takim obozie i już trudno wyobrazić sobie, że mogłoby tam kanibalizmu nie być.

 

Pewnie i tak Ci się nie będzie chciało czytać takich staroci, które powstały na długo przed Twoim urodzeniem, więc zaspoileruję

Nie dokończę spoileru, bo starsze książki czytam, przy sf to głównie starsze, bo mam sporo z kiermaszów za złotówkę. :D Chociaż to zbiorki opowiadań. Zdarza mi się czytać takie starocie, że nie ma ich nawet na Lubimy Czytać, coś też sama dodawałam. ;p

 

Jedna z moich najukochańszych książek została wydana w 1925 roku, więc proszę nie skreślać dawnych dzieł. :)

 

…to pytaniem nie będzie czy jeść, ale kto kogo zje pierwszy! :)

Taaak, dziękuję za interesującą dyskusję, ale mi chodziło o to, że w cywilizacji zakładamy, że nie zjadamy się na spotkaniach, choć podobnych obietnic nie złożą wilki, które wejdą na polanę i spotkają sarny. Ludzie, o których wspomniałeś, nie zjadali siebie nawzajem od razu, ale dopiero przyparci do muru głodem. Początkowo szukali innych rozwiązań i gdyby człowiek na skraju śmierci dostał wybór: jesz człowieka albo umierasz, to większość zje. Ale daj takiemu człowiekowi wybór: jesz kotleta czy człowieka? Co odpowie? :) Dobrze, nie liczę psychopatów albo tych, co im pomieszało w zmysłach. ;p

wszystkie uwagi, z których każda motywuje, by poprawiać to co już napisane i tworzyć nowe opowieści.

Cieszę się, że komentarze są przydatne. :) A tworzenie kolejnych opowieści – jestem jak najbardziej za, będę czytać. :)

 

Co do bohaterów – jest jak piszesz, po konkursie można spokojnie trochę znaków dodać. Albo opisać więcej w kolejnych historiach, to już zawsze Twój wybór. ;)

 

Niedźwiedź zaś głośno ryczy o oddzielne opowiadanie! Jak nie, to wygryzie klawiaturę i nie będzie więcej Żab!

Widzę, że niedźwiedź przegryzie się do świata kolejnego opowiadania. :D

Mam nadzieję, że to inne czasy i świat – bo nie ukrywam, powyżej trochę mnie zmroziła uwaga, że już pora na następną edycję balu…

Chodziło mi o wyobrażenie sobie świata z książki, choć trochę też o cofnięcie do czasów, w których to czytałam… Są książki, które pamiętamy nie tylko za treść, ale też okoliczności poznawania ich.

 

To jest tylko nieznaczne przekształcenie wzorca typowego dla klasycznego sonetu.

Rozumiem, wyraziłam jedynie odczucia towarzyszące lekturze. :)

 

Ale świat ostatnio się jakiś taki porąbany robi…

Finklo, ostatnio? Ja mam wrażenie, że od zawsze jest porąbany…

https://www.youtube.com/watch?v=gh41Wxez9PE

A generation drenched in hate says he has been here!

And I see no bravery, no bravery

In your eyes anymore, only sadness!

Na pewno ładne przemyślenia i to, że mimo wejścia do wioski, ten sentyment i tak pozostanie. Nie zniknie, nie zaleczy go wizyta w domu, przesłanie tak spokojnie zamyka wiersz. ;) Nie neguję, że to dobrze podana nostalgia, tylko że trochę wierszy poczytałam i może szukam czegoś, czego jeszcze nie znalazłam. :)

Pozdrawiam wieczorowo. :)

Hej! 

Tytuł o sentymentach, w utworze sentymenty… Nostalgicznie ładne, ale zabrakło mi trochę czegoś intrygującego, świeżego. ;) 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej! 

Ja bym to rozbiła. I brakuje przecinków. Kropki na końcu. 

 

Jestem klaunem, żongluję swoimi myślami.

Spadają, by rozbić się o zimną, twardą podłogę. 

 

Jest okej jako pomysł. :) 

Hej! 

Ładne, choć przez tytuł myślałam o czymś rodem z fantasy, a romanse mnie interesują, kiedy są czynś więcej. :) 

 

intuicja nie myli kroków

tykających.

Czy kropka celowo? Bo wcześniej brak, później też. 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej, czytało się dobrze, tylko mam wrażenie, że gdyby napisać to jako ciągłą wypowiedź, nie byłoby różnicy. Trochę taka instrukcja zamieszczona przed wejściem. Choć ta sterylność coś w sobie ma… 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej! 

Ach, „Mistrz i Małgorzata”, uwielbiam! 

 

Utwór ładny, wyrazisty, przenosił do innych czasów, innego świata. Poetycko taki wodospad dla duszy, pod którym przechodzę i jestem oczarowana. 

 

Pod względem zapisów – miałam lekkie zgrzyty. 

Bal. Goście prą i tłoczą, pchają się pomiędzy

Trudno wyobrazić sobie „tłoczą” bez „się”, nawet jak dalej mamy „pchają się”. Rymy też momentami zaburzone, tzn. raz były, raz nie i nie wiedziałam, czy to zamierzone, czy zabrakło rymów. :) 

Ale całościowo z przyjemnością zanurzyłam się w lekturę, więc klikam. 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

 

Hej! 

 

Momentami za dużo tłumaczysz, np.

Prawda. Nowe okrycie gromadzi zużytą biomasę ze skóry. – Villuelo chciało opowiedzieć o swoich pomysłach, lecz Ankela przerwała słowotok obojnaka.

– Wiesz, ile waży moja opinia na zgromadzeniu? Wiesz, co będzie, gdy potępię twoje pomysły?

Zamiast tłumaczyć, że Villuelo chciał opowiedzieć, a Ankela przerwała, warto zacząć dialog i skończyć trzema kropkami, po czym dać wypowiedź Ankeli. 

Ankela groziła, zachowując nieskazitelny uśmiech i przymilne spojrzenie.

Tu tak samo – wiemy, że groziła, można skupić się na tym uśmiechu i spojrzeniu. 

 

długotrwałego przebywania kriostazie.

Literówka. 

 

Momentami przeskakujesz w narracji, co sprawia wrażenie nierówności, np. wcześniej opisujesz akcję z punktu widzenia Ankeli, po czym na balkonie nagle przekakujemy do głowy Johna:

Wokół tych domów? Wieżowców? John nie był pewien, jak je określić, ale wokół tych brył unosiły się czarne (…) 

Wybija to z rytmu, trochę jakby narrator nie wiedział, jak to opisać i wspomógł się niewiedzą bohatera. 

 

nie wszystko rozumiem o tobie

Celowo błędna forma? 

 

pomyśleć, że są podobne filmów

do filmów

 

W jego czasie robiło się to w sposób całkowicie cielesny.

Aż przypomniałam sobie wątek z „Góra w morzu”, tam podobnie to wyglądało. 

 

Ankela zadrżała

Brak kropki

 

Ankele zostali sami.

Literówka. 

 

Ankela krygowała się. Żeby wyciągnąć z niej prawdę, obojnak musiał jeszcze długo nalegać.

Zbyt pośpiesznie opisujesz. 

 

 Nie będąc do końca prze­ko­na­nym o praw­dzi­wo­ści tych słów, zde­cy­do­wał się na po­chleb­stwo. Wie­dział, że zgro­ma­dze­ni na pre­mie­rze lu­dzie po­czu­ją się do­war­to­ścio­wa­ni, jeśli po­chwa­li ich spo­sób życia.

Mocno streszczasz, przez co brzmi to dość płytko.

 

An­ke­la nie chcia­ła tak łatwo od­pu­ścić. Była zde­ter­mi­no­wa­na, aby usły­szeć opi­nię astro­nau­ty. Za­pew­ne roz­mo­wa nie skoń­czy­ła­by się na de­kla­ra­cji Johna, gdyby nie Imke 

Tu też dużo wyjaśniasz, tłumaczysz… 

 

Naj­wy­raź­niej nie miał w zwy­cza­ju owi­jać w ba­weł­nę, po­nie­waż od razu prze­szedł do rze­czy.

– Za­do­wa­la­ją mnie twoje po­stę­py

Tu też: trzy razy to samo… Skoro przeszedł do rzeczy, wiemy, że nie owija w bawełnę, a jak zaczynasz zdanie od „Zadowalają mnie… ” to wiemy, że tak zaczął, bez słowa wstępu. :p

Całość mocno cierpi na powtarzalności zdań, wiesz, trochę jak scena typu:

Iga miała skłonność do zmartwień, bo podeszła z przejętą miną. 

– Martwię się – zmartwiła się Iga. 

XD

 

lecz mogła zgadnąć, z czego się ono brało – z pożądania czy ze strachu?

Hm, no to jak mogła zgadnąć to skąd znak zapytania? 

 

Przed chwilą John stracił nad sobą panowanie, a narrator serwuje nam taki opis:

Ankela z przerażeniem patrzyła na Johna, ponieważ najwyraźniej stracił nad sobą panowanie. – Opanuj emocje, proszę.

No i dialog Ankeli niżej. 

 

Ale ogólnie scena na plus – fajnie pokazane zagubienie Johna i niezrozumienie świata. Ale świat, w którym brak karier, pieniędzy… Trochę za bardzo jak utopia. :p To mi zgrzytało.

 

No i koniec z odesłaniem – tak nagle. A potem jeszcze projekt Ankeli – hm, mam wrażenie, że ucinałeś, że pod koniec skracałeś pomysły. Mało tego świata, mało zagłębienia się w niego. Streszczenia momentami zgrzytały, a językowo nie zawsze wiedziałam, co jest błędem, a co stylizacją. Ale ogólnie całość mi się podobała. ;) 

 

Pozdrawiam, 

Ananke

To miłe, że uważasz je za mądre – nie wiem, czy nie na wyrost – ale nawet gdyby, mądrość można wyrażać na różne sposoby. 

Na pewno nie na wyrost, Finkla Cię niżej podsumowała: mądry i skromny, poza tym odpisujesz dokładnie i starannie. ;)

Więc proszę nie narzekać i przyjmować komplementy. :D

 

 

Jimie,

 

Black Mirror chyba widziałem przynajmniej częściowo, ale kompletnie nie pamiętam.

“Black Mirror” – w każdym odcinku serialu jest inna historia. Ja polecam takie:

s01e03 Cała Twoja historia (o implantach w pamięci).

s03e03 Zamknij się i tańcz (szantaż hakerów)

s03e05 Ludzie przeciw ogniowi (jak naprawdę wygląda wojna)

s04e01 USS Callister (czym jest umysł? Czym jest człowiek?)

s04e04 Hang the DJ (program randkowy…?)

s04e06 Czarne muzeum (mocny, życie wieczne…)

Te najmocniej mną trzepnęły.

 

 

“Lepsi niż my” nie widziałem. Dobre? Polecasz?

Polecam, jedynie koniec zbyt ugładzony, ale bohaterowie ciekawi, to właśnie te czasy, kiedy roboty są wśród nas i są ważne.

 

Czyli właściwie czego? Mam nadzieję, że pozostawiłem tu dużą swobodę interpretacji, co właściwie jest zabijane.

Wiem, dlatego mi się podobało. Lubię pomyśleć. Lubię dociekać, czym jest “to coś”, stąd też polecałam USS Calister. ;)

 

Nie wiem czym jesteśmy – całkiem możliwe, że ludźmi, ale co to właściwie znaczy? Bardzo chętnie część homo sapiens wyłączamy z tego zbioru, to zarazem wygodne jak i niebezpieczne. Ale czasem – konieczne. Czy jesteśmy w stanie włączyć do zbioru ludzi obiekty spoza gatunku homo sapiens? To jeszcze trudniejsze.

Czytałam “Górę pod morzem” o cywilizowanych ośmiornicach. I teraz pytanie – co byśmy zrobili, gdyby naprawdę odkryto cywilizację? Ile osób dalej by jadło ośmiornice, bo nie wierzą w ich cywilizację (a o to nietrudno, skoro ludzie wierzą w płaską Ziemię). I teraz pytanie: czy ci ludzie byliby w stanie uznać kosmitów, którzy przylatują i są człekokształtni? A jeśli statkiem przylecą ośmiornicopodobne? Czym jest dla nas cywilizacja, bo dość słabo się nad tym pochylamy. I czemu cywilizacja to coś, co już zabrania jeść, ale inteligencja czy ból – nie?

To takie pytania retoryczne, moim zamiarem nie było zadanie Ci trudnych pytań, żebyś na nie odpowiadał, po prostu przeniosłam myśli do okienka komputera. :D

Hej, Krokusie!

 

Wreszcie się pojawiłeś, w końcu wiosna. :D

 

jest miejsce na sytuacyjne żarty… i dałaś radę.

Dziękuję. :) Trochę się bałam, że moje poczucie humoru nie podoła, a tu jednak większości przypasowało, jestem w szoku. :D

 

Spaghetti, cóż… chyba będę na nie patrzył już trochę inaczej.

Oj, zawsze można zrobić zwykłe spaghetti, nie podkradać tego kosmicznego. :)

 

Teraz tak patrzę na tytuł i faktycznie próbowałaś podszywać się pod Doppelcesare. Myślę, że całkiem udanie ;)

Głównie w komentarzach, co nawet nieźle wyszło. :D

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Cóż pozostało – usuwam dyskutowane zdanie i ujawniam Ślimaka. Pewnie to niewielkie zaskoczenie, mam wrażenie, że jak bym się nie obrócił, z którejś strony wystawał przynajmniej jeden czułek.

Za mądre komentarze dodajesz, stąd już po tym można rozpoznać :D Ja maskowałam się prawie idealnie. :D

Hej!

 

Podoba mi się wstęp, pamiętam, że dawno temu pisałam dłuuugie opowiadanie i moi bohaterowie zostali poddani próbom, więc napisałam takie spotkanie z bohaterami, którzy na mnie narzekali. XD Odżyły wspomnienia tamtych czasów, więc dzięki Ci za to. :)

 

Na plus lekkie wprowadzasz do akcji. Mogę jedynie trochę pomarudzić, bo nie jestem fanką streszczeń, wolę zagłębiać się w akcję “tu i teraz”, bez wspominania, że było tak i tak… Choć tutaj przyznaję, że tych streszczeń niewiele, także nie jest źle. ;)

 

Ale dochodzimy do pająka – tkanie złotą nicią, bogini – co jest bardzo oryginalnym pomysłem. Jeszcze się nie spotkałam z taką komunikacją. ;)

 

Brzęknęła miska, zostawiona na klepisku.

Bez przecinka, bo zostawiona odnosi się do miski . ;)

 

się na równe nogi i z impetem wyrżnął głową w powałę. Wyrwana z sufitu deska odbiła się od podłogi i zatańczyła na jednym z końców, wahając się to w prawo, to w lewo. Pył, osypujący się

Lekka siękoza.

 

Za to masz taki naturalny talent do płynnego poruszania się od poważnych scen, które sygnalizują coś ważnego, do komediowych scenek. Tu złota nić, wiadomość od bogini, a tu pach, pach, miska spada, seria niefortunnych wypadków i…

 

Jej koniec wpadł prosto w pajęczą sieć.

– Nie! Dlaczego?!

Podniosłem deskę i ze zgrozą patrzyłem na drgające w konwulsjach nóżki pająka.

 

Czarny humor, który do mnie trafia. No i przełamanie schematów, bo w 90% bohater oczywiście podejdzie i pozna tajemnice tkane przez pająka… A tu nie i to jest fajne. :D

 

– A innych nazw nie mają? – odezwał się Beht. – Takich, co by mi się włos na głowie nie jeżył? Bo jak się za dużo jeży, to wypada, a łysy nie chcę wracać.

To też jest dobre. :D

 

Scena zazdrości Irtil o Almenę tak napisana, że miałam uśmiech na twarzy przez całość. ;) Zastanawiam się jedynie, czemu Irtil nie zorientowała się w tym podstępie. ;)

 

Jak tak teraz czytam, to brakuje mi trochę bohaterów. Edan jest narratorem, więc widzimy, co myśli. Irtil włada magią i ma ognisty temperament. Ortek jest niegarniętym siłaczem i na tym bazuje jego postać, ale przy kolejnej części to trochę mało. Podobnie z Behtem – za wiele o nim nie wiadomo. A niedźwiedź też jest miśkiem i fajnie, gdybyśmy czegoś się o nim dowiedzieli. W końcu to nie jest pierwsze opowiadanie. ;)

 

Scena zbliżenia na plus, bez przesadzania, ale namiętna i dobrze opisana. ;)

 

Obudziłam się obok Edana. Nie pamiętałam, jak się tu znalazłam, ale w pierwszej chwili nie wydawało się to ważne.

Siękoza.

 

Hm… Początkowo mamy tylko narrację Edana, później dołącza Irtil, ale teraz jeszcze Beht i Ortek, no i byłoby to fajne, gdyby te narracje przeplatały się od początku, a tak to trochę zaburza czytanie. No i ponownie – mamy punkty widzenia innych bohaterów, ale niewiele się z nich dowiadujemy o tych, co prowadzą narrację.

 

Fakt, że Irtil przejęła bogini był dość typowym motywem, ale na pewno na plus samo opisanie tego, scenka z niedźwiedziem przekazującym Edenowi informacje – świetna, no i to walnięcie młotem. XD

 

Pozdrawiam,

Ananke

Gratulacje!

Ostatnio trudny czas, więc dodałam do kolejki, poczytam na spokojnie. ;)

A ja lubię opisywać problemy, które nie są moje. ;) Stąd zdarza mi się męska narracja. ;) 

Fajnie wiedzieć, czy mamy wyczucie pisząc o czymś, co nas nie dotyczy. ;) 

heart

Jimie, dziękuję. :) 

 

Tarnino, a ja się bałam, że to szybko wyjdzie, a jednak maskowanie się udało. :D

 

Marzanie, czyli bardziej pasowałam pod wesele? :D

A z tymi końcówkami to bym uważała, ja też celowo je zmieniałam. :p

Ale narrator rodzi się z bólu autora :D

Tarnino, chyba nie zawsze. ;) A przynajmniej nie zawsze dobrze tak pomyśleć, kiedy ktoś opisuje drastyczny przypadek, a my uznamy, że autor ma ten sam problem. :D 

 

W domu poszukam ze słownika to „no”. :D

 

Marzanie, obrazek genialny. :) 

AP, od rana tak miłe słowa, że od razu się obudziłam. :) Dziękuję bardzo. :) Co do skomplikowanych historii – czasami to mnie właśnie gubi… Albo gubi czytelników, którzy czytają. Ale pamiętam, że Twoje złodziejskie też proste nie było. ;) Tworzycielkę muszę kiedyś poprawić, może dam do edycji i opublikuję po przejrzeniu, bo czasami ludzie komentują, a tam sporo pracy na mnie czeka. 

Zerknę i tam. :) 

Tak czekałam z odanonimowaniem, aż ktoś w wątku zgłosi autorstwo, ale jak komentarze dałam wszędzie oprócz dwóch miejsc, to uznałam, że można wyszukać. :D

AP napisał, ale już po dodaniu moich komentarzy, więc ciekawa jestem, czy zgadł, czy zerknął na komentarze. :D

Wiem, ja filmu w ogóle nie oglądałam, ale trzeba było udawać.

No to się nieźle maskowałaś. :D

 

Ech, przy tej formule konkursu nie ma komu poprosić o przedłużkę, a jurkom nie bardzo wypada występować z taką inicjatywą. Nie mógł ktoś napisać, że prosi w imieniu kolegi? ;-)

Zapamiętam i będę prosić o przedłużenie terminu przy kolejnych konkursach. :D

 

O, jak miło znowu móc używać normalnych emotikonek! Strasznie mnie męczyło pilnowanie, żeby im nosa nie wstawiać. :-)

No miło jest pisać bez pilnowania się, że ktoś rozpozna. :D A co ja mam powiedzieć, kiedy w jednym gify wrzucałam, a w drugim początkowo udawałam Cezarego, a później to już musiałam zaczynać od “Anonim…” XD.

Nowa Fantastyka