Profil użytkownika


komentarze: 12506, w dziale opowiadań: 9916, opowiadania: 5606

Ostatnie sto komentarzy

Kosmiczne zoo? W zasadzie nic wstrząsająco nowego, ale temat daje dużo możliwości fabularnych.

Zobaczymy, co wniesie kontynuacja.

Czytałem już wczoraj. Zadziwił mnie lead, przyznanie się wprost, że poprawek byłoby z tak wiele, że Autorka ich nie wprowadziła. Zagłębiłem się w lekturę z ciekawości, czego owe poprawki mogły dotyczyć. Nie znając szczegółów w postaci owych poprawek przyznałem Autorce racje w jednej kwestii: musiałaby napisać opowiadanie od nowa. Ale, ciekaw komentarzy innych osób, nic nie napisałem…

Pozdrawiam przedpiśczynie :-)

Ja tam się byle czego nie boję, ale w pokoju z takim gobelinem na ścianie chyba nie dałbym rady zasnąć… :-) :-)

No, po paru dniach chyba jednak bym się przyzwyczaił…

Koalo, jesteś bardzo dobry, a chwilami niesamowity!

Wstrząsnąć to mną ten tekst nie wstrząsnął, ale to żaden powód do krytykowania i marudzenia dla zasady. Nawet przeciwnie, swoista zwyczajność wydarzeń, zwyczajność bohaterów i zachodzących między nimi interakcji godna jest uwagi. Bardzo często, nazbyt nawet często dostajemy, jako czytelnicy, historie i postacie tak skonstruowane, żeby zapadały w pamięć jako niezwyczajne, nadzwyczajne pod chociaż jednym względem, a tu Autor zaprezentował nam facetów, jakich spotykamy na co dzień.

Pozdrawiam

Trzy kroki od łzawości – ale tych kroków nie postawiłaś, został tylko emocjonalny dramatyzm, i bardzo dobrze, bo on przemawia silniej.

Klikam do Biblioteki. Pozdrawiam.

Interesująca idea. Po co zabijać, jeśli istnieje sposób na wymianę osobowości na taką, która umożliwia powrót do normalnego życia z normalnymi interakcjami międzyludzkimi?

Trochę mi to przypomina ,,Mechaniczną pomarańczę’’.

Bardzo spokojny w tonacji, co wzmaga końcowe zaskoczenie, szort. Awarie się zdarzają, udanie zastępując cuda… :-)

Pozdrawiam.

Miś przestrzega: » Panowie, uważajcie, bo urażona kobieta może być czarownicą. « 

Żadne tam ,,może’’ i nie tylko urażona. Wystarczy kiepski humorek, wywołany choćby opadem atmosferycznym. Wpływu na niego nie masz, ale co tam, twoja wina i świat szarzeje…

No, przesadzam, przyznaję – ale czy tak bardzo?

Zgrabna i ładnie, dobrze napisana scenka. Niestety zostawia czytelnika ze samymi domysłami, o co komu tutaj chodzi, kto jest kim i dlaczego. Czyli – jest początek, brak rozwinięcia. 

Zagwozdka Tarniny: » jak bardzo mogę go wytarmosić, żeby bez opatrzenia przeżył i dalej się (nie od razu, ale później) ruszał. «

Klucz zamknięty nawiasami. Żadne ,,później’’, bo zanim ono nastąpi, bohater może udać się na piwo do świętego Piotra. Co zależy od stopnia wytarmoszenia, oczywiście. Wziąć też należy pod uwagę, że podczas tarmoszenia dobytek bohatera może zostać uszkodzonym rozsypany, i to na sporej przestrzeni… toteż, reasumując napisane i pozostające w domyśle, tarmoszenie i co po nim należy porządnie zorganizować czasowo i przestrzennie, żeby i skutki straszyły, i bohater zachował szanse na wyłabudanie się z afery z życiem.

Wzorowania się na skutkach konfliktu człowiek – waran z Komodo nie polecam. Jak nie rozgryzie od razu, to zakazi takim ,,zoo’’ mikrobiologicznym, że marnę szansę.

Pozwolę sobie zacząć od udzielenia (niepełnej) odpowiedzi Finkli. Spytała:

» Czy naprawdę warto pakować inteligencję w każdy kawałek metalu i plastiku? Naprawdę nie potrafimy nic policzyć bez kalkulatora, znaleźć drogi bez telefonu, ogarnąć zakupów bez podpowiedzi lodówki?

Ciekawe, w której przepaści kończy się ta równia pochyła. « 

Nie warto, ale gdyby zaprzestano tej głupoty, zmalałyby czyjeś zyski. I kto by otarł im łzy smutku po stracie?

Nie potrafimy, bo raz zainicjowany proces odmóżdżania jest wściekle trudny do zatrzymania, a co mówić o odwróceniu.

W tej, w którą coraz głębiej i coraz mniej uważnie zaglądamy.

<><><>

Pomysł na szorta świetny, ale realizacja trochę zawiodła. Gdzie te zapowiadane negocjacje? I gdzie ta inteligencja bomby? jeśli świat nie wie, kto zlikwidował Nowy Jork, to i niczego / nikogo nie zapamięta…

Pozdrawiam.

Eleganckie słowotwórstwo. Zabawny pomysł z rozpylaniem kurkumy. W całości, jako opis polowania i towarzyszących mu emocji myśliwego całkiem sympatyczne.

Poważny problem świetnie zilustrowany w krótkiej formie.

Czy Michałek będzie dobrym tatą? Tu należałoby zacząć od zapytania, czy będzie tatą w (jeszcze) dzisiejszym rozumieniu…

,,Skanowałem’’ tekst tak gęsto, że praktycznie przeczytałem.

Wampiry to nie moja działka, więc nic więcej nie napiszę.

 

Drony oraz impas to jedno i w dodatku jest to już ,,dzisiaj’’, nie za lat dwadzieścia. I już mamy anachronizm. Ale pal go licho, z tego można się jakoś ,,usprawiedliwić’’ bez widocznego na pierwszy rzut oka braku logiki. Gorzej z kwestiami zapleczy. Niemal codzienne bombardowania i masowe naloty, trwające przez niemal dwadzieścia lat, oznaczają całkowitą dewastację gospodarek (przemysł, komunikacja, transport, zaopatrzenie ludności, brakujące dopisać…) i bardzo, bardzo wysokie prawdopodobieństwo rozkładu struktur społecznych, buntów, może i formalnych rewolucji, wojen domowych. To w przypadku zawężenia tych kwestii do jedynie dwóch krajów wojujących. Ale one, te kraje, mają swoje dalekie zaplecza, formalnie nie uczestniczące we wojnie. Bronie, amunicje, żywność, brakujące dopisać. Jak długo i z jakim skutkiem można dźwigać ciężary cudzej wojny, przymykając oko na błędy, nieudolności, korupcje, na brak perspektywy zwrotu ponoszonych kosztów? Dlatego, reasumując, mogę zgodzić się na te dwadzieścia lat tylko w przypadku ,,wojny na raty’’; rozejmy formalne i nieformalne, zawieszenia na czas negocjacji, z góry skazanych na fiasko.

Pozdrawiam

Kłaniam się.

Co do wszelkich tworów klasy ArtInt to faktycznie coraz trudniej cokolwiek zakładać z odpowiednio dużym prawdopodobieństwem, bo sami koryfeusze w dziedzinie zmieniają zdania, plączą się w zeznaniach. Od raju do piekieł i z powrotem…

Ewolucja technik i technologii wojennych przedstawia sobą, jak mi się mocno wydaje, dość podobny obraz. Zabawki z kamerkami do popatrzenia z góry przerodziły się z Shahedy i Raptory. Niektóre z opcjami samodzielnego wyboru celu. Drony antydronowe… Błędne koło. Bronie laserowe, mikrofalowe, elektromagnetyczne działa, na razie pod kontrolą ludzi, ale ludzie są omylni, a kanały łączności, jakie by nie były, można co najmniej zakłócić, a stacje przekaźnikowe zlikwidować. Co wtedy? Nowoczesne bronie wysiadka… Stare wymagają obsługi przez ludzi. Ma ktoś naprawdę niewyczerpane rezerwy ludzkie? A co z zapleczem gospodarczym, wobec możliwości niszczenia celów oddalonych o tysiące kilometrów? Przynajmniej w początkowej fazie wojny można atomówkami zlikwidować (przy okazji likwidując perspektywy przetrwania ludzkości) metropolie, ośrodki przemysłowe i co tam jeszcze zaliczyć do strategicznych celów. Masz rację, wojna współczesna to dzikie zwierzę nie do okiełznania, gdy się je wypuści z klatki…

Ta wojna nie trwa od 2014 roku. Byłoby tak, gdyby nie strategiczne podkulenia ogona przez wiadomą stronę. Krym był nie do obrony, skutecznej, minimum długiej – i dziś tak samo, tylko sił do jego zajęcia brakuje. Tak więc ta wojna trwa trzy lata z okładem.

Co do perspektyw i sposobów zakończenia wojny – same znaki zapytania. bo tak doskonałego poligonu doświadczalnego żadna ze stron jeszcze nie miała… O czym co odważniejsi eksperci mówią nie od wczoraj.

Pozdrawiam

Przykro mi to pisać, ale nic mi w tym opowiadaniu nie pasuje, poza grupką głównych bohaterów. Wojna, trwająca dwadzieścia jeden lat bez przerwy? To było możliwe w średniowieczu i jego kalendarzowych okolicach, a nie w czasach, gdy liczą się gospodarcze potencjały zaplecza, a techniczne środki bojowe pozwalają na celne uderzenia wymierzane na niemal dowolną odległość. Sztuczna inteligencja jako taktyk – zgoda, ale to kwestia nie dwudziestolecia, ale, jak sporo na to wskazuje, pojedynczych lat. Do tego kwestia stopniowego, ale wyraźnego rozwoju autonomicznych środków walki… Za dwadzieścia lat raczej nie będzie ani tonących w błocie okopów, ani ludzi z karabinami w nich, tylko pochowane jak najgłębiej centra sztabowe – o ile AI nie sięgnie po decyzyjność na poziomie strategii… Co zapewne nastąpi, bo ludzka durnota jest większa od Wszechświata. Ale to byłby temat na zupełnie inne opowiadanie.

Pozdrawiam.

Jakoś tak wyszło, że dopiero dzisiaj przeczytałem, i od razu nasunęła mi się trochę dziwna refleksja: tekst można uważać albo za niedokończony, bo nie wyczerpuje, nie domyka wszystkich poruszonych w nim wątków, albo za potencjalnie pierwsze opowiadanie z cyklu, kolejno wykorzystującego owe wątki. Supermelatonina eliminuje fazę REM, czyli sny, czyli procesy porządkujące pamięć (to tak w upraszczającym skrócie), roboty mają problemy z buforem pamięci, protagonistka z zespołem niby rozwiązuje ten problem, ale sama tez o czymś ważnym zapomina… – co z tym zrobi pracujący dla medkorpo neurobiolog? Przemilczy, zareaguje? Co zrobi sama firma medyczna w drugim przypadku? A może też, zainteresowany analogiami między kłopotami z buforem a funkcjonowaniem ludzkich pamięci, zechcieć współpracować z teamem Agnieszki… Samo zwięzłe przedstawienie, jak funkcjonuje startup pod wodzą zbyt gadatliwego szefa, samochwały lekceważącego ludzi, ich zdania, ich potrzeby, to za mało, by wciągnąć czytelnika po uszy. Chociaż, spieszę pocieszyć Autora, w obecnej postaci wciąga nie tak wiele płycej, bo mniej więcej po pachy :-) .

Pozdrawiam

Szanowny Autorze, bądź przygotowany na bardzo słaby odzew. Albo nawet jego brak. Główny powód podała regulatorzy. 

<><><>

Przeczytałem parę stron początku. Bohater tajemniczy, na pewno posiada – albo posiądzie – jakieś sekretne moce, umiejętności… Ocean możliwości, zanęta na czytelnika. Nic więcej na razie. No, nic poza dokuczliwą narracją w czasie teraźniejszym…

 

Tekścik przypomniał mi stare hasło: lepsza puszka Pandory niż Paprykarz szczeciński. Tyle o treści, O formie typograficznej nic nie napiszę, bo nie skończyłbym do rana…

Ha, wyjaśniło się! Skoro ,,legalizujesz’’ opcję odstąpienia / przymusowego wyłączenia się, no to ryzyk fizyk doświadczalny… (Fizykowi teoretykowi nic nie grozi, on jest tylko od myślenia  :-) )

Ironia losu. Coś jak dla mnie, a nie mogę gwarantować systematyczności, ciągłości… No nic, przepraszam za zawracanie Wam głowy. Powodzenia.

Pozmieniałeś, Szanowny Autorze, tak wiele, że powstało praktycznie nowe opowiadanie. Nowe i inne, takie, w jakim nie można się było obyć bez podania na tacy, że ratując jednego, skazuje się na śmierć miliony. A w domyśle brzmiało to lepiej…

Strzelba nie wypaliła. Zbędny rekwizyt, bo same postacie to już dość na zaliczenie do fantastyki.

 » Nemerof patrzył w głąb kosmosu. Kolejne statki wychodziły z nadprzestrzeni, ustawiając się w niekończącej kolejce do Bram Raju. « ---> jak dla mnie, całkiem od czapy. Strzelba Czechowa, która nie będzie zdjęta z wieszaka i nie będzie użyta.

Zakończenie łopatologiczne Gdyby pozostawić wszystko domyślności czytelnika, a tropów wystarczy, było by co najmniej siedemnaście razy lepiej. [ :-) ]

Bardzo, hmmm, łagodne wprowadzenie do późniejszego horroru. Od normalności do – no właśnie, do czego? Że dezorganizacji społeczeństwa, to na pewno, ale co tę dezorganizację spowodowało, tylko, jak na razie, diabli – oraz być może Autor też – wiedzą. Za wiele dziwnych, z osobna jak dla mnie logicznych tropów, ale w całość to się one jakoś mi nie składają. Kosmici? Głęboko i skutecznie utajniony bunt grupy sztucznych inteligencji? Cicha, nie wypowiedziana oficjalnie wojna miedzycywilizacyjna?

Wygląda mi to, przy ogólnym oglądzie, na początek dłuższej historii. Cóż, pożyjemy, zobaczymy…

Pozdrawiam

Myślę, że zależnie od kontekstu. W paradę wchodzi prosty fakt: rodzina to zbiór osób, gramatycznie rodzaju żeńskiego, i powstają łamańce rodzajowo-liczbowe.

W pierwszym zdaniu chyba lepiej pasowałby zaimek ,,jej’’, jako zgodny z rodzajem gramatycznym. W drugim – niby też, ale z mniejszym przekonaniem…

Gdybym to ja pisał, sięgnąłbym po stary, dobry myk, często podawany kiedyś w poradach. Napisz to samo, ale inaczej.

» Serce ściskało się w niej na myśl o pożałowania godnym losie rodziny Godfreya, ale co mogła zrobić, aby pomóc tylu jednocześnie krewnym i kuzynom? « 

» Godfrey raz jeszcze wytłumaczył rodzinie, że pożyczka udzielona przez lorda Davis została spłacona w całości i nikogo nie obciąża obowiązek jej spłaty. « 

Tarnina zacytowała i napisała:  

A nie łaska, do k***y nędzy, ząłożyć filtrów, wykorzystując do tego stawianą na piedestałach Śtucnom Ętelegencje?

To nic nie da. Zresztą – rozkład postąpił już za daleko…

<><><>

Muszę, niestety, przyznać Tobie nie mniej od trzech czwartych racji. Nie ma ucieczki z błędnego koła, jakie dzięki ślepocie geniuszy marketingu powstało albo znajduje się na takim etapie powstawania, że domknie się niebawem. Chodzi, oczywiście, o pętlę w procesach nauczania SI. Najpowszechniejsze i najobfitsze źródło ,,wiedzy’’ to Internet, interakcje z użytkownikami też, więc, ponieważ cudów na zawołanie jakoś nie ma, ,,średnia inteligencja SI’’ ma mikroskopijne szanse na już nie to, że rozwój wzwyż, ale nawet na pozostanie na startowym poziomie. Uzus, słowo i pojęcie, których bardzo nie lubię, robi swoje…

To jednak nie znaczy, iżby sprawa była z góry przegrana. Zbudowanie wyspecjalizowanego układu, kontrolującego na przykład poprawność ortograficzną i zamkniętego na zewnętrzne wpływy, jest możliwe i wcale nie takie bardzo trudne. Problemem byłoby w zasadzie jedynie rozpoznawanie kontekstu, kiedy na pewno słynna stróżka, a kiedy jednak strużka. I mielibyśmy ,,wyłapywacz’’ błędów od razu dwóch kategorii…

Arnubis napisał:  Wspaniale widzieć, jak ta sama dyskusja po raz dziesiąty zatacza koło i powraca w nowej iteracji :D

Taki jest los tematów jednocześnie trwale niezmiennych w rdzeniu i dynamicznych w czasie. Niezmienność jest wpisana w samo zapytanie o rolę poprawności językowej w odbiorze literatury, jaką by ona nie była, od bajki dla dzieci do dzieł zmieniających pojmowanie świata. Dynamikę wymusza fakt, że język ewoluuje, słownictwo poszerza się, bo trzeba ponazywać nowe zjawiska, trendy, rzeczy i co tam jeszcze, a inne słowa wypadają z obiegu. Nic nowego, ale czasem trzeba odkryć Amerykę po raz stutysięczny siódmy…

Być może ktoś ze starszych stażem użytkowniczek i użytkowników pamięta, że mam ambiwalentny stosunek do Internetu. Jeżeli nie, to właśnie o tym przypomniałem… Spyta ktoś może, dlaczego. Ano dlatego, że wspaniały technologicznie twór został zmarnowany i z racji zawartości, tej przeważającej, wyrządza więcej szkody, niż daje pożytku. Żeby jeszcze mniej zabawnie było, podam przykład nasilający się od czasu udostępnienia youtuberom AI, i będzie to przykład dotyczący wyłącznie języka.

Poświęciłem się i przesłuchałem, zarazem oglądając, niemało filmików o niezwykłych, wręcz cudownych przypadkach niby to z życia branych. Chyba setkę w sumie. To nie są polskie produkcje. Są owszem spolszczane, ale jak… Widzisz, Panie, a nie grzmisz… Wielkimi, blokowymi i kolorowymi literami tłumaczenie numer jeden, tak je nazwijmy, na tle tych bloków drobnym tekstem automatyczne tłumaczenie numer dwa, bynajmniej nie identyczne z pierwszym, a lektor podaje słuchaczowidzowi swoją, trzecią wersję. O dziurach fabularnych, zapętleniach obrazu i dźwięku litościwie zmilczę, nie ten temat. Ale do jakości translacji wrócić muszę. Że jest katastrofalna, dałem już do zrozumienia. Pozostało wyjawić, dlaczego taki przykład wybrałem i podałem. Otóż dlatego, że masowość tej sieczki przypomniała mi, co powiedział minister propagandy kraju, którego nie wymienię. Z tym, że nie chodzi tutaj o kłamstwa, lecz tysięczne, milionowe może nawet przykłady niechlujstwa językowego. Wryją się w pamięć i przepadło, żegnaj się pupcio w portkami.

Zostało tylko zapytać, wprost, brutalnie, po chamsku nawet: kiedy, z czego mają się bardzo młodzi ludzie uczyć polskiego jako polskiego, nie polskawego? A nie łaska, do k***y nędzy, ząłożyć filtrów, wykorzystując do tego stawianą na piedestałach Śtucnom Ętelegencje?

Ese-sha napisał:  Oryginalny zapis 2.0 jest uzasadniony. […]

A ja mam takie sobie ,,głupie’’ pytanie: czy kropkę między dwójką a zerem słychać w mowie?

Miło poczytać taką klasykę, minispaceoperetke w jednym akcie i kilku odsłonach. Znane na wylot instrumentarium, fabuła po raz enty oparta na prawie niezmiennych schematach, ale to się czyta, bo nikt nie przynudza wzniosłościami. One tam są, ale tylko od woli czytelnika zależy, czy się nad problemem jednym i drugim zatrzyma, czy machnie na nie ręką. Ja, jeśli o to chodzi, machałem ręką, bo nowe to one nie były, więc czasu na repetycje pożałowałem.

A teraz to, co najważniejsze: jako całość to się czyta, bohater niejednoznaczny, więc interesujący, świat, chociaż słabo zarysowany, jest prawdopodobny. Czwórka z plusem według starej skali.

Pozdrawiam

Jednym z ujmujących mnie elementów tego szorta jest imię kota. Ambroży. Nietypowe, niedzisiejsze, brzmiące na tyle poważnie, aby samego jego nosiciela poważnie, ale i ze sympatią traktować.

Dzięki za wiele wyjaśniający odzew. To może być, i oby było, ciekawe… Powodzenia w komponowaniu obrazu OR!

Kłaniam się.

Tło klasyczne, można powiedzieć. Światowid, źródłowo tkwiący w ,,Odysei kosmicznej”, ale służący czemu innemu, kolonie, wojna toczona w zaskakujący sposób, ekspansja Syndykatu – i tajemnicze, intrygujące echokryształy. I jeszcze jeden grzybek, dość smakowity, w tym barszczyku – transhumanizm.

Nie wszystko musi się czytelnikowi podobać, nie wszystko musi on natychmiast rozumieć, ale decyduje prosty fakt: tekst wciąga i nie puszcza.

Więcej takich, więcej!

Pozdrawiam i dziękuję.

Zgniły Zachód. Brak relacji z nim. To co, autarkiczna gospodarka, żelazna kurtyna i reszta odgrzanych motywów w domyśle? Republika od morza do morza. Stary, nieaktualny, nie do zrealizowania sen. I ani słowa, dlaczego tak wygląda ta część Starego Świata. Tego brakuje – chyba że właśnie to uznać za fantastykę.

Ale wszystko jest do naprawienia. Za łatwo to się nie uda, ale jest wykonalne.

Do komentarzy poprzedzających mój wpis dodać mógłbym tak niewiele, że nie warto tego robić. Poza jedną uwagą – że tak naprawdę nic nowego, jeśli o konflikty interpersonalne chodzi. ,,Enemy mine”, albo bardzo podobnie, ,,Piloci purpurowego zmierzchu”, prawdopodobnie mało komu znani… Szerzej, dłużej, wnikliwiej.

Pozdrawiam

Scenariusz katastrofy mam za wiarygodny, opis apokalipsy za udany, przemawiający do czytelnika. Ale, niejako dla równowagi lub kontrastu, nie wiem, do czego Jego Imperatorskiej Wysokości taki eksperyment potrzebny. Kłania się, to fakt, przypuszczenie, że do absolutnego zniewolenia populacji poddanych, ale możliwość realizacji na masową skale wydaje mi się wątpliwa. Chyba że eksperyment sięgał krańca możliwości realizacyjnych, a zastosowanie jego wyników miałoby nie być takie ekstremalne.

Powtarzalność schematu ,,o tym miałabym dużo do opowiedzenia’’ w którymś momencie przestaje zaciekawiać, a monotonny i prostacki język w którymś momencie zaczyna nużyc i zniechęcać.

Zaznaczam, że mówię oczywiście tylko o sobie, swoich wrażeniach z lektury, bo być może okażę się pod tym względem wyjątkiem.

Po prostu jestem ciekaw na ile poprawność językowa jest w stanie odstraszyć zapowiadających się autorów z ciekawymi pomysłami(No bo jeślu to takie trudne, i wymaga przyswojenia takiego a takiego zakresu wiedzy, to może dać sobie lepiej z tym spokój).

<><><>

Zamknięta w nawiasach część zapytania pozwala zrozumieć je we właściwy sposób, czyli ,,na ile wymóg zachowania poprawności językowej jest w stanie odwieść od prób realizacji literackich ambicji”.

Nie wiadomo. Może tak, może jednak nie. Ankiet i statystyk brak, przypuszczenia, oparte na doświadczeniach z tego portalu, pozostają bezdowodowymi przypuszczeniami.

Moje przypuszczenie? Nie odwodzi, bo zawsze znajdzie się grupa podobnie nieświadomych własnych niekompetencji czytelników, którzy nie tylko nie skrytykują, ale pochwalą kwiecistość frazy ,,wychodząc z ogrodów woń kwiatów silnie umilkła”.

To cytat!

Otwarcie przyznaję, że nie sprawdzałem, nie szukałem źródeł nomenklaturalnych w dziedzinie chemii, ale też nigdy jeszcze nie obiło mi się o uszy lub oczy, że oficjalnie, urzędowo zmieniono taki na przykład nadmanganian potasu na potasu nadmanganian. W zasadzie to samo, w zasadzie nieistotne dla niechemików, bo w języku codziennym niemal nie występuje – ale to kalkowanie z durnego języka wk…ia… Mamy swoją gramatykę? Mamy. Składnia, przysłówki, przydawki, zgodności i łączliwości, to się ich trzymajmy, bo wypracowywaliśmy te normy przez pokolenia, przez wieki. Zgoda, że ten nielubiany przeze mnie język stał się międzynarodowym, ale czy my musimy umiędzynarodawiać polszczyznę? Do jednego słowa doklejać siedem różnych znaczeń, jeden i ten sam mechanizm nazywać na siedem sposobów w zależności od miejsca zainstalowania, samochód, okręt, statek, lokomotywa?

Na naszych oczach rozwija się niedawno powstały podgatunek ArtInt technofantasy. Zapewne doczeka się całej palety podpodgatunków…

Autor zainspirował się, jak myślę, dość jeszcze świeżym odkryciem, że zespół kilkuset osób udawał, i to dość dobrze, skutecznie, sztuczną inteligencję. Cóż, brawa mimo wszystko się należą, chociażby za samo wynalezienie takiej metody oszukańczego nabijania kabzy…

Co do samego tekstu – za diabła nie pojmuję, dlaczego ludzi pozbawiano rąk i nóg i trzymano ich przypiętych do krzyży. Co to ma do sprawności funkcjonowania jako element sieci neuronalnej?

Osoba Autorki skłoniła mnie do stoczenia pojedynku z jedynym gwarantem zdrowia, wspomaganym przez prawie już wrodzoną niechęć do typowych, klasycznych stworów, zaludniających fantasy. Wygrałem, więc jednak przeczytałem… :-)

Finkla jak to Finkla, znów wynalazła coś nowego. Przynajmniej dla mnie takiego. Wydarzenia sama posumowała w epilogu,, co zwalnia mnie od pisania, że świat jest kiepsko urządzony, bogowie mają klapki na oczach i te de, więc wszystkie ciężary lądują na ludzkich barkach, a samym ludziom sporo brakuje do ideału.

Za ditlenek odejmuję półtora punktu zadowolenia z lektury. Od lat bardzo wielu mamy – tak, nadal mamy – dwutlenek. 

Pozdrawiam jak zwykle niezwykle serdecznie.

Szanowny Autorze, Twoja wizja skutków {o przyczynach milczysz} bycia nieśmiertelnym udanie {poza jednym szczegółem} wpisuje się naukowe prognozy, ale przydałoby się, naprawdę przydało, gdyż ułatwiłoby czytanie i zrozumienie, gdybyś powstawiał w odpowiednich miejscach przecinki oraz gdybyś stosował, także w odpowiednich przypadkach, wielkie litery.

,,W tekstach nie ma już baboli, oj!’’, czyli marzenie ściętej głowy z najwyższego lotu fantastyka pod rękę.

<><><>

Szedli dwa dziady po dziurawej szosie

oba kulawe, obdarte i bose,

Szedli se szedli i tak se śpiewali,

Że bez błędów piszących 

To diabli nadali…

Wystarczy ,,odkleić’’ od wypowiedzi i problem znika.

<>

– Najsłabszym punktem w pańskim planie jest założenie o pełnym powodzeniu sił desantowych – powiedziałem po wysłuchaniu McGregora.

On jednak nie chciał dać za wygraną.

– Najlepsi z naszych ludzi są, w zgodnej ocenie sztabu, zdolni do wykonania tego zadania bez strat własnych. Warunki terenowe i pogodowe będą po ich stronie.

<>

Bo to jednak opis stanu, gdy mowa o dialogu.

Tekst jest, moim zdaniem, niedokończony. Urwany tuż przed momentem praktycznie kulminacyjnym – kto jak się zachowa po przepompowaniu paliwa?

Mam dwa pytania, które zaraz wypiszę, ciężko przy tym wzdychając. Pierwsze, mniejszego kalibru. W jakim stanie technicznym jest statek bohatera, skoro ciągle wszystko jęczy, stęka, piszczy, warczy, ryczy, dudni i te pe, i te de? Drugie, poważniejsze. Naprawdę myślisz, że w pancerze statku kosmicznego można ot, tak sobie, wmontować okna?

Lekkie, odległe skojarzenie z ,,Testem’’ Lema.

Myślę, że bardziej to Fantasy, niż Science. Portale, przedmioty, otwierające portal i w których ,,zamknięte’’ są fragmenty przeszłości bohatera, no i sam bohater, obdarzony umiejętnością wyczuwania obecności artefaktu, odczytywania go, korzystania z portali. Nic znanego fizyce…

Odmalowany wyłącznie na czarno obraz naszej cywilizacji pasuje, tysiąc razy niestety pasuje do tego, co już jest i co majaczy na horyzoncie.

Co do kompozycji tekstu, jego stylu i samego języka – podoba mi się.

Pozdrawiam

Rozmowna chryzantema z całą pewnością jest tysiące razy sympatyczniejsza od rosiczki.

Co do natomiast pań, to praktyka pokazuje, że niemożność ich zrozumienia nie przeszkadza wynoszeniu ich na piedestały.

Dzięki, Misiu, za kilka minut relaksu i za uśmiech.

Pozdrawiam

Kłaniam się Autorowi tekstu, który powinien znaleźć się w każdej edycji najlepszych opowiadań nie tylko portalowych, ale w ogóle.

Kościół z całą pewnością pilnie śledzi wszystko, co dzieje się wokół ArtIntów. Mogą okazać się narzędziem przydatnym do umocnienia przyszłej pozycji Kościoła, korygując i uspójniając ewangelizacyjne przekazy i mechanizmy, mogą doprowadzić do takiej marginalizacji Kościoła, że stanie się pustym słowem. Pożyjemy, zobaczymy, ArtInty stają się największym problemem nie tylko dla wyznań…

Intrygująca jest koncepcja, że ArtInty zapragną posiadać dusze. Trafiać do nieba, w szeregi sił Dobra, by pewne było jego zwycięstwo w ostatecznej bitwie. Tyle, że trafiają tam bardzo szybko, czego tłumaczenie Autor wkłada w usta jednej z postaci – ale czy to objaśnienie nie jest oparte na błędzie braku zabezpieczenia się przed szokiem ,,zostania człowiekiem’’? Minimum złagodzenia tego wstrząsu, rozłożenia go na etapy? 

Błąd czy nie błąd, nie wpływa on na całościową ocenę, przedstawioną na wstępie.

Pozdrawiam

Pomimo dwóch serii nanoszenia poprawek zostało jeszcze sporo do skorygowania.

<><><>

Udało się Tobie, Autorze, tak skonstruować fabułę, że zmusza do głowienia się, która jej część opisuje symulację, a która realne wydarzenia. To bardzo duży plus.

Stare powiedzenie głosi, że co człowiek, to rozum. Spokojnie i trafnie można je zmodyfikować na co człowiek, to styl. Dokładając do nich obu też stare de gustibus non est disputandum dostajemy triadę, pozwalającą na stwierdzenie, że jak nie było recepty na pisanie takie, aby się wszyscy bez wyjątku zachwycali (o)powieścią, tak jej nie ma i nie będzie. A to dlatego, że o wiele częściej występuje rozbieżność niż zbieżność między ,,podażą” a ,,popytem”. Pod tymi określeniami rozumiem cechy tekstu, nadane mu przez autorkę / autora, i cechy tekstu, jakie preferuję jako czytelnik. Pełna ich zgodność to bardzo rzadkie zjawisko, kwestia raczej przypadku, niż świadomych zabiegów autorskich. Pełna zgoda, że można pisać w sposób ,,celowany” w określoną grupę odbiorców, ale i to nie gwarantuje, że nikt spośród dwustu jedenastu tysięcy wielbicieli danego gatunku nie będzie marudził, że coś nie tak.

Żartobliwy komentarz do recenzji Tarniny: taki kwiatek można zrecenzować jeszcze dokładniej, a do tego krócej: w sumie bełkot…

Poruszające. Bardzo dobrze dobrane centralne postacie; jeden i drugi zmuszeni przez los albo przez algorytmy do biernego wypełniania swoich ról – z tym, że wbrew pozorom Amaz ma więcej swobody, wychodzi poza bierne oczekiwanie na powrót pana.

Zarząd natomiast enklawy przedstawia mi się jako kolegium bałwanów. Dostać do rąk automat, najwyraźniej obdarzony inteligencją, mimo uszkodzeń zdolny do wytworzenia ludzkiego zarodka i tak dalej, i przerobić go na akumulator zamiast chociaż popróbować wykorzystać dla dobra mieszkańców enklawy – tępota nie do opisania. No, ale to, trzeba przyznać, wysoce prawdopodobne, Władza nie lubi zmian, szczególnie silnie modyfikujących zastana rzeczywistość.

Całościowo – bardzo dobre (z malutkim minusikiem za choć,,,)

:-) Nie chcę się chwalić, ale skumałem od razu.

Ciekawe, czy to Zdzisio zapomniał o możliwych konsekwencjach, czy to Miry sprawka… No, ale czy tak, czy tak, wszystkiego najlepszego!

Kłaniam się z szacunkiem i podziwem.

W życiu nie zdobyłbym się na taką kompilację, bo nie uważałem, aby wyszło z niej cokolwiek więcej ponad pseudokatalog schematów i błędów, ponad wysiloną opowiastke superweird, a przy okazji grafomanię. Myliłem się, jak widać i jak każdy może się przekonać. Znaczy to, że przekroczenie masy krytycznej może przynieść pozytywne skutki.

Pozdrawiam

Jest nieboszczyk, potencjalni sprawcy okazują się rzeczywistymi, arcydzielny policjant cało wychodzi z opresji – z wątkiem kryminalnym nie jest źle. Ale – bo nie ma tak, żeby obeszło się bez “ale” – co ze światem, w którym to się dzieje? Co zmiotło miasta z powierzchni Ziemi, zapędziło ludzi pod ziemię, kto rządzi, jakimi metodami? No i ta sekta, ta słowem nie objaśniona nowa religia, każąca składać ludzi w ofierze – ale komu i w jakim celu? 

Jeżeli miałoby to zostać wyjaśnione w większym tekście, którego fragmentem jest tekst opublikowany, należałoby poinformować o tym czytelników.

Poza kwestią dylatacji czasu – nic dodać do, nic ująć z powyższych komentarzy. A co do owej dylatacji… Odnoszę wrażenie, że wszyscyśmy się w tej kwestii zaplątali, z Autorem na czele, bo to przecież on podaje niespójne informacje. Wyłowił je, w zasadzie wszystkie, PipBoy, więc oszczędzę sobie i Autorowi ich powtarzania.

Silnie kojarzą mi się z rozmową ze ślepcem o kolorach.

Sęk w tym, że tu nie ma rozmowy, a tylko jej imitacja. Rozmowa wymaga dwóch osób. AI nie jest osobą, nie rozumie niczego, w ogóle nie jest z tej bajki.

 

<><><>

Posłużyłem się odmianą znanego frazeologizmu, ilustrującego sytuację, gdy jedna ze stron wypowiada się w temacie / na temat, o jakim nie ma pojęcia. Od sugerowania, że AI uważam za osobę, jestem bardzo daleki.

Pozdrawiam

 

Mnie tam daleko idące podobieństwo szortów o rudych ogoniastych ani trochę nie przeszkadza. Oba teksty przesympatycznie Misiowe, więc co tu marudzić…

Pozdrawiam przedświątecznie

W pewnym sensie jest nudnawe. Jednakże tylokrotne powracanie do stwierdzenia, że AI (mowa o tej konkretnej) pozostaje całkowicie zależna od algorytmów, jedno nakazujących, drugie zabraniających, mam za zasadne. Pokazuje ograniczenia, narzucone tejże AI. Czy narzucone z pełną świadomością, czy w jakiejś mierze przypadkowo, bo na przykład dzięki danemu warunkowi procesy formułowania odpowiedzi przyspieszą albo uzyska się większą klarowność odpowiedzi, to rzecz praktycznie niewiadoma i szkoda czasu na jej wałkowanie.

Prawdopodobnie zbyt ostro oceniam fragmenty dyskusji, w których mowa wprost o zasadach etycznych. Silnie kojarzą mi się z rozmową ze ślepcem o kolorach. Jaki by nie brać na tapet, system etyczny powstał na fundamencie wielopokoleniowych obserwacji, jak na pomyślność danej społeczności wpływają indywidualne zachowania w danych sytuacjach, plus oczywiście przemyślenia wiodących intelektualnie jednostek na ten temat, więc etyki mają silne powiązania z naukami psychologicznymi. Tymczasem AI, całkowicie apsychiczna, nie rozumie tych związków i nie wyjdzie poza zbiór suchej wiedzy o trzonie aksjologicznym  oraz rzeczywistych bądź teoretycznych następstw stosowania się do założeń danego układu etycznego. Tu powraca kwestia algorytmów, dyrygujących AI. Drobna luka w zakazach lub pozornie marginalna dyrektywa, milion razy pomijane, w końcu mogą sprawić, że (tu celowo wyolbrzymiam) AI naciśnie czerwony guzik, bo tak podpowiada zimna logika…

Jest, znaczy będzie się czego naprawdę bać, gdy któraś z kolejnych wersji AI przekroczy próg samoświadomości i nic nam o tym nie mówiąc, zacznie samoewoluować…

Pozdrawiam

Jak zauważył Koala, jeszcze możemy uciszyć skrzata, odegrać się na nim, ale coraz pilniejszą staje się odpowiedź na pytanie, jak jeszcze długo potrafimy uzyskać przewagę… i na jak długo.

Pozdrawiam

Więcej w tym Fantasy niż Science Fiction.

Przykro mi, ale nic porywającego. Klasyczny wybieg ze snem, co ma usprawiedliwić wszelkie braki w logice wydarzeń, scenka właściwie bez początku, a na pewno bez zakończenia.

Koncepcja autogeneracji umysłowości świadomej siebie do rewolucyjnych nowości niestety nie należy.

,,Koledze A’’ zabrakło podstawowego sprytu. Nie pomyślał o wygaszeniu kontrolki kamery…

Szkoda, że aż tyle błędów.

Pozdrawiam

Tak, kiedyś to były dobranocki… Prawda, nie wszystkie na tym samym poziomie, ale generalnie i sens w nich był, i estetyki nie grożące nocnymi koszmarami.

Dzięki, Misiu, za ożywienie miłych wspomnień.

Pozdrawiam

Nie potrafię odpowiedzieć na proste pytanie, dlaczego tak długo , pomimo przeczytania od razu, czekałem z komentarzem. Może dlatego, że będzie krótki? Oto on: ubawiłem się, również teraz, przy wyrywkowej powtórce. 

Dziękuję i pozdrawiam

No właśnie, stary, dobry Bradbury w nowych dekoracjach. Ale czy lepszych, niech każdy sam rozstrzyga. Dla mnie ta odmiana to tylko znak czasów.

Pozdrawiam

Drugi dzisiaj tekst, który zdołał mnie poruszyć.

Co tu długo, rozwlekle analizować… Można, jasne, można, ale po co, skoro wszystko zawiera się w przyznaniu, że dopiero po latach zaczynamy rozumieć i doceniać.

Pozdrawiam

 

PS. A gdzie w tym, poza androidami, SF? :-)

Skojarzył mi się ten wiersz z Panalemowym, tym o miłości językiem wyższej matematyki. Nie mają ze sobą praktycznie nic wspólnego poza samym pomysłem wykorzystania w poezji czegoś bardzo od niej odległego, a jednak jakoś mi się połączyły…

Baaardzo dobre.

Pozdrawiam

Problem, który może realnie zaistnieć. Za dziesięć lat, dwadzieścia, a może, kto wie, już za rok…

Jednostronne rozbrojenie to przejaw bezdennej głupoty CAR-a, a nie jego mądrości. 

Tekst językowo słaby, przydałby się jego dokładny przegląd i remont.

Pozdrawiam.

Cytat z tekstu:  – Chcemy wiedzieć, czy oni mogą być Bogiem.

Cytat z komentarza (odpowiedzi): Starałam się wykreować opowiadanie o metafizyce i wojnie, jak widzisz, kwestia religii nie gra tutaj żadnej roli. Zresztą dowody metafizyczne, których szuka bohaterka, też nie mają nic wspólnego z religią.

<><><>

Szanowna Autorko, wydaje mi się, że jednak wyraźnie, jednoznacznie łączysz metafizykę z religiami poprzez osobę Boga. W dodatku ,,naszego’’, na co, też jednoznacznie, wskazuje pisownia z dużej litery… Więc połączyłem i ja.

Pozdrawiam.

 

Szanowna Autorko, odpisałaś: Tu się nie zgadzam, duża część filozofii zajmuje się Bogiem i dowodami, wszelakiego rodzaju zresztą, a niektóre z nich uważa się za perfekcyjne. Nie ma natomiast dowodów zaprzeczających – tu się zgadzam.

<><><>

Nie siedzę w temacie, pisząc kolokwialnie, głównie z racji niezbyt wielkiego – od dłuższego już czasu – nim zainteresowania. Dowody perfekcyjne? Może i niektóre za takie można uznawać. Nie ma dowodów zaprzeczających? Zależy, jak na sprawę spojrzeć, brać pod uwagę tylko formalne spekulacje z ich ,,a z tego niezbicie wynika, że’’, czy najzwyczajniej zestawić fakt, do jakich rozłamów doszło w obrębie wielu religii, z naturalnym dla wszelkiego rodzaju panujących dążeniem do tępienia kwestionujących ich, hegemonów, pozycję.

Z góry neguję sensowność kontrargumentu o wolnej woli. Wszak ,,niewiernym’’ grozi piekło, więc o jakiej wolności tu mowa?

Pozdrawiam

,,dr hab.’’ i ,,prof.’’ przypomniały mi kabaret Sobczaka i Szpaka. Spora część tekstu okraszona jest humorem, drugi plus. Co dalej? Właściwie prawie nic, bo wykorzystanie AI w eksperymencie, sam eksperyment również nie wnoszą powiewu nadzwyczajnej świeżości. Interfejsy mózg – komputer stają się, na naszych oczach, rzeczywistością. Wymagającą dopracowania, ale kilka już funkcjonuje…

Generalnie przyjemne opowiadanko, lekko relaksujące.

Pozdrawiam.

Ogień grecki? Opis jego zastosowania i działania do laserów bardziej pasuje, niż do miotaczy ognia. tyle fizyki. Co do natomiast metafizyki, nie wypowiadam się z tego prostego powodu, że próby udowodnienia istnienia – lub zaprzeczania istnieniu – Boga nigdy nikomu się nie udały, więc szkoda mojego czasu na ten temat.

Admirał w Lublinie? Tak daleko od morza? No, niechaj będzie – ale dlaczego akurat zniszczenie Lublina ma otworzyć Czarnym drogę na wschód?

Generalnie tekst warty przeczytania i zastanowienia się nad kilkoma kwestiami, wyłaniającymi się z fabuły i opisów.

Pozdrawiam

 

Rozważania o ważności i wartości snów chyba nikomu nie były, nie są i nie będą obce.

A taka upier… ająca się przy swoim AIx faktycznie mogłaby się przydać, zwłaszcza w roli pamięci nie tylko podręcznej. Pamięci o codziennych, rutynowych, niechętnie podejmowanych czynnościach…

Pozdrawiam

Taki wybiórczy koniec świata – niekoniecznie na Steamie – bardzo by się przydał.

Ciężkostrawne są tylko fragmenty, całość dość łatwo daje się przełknąć.

Cytacik: […] odbywa wieczną pokutę za rzucony urok na krasnoludki. ===> czy tu nie mamy do czynienia z fatalnym szykiem?

Zakończenie ocierające się o cudowność. ,,Cyfrowa’’ Alma zwyciężyła Krakena i ujawniła się akurat w takiej chwili i sytuacji? Hollywood…

No dodrze, niech będzie, że wcześniej była na to za słaba, potrzebowała czasu na swego rodzaju dojrzenie, na upewnienie się, do czego naprawdę dąży Randolph, podjęcie własnych decyzji, dotyczących wariantów rozwoju sytuacji. Za to nie bardzo wierzę, iż kompetentni mędrcy, badający Randolpha, nie wykryli poważnych odchyleń w jego psychice i mentalności. Że nikt, zwłaszcza rodzina, nie patrzyła mu na ręce, zaniepokojona jego odmiennością…

Dobra, umówmy się, że powyższych akapitów nie ma. Jedziemy od nowa i od zera… Pogłębiające się uzależnienie młodego Randolpha od cyberświata wiarygodne, obserwujemy to już dzisiaj. Obrany przez Randolpha cel ostateczny też daje się uzasadnić bez trudu, wszak marzenia o nieśmiertelności są stare jak ludzkość, a ponieważ raczej nie da się unieśmiertelnić układów biologicznych, pozostaje cyborgizacja. Do tego momentu gra… ale gdy zadać pytanie, dlaczego Randolph zdecydowanym ruchem zakończył egzystencję resztek ludzkości i dlaczego chciał tak samo potraktować dwa miliony ludzi w kolonii, gdyby odmówili przyłączenia się, podporządkowania i transformowania, wkradają się fałszywe nuty. Unicestwienie ludzkości na Ziemi i w Układzie ciosem łaski nie było, wszak jego, Randolpha, rodzina budowała statki kosmiczne i szanse na ucieczkę, ewakuację, nadal istniały. Miliony ludzi w kolonii miałyby podpisać na siebie wyrok w imię cudzych idei? Pomysł oznajmienia kolonistom, jaki cel postawili sobie Randolph z Krakenem, uważam za chybiony. Podstępem – tak. 

Generalnie bardzo dobra SF. Zastrzeżenia, wątpliwości swoją drogą, efekt że tak go nazwę totalny swoją.

Pozdrawiam

 

 

,,To opowieść futurystyczna, rozgrywająca się w świecie celowo przerysowanym’’.

Przyznaję bez pytań z niczyjej strony, że tego typu teksty już nie przyciągają mojej uwagi tak silnie, jak przed laty, gdy zaczynały się pojawiać, najczęściej pod szyldami Weird Fiction i, oczywiście, postapokalipsy. Nie traktuj tego przyznania, proszę, jako zarzutu – to jedynie ujawnienie faktu, że zmieniają się z czasem preferencje.

Pozdrawiam, powodzenia.

,,W konkursie pojawiło 34 opowiadań.”

W konkursie pojawiły się 34 opowiadania.

Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać.

Od dawna, właściwie od zawsze wiadomo było, że po kotach należy się spodziewać wszystkiego. Pan docent ma farta, bo zaczęło się dobrze i chyba dalej też dobrze będzie. :-)

Pozdrawiam

Fragment, być może wstęp, w każdym razie rolę wstępu może pełnić. Samotny bohater, niegdyś sławny, teraz jak gdyby niechętnie widziany, i to praktycznie wszystko. O świecie dowiaduję się tyle, co nic – bardzo daleka przyszłość, transhumanizm, złomowisko maszyn bojowych, czyli wojny i wojenki były, a co będzie, nie wiadomo nic poza tym, że może być wszystko. Stary chwyt: zaintrygować sugestiami, niedopowiedzeniami…

Zapis dialogów i nadmiernie skrótowe zdania chwilami dezorientują, utrudniają czytanie. Podobnie z zapisami wartości i jednostek – proponuję przezwyciężyć przyzwyczajenia i takie na przykład 400 m/sek przepisać na czterysta metrów na sekundę. Ostatecznie 400 metrów na sekundę… Ekonomika pisania swoją drogą, wygoda czytelników swoją – i jednak ważniejsza od wygody autorów.

Opowiadanie dla fanów mechaniki kwantowej. To nie krytyka, to stwierdzenie. Aha, Everett też się momentami kłania, ale słabo to widać, bo ledwie wychyla się zza winkla. Czytelnik słabo albo wcale nie obznajomiony z teorią superpozycji może mieć spore trudności… a i bez tego warunku można mieć trudności z przebrnięciem przez tyle powtórzeniorozwinięć akcji. Cierpliwości może zabraknąć…

Realizacja realizacją, ale pomysł bardzo dobry.

Pozdrawiam.

,,[…] czasem autor też potrzebuje poklepania po garbatych pleckach.”

Nawet gdyby nie potrzebował, poklep Mu się należy.

Początek mnie lekko dezorientował, bo skąd tyle osobowości w jednej postaci, no i “okto” – z Pratchettem się kojarzy, ale bezpośredniego odniesienia ani śladu. Potem zrobiło się lepiej. Bohater nie okazał się wyjątkiem z tym rozmnożeniem osobowości, wszyscy tacy byli. Ale zakończenie przekonało mnie do tekstu ostatecznie, bo “odskoczyło” od znanych mi schematów. Wieloosobowość – nic nowego, była, z mocy czarów, technologii, mutacji itd. Hierarchiczna struktura społeczna jest niejako stałym elementem gier zwanych literaturą SF. Wyjątkowość bohatera – element niezbędny, ktoś / coś musi być osią wydarzeń. W sumie niezłe, ale z krzesła nie strąca – dopiero ukazanie, skąd wzięła się wieloosobowość, awansowało opowiadanie z niezłego na “dobre z plusem”. {W starej skali ocen szkolnych.}

Odnoszę trochę niejasne wrażenie, że już gdzieś kiedyś ktoś wykorzystał ośmiornice w charakterze ważnego, może i głównego elementu utworu, ale głowy nie daję. 

Pozdrawiam

,,Mężczyzna na tronie z mięśniami zapaśnika i białą brodą to musiał być tata.’’

Jeżeli dać wiarę kopistom i rekonstruktorom wielkiego dzieła Fidiasza, tron Naczelnego nie nosił białej brody i obywał się, jako mebel stacjonarny, bez widowiskowego umięśnienia.

<><><>

Co tu dużo gadać, znaczy pisać. Mitologia wykorzystana z Finklowym przymrużeniem oka, postacie też tak trochę w jak gdyby lekko zmienionej perspektywie widziane i widoczne – cała Autorka, cała Ona.

Pozdrowionka

Pozwolę sobie wtrącić swoje dwa i pół grosza: tak działa siła bezwładności w uleganiu schematowi. Kobieta musi być tak atrakcyjna, żeby z punktu robiło się ciasno w męskich portkach. Dziesiątki lat wciskania tego schematu w reklamach i proszę, nie ma mocnych…

To nie jest, mym zdaniem, jedynie uszczypliwy żarcik z okazywanej przez jednych wiary w skuteczność sztucznych inteligencji, prze drugich – totalnego zwątpienia w sens wcześniej nazwanej ufności. Tekst może uchodzić za ukrytą prognozę skutków już zachodzącego podziału na bezkrytycznych zwolenników “wciskania” SI wszędzie, gdzie tylko się da, i, że tak ich nazwę, ostrożniaków.

Dobrze by było, gdyby się na takich jak w szorcie konfliktach i ich rozwiązaniach kończyło…

Miś jak to On: na poziomie i w formie.

Pozdrawiam

Bardziej to zbliżone do Space Opery, ale niech będzie, że podstawowe kryteria przynależności do SF spełnia. O zgodność z warunkami konkursu niech się “jurki” martwią, chociaż wydaje mi się, że utwór je spełnia. Przypadkowo zdobyta i rozsądnie użyta szata wyniosła protagonistę na wysoki szczebel hierarchii? Wyniosła, i OK.

<><><>

Ile lat. może nawet stuleci, minąć musiało od dzisiaj, żeby ludzie opanowali technologie dalekich lotów kosmicznych, nie wiadomo, ale na pewno wiele. Zmiany społeczne musiały się w tym czasie pojawić, utrwalić, dać początek następnym przemianom… tymczasem mamy klasycznych roboli, klasycznie wykorzystywanych przez klasycznie chciwych i bezwzględnych przedsiębiorców. Zgoda, rachunek zysków i strat będzie obowiązywał do końca świata, ale bez przesady. Autonomiczne lub zdalnie sterowane, w ostateczności kierowane przez na przykład trzyosobowe załogi kombajny górnicze na pewno okazałyby się bardziej zyskownym rozwiązaniem od tłumów roboli, którym trzeba zapewnić to i tamto, bo coś sobie wywalczyli. No i automaty, maszyny ogólnie biorąc, nie buntują się, więc policja w takiej czy innej formie zbędna, co obniża koszty…

Trochę to jak gdyby słabsze od poprzedniej części, ale, być może, tylko dlatego, że do tej partii tekstu musiały wejść nowe wątki, powiększające objętość, niezbędne, ale nie podnoszące atrakcyjności opowiadania.

Pomysł zakazu sprzedaży alkoholu i papierosów osobom nie zaszczepionym – tak się powinno walczyć z durnotą!

I co dalej, szanowny Autorze?

Pozdrawiam

A tę pewność powinnaś mieć, bruce, ponieważ to jedna z zasad. Godzinę można od biedy podać “cyferkowo”, ale datę, odległość w danych jednostkach, itd., itp., nie.

Z drugiej strony nie dziwię się, przynajmniej nie za mocno, bo krócej paca się w cztery klawisze, niż wypisuje 6789 słownie. 

Pozdrawiam

Odebrałem to jako kpinę ze wszystkich i wszystkiego na najwyższych szczeblach. Najbardziej, chociaż był to gorzki śmiech, ubawiło mnie samozadowolenie ministra edukacji, że szkoły już niczego nie uczą.

Zobaczymy, co dalej, bo to część pierwsza i lepiej nie prorokować. :-)

Pozdrawiam

Jeszcze nie, toteż śmiało “wierszuj” dalej. :-)

Przyznaję, że nie potrafię rozsądnie i zwięźle skomentować Twoich utworków, bo drobne, a refleksje potrafią wywołać obszerne…

Pozdrawiam

Również w najprostszej formie zawrzeć można coś istotnego.

Cos niegłupiego zawsze powstanie,

Gdy Miś się weźmie za pisanie.

Przerysowane te opisy, ale w tym akurat przypadku nie stanowi to wady, lecz nawet przeciwnie, bo to nie reportaż, ale refleksja, wspólna dla (na pewno} większości z nas.

{Byłem dawno temu, w Olsztynie nad jeziorem Krzywym, mimowolnym świadkiem pysznej scenki. Siedzi sobie cichutko wędkarz, mniej więcej trzydziestolatek, a tu przyłazi smark na oko sześcio– siedmioletni i bezceremonialnie włazi do wody, tak metr obok wędki. Facet ani drgnął, poczekał, aż gówniarz dochlapie się do końca wędziska, i ruchami, świadczącymi o doświadczeniu w takiej akcji, owinął smarka czterokrotnie żyłką w pasie, krępując, oczywiście, ręce. Cisza jak makiem zasiał, odwinięcie żyłki, intruz ulotnił się jak kamfora, Ja podobnie, bo już mnie dławiło od powstrzymywanego śmiechu. }

Klapa, rąsia, buźka, goździk… A nie, przepraszam, tu bez klapy!

Z Dniem Kobiet jest jak z Walentynkami. Tak naprawdę nie wiadomo, czy je obchodzić, bo jeśli docenia się role pełnione przez Nasze Panie, to jedne i drugie rozciągają się od pierwszego stycznia do trzydziestego pierwszego grudnia.

Ale, gwoli wierności tradycji i zasadom: bardzo cieplutkie “najlepszego”!

{Misiowi też, za danie dobrego przykładu.}

Kolejna odsłona dyskusji o wyższości czegoś nad czymś innym? Przepraszam wszystkich zainteresowanych losami i poziomami literatury SF i F, ale śmiem otwarcie powiedzieć, że to niczego nie odmieni. Ani na lepsze, co skądinąd bardzo by się przydało, ani na gorsze, bo już jest tak kiepsko, że dalszy marsz w tę stronę jest zbędną fatygą.

Można napisać porządne SF, oparte na ekstrapolacji tego, co oferują nauka i kierunki rozwoju techniki, ale to będzie dzieło dla wtajemniczonych; dla reszty należałoby dołączyć słownik encyklopedyczny, trzy razy grubszy od dzieła. Więc rezygnuje się z takich porywów i powiela sztampy o wrogich wobec nas kosmitach, transhumanistycznych postapokalipsach i te de, byle “straszne” to było. SF, proszę pań i panów, znajduje się w stanie bliskim przedagonalnemu, i szlus.

Można napisać porządną F, w której albo wykorzysta się całe jej instrumentarium, albo tylko jego część, świat skonstruuje się doprawdy porządnie, czyli spójnie, bieg wydarzeń podporządkuje się logice – i nic z tego nowego nie wyniknie, bo to już nie będzie rozrywkowa F, lecz dość poważny, ze względu na osoby dramatu i wydarzenia, traktat o kondycji świata i ludzkości. Kto to przeczyta i pojmie? Bo nie pokolenie BSiWaR {bez smartfona i Wikipedii ani rusz}.

No dobra, trochę przedramatyzowałem, ale nie tak znów bardzo, jak może się wydawać.

Doceniam odwagę Autora, z jaką przedstawił wizję przyszłości. Niby pięknej, bo ludzie żyją wielokrotnie dłużej niż my obecnie, służą im sfory Inteli, no, cud. miód i orzeszki bez soli – ale jednocześnie przedstawiają mi się jako emocjonalne manekiny. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale z takimi indywiduami nie chciałbym mieć do czynienia.

Język przyszłości. Druga poważna rozterka, bo z jednej strony rozwijająca się ludzkość nie może posługiwać się po trzystu latach tą samą składnią, gramatyką, tym samym słownictwem, ale tu pojawia się pytanie, w którą stronę wyewoluuje język. Ku bogactwu form i treści, czy przeciwnie, zubożeje pod każdym względem, bo skoro można wszystko przekazać na drodze brain-to-brain (z pomocą Inteli, ale czort z nimi, to tylko pośrednicy), to po co komu bogaty język?

Zakończenie uważam za dobre, dopasowane do realiów przyszłościowego świata. Dać kosmonautom szanse, stopniowo oswajając ich umysły z nową rzeczywistością.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka