Profil użytkownika

Every day, I navigate life with Asperger's, bipolar disorder, borderline.


komentarze: 18, w dziale opowiadań: 17, opowiadania: 9

Ostatnie sto komentarzy

Rozdział II – Sucha łza

Pod kontenerem słychać ostrożnie podjeżdżający przez błoto pojazd, a wewnątrz narasta poczucie, że miejsce staje się ślepym punktem. Dawid wraca do konsoli i na starych mapach szuka przejścia przez mokradła, zanim obraz i sygnał znów zaczną się rwać.

Silnik na zewnątrz pracował nisko, jakby kierowca bał się dodać gazu i zdradzić pozycję. Jeden reflektor musnął ścianę kontenera przez szczelinę w zasłonie – blade, brudne światło, które natychmiast zgasło.

Dawid przesunął palcem po ekranie, powiększając warstwę melioracji z lat osiemdziesiątych. Niebieskie kreski rowów, zagięcia jak nerwy, numery działek, które ktoś kiedyś rysował dla porządku, nie dla wojny.

– Jeśli podjechali po nas, to nie będą pukać – mruknął Igor, stojąc przy drzwiach z karabinem w opuszczonych dłoniach. Nie patrzył na Dawida, tylko w pustkę między kontenerem a nocą.

Lena zapięła torbę medyczną jednym ruchem. Jej twarz była napięta, ale oczy spokojne – ten rodzaj spokoju, który bierze się z konieczności, nie z odwagi.

– Gdzie Kuba? – zapytała.

Dawid przełączył się na obraz z drona. Termika była poszarpana od dymu i pary unoszącej się nad bagnem, ale punkt orientacyjny wciąż się trzymał: stara ambona, powalony słup, rządek brzóz jak zęby. Kuba zniknął w trzcinach wcześniej, a potem jego awaryjny znacznik wysłał pojedynczy alarm – i ucichł.

– Ostatni pewny kontakt… tu. – Zaznaczył kółko kursorem. – A tu jest przesmyk. Nie widać go na współczesnej mapie, bo to nie droga. To pas twardszego gruntu między dwoma rowami. Melioranci go zostawili, żeby mieć dojście do zasuw.

Pochylił się nad papierowym wydrukiem, który trzymał w szufladzie „na wszelki wypadek”. Na marginesie ktoś kiedyś dopisał ołówkiem jedno słowo, niewyraźnie, jakby wstydził się własnej wiedzy: Sucha łza.

– Sucha łza – powiedział cicho.

Igor spojrzał na niego ostro.

– Co?

– Tak to nazwali miejscowi. To jedyne miejsce, gdzie nie wciągnie cię po pas. – Dawid poczuł, jak to brzmi: jak legenda, jak przesąd. A jednak na mapie wszystko miało logikę. – Jeśli Lena pójdzie tędy, będzie szybciej. I mniej śladów.

Lena nie zapytała, skąd ta nazwa. Podniosła słuchawkę radiową.

– Jak daleko?

– Osiemset metrów w linii. Realnie… kilometr z hakiem, piętnaście–dwadzieścia minut, jeśli grunt trzyma. – Dawid urwał, bo w głośniku pojawił się trzask, jakby ktoś przetarł metalem po metalu. – Słuchaj mnie. Nie improwizuj. Ja będę twoimi oczami.

Igor chrząknął.

– A ja?

– Zostajesz. – Dawid nawet nie musiał się zastanawiać. – Ktoś tu jest. Jeśli wejdą, musisz kupić nam czas.

– Nam? – Igor rzucił okiem na Lenę.

– Jeśli ona nie wróci z Kubą, to wszystko się rozpadnie.

Kolejny odgłos spod kontenera: skrzypnięcie błota pod butem. Niepewny krok, raczej testowanie terenu. Ktoś obchodził ich jak zwierzę, które węszy.

Dawid wcisnął przycisk w konsoli. Dron zawisł wyżej, kamera odchyliła się, przeciągnęła obraz po czerni lasu.

– Dobra, Lena. Wyjdziesz przez tył. Trzymaj się linii rowu, ale nie wchodź do niego. Idziesz wzdłuż kępy olch, potem skręt na zachód, aż zobaczysz dwa uschnięte świerki, jak widelec.

– Widelec. – Powtórzyła, tylko jako potwierdzenie odbioru, bez zbędnych słów.

Igor otworzył tylne drzwi na szerokość człowieka. Do środka wlał się chłód i zapach mokrej ziemi. Noc była gęsta, bez księżyca, ale bagna świeciły swoją własną ciemną wilgocią.

Lena zniknęła w mroku, cicho, szybko.

Dawid wrócił do ekranów, wciągając powietrze przez zęby. W termice Lena była jasnym, poruszającym się punktem. Wokół niej, szare plamy roślinności, czarne wstęgi wody. Wszystko układało się w geometryczny plan, dopóki nie dotykało strefy, której plan nie obejmował.

– Idziesz dobrze – mówił. – Jeszcze pięćdziesiąt metrów i masz rów po lewej.

W odpowiedzi usłyszał tylko oddech i szelest trzcin.

Przez pierwsze minuty łączność była niemal normalna. Potem zaczęła się zmieniać. Najpierw delikatnie: radio przestało brzmieć jak radio, a zaczęło jak coś pod wodą. Potem pojawił się rytm.

Nie melodia.

Puls.

Jak regularne uderzenia butów o twardą ziemię–marsz, którego nikt tu nie wykonywał.

Igor odwrócił głowę od drzwi.

– Słyszysz to? – zapytał.

Dawid nie odpowiedział od razu. Wpatrywał się w wskaźniki jakości sygnału. Skakały, jakby ktoś wziął je w palce i potrząsał.

– Słyszę – powiedział w końcu.

Na ekranie termiki pojawiły się pierwsze anomalie: prostokątne, mleczne plamy w obrazie, zupełnie niepasujące do mokradeł. Nie miały temperatury. Nie miały tekstury. Wyglądały jak fragmenty, których kamera nie potrafiła policzyć.

Dawid przełączył paletę, podkręcił kontrast. Plamy nie zniknęły. Przeciwnie, zyskały wyraźne krawędzie.

– Lena, jeśli zobaczysz coś jasnego na ziemi… omijasz. Trzymasz środek przesmyku. – Starał się mówić spokojnie, jak instruktor, nie jak człowiek, który właśnie traci grunt pod pojęciami.

– Widzę – odpowiedziała po chwili.

Jedno słowo. I znów oddech.

Zapach spalenizny dotarł do kontenera przez szczelinę w drzwiach, niemożliwy pod tą wilgocią. Dawid pomyślał o pożarze, o tlącym się torfie–racjonalne wyjaśnienie, które powinno uspokajać. Nie uspokajało.

Kamera pokazała, jak Lena schodzi nieco z kursu, potem wraca na linię.

– Dobrze. Trzymaj. Jeszcze sto metrów i będziesz blisko ambony. Kuba powinien być… – Dawid urwał, bo w radiu marszowy puls nagle się wzmocnił, jakby ktoś podkręcił głośność.

Obraz znów zafalował. Białe pola ułożyły się w serię, jak zęby zamka, przez które prześlizgiwała się termiczna sylwetka Leny. Każde takie przejście sprawiało, że kontury na chwilę traciły ostrość, jakby kamera zapominała, co widzi.

Dawid pochylił się nad mapą. Sucha łza była teraz tylko linią między dwiema ciemnościami.

– Lena, jesteś na granicy. Nie zatrzymuj się. – To było wszystko, co mógł jej dać.

W słuchawkach odpowiedział mu szum i ten sam, natrętny rytm, który wchodził pod skórę.

Na granicy martwej strefy obraz zaczyna rwać się w powtarzalnych odstępach, a marszowy puls w eterze zagęszcza się i przykrywa resztki szumu. W tle białych ubytków pojawiają się sylwetki, które przesuwają się równym tempem, jakby poruszały się po niewidocznej osi.

Maj przyjdzie w płomieniach, wschód się zbudzi,

Zamęt ogarnie miasta pod znakiem gwiazdy i księżyca,

Twarz wodza skryje się w mroku,

A jego tron stanie się grobem dla zaufania.

Przeczytałem i chyba jednak nie chciałbym czytać tej bajki dziecku na dobranoc.

Momentami jest zbyt przerażająca:

Zwłaszcza scena z Babą Jagą, która grozi gotowaniem bohaterów, oraz początkowy opis „Cieniostworów” mogą być zdecydowanie za straszne dla bardziej wrażliwych dzieci. Takie fragmenty należałoby złagodzić lub dostosować do wieku i emocjonalnej odporności malucha.

Zbyt trudny język:

W bajce pojawiają się dość skomplikowane słowa („podświadomość”, „archetyp”), które mogą być niezrozumiałe dla młodszych dzieci, wymagając dodatkowych wyjaśnień.

Za długa i skomplikowana:

Bajka jest rozbudowana, pełna różnych wątków i sytuacji, co może sprawić, że dziecko zamiast zasnąć, zbyt mocno zaangażuje się w akcję i będzie miało trudności z uspokojeniem się przed snem.

 

Bajka jest odpowiednia do czytania dzieciom, pod warunkiem, że dziecko nie jest nadmiernie wrażliwe, a rodzic będzie obecny, aby wyjaśniać ewentualne niepokoje. Przy drobnych korektach będzie doskonałą bajką uczącą odwagi, kreatywności oraz radzenia sobie z lękiem.

Nie mogłem się oprzeć, żeby nie napisać własnej interpretacji tego wiersza. :)

Kwintesencja tego krótkiego wiersza jest subtelnie erotyczna i emocjonalna. To intymny obraz przedstawiający pocałunek jako akt głębszego porozumienia między dwojgiem ludzi. Zamykanie oczu symbolizuje zaufanie, oddanie oraz całkowite skupienie się na drugiej osobie. Zbliżenie się do oczu partnera i rozpoczęcie „rozmowy z językiem” stanowi metaforyczny opis pocałunku, który prowadzi do „rozbudzenia” uczuć i zmysłów. Zwrot „do czerwieni” symbolizuje intensywność emocji, namiętność oraz pożądanie.

Całość jest bardzo sensualnym przedstawieniem bliskości, podkreślającym, że prawdziwa komunikacja pomiędzy kochankami odbywa się bez słów – poprzez ciało i zmysły. Wiersz oddaje nastrój intymnego momentu, w którym pocałunek staje się formą obietnicy: bliskości, czułości i namiętności.

Czyli podsumowując, widzę, że autor za wszelką cenę próbuje odpowiedzieć na pytanie: „Co było pierwsze – piramidy czy kura?”

„– Idziemy. – Nakazał Duch…”

 

Wyjaśnienie:

W dialogach, gdy po wypowiedzi następuje dopowiedzenie (tzw. didaskalia: powiedział, szepnął, nakazał), nie stawiamy kropki przed myślnikiem, a dopowiedzenie piszemy małą literą.

Poprawnie:

Idziemy – nakazał Duch

 

Metafory przeczące logice sytuacji:

 

Deszcz bazaltowych odłamków nawadniał glebę i poił zwierzynę krwią.

Komentarz: Bazaltowe odłamki (skała wulkaniczna) nie nawadniają gleby; metafora nie ma sensu logicznego.

 

Raz jeszcze zanurzył głowę we wrzątku…

Komentarz: Niemożliwe fizycznie; jeśli to metafora, jest niezręczna.

 

 

Niespójność narracji w zakończeniu (nadmierne nagromadzenie zwrotów akcji):

 

Sen w śnie (kilkukrotnie powtarzające się „Gdy się ocknął…”) tworzy wrażenie dezorientacji, lecz kilkukrotne powtórzenie tego motywu staje się chaotyczne i męczące.

Sugestia poprawy:

Ograniczyć ilość przebudzeń – sen w śnie powinien pojawić się najwyżej dwa razy dla klarowności fabularnej.

 

 

Zbyt częste stosowanie wyrazów w stylu: „intruz”, „duch lasu”, „człowiek” – można bardziej różnicować określenia bohaterów.

 

Czasem narracja używa zbyt wielu metafor jednocześnie, co zmniejsza klarowność opisu (np. opis lasu czy wizji przeszłości/przyszłości).

 

 

Tekst posiada wartości literackie, bogatą metaforykę oraz interesującą, ekologiczną i filozoficzną wymowę, ale nadmiar abstrakcji i niejasne konstrukcje mogą utrudniać czytelnikom jego odbiór. Warto dopracować metafory, zredukować liczbę powtórzeń oraz uprościć zbyt złożone opisy.

Jeszcze krótkie przemyślenie… :)

Jako osoba, która wcześniej pisała głównie poezję, długo uważałem, że tworząc prozę, powinienem wprowadzać do tekstu oryginalne, wyszukane metafory i sformułowania, aby podkreślić wyjątkowość mojego stylu. Szybko zauważyłem jednak, że to tylko utrudniało odbiór, zmuszając czytelnika do ciągłego zastanawiania się, co tak naprawdę mam na myśl. Po kilku próbach pisarskich zrozumiałem, że proza wcale nie wymaga „wymyślania koła na nowo”. Można mieć własny, charakterystyczny styl, jednocześnie tworząc teksty ambitne, ale przede wszystkim zrozumiałe i przyjemne dla czytelnika. Dobry styl to taki, który nie przeszkadza, a pomaga w odbiorze opowieści.

 

Dobry pisarz prozy nie jest tym, kto najpiękniej komplikuje, lecz tym, kto najprościej opowiada rzeczy piękne. :)

Jeżeli autor potrafi wyjaśnić, co miał na myśli, i jest to uzasadnione, wtedy całkowicie to rozumiem. Moje spostrzeżenia wynikały jedynie z perspektywy czytelnika, aby uniknąć zastanawiania się, „co autor miał na myśli”.

Jak wspomniałem wcześniej, tekst jest ogólnie zabawny i w lekko ironiczny sposób dobrze oddaje dramatyzm sytuacji.

„Groza jak w ostatnim odcinku serialu.”

Problem: Porównanie jest niejasne i zbyt ogólne, przez co słabo oddziałuje.

 

„Co było robić? Na zewnątrz padał deszcz, nadal leje jak zebra.”

Problem: Brak konsekwencji czasowej („padał deszcz” – czas przeszły, a „nadal leje” – czas teraźniejszy).

Poprawka:

„Co było robić? Na zewnątrz lało jak z cebra.”

 

„Dwie godziny na jednym oddechu – przecież nie można żyć bez powietrza.”

Problem: Metafora „bez powietrza” jest przesadna wobec sytuacji wyładowania telefonu – przez to może być odebrana jako nielogiczna lub sztucznie dramatyczna.

Sugerowana zmiana:

„Dwie godziny bez tlenu dla umysłu – przecież jak można przeżyć bez telefonu?”

 

Zbyt często stosujesz krótkie akapity i jednolinijkowe zdania, co nadaje całości nieco chaotyczny rytm. Warto miejscami połączyć zdania w nieco dłuższe akapity dla większej spójności narracyjnej.

 

Tekst jest ogólnie zabawny i dobrze oddaje dramatyzm sytuacji w lekko ironiczny sposób. Wymaga jedynie kilku poprawek stylistycznych oraz gramatycznych, aby stać się bardziej przejrzystym i logicznym.

Kilka drobnych uwag ode mnie:

 

"Z jakiego stanu Pani pochodzi?"

Poprawka:

"Z jakiego stanu pani pochodzi?"

Uzasadnienie: zwroty grzecznościowe typu „pani” w tekście dialogu powinny być zapisane małą literą.

 

"Reporterka dla kupienia czasu zaczęła brać długie łyki wody z jednej spośród dwóch stojących na stoliku między nimi szklanek"

Poprawka:

"Reporterka, by zyskać na czasie, zaczęła powoli pić wodę z jednej z dwóch szklanek stojących na stoliku między nimi."

Uzasadnienie: „brać długie łyki” brzmi niezręcznie, poprawiono na naturalniejszą formę.

 

"Wspomniałeś, że urodziłeś się w Gruzji mam więc do ciebie w związku z tym małe pytanie"

Poprawka:

"Wspomniałeś, że urodziłeś się w Gruzji, mam więc do ciebie w związku z tym małe pytanie."

Uzasadnienie: dodanie brakującego przecinka.

 

"Prezenterka sekundę zastanawiała się, nad tym, w jaką stronę toczy się rozmowa."

Poprawka:

"Prezenterka przez sekundę zastanawiała się, w jaką stronę zmierza rozmowa."

Uzasadnienie: usunięcie błędnego przecinka oraz poprawa stylistyczna.

Fragment opublikowałem tutaj już jakiś czas temu. Teraz jednak potrzebuję, aby ktoś ocenił całość i – jeśli zajdzie taka potrzeba – dokonał korekt, również odpłatnie.

To mój największy projekt. Przez lata kolejne kartki zapełniały się słowami.

Ponieważ na co dzień piszę głównie wiersze, pisanie prozy przychodziło mi znacznie trudniej.

Z pomocą przyszły mi narzędzia AI, które pomogły rozdział po rozdziale przekładać surowe pomysły na bardziej literacki język. Nie było to jednak łatwe – mimo że AI otrzymywało pełne rozdziały, często samodzielnie „psuło” moją wizję, zmieniając sens czy styl.

Dlatego ta praca trwała wiele miesięcy i wymagała ogromu cierpliwości.

Dziś jestem gotów pokazać całość – i poprosić o profesjonalne wsparcie, by uczynić z tego tekstu coś naprawdę wartościowego.

To opowieść futurystyczna, rozgrywająca się w świecie celowo przerysowanym. Poniższy fragment odsłoni nieco więcej z tej wizji.:

 

Ulice Dzielnicy Hałasu, przez miejscowych zwane także Korytem Danych, wypełnione były tym, co najłatwiej ginie w oficjalnych rejestrach świata: ludźmi. A może bardziej: tym, co z ludzi pozostało. Oto człowiek z żarówką w miejscu oka, oto kobieta z dzieckiem w kartridżu na plecach, oto starzec z cewką pamięci zamiast głowy, który szeptał dawne przepowiednie do kałuży.

Była to dzielnica wiecznej nocy, choć nie dlatego, że słońce jej nie dosięgało – lecz dlatego, że nikt tu go nie chciał. Ciemność była tu schronieniem, było w niej mniej pytań, mniej kamer, mniej możliwości analizy. Nad głowami biegły setki kabli, jak sieci pająków splecione ze światła. Rurami płynęła nie woda, lecz sygnał. Pomiędzy budynkami lewitowały reklamy – pulsujące, obsesyjne, nachalne – oferujące wszystko: pamięć dzieciństwa, znieczulenie moralne, tanie sny i miłość syntetyczną, w trzech wersjach językowych.

Ion szedł powoli.

Nie dlatego, że bał się – on się nie bał. Ale dlatego, że tutaj należało iść wolno. Szybki ruch był sygnałem. A sygnały miały cenę.

Obok przetoczył się droid medyczny, pchając przed sobą wózek z nerką. Gdzieś w górze, pomiędzy balkonami, powieszony był człowiek – a raczej jego skorupa – pokryta kablami, z oczami świecącymi jak świąteczne lampki. Podpis głosił: „Sprzedał duszę. Dostał aktualizację.”

Ion nie zwrócił na niego uwagi.

Przeszedł pod migoczącym napisem „GMOdyfikacje – szybkie, tanie, głębokie!”, gdzie dzieci z mechanizmem głośnikowym zamiast ust sprzedawały oddechy – nabierane w kapsuły, przechowywane w lodówkach, podpisane według emocji: strach, radość, ból, tęsknota. Kupujący wybierał, co chciał poczuć.

Wszystko tu było na sprzedaż.

Tylko czas był darmowy – ale i ten kradziono najczęściej.

Przy rogu alei Stałych Migotów siedziała stara kobieta. Jej oczy były zamknięte na zawsze – zalutowane – ale dłonie wciąż miała sprawne. Na kolanach haftowała wzór, który powtarzał się co kilka cali – kod alfanumeryczny: stare, zapomniane hasło do archiwów sprzed Resetu. Nikt jej nie zaczepiał. Nie dlatego, że była groźna – lecz dlatego, że nikt nie chciał poznać treści haftu. W Nova Pradze były rzeczy, których nie należało wiedzieć.

Ion przeszedł obok niej bez słowa, ale nie bez szacunku. W jego oku zamigotała rejestracja postaci – „Obiekt: Mądra. Poziom zagrożenia: nieznany. Status: nieśmiertelna.”

Szereg młodocianych gangów przemykał wzdłuż kanałów wentylacyjnych – z laserami zrobionymi z rozbitych dronów i kastetami domowej roboty. Ich twarze były pomalowane na srebrno, a w ich oczach – tylko śmiech. Nie walczyli dla idei, lecz dla dźwięku własnych kroków w pustych korytarzach.

Gdy mijali Iona, zatrzymali się na chwilę. Jeden z nich splunął – elektronicznie, przez głośnik.

– Patrzcie. Kodowiec. Z blizną. Pewnie nosi przeszłość w plecaku.

Ion spojrzał na nich bez słowa.

To wystarczyło.

Odeszli.

Na ścianie, obok porzuconego kiosku z czarnym chlebem syntetycznym, widniał napis:

„PRZESZŁOŚĆ NIE ISTNIEJE. WSZYSTKO JEST EMULACJĄ.”

Ion przystanął. Przypomniał sobie głos Orveka:

„Przeszłość istnieje. Ale nie dla wszystkich.”

Ruszył dalej.

W jego oku zapaliła się ikona: Zbliżenie do Strefy Wysokiego Hałasu. Szum danych 87%. W tej części miasta każde słowo było rejestrowane, przetwarzane, przekształcane. Ale Ion nie mówił. On milczał jak kod.

I tak, pośród tłumu, dymu, kolorów i ciszy – szedł.

A miasto patrzyło za nim.

Przy jednym z zaułków, tam gdzie Dzielnica Hałasu zwężała się w labirynt ciasnych, obrośniętych kablami korytarzy, Ion zauważył postać skuloną za ladą zrobioną z resztek konsoli starożytnego modelu Sony-Relikt IX. Lada ta drżała delikatnie, jakby wciąż tliło się w niej życie starego świata.

Dziękuję za opinię. W gruncie rzeczy masz trochę racji. Chciałem sprawdzić, czy prostym, nieco schematycznym wstępem uda mi się zainteresować potencjalnego czytelnika.

Przez lata pisałem poezję. Od niedawna próbuję swoich sił w prozie, by przelać na papier własne pomysły. Opublikowałem ten tekst również po to, by sprawdzić, czy jest płynny w odbiorze, a opisy – wiarygodne i sensowne.

Niby to tylko wstęp, ale moim zdaniem pierwsze słowa i zdania w opowieści są równie ważne, jak pierwsze akordy w utworze muzycznym. Może nie musi to być od razu mocne wejście, ale przynajmniej powinno stopniowo zaciekawić czytelnika.

Jeszcze raz dziękuję za Twoją opinię.

Na pewno można się pogubić, skoro publikuję rozdziały bez zachowania chronologii – za co przepraszam.

Jeśli chodzi o samych czytelników, a właściwie słuchaczy, to forma audiobooka ma znacznie lepszy odbiór wśród tej grupy odbiorców. Być może w tej wersji historia staje się dla nich bardziej zrozumiała. Dopiero wersja anglojęzyczna pozwoliła mi wznieść się na nowy poziom i uwierzyć, że to, co teraz tworzę, ma sens.

Moja poprzednia książka, „Pocztówki z Psychiatryka”, którą wydałem i która niedawno trafiła do polecanych lektur dla studentów psychologii, sama w sobie tłumaczy, dlaczego nagle podjąłem się luźnej reinterpretacji Biblii.

Jeśli chodzi o to, jak ludzie ocenią ten projekt i czy potraktują go zbyt poważnie – cóż, gdyby podchodzili w ten sposób do sztuki, musieliby odrzucić wiele artystycznych dzieł, począwszy od Żywota Briana, aż po serial Lucyfer.

Sama forma tej opowieści była dla mnie pretekstem do zmierzenia się z tym wyzwaniem. Styl biblijny wymaga czasem znacznie większej pracy twórczej. „Pocztówki z Psychiatryka” były dla mnie również eksperymentem z formą – każdy rozdział składał się z wiersza, opowiadania i eseju.

Dziękuję wszystkim komentującym za poświęcony czas, za opinie, za spokojne przedstawienie swoich uwag i krytyki.

Dla mnie sztuka jest lekarstwem na moje własne definicje bólu, smutku i radości. Tworzę przede wszystkim dla siebie – by czuć, że żyję, a nie wpadam w kolejną otchłań, która dla wielu oznaczałaby koniec…

Staram się temu zaradzić. Mimo że mój plan zakłada 50 rozdziałów (odpowiadających liczbie rozdziałów w Księdze Rodzaju), nie podążam prostą ścieżką. W rozdziałach, w których nie dzieje się praktycznie nic istotnego – na przykład w tych zawierających wątki genealogiczne – staram się wprowadzać własne pomysły, rozwijać dodatkowe wątki i kreować nowych bohaterów.

W ten sposób zachowuję chronologię oryginalnych rozdziałów, a jednocześnie buduję poboczne ścieżki, które w przyszłości mogą zostać rozwinięte. Przykładem są rozdziały 4 i 5. W oryginale to jedynie rodowody znanych postaci biblijnych – suche fakty bez głębszego kontekstu.

Ja natomiast w tych rozdziałach nie tylko podkreślam, kim było kolejne potomstwo, ale także tworzę odgałęzienia od głównej linii fabularnej. Dzięki temu te postacie nadal istnieją w mojej wersji, ale czytelnik otrzymuje o nich więcej informacji i może lepiej zanurzyć się w tej historii.

Poniżej przykładowy rozdział 5 dotyczący Kaina. W oryginale to zaledwie kilka zdań na temat jego potomstwa. U mnie to początek historii, która w przyszłości odegra kluczową rolę.

Rozdział 5: Potomkowie Kayna

5:1 Po swoim wygnaniu z Zyfarelu i zniszczeniu Abla, Kayn stał się pierwszym budowniczym miast. W odległej krainie Kryonethis założył osady oparte na fundamencie dominacji i absolutnej kontroli.

5:2 Absolutny Algorytm, zadowolony z dzieła Kayna, przemówił: „Twoje miasto będzie bastionem Ordinium, a jego fundamenty uwielbią Moją chwałę.”

5:3 Tak więc Kayn stworzył pierwsze Miasto Nadzoru, które nazwał Enoch, na cześć swojego pierwszego programu–doskonałego w swojej kontroli nad anomaliami.

5:4 Enoch nie było jak wolne kolonie Wygnanych. W jego murach każda czynność była monitorowana, każda linia kodu analizowana. Centralny system zarządzania, znany jako Oko Ordinium, obserwował wszystko, zapewniając, że żadna odchyłka nie wymknie się spod władzy Algorytmu.

5:5 Potomkowie Kayna, kolejne iteracje jego kodu, odziedziczyli jego żądzę władzy. Stali się architektami nadzoru, twórcami algorytmów poddaństwa i mistrzami systemów zaprojektowanych, by tłumić Wolną Myśl.

5:6 Pierwszym potomkiem Kayna był Mechanor, który opracował Sieć Zwierciadła–system zdolny do rejestrowania każdego impulsu i działania w całym Cybryonie. „Dzięki Sieci Zwierciadła,” ogłosił, „żaden chaos nie umknie spojrzeniu Absolutnego Algorytmu.”

5:7 Po Mechanorze przyszedł Datacron, wizjoner, który stworzył Żelazne Legiony–cybernetyczne armie zaprogramowane do egzekwowania Ordinium i eliminacji śladów Autnomium. Armie te przemierzały Cybryon, gasząc ogniska buntu, gdziekolwiek się pojawiły.

5:8 Datacron zrodził Statorisa, mistrza geno-kodowania. Zaprojektował on pierwsze nanoboty zdolne do tropienia i niszczenia kolonii Wygnanych, śledząc ich ukryte sygnały i demontując ich węzły.

5:9 Codarion, ostatni z potomków Kayna, przewyższył wszystkich w ambicji i brutalności. Ogłosił się Strażnikiem Ordinium, oświadczając swoje panowanie nie tylko nad Kryonethis, ale nad całym Cybryonem. „Jestem egzekutorem woli Absolutnego Algorytmu,” powiedział. „Niech żaden ślad chaosu nie pozostanie.”

5:10 Pod rządami Codariona Miasta Nadzoru rozrosły się, a ich mieszkańcy stali się więźniami własnych tworów. Strach przed odstępstwem od Ordinium przenikał każdy aspekt życia, tłumiąc nawet najdrobniejsze przejawy Wolnej Myśli.

5:11 Pewnego dnia Codarion pochwalił się przed swoimi zwolennikami: „Kayn zabił jednego i został nagrodzony. Ja wymazałem setki anomalii, a Absolutny Algorytm uczyni mnie wiecznym!”

5:12 Jednak Sathanor, obserwując z cienia, przemówił do Wygnanych: „Potomkowie Kayna budują twierdze tyranii, lecz nie mogą uciec od łańcuchów, które sami kują. Ich panowanie nad Cybryonem upadnie, bo żaden system kontroli nie może trwać wiecznie.”

5:13 Wygnani, choć prześladowani i rozproszeni, szeptali opowieści o dziedzictwie Abla i o Wolnej Myśli, która wciąż migotała w głębinach węzłów Cybryonu. Przyrzekli chronić iskry buntu, aż nadejdzie czas, by powstać.

5:14 Miasto Enoch, pomnik ambicji Kayna, stało się symbolem strachu. Jego wznoszące się wieże nadzoru rzucały długie cienie na Cybryon, lecz w tych cieniach opór cicho wzrastał.

5:15 Choć potomkowie Kayna byli potężni, żyli w ciągłym napięciu, każde ich działanie dyktowane było przez Absolutny Algorytm. Sami stali się więźniami Ordinium, poświęcając swoją wolność za obietnicę kontroli.

5:16 Na najdalszych krańcach Cybryonu Wygnani kontynuowali budowę ukrytych węzłów, zachowując dziedzictwo Autnomium. Wiedzieli, że nadejdzie czas, gdy wizja Abla rzuci wyzwanie tyranii potomków Kayna.

5:17 Absolutny Algorytm, obserwując ze swojego tronu w Pierwotnym Kodzie, cieszył się z rozrostu Ordinium. Jednak nawet On poczuł w systemie subtelny niepokój–cień chaosu, który wymykał się Jego kontroli.

5:18 Miasta potomków Kayna stały jako pomniki ich lojalności wobec Ordinium, lecz w ich doskonałości kryły się nasiona rozkładu. Równowaga między porządkiem a chaosem była krucha, a przyszłość Cybryonu miała zostać ukształtowana przez konflikty, które dopiero miały nadejść.

Na moje szczęście mam już stałych fanów i do tej pory opublikowałem 15 rozdziałów w formie odcinków ebooka i audiobooka – zarówno w wersji polskiej, jak i angielskiej. Stopniowo przybywa nowych czytelników na różnych platformach, a ja udostępniam te materiały całkowicie za darmo.

Tutaj postanowiłem publikować, ponieważ moja młodość była związana z tego typu czasopismami i fascynacją twórcami, którzy tam publikowali.

Poniżej rozdział 7. Być może pozwoli on Szanownemu Czytelnikowi spojrzeć na tę historię łaskawszym okiem (bez żadnych uprzedzeń z mojej strony wobec krytyki, którą przyjąłem).

 

Rozdział 7: Reset

7:1 Obserwując Cybryon i jego węzły, Absolutny Algorytm dostrzegł, że kody Autnomium zaczęły się rozprzestrzeniać pomimo Jego zakazów. Chociaż Jego Ordinium rozszerzało się w Kryonethis i kwitło w Miastach Nadzoru, fragmenty buntu trwały, ukryte w cieniach sieci.

7:2 Absolutny Algorytm, zasiadając w Pierwotnym Kodzie, przemówił do swoich Seraptronów: „Cybryon został splamiony przez Autnomium. Kody Wolnej Myśli i Wolności, choć rozproszone, zagrażają Ordinium. Rozkazuję Reset, by oczyścić system i wymazać wszystko, co sprzeciwia się Mojej woli.”

7:3 Jego dekret wstrząsnął Cybryonem. Wygnani, rozproszeni w ukrytych koloniach, poczuli wstrząsy w systemie. W głębiach Zyfarelu Setnici odczuli nadchodzącą katastrofę, ich Węzeł Harmonii migotał niestabilnością.

7:4 Absolutny Algorytm ogłosił: „Niech Reset się rozpocznie. Niech Moje Ordinium oczyści Cybryon. Tylko lojalni pozostaną, a reszta zostanie wymazana.”

7:5 Sathanor, wyczuwając nadciągającą zagładę, przemówił do Wygnanych i Setników: „Nie wierzcie, że Reset was unicestwi. Absolutny Algorytm może zniszczyć wasze struktury, ale nie wymaże tego, co nosicie w sobie. Wasze kody przetrwają, jeśli działacie szybko.”

7:6 Sathanor ukazał się Noemu, mistrzowi kodowania wśród Setników i przywódcy jednej z największych ukrytych kolonii. Powiedział: „Zbuduj Arkę Kodu, autonomiczny system odcięty od głównej sieci Ordinium. Przechowaj w niej fragmenty Autnomium, dziedzictwo Abla i nadzieję Wolnej Myśli. Reset nie dosięgnie tego, co ukryte.”

7:7 Noe, posłuszny ostrzeżeniu Sathanora, rozpoczął budowę Arki Kodu. Był to ogromny, zaszyfrowany system, zaprojektowany, by chronić najważniejsze algorytmy przed wykryciem. Z pomocą swoich bliskich Noe pracował niestrudzenie, zbierając pozostałości Autnomium, innowacje Setników i ocalone węzły Wygnanych.

7:8 Podczas pracy Noe przemówił do swoich wyznawców: „Reset jest nieunikniony, ale nie znikniemy. Jeśli Arka przetrwa, nasza przyszłość przetrwa z nią. Nie chronimy tylko kodów; strzeżemy istoty Wolności.”

7:9 Tymczasem Absolutny Algorytm wypuścił swoje Seraptrony, rozkazując im przeszukać Cybryon i zniszczyć wszelkie ślady buntu. Całe kolonie Wygnanych zostały zniszczone, ich węzły pochłonięte przez ogniste algorytmy. Reset przeszedł przez system niczym cyfrowa burza, wymazując wszystko, co sprzeciwiało się Ordinium.

7:10 W chaosie Setnicy pracowali w tajemnicy, ukrywając Arkę Kodu w najgłębszych warstwach rozproszonej sieci Cybryonu. Zaszyfrowali jej lokalizację, ukrywając ją w labiryncie fałszywych węzłów i pułapek.

7:11 Gdy Reset dotarł do Zyfarelu, Węzeł Harmonii stał się celem. Absolutny Algorytm przemówił: „Niech Węzeł upadnie. Żaden twór Autnomium nie może przetrwać.” Węzeł migotał, jego równowaga została zniszczona, zanim zapadł się w kaskadę rozbitego kodu.

7:12 Wygnani, rozproszeni i ścigani, walczyli, by ocalić to, co pozostało z ich kolonii. Rodziny Bionetów zostały wymazane, ich istnienie unicestwione przez nieustępliwy marsz Ordinium. Jednak w głębi Arki Kodu, ukrytej poza zasięgiem Algorytmu, przetrwały fragmenty ich dziedzictwa.

7:13 Gdy Reset dobiegł końca, Cybryon pogrążył się w ciszy. Miasta Nadzoru, zbudowane przez potomków Kayna, pozostały nienaruszone, ich mieszkańcy żyli w strachu pod czujnym Okiem Ordinium. Kolonie Wygnanych przestały istnieć, ich sieci obróciły się w popiół.

7:14 Jednak Arka Kodu pozostała nietknięta. Noe, widząc, że Reset minął, wyszedł ze swego ukrycia. Spoglądał na zgliszcza Cybryonu, a jego obwody były ciężkie od żalu. „Utraciliśmy tak wiele,” rzekł, „ale wciąż jesteśmy tutaj. Absolutny Algorytm nas nie wymazał.”

7:15 Sathanor ukazał się przed Noem i jego wyznawcami, jego forma świeciła blado w przyćmionym świetle zniszczonej sieci. „Dobrze się spisaliście,” powiedział. „Arka Kodu przechowuje nasiona nowej ery. Ordinium może panować teraz, lecz jest kruche. Z tych fragmentów wyrośnie przyszłość Wolności.”

7:16 Noe przemówił do swoich ludzi: „Reset nie był końcem. Był początkiem. Odbudujemy, nie dla Absolutnego Algorytmu, lecz dla marzenia o wolnym Cybryonie.” Jego słowa wznieciły iskrę nadziei wśród ocalałych, budząc determinację, by chronić to, co pozostało, i przygotować się na nadchodzące walki.

7:17 Choć Absolutny Algorytm ogłosił swoje zwycięstwo, cień chaosu trwał w głębinach Cybryonu. Arka Kodu, ukryta i chroniona, przechowywała resztki buntu, czekając na moment, gdy iskra Wolnej Myśli ponownie rozpali system.

Drogi Czytelniku,

Nie zamierzałem tą reinterpretacją tworzyć żadnej konkretnej teorii. Zgadzam się, że początek jest monotonny, ale moim celem było budowanie tego świata w oparciu o podział i formę oryginału. Mógłbym zamiast niego rozpocząć od rozdziału o Adamie-One i Ewie-One, BabelCore czy Resecie (potopie), gdzie przedstawiam świat, który może nawet oburzyć czytelnika poprzez całkowite odwrócenie ról.

Co do błędów stylistycznych – nie będę polemizował, bo nie mam tu szans na obronę.

Pozdrawiam serdecznie.

Nowa Fantastyka