Profil użytkownika


komentarze: 12449, w dziale opowiadań: 9870, opowiadania: 5565

Ostatnie sto komentarzy

Silnie kojarzą mi się z rozmową ze ślepcem o kolorach.

Sęk w tym, że tu nie ma rozmowy, a tylko jej imitacja. Rozmowa wymaga dwóch osób. AI nie jest osobą, nie rozumie niczego, w ogóle nie jest z tej bajki.

 

<><><>

Posłużyłem się odmianą znanego frazeologizmu, ilustrującego sytuację, gdy jedna ze stron wypowiada się w temacie / na temat, o jakim nie ma pojęcia. Od sugerowania, że AI uważam za osobę, jestem bardzo daleki.

Pozdrawiam

 

Mnie tam daleko idące podobieństwo szortów o rudych ogoniastych ani trochę nie przeszkadza. Oba teksty przesympatycznie Misiowe, więc co tu marudzić…

Pozdrawiam przedświątecznie

W pewnym sensie jest nudnawe. Jednakże tylokrotne powracanie do stwierdzenia, że AI (mowa o tej konkretnej) pozostaje całkowicie zależna od algorytmów, jedno nakazujących, drugie zabraniających, mam za zasadne. Pokazuje ograniczenia, narzucone tejże AI. Czy narzucone z pełną świadomością, czy w jakiejś mierze przypadkowo, bo na przykład dzięki danemu warunkowi procesy formułowania odpowiedzi przyspieszą albo uzyska się większą klarowność odpowiedzi, to rzecz praktycznie niewiadoma i szkoda czasu na jej wałkowanie.

Prawdopodobnie zbyt ostro oceniam fragmenty dyskusji, w których mowa wprost o zasadach etycznych. Silnie kojarzą mi się z rozmową ze ślepcem o kolorach. Jaki by nie brać na tapet, system etyczny powstał na fundamencie wielopokoleniowych obserwacji, jak na pomyślność danej społeczności wpływają indywidualne zachowania w danych sytuacjach, plus oczywiście przemyślenia wiodących intelektualnie jednostek na ten temat, więc etyki mają silne powiązania z naukami psychologicznymi. Tymczasem AI, całkowicie apsychiczna, nie rozumie tych związków i nie wyjdzie poza zbiór suchej wiedzy o trzonie aksjologicznym  oraz rzeczywistych bądź teoretycznych następstw stosowania się do założeń danego układu etycznego. Tu powraca kwestia algorytmów, dyrygujących AI. Drobna luka w zakazach lub pozornie marginalna dyrektywa, milion razy pomijane, w końcu mogą sprawić, że (tu celowo wyolbrzymiam) AI naciśnie czerwony guzik, bo tak podpowiada zimna logika…

Jest, znaczy będzie się czego naprawdę bać, gdy któraś z kolejnych wersji AI przekroczy próg samoświadomości i nic nam o tym nie mówiąc, zacznie samoewoluować…

Pozdrawiam

Jak zauważył Koala, jeszcze możemy uciszyć skrzata, odegrać się na nim, ale coraz pilniejszą staje się odpowiedź na pytanie, jak jeszcze długo potrafimy uzyskać przewagę… i na jak długo.

Pozdrawiam

Więcej w tym Fantasy niż Science Fiction.

Przykro mi, ale nic porywającego. Klasyczny wybieg ze snem, co ma usprawiedliwić wszelkie braki w logice wydarzeń, scenka właściwie bez początku, a na pewno bez zakończenia.

Koncepcja autogeneracji umysłowości świadomej siebie do rewolucyjnych nowości niestety nie należy.

,,Koledze A’’ zabrakło podstawowego sprytu. Nie pomyślał o wygaszeniu kontrolki kamery…

Szkoda, że aż tyle błędów.

Pozdrawiam

Tak, kiedyś to były dobranocki… Prawda, nie wszystkie na tym samym poziomie, ale generalnie i sens w nich był, i estetyki nie grożące nocnymi koszmarami.

Dzięki, Misiu, za ożywienie miłych wspomnień.

Pozdrawiam

Nie potrafię odpowiedzieć na proste pytanie, dlaczego tak długo , pomimo przeczytania od razu, czekałem z komentarzem. Może dlatego, że będzie krótki? Oto on: ubawiłem się, również teraz, przy wyrywkowej powtórce. 

Dziękuję i pozdrawiam

No właśnie, stary, dobry Bradbury w nowych dekoracjach. Ale czy lepszych, niech każdy sam rozstrzyga. Dla mnie ta odmiana to tylko znak czasów.

Pozdrawiam

Drugi dzisiaj tekst, który zdołał mnie poruszyć.

Co tu długo, rozwlekle analizować… Można, jasne, można, ale po co, skoro wszystko zawiera się w przyznaniu, że dopiero po latach zaczynamy rozumieć i doceniać.

Pozdrawiam

 

PS. A gdzie w tym, poza androidami, SF? :-)

Skojarzył mi się ten wiersz z Panalemowym, tym o miłości językiem wyższej matematyki. Nie mają ze sobą praktycznie nic wspólnego poza samym pomysłem wykorzystania w poezji czegoś bardzo od niej odległego, a jednak jakoś mi się połączyły…

Baaardzo dobre.

Pozdrawiam

Problem, który może realnie zaistnieć. Za dziesięć lat, dwadzieścia, a może, kto wie, już za rok…

Jednostronne rozbrojenie to przejaw bezdennej głupoty CAR-a, a nie jego mądrości. 

Tekst językowo słaby, przydałby się jego dokładny przegląd i remont.

Pozdrawiam.

Cytat z tekstu:  – Chcemy wiedzieć, czy oni mogą być Bogiem.

Cytat z komentarza (odpowiedzi): Starałam się wykreować opowiadanie o metafizyce i wojnie, jak widzisz, kwestia religii nie gra tutaj żadnej roli. Zresztą dowody metafizyczne, których szuka bohaterka, też nie mają nic wspólnego z religią.

<><><>

Szanowna Autorko, wydaje mi się, że jednak wyraźnie, jednoznacznie łączysz metafizykę z religiami poprzez osobę Boga. W dodatku ,,naszego’’, na co, też jednoznacznie, wskazuje pisownia z dużej litery… Więc połączyłem i ja.

Pozdrawiam.

 

Szanowna Autorko, odpisałaś: Tu się nie zgadzam, duża część filozofii zajmuje się Bogiem i dowodami, wszelakiego rodzaju zresztą, a niektóre z nich uważa się za perfekcyjne. Nie ma natomiast dowodów zaprzeczających – tu się zgadzam.

<><><>

Nie siedzę w temacie, pisząc kolokwialnie, głównie z racji niezbyt wielkiego – od dłuższego już czasu – nim zainteresowania. Dowody perfekcyjne? Może i niektóre za takie można uznawać. Nie ma dowodów zaprzeczających? Zależy, jak na sprawę spojrzeć, brać pod uwagę tylko formalne spekulacje z ich ,,a z tego niezbicie wynika, że’’, czy najzwyczajniej zestawić fakt, do jakich rozłamów doszło w obrębie wielu religii, z naturalnym dla wszelkiego rodzaju panujących dążeniem do tępienia kwestionujących ich, hegemonów, pozycję.

Z góry neguję sensowność kontrargumentu o wolnej woli. Wszak ,,niewiernym’’ grozi piekło, więc o jakiej wolności tu mowa?

Pozdrawiam

,,dr hab.’’ i ,,prof.’’ przypomniały mi kabaret Sobczaka i Szpaka. Spora część tekstu okraszona jest humorem, drugi plus. Co dalej? Właściwie prawie nic, bo wykorzystanie AI w eksperymencie, sam eksperyment również nie wnoszą powiewu nadzwyczajnej świeżości. Interfejsy mózg – komputer stają się, na naszych oczach, rzeczywistością. Wymagającą dopracowania, ale kilka już funkcjonuje…

Generalnie przyjemne opowiadanko, lekko relaksujące.

Pozdrawiam.

Ogień grecki? Opis jego zastosowania i działania do laserów bardziej pasuje, niż do miotaczy ognia. tyle fizyki. Co do natomiast metafizyki, nie wypowiadam się z tego prostego powodu, że próby udowodnienia istnienia – lub zaprzeczania istnieniu – Boga nigdy nikomu się nie udały, więc szkoda mojego czasu na ten temat.

Admirał w Lublinie? Tak daleko od morza? No, niechaj będzie – ale dlaczego akurat zniszczenie Lublina ma otworzyć Czarnym drogę na wschód?

Generalnie tekst warty przeczytania i zastanowienia się nad kilkoma kwestiami, wyłaniającymi się z fabuły i opisów.

Pozdrawiam

 

Rozważania o ważności i wartości snów chyba nikomu nie były, nie są i nie będą obce.

A taka upier… ająca się przy swoim AIx faktycznie mogłaby się przydać, zwłaszcza w roli pamięci nie tylko podręcznej. Pamięci o codziennych, rutynowych, niechętnie podejmowanych czynnościach…

Pozdrawiam

Taki wybiórczy koniec świata – niekoniecznie na Steamie – bardzo by się przydał.

Ciężkostrawne są tylko fragmenty, całość dość łatwo daje się przełknąć.

Cytacik: […] odbywa wieczną pokutę za rzucony urok na krasnoludki. ===> czy tu nie mamy do czynienia z fatalnym szykiem?

Zakończenie ocierające się o cudowność. ,,Cyfrowa’’ Alma zwyciężyła Krakena i ujawniła się akurat w takiej chwili i sytuacji? Hollywood…

No dodrze, niech będzie, że wcześniej była na to za słaba, potrzebowała czasu na swego rodzaju dojrzenie, na upewnienie się, do czego naprawdę dąży Randolph, podjęcie własnych decyzji, dotyczących wariantów rozwoju sytuacji. Za to nie bardzo wierzę, iż kompetentni mędrcy, badający Randolpha, nie wykryli poważnych odchyleń w jego psychice i mentalności. Że nikt, zwłaszcza rodzina, nie patrzyła mu na ręce, zaniepokojona jego odmiennością…

Dobra, umówmy się, że powyższych akapitów nie ma. Jedziemy od nowa i od zera… Pogłębiające się uzależnienie młodego Randolpha od cyberświata wiarygodne, obserwujemy to już dzisiaj. Obrany przez Randolpha cel ostateczny też daje się uzasadnić bez trudu, wszak marzenia o nieśmiertelności są stare jak ludzkość, a ponieważ raczej nie da się unieśmiertelnić układów biologicznych, pozostaje cyborgizacja. Do tego momentu gra… ale gdy zadać pytanie, dlaczego Randolph zdecydowanym ruchem zakończył egzystencję resztek ludzkości i dlaczego chciał tak samo potraktować dwa miliony ludzi w kolonii, gdyby odmówili przyłączenia się, podporządkowania i transformowania, wkradają się fałszywe nuty. Unicestwienie ludzkości na Ziemi i w Układzie ciosem łaski nie było, wszak jego, Randolpha, rodzina budowała statki kosmiczne i szanse na ucieczkę, ewakuację, nadal istniały. Miliony ludzi w kolonii miałyby podpisać na siebie wyrok w imię cudzych idei? Pomysł oznajmienia kolonistom, jaki cel postawili sobie Randolph z Krakenem, uważam za chybiony. Podstępem – tak. 

Generalnie bardzo dobra SF. Zastrzeżenia, wątpliwości swoją drogą, efekt że tak go nazwę totalny swoją.

Pozdrawiam

 

 

,,To opowieść futurystyczna, rozgrywająca się w świecie celowo przerysowanym’’.

Przyznaję bez pytań z niczyjej strony, że tego typu teksty już nie przyciągają mojej uwagi tak silnie, jak przed laty, gdy zaczynały się pojawiać, najczęściej pod szyldami Weird Fiction i, oczywiście, postapokalipsy. Nie traktuj tego przyznania, proszę, jako zarzutu – to jedynie ujawnienie faktu, że zmieniają się z czasem preferencje.

Pozdrawiam, powodzenia.

,,W konkursie pojawiło 34 opowiadań.”

W konkursie pojawiły się 34 opowiadania.

Przepraszam, ale nie mogłem się powstrzymać.

Od dawna, właściwie od zawsze wiadomo było, że po kotach należy się spodziewać wszystkiego. Pan docent ma farta, bo zaczęło się dobrze i chyba dalej też dobrze będzie. :-)

Pozdrawiam

Fragment, być może wstęp, w każdym razie rolę wstępu może pełnić. Samotny bohater, niegdyś sławny, teraz jak gdyby niechętnie widziany, i to praktycznie wszystko. O świecie dowiaduję się tyle, co nic – bardzo daleka przyszłość, transhumanizm, złomowisko maszyn bojowych, czyli wojny i wojenki były, a co będzie, nie wiadomo nic poza tym, że może być wszystko. Stary chwyt: zaintrygować sugestiami, niedopowiedzeniami…

Zapis dialogów i nadmiernie skrótowe zdania chwilami dezorientują, utrudniają czytanie. Podobnie z zapisami wartości i jednostek – proponuję przezwyciężyć przyzwyczajenia i takie na przykład 400 m/sek przepisać na czterysta metrów na sekundę. Ostatecznie 400 metrów na sekundę… Ekonomika pisania swoją drogą, wygoda czytelników swoją – i jednak ważniejsza od wygody autorów.

Opowiadanie dla fanów mechaniki kwantowej. To nie krytyka, to stwierdzenie. Aha, Everett też się momentami kłania, ale słabo to widać, bo ledwie wychyla się zza winkla. Czytelnik słabo albo wcale nie obznajomiony z teorią superpozycji może mieć spore trudności… a i bez tego warunku można mieć trudności z przebrnięciem przez tyle powtórzeniorozwinięć akcji. Cierpliwości może zabraknąć…

Realizacja realizacją, ale pomysł bardzo dobry.

Pozdrawiam.

,,[…] czasem autor też potrzebuje poklepania po garbatych pleckach.”

Nawet gdyby nie potrzebował, poklep Mu się należy.

Początek mnie lekko dezorientował, bo skąd tyle osobowości w jednej postaci, no i “okto” – z Pratchettem się kojarzy, ale bezpośredniego odniesienia ani śladu. Potem zrobiło się lepiej. Bohater nie okazał się wyjątkiem z tym rozmnożeniem osobowości, wszyscy tacy byli. Ale zakończenie przekonało mnie do tekstu ostatecznie, bo “odskoczyło” od znanych mi schematów. Wieloosobowość – nic nowego, była, z mocy czarów, technologii, mutacji itd. Hierarchiczna struktura społeczna jest niejako stałym elementem gier zwanych literaturą SF. Wyjątkowość bohatera – element niezbędny, ktoś / coś musi być osią wydarzeń. W sumie niezłe, ale z krzesła nie strąca – dopiero ukazanie, skąd wzięła się wieloosobowość, awansowało opowiadanie z niezłego na “dobre z plusem”. {W starej skali ocen szkolnych.}

Odnoszę trochę niejasne wrażenie, że już gdzieś kiedyś ktoś wykorzystał ośmiornice w charakterze ważnego, może i głównego elementu utworu, ale głowy nie daję. 

Pozdrawiam

,,Mężczyzna na tronie z mięśniami zapaśnika i białą brodą to musiał być tata.’’

Jeżeli dać wiarę kopistom i rekonstruktorom wielkiego dzieła Fidiasza, tron Naczelnego nie nosił białej brody i obywał się, jako mebel stacjonarny, bez widowiskowego umięśnienia.

<><><>

Co tu dużo gadać, znaczy pisać. Mitologia wykorzystana z Finklowym przymrużeniem oka, postacie też tak trochę w jak gdyby lekko zmienionej perspektywie widziane i widoczne – cała Autorka, cała Ona.

Pozdrowionka

Pozwolę sobie wtrącić swoje dwa i pół grosza: tak działa siła bezwładności w uleganiu schematowi. Kobieta musi być tak atrakcyjna, żeby z punktu robiło się ciasno w męskich portkach. Dziesiątki lat wciskania tego schematu w reklamach i proszę, nie ma mocnych…

To nie jest, mym zdaniem, jedynie uszczypliwy żarcik z okazywanej przez jednych wiary w skuteczność sztucznych inteligencji, prze drugich – totalnego zwątpienia w sens wcześniej nazwanej ufności. Tekst może uchodzić za ukrytą prognozę skutków już zachodzącego podziału na bezkrytycznych zwolenników “wciskania” SI wszędzie, gdzie tylko się da, i, że tak ich nazwę, ostrożniaków.

Dobrze by było, gdyby się na takich jak w szorcie konfliktach i ich rozwiązaniach kończyło…

Miś jak to On: na poziomie i w formie.

Pozdrawiam

Bardziej to zbliżone do Space Opery, ale niech będzie, że podstawowe kryteria przynależności do SF spełnia. O zgodność z warunkami konkursu niech się “jurki” martwią, chociaż wydaje mi się, że utwór je spełnia. Przypadkowo zdobyta i rozsądnie użyta szata wyniosła protagonistę na wysoki szczebel hierarchii? Wyniosła, i OK.

<><><>

Ile lat. może nawet stuleci, minąć musiało od dzisiaj, żeby ludzie opanowali technologie dalekich lotów kosmicznych, nie wiadomo, ale na pewno wiele. Zmiany społeczne musiały się w tym czasie pojawić, utrwalić, dać początek następnym przemianom… tymczasem mamy klasycznych roboli, klasycznie wykorzystywanych przez klasycznie chciwych i bezwzględnych przedsiębiorców. Zgoda, rachunek zysków i strat będzie obowiązywał do końca świata, ale bez przesady. Autonomiczne lub zdalnie sterowane, w ostateczności kierowane przez na przykład trzyosobowe załogi kombajny górnicze na pewno okazałyby się bardziej zyskownym rozwiązaniem od tłumów roboli, którym trzeba zapewnić to i tamto, bo coś sobie wywalczyli. No i automaty, maszyny ogólnie biorąc, nie buntują się, więc policja w takiej czy innej formie zbędna, co obniża koszty…

Trochę to jak gdyby słabsze od poprzedniej części, ale, być może, tylko dlatego, że do tej partii tekstu musiały wejść nowe wątki, powiększające objętość, niezbędne, ale nie podnoszące atrakcyjności opowiadania.

Pomysł zakazu sprzedaży alkoholu i papierosów osobom nie zaszczepionym – tak się powinno walczyć z durnotą!

I co dalej, szanowny Autorze?

Pozdrawiam

A tę pewność powinnaś mieć, bruce, ponieważ to jedna z zasad. Godzinę można od biedy podać “cyferkowo”, ale datę, odległość w danych jednostkach, itd., itp., nie.

Z drugiej strony nie dziwię się, przynajmniej nie za mocno, bo krócej paca się w cztery klawisze, niż wypisuje 6789 słownie. 

Pozdrawiam

Odebrałem to jako kpinę ze wszystkich i wszystkiego na najwyższych szczeblach. Najbardziej, chociaż był to gorzki śmiech, ubawiło mnie samozadowolenie ministra edukacji, że szkoły już niczego nie uczą.

Zobaczymy, co dalej, bo to część pierwsza i lepiej nie prorokować. :-)

Pozdrawiam

Jeszcze nie, toteż śmiało “wierszuj” dalej. :-)

Przyznaję, że nie potrafię rozsądnie i zwięźle skomentować Twoich utworków, bo drobne, a refleksje potrafią wywołać obszerne…

Pozdrawiam

Również w najprostszej formie zawrzeć można coś istotnego.

Cos niegłupiego zawsze powstanie,

Gdy Miś się weźmie za pisanie.

Przerysowane te opisy, ale w tym akurat przypadku nie stanowi to wady, lecz nawet przeciwnie, bo to nie reportaż, ale refleksja, wspólna dla (na pewno} większości z nas.

{Byłem dawno temu, w Olsztynie nad jeziorem Krzywym, mimowolnym świadkiem pysznej scenki. Siedzi sobie cichutko wędkarz, mniej więcej trzydziestolatek, a tu przyłazi smark na oko sześcio– siedmioletni i bezceremonialnie włazi do wody, tak metr obok wędki. Facet ani drgnął, poczekał, aż gówniarz dochlapie się do końca wędziska, i ruchami, świadczącymi o doświadczeniu w takiej akcji, owinął smarka czterokrotnie żyłką w pasie, krępując, oczywiście, ręce. Cisza jak makiem zasiał, odwinięcie żyłki, intruz ulotnił się jak kamfora, Ja podobnie, bo już mnie dławiło od powstrzymywanego śmiechu. }

Klapa, rąsia, buźka, goździk… A nie, przepraszam, tu bez klapy!

Z Dniem Kobiet jest jak z Walentynkami. Tak naprawdę nie wiadomo, czy je obchodzić, bo jeśli docenia się role pełnione przez Nasze Panie, to jedne i drugie rozciągają się od pierwszego stycznia do trzydziestego pierwszego grudnia.

Ale, gwoli wierności tradycji i zasadom: bardzo cieplutkie “najlepszego”!

{Misiowi też, za danie dobrego przykładu.}

Kolejna odsłona dyskusji o wyższości czegoś nad czymś innym? Przepraszam wszystkich zainteresowanych losami i poziomami literatury SF i F, ale śmiem otwarcie powiedzieć, że to niczego nie odmieni. Ani na lepsze, co skądinąd bardzo by się przydało, ani na gorsze, bo już jest tak kiepsko, że dalszy marsz w tę stronę jest zbędną fatygą.

Można napisać porządne SF, oparte na ekstrapolacji tego, co oferują nauka i kierunki rozwoju techniki, ale to będzie dzieło dla wtajemniczonych; dla reszty należałoby dołączyć słownik encyklopedyczny, trzy razy grubszy od dzieła. Więc rezygnuje się z takich porywów i powiela sztampy o wrogich wobec nas kosmitach, transhumanistycznych postapokalipsach i te de, byle “straszne” to było. SF, proszę pań i panów, znajduje się w stanie bliskim przedagonalnemu, i szlus.

Można napisać porządną F, w której albo wykorzysta się całe jej instrumentarium, albo tylko jego część, świat skonstruuje się doprawdy porządnie, czyli spójnie, bieg wydarzeń podporządkuje się logice – i nic z tego nowego nie wyniknie, bo to już nie będzie rozrywkowa F, lecz dość poważny, ze względu na osoby dramatu i wydarzenia, traktat o kondycji świata i ludzkości. Kto to przeczyta i pojmie? Bo nie pokolenie BSiWaR {bez smartfona i Wikipedii ani rusz}.

No dobra, trochę przedramatyzowałem, ale nie tak znów bardzo, jak może się wydawać.

Doceniam odwagę Autora, z jaką przedstawił wizję przyszłości. Niby pięknej, bo ludzie żyją wielokrotnie dłużej niż my obecnie, służą im sfory Inteli, no, cud. miód i orzeszki bez soli – ale jednocześnie przedstawiają mi się jako emocjonalne manekiny. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale z takimi indywiduami nie chciałbym mieć do czynienia.

Język przyszłości. Druga poważna rozterka, bo z jednej strony rozwijająca się ludzkość nie może posługiwać się po trzystu latach tą samą składnią, gramatyką, tym samym słownictwem, ale tu pojawia się pytanie, w którą stronę wyewoluuje język. Ku bogactwu form i treści, czy przeciwnie, zubożeje pod każdym względem, bo skoro można wszystko przekazać na drodze brain-to-brain (z pomocą Inteli, ale czort z nimi, to tylko pośrednicy), to po co komu bogaty język?

Zakończenie uważam za dobre, dopasowane do realiów przyszłościowego świata. Dać kosmonautom szanse, stopniowo oswajając ich umysły z nową rzeczywistością.

Pozdrawiam

Chciałem zapytać Autora, gdzie tu Science, ale zauważyłem, że objaśnienie efektu Casimira – lub coś podobnego – musiało by z lekka powiększyć objętość tekstu, przy jednoczesnym zachowaniu głównego toku opowieści, więc nie zapytuję.

Przerysowania nadały drablowi charakter wręcz humorystyczny. I bardzo dobrze.

Pozdrawiam

Dużo zależy od kontekstu. W jakiej sytuacji pada cytat, jaką pełni rolę – ilustracyjną, jest odpowiedzią na słowa lub postępek innej postaci, i te de, i te pe. W rezultacie cytat można podać, stosownie do kontekstu, w różnych formach. Zapowiedzianego przed wygłoszeniem, najpierw wypowiedzianego, potem objaśnionego, że był cytatem, a nawet bez objaśnień, bez wyróżnień, jeżeli jest frazą powszechnie znaną, jak na przykład nihil novi sub sole.

Trudno, nawet się nie da, radzić w ciemno.

Cytat: […] małego podwórka, porośniętego cybernetycznym bluszczem kabli, rur i migoczących światłowodów.

“Cóś” tu nie gra, szanowny Autorze. Gdy mówimy o podwórku, polu, zagonie i tak dalej, i temu podobnie, że jest porośnięte, dotyczy to poziomej powierzchni tego, o czym mówimy. Ziemi. Porośniętej / zarośniętej trawą, stokrotkami, zielskiem, roślinami, jakich zechcesz. Więc pierwsze skojarzenie to ten “cybernetyczny bluszcz” wynurzony ponad poziom gruntu, bruku czy czego tam. Po drugie bluszcz, bluszczowate w ogóle, to rośliny pnące, obrastające ściany, płoty, cokolwiek, co daje punkty zaczepienia dla pędów czepnych. Więc czytelnik widzi ten “bluszcz” na murach, okalających podwórko typu studnia – ale o tym ani słowa w opisie… Po trzecie “migocące światłowody”. Jakim cudem, skoro w światłowodach zachodzą całkowite odbicia wewnętrzne i nic na zewnątrz się nie wydostaje, nie ma prawa się wydostać?

<><><>

Jako natomiast zwięzła opowiastka o poszukiwaniu przeszłości i cenie, jaką przychodzi za to zapłacić, tekst jest na poziomie.

Miś w formie, co tylko cieszy.

Jedno mnie zastanawia. Zwykle Autor przejawia życzliwe podejście do centralnych postaci, a tu masz, kieruje Janka na filozofię. Co prawda – i wbrew pozorom – nie mam do tych miłosników mądrości wszelakich jakiejkolwiek urazy, niczego złego im nie zarzucam, ale, cóż, znam zajęcia dużó pożyteczniejsze dla nich samych i dla świata.  :-)

Pozdrawiam

Ciekawe, jakimi drogami dotarła do odłączonego mózgu informacja o miejscu i warunkach, w jakich się znajduje.

Nieskończona linia hierarchiczna “bogów”? Skoro mają, jak w tym tekście, postać fizyczną, to jednak gdzieś na czymś / kimś skończyć się ta linia musi…

Świat, w jakim osadzona została akcja, wydaje mi się mało zrozumiały, słabo, właściwie wcale nie uargumentowany. Obozy pracy, zamrażanie, jednocześnie dostarczanie odpowiednio spreparowanych psychicznie i umysłowo osób, mających być spełnieniem marzeń. Co mogło doprowadzić do takich przemian we funkcjonowaniu społeczeństwa, całego świata? Nie wiem.

Działa konspiracja. Juma mówi wprost o jej istnieniu, swoim zaangażowaniu i na jakim polu. A Mayumi nic na to… W ogóle umie tylko złościć się na Jumę, na siebie też. A powinna wynieść z domu jakieś konkretne przekonania, obojętne, pro czy kontra panującemu porządkowi, wszak jej matka musiała dużo wiedzieć i dużo móc, skoro doprowadziła do zamiany osobników, mających być spełnionym marzeniem Mayumi, wpłynęła na procesy przygotowania Jumy do tej roli, tak, aby zachował samodzielność myślenia i postępowania. I co, w krytycznym czasie i w krytycznej sytuacji nie otrzymała ostrzeżenia, że jakaś tam służba szykuje się do zgarnięcia jej, męża, córki, Jumy? Ucieczka, chociaż próba ucieczki, była by według mnie zakończeniem lepszym niż grzeczne pójście baranów na rzeź.

Jednocześnie przyznaję jedno: świat, o którym praktycznie nic nie wiemy, wydaje się gorszy, groźniejszy od w pełni objaśnionego.

Zdumiewające, że jestem trzecia osobą, zamieszczająca komentarz. Kilka dni minęło – i praktycznie nic pod tak intrygującym tekstem?

Pozdrawiam

Tony i treści komentarzy współbrzmiące z ich inicjatorem, czyli drabblem. No i tyle ode mnie, niczego nowego nie wyartykułuję, Sam natomiast tekst, chociaż taki krótki, wprost imponuje mi istotnością i rozległością tematów, do których przemyślenia skłania.

Pozdrawiam.

Jestem przekonany, że ocenisz moją reakcję jako niewłaściwą, ale, cóż, przyznaję bez bicia, że pośmiałem się. Na swoją obronę mam jedno: Twój żywy styl, Bohaterowie (a może anty– ? ) stają przed oczami jak żywi.

Miś, na nasze szczęście, w formie co najmniej dobrej! Od łachów do płaszcza z lwiej skóry, wszystko bez awanturniczych przygód, bez rozlewu krwi, no i to podsumowanie…

Ale ani słowa o córce grododzierżcy. No, jak to tak, czytelnika bez tak ważnej informacji pozostawiać? :-) :-)

Pozdrawiam

Po przeczytaniu zacząłem zadawać sobie pytania, na które tekst nie odpowiada. Jak powstało Psie Cesarstwo? Czy przyczynili się do tego ludzie, poprzez na przykład manipulacje genetyczne, czy psy samoistnie tak bardzo “zmądrzały”? Jakim sposobem stworzyły cywilizację technologiczną, nie posiadając chwytnych kończyn? Pyskiem, szczękami, wszystkiego się nie da “załatwić”… Jakim sposobem przeniosły się na inną planetę?

Pytania swoją drogą, pierwsze wrażenia z lektury – swoją. A były i pozostają praktycznie pozytywnymi. Dzięki wielkiemu kontrastowi pomiędzy cywilizacjami, ziemską i psią. Bo te czworonogi okazały się bardziej ludzkie od ludzi.

Szkoda tylko, że tak wiele wkradło się mniejszych i większych błędów.

Jest gwardia pałacowa / zamkowa? jest, bo powinna być. Z jej szeregów można wydzielić drużynę, chroniącą królewnę podczas jej przebywania poza zamkiem / pałacem.

Autor napisał: W rozdziałach, w których nie dzieje się praktycznie nic istotnego – na przykład w tych zawierających wątki genealogiczne – staram się wprowadzać własne pomysły, rozwijać dodatkowe wątki i kreować nowych bohaterów.

Aha. Co prawda można nazwać takie podejście obrazoburczym, ale od takiego zamiaru jestem bardzo, bardzo daleki. Raz, że literatura swoje prawa ma, między innymi do swobodnej reinterpretacji, dekonstrukcji i rekonstrukcji, a dwa, że jest to sposób na jednoczesne, co sam napisałeś, utrzymanie uwagi czytelnika i otworzenie sobie pola do wykazania się inwencją w ewentualnym (bo być może nie zawsze koniecznych) rozbudowywania wątków, swego rodzaju wzbogacania oryginału pod względem i treści, i znaczeń.

Trochę Ci pomarudziłem, szanowny Autorze, ale mam nadzieję, że nie za mocno i nie za długo. Życzę powodzenia i pozdrawiam.

Zdarza się, to przecież oczywiste, że na dany tekst “spoglądam niełaskawym okiem”, ale w takich przypadkach najczęściej nie zabieram głosu, co, przyznaję, może być mylące. Nie czytał, nie zrozumiał? itd, itp. Pod wieloma innymi tekstami też nie komentuję, ale to już z innych powodów, na przykład przynależności gatunkowej, bo w takiej na przykład fantasy coraz trudniej o tak zwany powiew świeżości.

Rozdział siódmy jest, uważam, lepszy od pierwszego, i stanowi o tym już sama jego treść – zawiera konkretną akcję i posiada dwóch konkretnych współbohaterów. Sporo w Biblii ksiąg i rozdziałów, w których zachodzą jakieś wydarzenia – ale co z praktycznie pozbawionymi akcji?

Pozdrawiam

 

 

Nawet nie mógłbyś, Szanowny Autorze, wspomnianej hipotezy tworzyć, ponieważ powstała sporo wcześniej…

Pomiędzy teorią a hipotezą istnieje różnica na tyle istotna, że nie są synonimami.

Uważam, że nie mógłbyś zacząć od Adama i Ewy, ponieważ w bardzo znaczący sposób odbiegłbyś od struktur oryginału. Co jest zabiegiem dobrym w budowaniu zaskakujących zakończeń, ale nie w przypadku tekstów, z konieczności, bo z założenia, “trzymających się” oryginału.

Jeszcze mała sugestia: dodaj słownik, bo znacząca liczba potencjalnych czytelników nie zechce łamać sobie głów w poszukiwaniu odpowiedzi, czym jest artivium i podobna reszta. Akcentujesz wytłuszczeniami, więc zasadnicze znaczenie jest istotne dla rozumienia tekstu, ale indywidualne interpretacje chadzają indywidualnymi ścieżkami…

No to zobaczymy, co Ci z tego finalnie wyjdzie…

Pozdrawiam

Cytat: Nie jestem jednak pewien, czy pisząc o tym na forum postępuję zgodnie z przyjętą tu konwencją komentowania własnych utworów.

Egzegezy własnych utworów do codzienności nie należą, ale grzechem też nie są. Zwłaszcza w przypadku, gdy autorzy, jak Ty tutaj, kierują się chęciami zbudowania czytelniejszego przekazu, co chcieli przez to powiedzieć / pokazać, i dlaczego.

Pozdrawiam

Drobny cytacik: […] harmonii–czysta […] .

Myślniki, półpauzy i dywizy poprzedzamy spacjami, po nich też dajemy spację.

<><><>

Szanowny Autorze, wydaje mi się Twoja transkrypcja bliską hipotezie, że wszyscy i wszystko wokół nas to symulacja, uruchomiona przez nie wiadomo kogo w nie wiadomo jakim celu.

Nie porwało, wręcz przeciwnie, lekko przynudziło mnie. Ileż tych bazujących na Biblii przeróbek już było…

Przeczytałem. Przykro mi, przepraszam, ale entuzjazmu ten tekst nie wzbudził. Śmiechu też nie, niestety…

Kilka błędów się wkradło.

Jeśli pominąć usterki, obecne w tekście, prezentuje się on dość dobrze, Co prawda bazuje na bardzo prostym pomyśle – zawierzenie reklamie, akceptacja braku odpowiedzialności twórców i dystrybutorów aplikacji za skutki jej użycia – ale to akurat zgadza się z tym, co można łatwo zaobserwować w realu. Uzależnienie i jego skutki… Plus utrata niegdysiejszych umiejętności kierowcy po długim okresie jazd w trybie auto. Generalnie: mało odkrywcze, ale z sensem i aktualne.

Pozdrawiam.

Przeczytałem kilka pierwszych akapitów i już na tym etapie zmęczyła mnie maniera prowadzenia narracji w czasie przyszłym. Zostawiam to sobie na później.

Wygląda na to, że pierwszy przeczytałem i pierwszy zabieram głos…

Cytacik: […] pojedynczy elektron w eksperymencie z dwoma szczelinami […]. Teraz związane z nim pytanie: czy rozróżnienie między rodzajami gramatycznymi, męskim, żeńskim i nijakim, było wiedzą dla wybranych i głęboko wtajemniczonych? 

Ogólnie całkiem całkiem, półeczka powyżej średniej, bliżej wysokiej. Bez zadęcia i nadęcia, lekki ton i styl, wykorzystanie duplikacji osoby teleportowanej udane, a podanie przyczyny zajścia tego zjawiska sprytne i w dodatku nie tak znowu bardzo wydumane. Na deser zemsta… Aha, erotyka nie przesadzona, ale dostatecznie wyeksponowana, żeby czytelnik mógł sobie coś tam dodać od siebie w równie żartobliwym stylu.

Pozdrawiam

Bardzo, co u Misia jest niemal regułą, sympatyczne i ciepłe z racji zakończenia. 

Pozdrawiam jak zwykle

Stąd, że czytają i oceniają inne osoby, w żaden sposób nie związane z tymi, które kwalifikują teksty do publikacji. W zespole redakcyjnym obowiązują jakieś tam kryteria, niekoniecznie narzucone odgórnie, bo mogą powstawać, kształtować się w trakcie prac nad tekstami, a tutaj każdy stosuje i pośrednio prezentuje własne. 

Kłaniam się.

Jestem pod wrażeniem, szanowny Autorze. Jako Science i do czasu, jak znam tak zwane życie, Fiction, bardzo wysoka półka. Jako studium przemian protagonisty, od człowieka po wypranego z uczuć biznesmena i z powrotem do “ludzia’ – takoż. 

Wzór dla innych. Pozdrawiam.

Mam proste pytanie: czy to już wszystko? Po otwarciu kilku wątków, tematów, jeśli wolisz, Anonimie, ucinasz historię w praktycznie nic nie mówiący sposób.

Jeżeli elementem humorystycznym jest eliminacja ludzi w celu zapewnienia pieskom preriowym dostatecznej ilości tlenu, to tez jak gdyby obok celu.

Ech, te sepulki, o których prawie nic nie wiadomo… Prawie, ponieważ podczas bytności Ijona w sepulkarium pada pytanie na tyle sugestywne, że czegoś tam domyślać się można. Świetnie ten domysł wykorzystałaś, Autorko.

Pozdrawiam

Gratuluję takiego namieszania w znaczeniach, symbolach i całościowych schematach, że pomimo “wstecznego” pozaglądania do fragmentów, które wydały mi się kluczowymi, nadal nie pojmuję – a co gorsza dla Ciebie jako Autora, pojąć mi się odechciało – o co w tym wszystkim chodzi.

Pierwsze słowo nie jest żartem. Trzeba umieć zepchnąć tekst w bagnisty labirynt niezrozumiałości.

Pozdrawiam.

Pozwolę sobie zacytować: Wyślę to zaklęciem na planetę Xterra. […] Po dwóch ziemskich kwadransach kulka się rozpadnie, […].

<><><>

Hm. Skoro kulka miała powędrować na Xterrę, to logiczniej, moim zdaniem, było by, gdyby rozpadła się po dwóch Xterrańskich kwadransach – bo nie wiemy, czy i jaka występuje różnica w jednostkach czasu naszego i tamtejszego i bezpieczniej jest dostosować się do miar Xterrańskich.

<><><>

A co do myśli przewodniej, to prawda, że naszym szczęściem jest niewiedza, co o nas i dlaczego tak myślą o nas zwierzęta, przynajmniej te wyżej rozwinięte…

Pozdrawiam

Science Fiction. Tja…

Koterski nakręcił film, którego tytuł może zastąpić recenzję.

Co nie przeszkadza temu, by innym się spodobało.

Rybak3 napisał: Może to słabe jest… Czytających i oceniających jak na lekarstwo. Już sam nie wiem, co o tym myśleć…:(

Nie, słabe to to nie jest. Trzyma się tak zwanej kupy (proszę bez takich skojarzeń! :-) ), może, nawet powinno doczekać się kontynuacji, byle równie dobrze skonstruowanej. A dlaczego “jak na lekarstwo”? Bo nie jest budzącym zgrozę horrorem, nie jest naiwną bajką, nie jest niczym, przy czym można wyłączyć myślenie, bo z góry wiadomo kto dobry, kto zły, komu kibicować. 

Czasami brak tłumu czytelników więcej mówi o tekście od nie mających końca zachwytów.

Pozdrawiam.

Nie miałbym nic przeciw temu, żeby mi się ta scenka przyśniła. Lekka, żartobliwa, same zalety.

Pozdrawiam

Zapis dialogów, zapis dialogów…

Pomijając wyżej wymienioną i dość poważną wadę tego tekstu zaliczyć go należy, i to bez wahań, do tych z minimum średniej półki. Zgrabnie i sensownie porusza dwa istotne tematy: remedium na samotność i socjomanipulacji. Bez wodotrysków, ale do czytelnika (do mnie z całą pewnością) przemawia.

Pozdrawiam

Co ma sprawność chłodzenia wnętrza stacji orbitalnej do odporności tejże stacji na zderzenia z meteoroidami? Chyba że do budowy powłok / pancerzy stacji użyto materiału o celowo krańcowo wielkiej zależności między parametrami wytrzymałościowymi a temperaturą. Wtedy tak, ale to zwyczajne partactwo by było.

Śmiechy, chichoty i rechoty składają się na szerokie widmo częstotliwości drgań. Skoro zauważono, że “zatykacz” ucieka od nich, może nawet ginie za ich sprawą, to gdzie chociaż jedna przytomna głowa, poszukująca częstości i amplitudy drgań, najsilniej oddziałującej na “zatykacza”?

Przepraszam, przykro mi, nie podeszło…

Zabrałaś mnie w podróż w czasie. Wstecz, oczywiście. Po kilku taktach nie było wokół niczego i nikogo, została muzyka i Ona… Tylko róż nie było…

Cholera, jak ten czas niemiłosiernie galopuje!

Pozdrawiam.

Misiu, zmuszony jestem uprzedzić Ciebie, że przez czas jakiś będę omijał te Twoje teksty, w których znajdę / wyczuję żarty, kpiny i te pe. Chyba że ból brzucha ze śmiechu minie szybciej…

Pozdrawiam jak zwykle niezwykle serdecznie.

Szanowny Autorze, komentator dziękuje za swego rodzaju zaproszenie do współkreowania centralnej postaci poprzez proponowanie dla niego imienia / imion do wyboru, lecz nie skorzysta z zaszczycającej propozycji. Od tej roboty to jest sam Autor… :-) :-)

<><><>

Całkowicie poważnie proponuję, abyś solidnie, przyglądając się poruszonym w komentarzach kwestiom ze wszystkich stron, przemyślał owe kwestie. Sama obszerność komentarzy z ich merytoryką poświadcza, że Twój tekst poruszył czytelnikami, więc pomimo wielu krytyk czytelnicy owi chętnie zapoznaliby się z tym samym bohaterem i tymi samymi wydarzeniami, ale w strawniejszym sosie podanymi. Bo to już tak jakoś jest, że najgorsza dla autorów jest pustka pod tekstem, dwa zdawkowe komentarzyki w stylu “przeczytałem, może być”… – “czepianie się” natomiast oznacza zainteresowanie. Jasne, nie musisz iść za podpowiedziami, zaszytymi w opiniach, ale chyba przyjemniej być autorem chętnie czytanym niż samotnikiem na niedostępnym dla plebsu Olimpie, plebs ów bowiem nie ma chęci (ani czasu) na wielogodzinne spekulacje, co też autor chciał przez to powiedzieć, pokazać.

Pozdrawiam

Apetyczna odtrutka na postapo, wojny światów, zakapturzonych złoczyńców i wszelkiej maści magikusów. Fakt, że opowiadanie jest pesymistyczne w wymowie, bo facet ulega, nie przeszkodził mi dostrzec, iż jednocześnie można – i chyba trzeba – odebrać tekst jako dzisiejszą kpinę z jutrzejszej supremacji Wielkich Elektroników.

Pozdrawiam i wracam na górę.

Szanowny Loginie1. Najlepszą rzeczą, jaką mógłbyś zrobić, to poddać opowiadanie głębokim korektom. Zaczynając od usunięcia wątpliwości czytelnika, gdzie to się dzieje, kiedy i w jakim celu. {Coś tam o Marsie było, ale czy na etapie terraformacji, czy po “przeprowadzce” całej lub chociaż znaczącej części populacji, nie wiadomo. Tak czy tak, motywem walk pomiędzy bazami “neomarsjan” mogłyby zostać dążenia do zajęcia terenów o korzystnych dla terraformujących względnie dla osiedleńców warunkach, lecz jakoś ani słowa nie znalazłem, o co walczą i kto z kim… Potężna luka w narracji.} Bohatera też należałoby moim zdaniem “zmodyfokować”. Facet jest jakiś taki bezpłciowy emocjonalnie, łazi sobie, coś tam robi i nie za dobrze wiadomo, kim jest, jaką ma rolę w scenariuszu. No i imię… Mniej komicznego nie znasz?

To najpoważniejsze, jak uważam, niedostatki tekstu. Z drobniejszych zająłbym się skrótami w typie ‘AA’. Z kontekstu wynika, że to z angielskiego, anti-air, czyli pospolita pelotka, jednak albo stosuje sie oryginalny i pełny skrót, albo przekłada na polski. {Dla odmiany podobają mi się spolszczenia “po linii fonetyki”.} Postaciami takimi, jak Pani Major. Aż chce się zapytać, kto to jest, może szycha taka, że trzeba dużymi literami, a broń Boże po imieniu, bo do więzienia się trafi za brak szacunku… 

Najogólniej oceniając, jest to opowiadanie niewykorzystanych w pełni szans. Podkreślam: niewykorzystanych w pełni, bo nie straconych, tylko zaniedbanych w trakcie pisania. Jednakże, biorąc pod uwagę, że to Twój debiut, jest całkiem całkiem… Masz, myślę, tak zwane zadatki, więc pisz, zbieraj doświadczenia i zdobywaj wiernych czytelników.

Pozdrawiam

 

Edycja: pisałem komentarz, nie znając komentarza PipBoy’a i Twojej odpowiedzi, więc wszelkie uwagi odnoszą się do pierwotnej wersji.

Słabe, ale wyraźne echo dyskusji o SI oraz ostatnich o niej(?) doniesień. Tak się mi wydaje.

Pozdrawiam

Przeczytałem – i nie wiem, co o tym opowiadaniu myśleć. Może gdy / jeśli przeczytam po raz drugi…

Pozdrawiam

Masz prawo pomyśleć, że marudzę, ale bardzo często spotykałem się z tą właśnie “kwestią braku kilku słów”, gdy redagowałem “Silmarisa”. Albo przeciwnie, zbędności, nadmiaru kilku słów. Czytelnik, ten “uśredniony”, statystyczny niejako, nie będzie latał po Internecie w poszukiwaniu objaśnienia, skąd taki wysyp srebrnych monet (wybacz, że przy tym pozostaję, ale przecież o to poszło); starszy zapomniał albo, jak ja, nie interesował się edycjami kolekcjonerskimi, a młody w ogóle nie ma o tym pojęcia, dla niego PRL to “komuna”, musztarda w sklepach i ni diabła więcej. Z nadmiarami niejako “na odwyrtkę”, są zbędne, bo o powszechnie znanych zjawiskach mówią, powszechnie znane fakty traktują jak rewelacje. 

Takim najogólniejszym wnioskiem, jaki mi się był nasunął i który okazuje się aktualnym również dzisiaj jest coś w rodzaju westchnienia współczucia dla obu stron, piszących i czytających. Bo jedni i drudzy mają te swoje słynne gusta, o których się (podobno) nie dyskutuje, a które decydują nie tylko o odbiorze tekstu, ale o jego stylu, tematyce… Co zresztą widać na tym portalu.

Ale, zaznaczam, dzięki temu jest ciekawiej!

Pozdrawiam.

PS. Pytanie, być może niedyskretne Twoim zdaniem (wtedy nie odpowiadaj). Jesteś Łodzianinem?

Ha, jak wynika z Twojej, Autorze, odpowiedzi, “wyłożyłem się” na braku wiedzy z zakresu szeroko rozumianej numizmatyki. Z elementami ekonomii oraz historii współczesnej, oczywiście.

jednakże odwoływać swego komentarza nie zamierzam, ponieważ jest niezłym, jak sądzę, przykładem reakcji przeciętnego czytelnika na ukryty, ale ważki błąd piszącego dane opowiadanie. Nie powinno się zakładać, że czytelnik wie to, co wie piszący. Kilka słów w odpowiednim miejscu, szanowny Autorze, i jeśli nie wszystko stałoby się mniej więcej jasne, to przynajmniej nie budziłoby nagłego zdumienia.

Pozdrawiam

Kłaniam się.

Wiem, że autor kreuje świat, jak mu się podoba, i jest to niezbywalnym jego, autora, prawem, ale… ale czytelnik też swoje prawa ma, szczególnie do zadawania pytań o to, co dziwne, nie zrozumiałe.

» Oto co potrafi porządna srebrna porcja! A niby nic szczególnego: trzy centymetry średnicy, rant na obrzeżu, z jednej strony orzeł bez korony, data 1974, z drugiej mapka dawno zapomnianego przez ludzi i Boga kraju. I wybity wewnątrz niej skrót: PRL. « 

Pytanie: aby nie za mocno naginasz, Autorze, ku swojej wizji? Srebrnych monet, poza okazyjnymi i kolekcjonerskimi, nie było. W PRL-u zwłaszcza. A Ty cały system materialnych wyznaczników wartości opierasz na takim właśnie bilonie. Bohater znajduje monety na kilogramy, jak gdyby banknotów nie było, wyrobów jubilerskich, kamieni szlachetnych, cennych ekskluzywnych produktów.

<><><>

No tom se pomarudził… :-) :-) , i mogę przejść do pozytywów. Solidne, porządne postapo. Praktycznie, poza tym, o czym pozrzędziłem, wszystko ładnie się zazębia. Nadawanie światu niby nowego kształtu, ale opartego na starych, wypróbowanych wzorcach, z oczywistymi konsekwencjami, jak nadużywanie władzy, korupcja, ubijanie własnych interesów pod płaszczykiem stania na straży porządku i bezpieczeństwa, i co tam jeszcze można dopisać. Samotny bohater to klasyka, bez takiego nie ma opowieści, podobnie jak ukrywający się grupowo ludzie, dla których nie ma miejsca w wymodelowanym na nowo / staro społeczeństwie. Osobna pochwała za rezygnację ze swoistego kanonu z nieodległej przeszłości: wszyscy są uzbrojeni, strzelają do wszystkich, inaczej nie przeżyją. Taką fazę musiało “zaliczyć” i “Twoje” społeczeństwo, władzy w rozbitym świecie nie dostaje się w prezencie, trzeba ją wywalczyć, i fajnie, że ten czas / te wypadki po prostu pominąłeś.

Pozdrawiam.

Co prawda wychodzę z pewnych konkretnych, a uparcie przez wszystkich pomijanych założeń, ale wniosek ostateczny współbrzmi z podanym przez Ciebie, szanowny Misiu.

Inaczej przedstawia się kwestia miłych niespodzianek. One, i tu zgadzam się z Tarniną, zdarzają się tylko pesymistom. Co do zaś optymistów, sprawdza się na niemal każdym kroku ich westchnienie: “no przecież, do pioruna, miało być tak ładnie, a zrobiło się jak zawsze…”.

Dość zaskakująca mieszanka: wiedźmy i rytuały plus pokazana w tle współczesność.

Przerysowana postać głównej wiedźmy. Imion używasz, Autorze, zdrobniałych. Dlaczego, po co? No, ale Twoje prawo… Środek za długi, więc za mało dynamiczny; jego skrócenie wydatnie podtrzymywałoby uwagę czytelnika.

Trochę za wiele literówek oraz błędów przestankowania. Pisałeś w pośpiechu, czy nie chciało się Tobie spokojnie i uważnie przeczytać po postawieniu ostatniej kropki?

Jednakże pomimo potknięć w konstrukcji tekstu i językowych jako debiut daje radę.

Twoje i w stu procentach prawdziwe. Dałem tylko wyraz zdziwieniu takim “skrajnym awansem” oraz zasygnalizowałem niepoprawne oznaczenie gatunku.

Czyste Fiction bez krzty Science.

Chłopiec zastępujący boga? Stający się nim po wymieniu kilku zdań? Dość odważna zamiana ról…

Miła w czytaniu dawka – szkoda, że niewielka – pozytywnej, bajkowej fantasy. No i ten kot… Taki zwyczajny, bo wszamał i zaraz sobie leże znalazł, i taki niezwyczajny, gdy o pozostałe czyny chodzi. Kiciuś czarodziej…

Pozdrawiam

Cytat z odpowiedzi Tomasza M. Piro: pełny dukatów Sighitrimidilin (albo Drinthethanimilos, do wyboru)!

:-) Tym razem spróbuję przepowiedzieć przeszłość. :-) Sądzę, że bardzo podobnie, jak ja, zżymałeś się i na przemian podśmiewałeś się, sylabizując imiona elfów i krasnoludów, nazwy krain i te de, i te pe, a robiłeś (robiliśmy?) to w okresie panowania mody na elfią i nie tylko elfią Fantasy. 

Tak po cichutku, szeptem, dodam, że ładnie to z naszej strony nie było. Autorki oraz autorzy godzinami udziwniali tworzone w pocie czoła łamacze języków, a tu masz, czyjeś rechoty skądś dobiegają…

Pozdrawiam

Więcej, dużo więcej w tym obyczajówki, niż SF, lecz pomimo skromnego objętościowo i treściowo udziału w tekście wystarczy, aby do SF spokojnie zaliczyć. Wykorzystanie hipotezy światów równoległych – ale nie ściśle alternatywnych, lustrzanych, można powiedzieć, bo i czas “tam” płynie inaczej, i rozwój naukowy oraz technologiczny – już do tego wystarczy, następny krok w postaci przypisania mózgowi mocy sprawczych w kwestii przenoszenia się między nimi też to uzasadnia. 

Czy to zapowiada, choćby w niewielkim i zawoalowanym zakresie, o czym będzie anonsowana przez Autora trylogia? Trochę tak, trochę nie. Wydaje mi się, że szersze wykorzystanie idei światów równoległych oraz postaci, zdolnych do przenoszenia się między nimi, skłoni do pójścia w stronę sensacyjności. Tajne ingerencje, spiski, komercyjne i oczywiście również kryminalne wykorzystywanie przewag może kusić jako obiecujące, ale jednocześnie grozi to takim naplątaniem wątków, że spoza drzew nie będzie widać lasu.

Ale powodzenia życzę.

Nowa Fantastyka